Wyszukiwarka wiadomości

1
2
[3]
4
5
6
7
8
9
10
11
12

Wiadomości Powsińskie - marzec 2004

Ku pełnej i radosnej wolności-  ks. Bogdan Jaworek
Głoszenie słowa - Teodozja Placzke
Witamy parafialną radę duszpasterską - Paweł Orlewski
Z Powsina do Ugandy - Karolina Karaszewska
Jeszcze jedno pożegnanie - ks. Jan Świstak





Ku pełnej i radosnej wolności

       Podobno znakiem największego zniewolenia człowieka jest to, gdy zniewolony człowiek z wewnętrzną zgodą całuje kajdany, w które go zakuto. Tak twierdził rosyjski pisarz Fiodor Dostojewski.
       „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus”, bo nas ukochał. Tak pisał Św. Paweł z Tarsu.
       Na Chrystusową miłość człowiek może (i powinien) odpowiedzieć również miłością. Odpowiada miłością wówczas, gdy odkrywa w sobie tę Bożą miłość.
       Dopóki nie przyjmiemy tego faktu, że Bóg w Chrystusie kocha nas „aż do końca”, aż po Krzyż i aż po obecność w Eucharystii, tak długo nie będziemy prawdziwie wolni. Bowiem prawdziwa wolność jest aktywnym odbiciem Bożej miłości w człowieku.
       Bóg nie chce niewolników. Oczekuje na radosnych ochotników, gotowych odpowiedzieć miłością na miłość i wiernością na wierność.
       Najcięższymi kajdanami, krępującymi człowieka, jest grzech. Ojciec Święty Jan Paweł II podkreśla, że „najważniejsze niebezpieczeństwo, na jakie dziś jesteśmy narażeni, to grzech”. W języku hebrajskim  -  grzech  -  to mijać się z celem, nie trafiać do celu. Uwalnianie się od grzechu jest więc jedynie skuteczną korektą naszej drogi życiowej.  
       Biorąc to wszystko pod uwagę, w okresie Wielkiego Postu pragniemy ponownie, kolejny już raz, dokonywać korekty naszego życia. Katechizm Kościoła Katolickiego taki wysiłek nazywa nawracaniem się. Św. Ambroży, biskup Mediolanu w IV w., mówi o dwóch rodzajach nawrócenia: „Kościół ma wodę i łzy, wodę chrztu i łzy pokuty”. Ochrzczeni już jesteśmy. Woda Chrztu św. obmyła nas z grzechu pierworodnego. Pozostają nam łzy pokuty, aby wciąż wracać na bezpieczną drogę życia. Nawrócenie ma objąć nasz umysł i nasze serce. Pomagają do tego praktyki zewnętrzne: post, pokuta i modlitwa.
       Post polega na odmówieniu sobie pokarmu, w myśl zasady, że jem dlatego, aby żyć, a nie żyję po to, aby jeść. W Środę Popielcową i w Wielki Piątek jemy tylko jeden raz w ciągu dnia do syta. Inne posiłki ograniczamy pod względem ilości. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze, możemy ofiarować dla biedniejszych od nas. Będzie to połączenie postu z jałmużną, osobistej pokuty z dobrocią wobec drugich.
       We wszystkie piątki całego roku, w Środę Popielcową, a w Polsce, zwyczajowo, także w Wigilię Bożego Narodzenia, powstrzymujemy się od pokarmów mięsnych. Motywem jest zawsze pragnienie bliskości z Bogiem.
IV Synod naszej Archidiecezji przypomina nam, że „okres Wielkiego Postu posiada wyjątkowe znaczenie dla duchowego życia Kościoła. W niedziele tego okresu należy odprawiać nabożeństwo Gorzkich Żalów, zaś w piątki  -  nabożeństwo Drogi Krzyżowej. Należy też przeprowadzić w parafiach rekolekcje jako przygotowanie do obchodu pamiątki Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. Wszyscy wierni niech w Wielkim  Poście zachowują nakazane posty, podejmują inne praktyki pokutne, oddają się gorliwiej słuchaniu Słowa Bożego i modlitwie, niech przystępują do Sakramentu Pokuty”. Synod zachęca również, każdego z nas, do tego, aby „nie odkładać Spowiedzi na ostatnie dni przedświąteczne”. Przypomina także, że „pokutny charakter Wielkiego Postu wymaga powstrzymania się od organizowania hucznych zabaw i uczestniczenia w nich”.
       Trzeba przy tym jasno zdawać sobie sprawę, że żyjemy w świecie często wrogim Bogu. Dawniej znane było w Polsce powiedzenie:  -  „nie minęły trzy pacierze”. Podobno gdzie indziej odmierzano czas czekania na załatwienie jakiejś sprawy ilością wypalonych fajek. U nas  -  odmawianiem modlitwy. A dziś niektórzy ludzie u nas mówią, że żyjemy w innych czasach, że religia jest sprawą prywatną. Norma statystyczna staje się wyznacznikiem normy moralnej. Parlamentarną większością głosów orzeka się, co jest prawdą, a co kłamstwem, co dobrem, a co jest złem. Świat chce dopasować Ewangelię do swoich upodobań, zresztą ciągle zmiennych. Bratanie się z takim światem może bardzo szybko okazać się zdradą Boga. „Rozmyte”, selektywne chrześcijaństwo przestaje być „solą ziemi” i „światłem świata”. Obserwujemy tak zwaną cząstkową przynależność do Kościoła. Ktoś myśli, że należy do Kościoła, a nie praktykuje. Przyjmuje tylko część prawd wiary i tylko niektóre katolickie zasady moralne, a mimo to uważa się za pełnego członka Kościoła. Tak jest w życiu indywidualnym. Tak bywa i w życiu publicznym.
       „Jakże można liczyć na zbudowanie wspólnego domu dla całej Europy, jeśli zabraknie cegieł ludzkich sumień, wypalonych w ogniu Ewangelii, połączonych spoiwem solidarnej miłości społecznej, będącej owocem miłości Boga”?  -  pytał Jan Paweł II (Gniezno, 3 VI 1997 r.).
       Przybliżać Boga sobie, a potem światu, to bodaj najważniejsze zadanie w okresie Wielkiego Postu dla wszystkich nas razem i dla każdego z nas z osobna.
       Znajomość prawd wiary, podtrzymywanie życia sakramentalnego i codzienna zwyczajna dobroć, to najskuteczniejsze lekarstwo na współczesne choroby umysłów i serc.
Na pytanie - "Którędy iść ?" - odpowiadamy - Chrystus Drogą.  "Kto ma rację ?"  -  Chrystus Prawdą. "Jak żyć ?"  -  Chrystus Życiem.
       Roman Brandstaetter pisał przed laty: „ilekroć zgubisz czas, przyłóż ucho do ramion Krzyża, a on wskaże ci dokładną godzinę”. Wielki Post to czas „słuchania Krzyża”. Warto ułożyć własny program przeżycia tego okresu. Pan Jezus proponuje nam modlitwę, jałmużnę i post, a mianowicie więcej modlitwy i wyciszenia, więcej życzliwości wobec bliźnich, więcej umartwienia i pokuty, więcej dobrych postanowień.  Oby tegoroczny Wielki Post nie okazał się dla nikogo z nas czasem straconym.

ks. Bogdan Jaworek




Głoszenie słowa

       „Skoro bowiem świat przez  mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu  przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących” (por. 1 Kor 1,21). Słuchanie  i głoszenie są więc ze sobą jak najściślej związane. To prawda, że religijność może się w kimś zrodzić i rozwinąć pod wpływem różnych czynników, religijność nie jest jednak tym czym jest wiara. Normalnym kanałem, którym Bóg daje ją człowiekowi jest słuchanie tego, co  Kościół głosi. Stąd płyną ważne wnioski, ale i odpowiedzialność przede wszystkim dla tych, którzy w  Kościele mają misję przepowiadania.
       Dla nas słuchających, rekolekcje  będą czasem zadumy nad sensem i celem życia, czasem w którym zatrzymamy albo chociaż spowolnimy bieg naszych spraw bieżących, żeby stanąć wobec prawdy o sobie w perspektywie  uzdrawiającej Miłości.  Kto nam w tym pomoże?   Kto w tym roku będzie głosił rekolekcje?
Dla młodzieży – znany z niedawnej wizyty w naszym kościele ks. Andrzej Bafeltowski  ze Zgromadzenia Księży  Pallotynów w Konstancinie, zaś dla ogółu parafian -  Salwatorianin ks. Roman Hamny.
       Oddając im głos, właściwie już dziś rozpoczynamy rekolekcje.
Zwracam się z pytaniami do księdza  Romana:
T.P.:  Proszę o krótkie przybliżenie swojej osoby naszym czytelnikom.
Ks. R.H.: Pochodzę z Poznania. Święcenia kapłańskie przyjąłem 29 maja 1999 r. Po święceniach zostałem ogólnopolskim duszpasterzem młodzieży skupionej w Ruchu Młodzieży Salwatoriańskiej. Później krótko pracowałem w domu rekolekcyjnym w Międzywodziu, a od 1 lipca 2002 r. jestem kapelanem Instytutu Reumatologicznego w Warszawie.
       Jak widać jestem bardzo młodym księdzem i ciągle uczę się czegoś nowego. Najpierw wchodziłem w moje kapłaństwo otoczony młodzieżą – patrzyłem na świat przez pryzmat ich spraw i problemów. Później poprzez rekolekcje zamknięte dane mi było spotkać się z ludźmi mocno poszukującymi Boga, będącymi często na bardzo wysokim poziomie duchowym. Natomiast obecny czas jest dla mnie czasem nabierania pokory i ogromnego szacunku wobec człowieka przeżywającego swoje jedno jedyne niepowtarzalne życie. Człowieka często złamanego cierpieniem, dźwigającego swój krzyż. Właściwie od początku mojej kapłańskiej drogi jestem rekolekcjonistą. Do tej pory odwiedziłem 26 parafii, w których prowadziłem rekolekcje tzw. ogólne. Prowadziłem również rekolekcje wielkopostne dla neokatechumenatu, oraz ponad 30 serii rekolekcji dla młodzieży w całej Polsce.
T.P.:  Czym są rekolekcje?
Ks. R.H.: Dla mnie jest to czas wzajemnego dzielenia się wiarą, czas stawiania sobie pytań, często bardzo trudnych i wspólnych poszukiwań odpowiedzi na te pytania w świetle Bożego Słowa. Niewątpliwie rekolekcje są czasem wielkiej Bożej Łaski i zawsze ilekroć przeżywam jakieś rekolekcje doświadczam ogromu tej Bożej Łaski! Czasem szukamy Boga gdzieś bardzo daleko, w jakichś wielkich wydarzeniach, tymczasem On jest obecny zupełnie blisko nas, w naszej codzienności – nawet tej, którą nazywamy szarą. Dlatego też rekolekcje mają szerzej otworzyć nam oczy na nasz dzień powszedni, byśmy z radością odkryli Bożą obecność we wszystkim co przeżywamy i czego doświadczamy.
T.P.: Jakie będą tegoroczne rekolekcje?
Ks. R.H.: Nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie – wierzę mocno, że to Bóg je poprowadzi i dlatego gorąco modlę się o to prowadzenie. Na pewno będą mocno przesiąknięte Bogiem odkrywanym w codzienności... Bogiem pełnym miłosierdzia dla człowieka, stąd też myśl przewodnia tych rekolekcyjnych dni to „Odkrycie Miłości początkiem nawrócenia”. Przypomina mi się historia z pewnej parafii, a mianowicie: podczas ogłoszeń parafialnych  troszkę szerzej  przedstawiłem kolejny numer „Niedzieli”, w którym między innymi był przepis kulinarny na „ratatuję z kurczaka”- pamiętam tę nazwę do dziś, bo bardzo mnie zaintrygowała. Powiedziałem mniej więcej tak: „Nie wiem co by ta nazwa miała znaczyć, ale ponieważ jest  to danie z kurczaka, więc brzmi obiecująco. Gdyby któraś z pań zdecydowała się przygotować takie danie to ja chętnie zapisuję się na spróbowanie.” Następnego dnia zostałem zaproszony przez jedną z rodzin na ową tajemniczą „ratatuję” i dopiero kiedy spróbowałem okazało się, że pod tą tajemniczą i intrygującą nazwą kryje się pyszna potrawa. Gdybym nie spróbował, ciągle byłaby to dla mnie tajemnica... .
Chyba trochę podobnie jest z rekolekcjami – dziś są dla nas tajemnicą, ale ufam Bogu, że jeśli  odważymy się je wspólnie przeżyć, mogą stać się dla nas czymś bardzo ważnym, a może nawet „pysznym”! Powierzam całe dzieło rekolekcyjnych dni Waszej modlitwie i serdecznie zapraszam !!!

Rozmowę z ks. Andrzejem Bafeltowskim przeprowadziłam w Centrum Animacji Misyjnej w Konstancinie w pierwszych dniach lutego 2004 r.
T.P.: Pracował Ksiądz jako misjonarz na Ukrainie w latach 1991-1993. Proszę o porównanie wiary  sytego człowieka Zachodu z wiarą budzącą się „po pożodze” na Wschodzie?
Ks. A.B.: Misjonarz na Ukrainie – to nie jest najlepsze sformułowanie, wolałbym powiedzieć duszpasterz. Staraliśmy się zawsze to rozróżnić. Mimo całej „pożogi” komunistycznej są tam niezatarte ślady Ewangelii, w końcu Kościół jest tam od tysiąca lat. A wracając do pytania, to na pewno odczuliśmy to zderzenie świata Zachodu pełnego wolności i jednak dobrobytu z tym co zastaliśmy na Ukrainie. Ja zostałem skierowany do Żytomierza, gdzie jest dużo ludności narodowości polskiej, a więc i katolików. O tym regionie nie można mówić, że jest „po pożodze”, tu nie było tych strasznych prześladowań, które kojarzą się np. z Wołyniem. Kiedy przyjechałem byłem zaskoczony, że do Kościoła przychodzi dużo ludzi, również młodych małżeństw i dzieci. Jako młodzi księża z Polski wnosiliśmy pewien posoborowy dynamizm, który czasem ścierał się z konserwatywną wizją duszpasterstwa i miejscowymi obyczajami. Pamiętam jak ze zdziwieniem odebrałem nieznane u nas w tej formie duszpasterstwo zmarłych: w każdy poniedziałek odbywała się zbiorowa Msza św. za zmarłych. Przed  Mszą kościelny ustawiał w prezbiterium katafalk, przed nim czarny sztandar na posadzce, zapalano świece jak przy zmarłym, a w czasie Mszy śpiewane były egzekwie. Początkowo odbierałem to jak obrzędy z innej epoki, ale wkrótce zauważyłem, że taka forma modlitwy  przyciąga ludzi do Kościoła, więc pozostało mi się z tym pogodzić. Podobnie było ze święceniem pokarmów dopiero po Rezurekcji, co Polsce jest przecież nie do pomyślenia.
T.P.:  Czy zdarzały się tam sytuacje takie, o których się mówi że są niezwykłe?
Ks. A.B.: „Pamiętam takie wydarzenie: zostałem wezwany do chorej, starszej kobiety. Okazało się, że chora już nie mogła mówić. Jak zwykle w takiej sytuacji, zapytałem rodziny czy jest ślub kościelny - nie było. Małżeństwa bez ślubu kościelnego nie należą tam do rzadkości; kiedy to pokolenie było młode, księża byli aresztowani, później mąż na wojnie, dzieci, wnuki... Gdy zaproponowałem staruszkowi ślub z „panną  młodą na łożu śmierci” – zgodził się. Zorganizowano jakieś obrączki, świadkiem była dorosła córka i zięć. Kiedy „dziadek Iwan” pokazał żonie obrączkę, ona zrozumiała... na jej twarzy pojawiło się wzruszenie. Tak więc za jednym razem rozgrzeszyłem, udzieliłem ślubu, namaszczenia chorych  i Komunii św. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Dalsza historia tej rodziny jest również ciekawa – wnuk „dziadka Iwana” wstąpił do seminarium, dziś jest księdzem pallotynem i pracuje na Ukrainie. Z radością  uczestniczyłem w jego święceniach.
T.P.:  Podjął się ksiądz głoszenia rekolekcji dla młodzieży. Czy to jakiś szczególny rys w duszpasterstwie?
Ks. A.B.: Od kilku lat prowadzę rekolekcje dla młodzieży. Zaczęło się od szkoły w Chylicach dla młodzieży niepełnosprawnej, a potem były zaproszenia do różnych miast. Odpowiada mi głoszenie rekolekcji dla młodych. Bardzo sobie cenię radykalizm wiary ludzi młodych i wiele się od nich uczę.
T.P.: Czy jest jakiś temat bliski Księdzu, który powinien być przedmiotem rekolekcji w tym roku?
Ks. A.B.: Z jednej strony trzeba zawsze głosić wiarę – to temat ponadczasowy. Zawsze staram się, żeby rekolekcje były kerygmatyczne (z gr. kerygma = przepowiadanie), natomiast w ostatnim czasie, ważnym dla mnie tematem jest zagadnienie przyjaźni międzyludzkiej. Z własnego doświadczenia wiem, że przyjaźnie zawiązują się w okresie młodości. W moim przypadku trwają do dziś, chociaż ostatnio stają wobec próby trwałości. Ale właśnie dlatego warto o przyjaźni mówić, szczególnie teraz, kiedy te więzi są pozrywane, liczy się „wyścig szczurów”, a nie trwałe i bezinteresowne relacje międzyludzkie.
Serdecznie dziękuję za obydwie wypowiedzi.
Kolejne rekolekcje, kolejne święta, kolejny krok w drodze. A my... czy wciąż tacy sami, czy jednak po każdej homilii, po każdej spowiedzi chociaż trochę inni... ?

Teodozja Placzke

powrót na górę strony



Witamy parafialną radę duszpasterską

       W poprzednim numerze Wiadomości Powsińskich zamieszczono informację o powołaniu na terenie naszej parafii Parafialnej Rady Duszpasterskiej (PRD). Jest to wiadomość dobra, ponieważ dotyczy przekształceń w zarządzaniu wspólnotą parafialną, przekształceń zgodnych z zasadami  tzw. nowej ewangelizacji.
       Słowo „parafia” pochodzi z języka greckiego (parochia) i oznacza okręg, obwód. Jest najmniejszą jednostką administracyjną w Kościele, będącą pod zarządem proboszcza. W języku codziennym ma również znaczenie: kancelaria, kościół (budynek), ogół parafian, a więc nas wszystkich. Utworzona jest w Kościele partykularnym na stałe.        Jednocześnie prawo i obowiązek apostołowania są wspólne wszystkim wiernym, zarówno duchownym jak i świeckim. Ludzie świeccy mają własną rolę do odegrania w budowie Kościoła. Parafia to też wspólnota wiary, organicznie łącząca duchownych i świeckich, mająca zapewniać naturalną współpracę duchowieństwa parafialnego z osobami świeckimi. Często uważa się, że bierność ludzi świeckich wynika z utożsamiania Kościoła z duchowieństwem, a przecież Kościół to my – tworzący Go ludzie. Nie "należymy" przecież do Kościoła, ale Go tworzymy!
       Głęboką myśl na ten temat przekazał nam Ojciec Święty : „Powszechne powołanie do świętości  jest zawsze bardzo osobiste, związane z pracą, zawodem. Jest jakimś rozliczeniem się z talentów, czy człowiek ich dobrze używał, czy źle.” Od każdego z nas – mieszkańców naszej parafii – zależy jak talentów danych nam przez Pana Boga użyjemy, co z nimi zrobimy i czy włączymy się aktywnie w życie Naszego Kościoła.
       O parafialnych  Radach  Duszpasterskich możemy przeczytać w Kodeksie Prawa Kanonicznego w kanonach: 536 i 537. W regulacjach prawnych mowa jest o dwóch rodzajach takich rad: duszpasterskiej i ekonomicznej. O ile rada ekonomiczna świadczy proboszczowi pomoc w administrowaniu dobrami parafialnymi, to rada duszpasterska ma go wspierać w działalności duszpasterskiej. Skład Rady Duszpasterskiej powinien reprezentować całą parafię i jest określany przez proboszcza. Kadencja trwa 3 lata. Do głównych celów działalności należy formułowanie propozycji i wniosków dotyczących doskonalenia pracy duszpasterskiej w parafii. Należy podkreślić, że jest to organ doradczy, a zasadą jego działania jest pełna współpraca z duchownymi i ponoszenie odpowiedzialności za proces ewangelizacji mieszkańców. Rada powinna rozwijać inicjatywy apostolskie i postawy odpowiedzialności za parafię jako wspólnotę religijną. Wśród zadań rad duszpasterskich  II Polski Synod Plenarny (synod, czyli zebranie duchowieństwa danego kraju) umieścił głoszenie Ewangelii, a co za tym idzie - sugestie i wszelką pomoc w organizowaniu przekazu wiary. Skuteczne działanie nie może się naturalnie odbywać z pominięciem duszpasterstwa rodzin, co przejawia się szczególna troską o trwałość małżeństw, trzeźwość, rodziny rozbite i związki niesakramentalne. Wszystko to ma prowadzić do dialogu między duchowieństwem i świeckimi, powiększać krąg przyjaciół kapłanów, łagodzić antyklerykalizm i prostować błędne opinie na temat duchowieństwa. Członkowie Rady powinni również służyć pomocą w kontaktach z ludźmi  obojętnymi i niewierzącymi.
       Do obowiązków członków parafialnych rad duszpasterskich należy pogłębianie ich religijności , dbałość o ciągły rozwój duchowy, doskonalenie wiedzy religijnej poprzez lekturę, słuchanie wykładów i udział w konferencjach i kursach.
       Zgodnie ze statutem - ilość członków Rady powinna być dostosowana do wielkości i potrzeb parafii. Jest oczywiste, że w parafiach miejskich, liczących często kilkadziesiąt tysięcy wiernych liczebność Rady będzie wielokrotnie większa niż w parafiach pozamiejskich. Posiedzenia Rady nie mogą odbywać się rzadziej niż co trzy miesiące.
       II Polski Synod Plenarny  obradujący w latach 1991-1999 przypomniał zalecenie tworzenia parafialnych rad duszpasterskich wyrażone w Kodeksie Prawa Kanonicznego. W czasach komunizmu istnienie i tworzenie tego typu rad było niemożliwe, a laikat (czyli ludzie wierzący, ale świeccy) pozbawiony był prawa oficjalnego współdziałania z duchownymi w szeroko rozumianym krzewieniu słowa Bożego na terenie parafii. Teraz jest to możliwe. Czy z tej możliwości skorzystamy zależy głównie od nas samych. Spróbujmy odnowić naszą wiarę zgodnie z innymi słowami Ojca Świętego: „Wobec problemów, trudności i zagrożeń jakie pojawiają się wewnątrz Kościoła trzeba odpowiedzieć odnową wiary jednostek i wspólnot religijnych.”
       O taką właśnie odnowę módlmy się wszyscy. Niech praca nowo powołanej parafialnej rady duszpasterskiej służy nam w dziele nowego apostolstwa i będzie dodatkowym elementem scalającym w wierze naszą małą społeczność.

Paweł Orlewski



Z Powsina do Ugandy

Z dalekiej, afrykańskiej misji napisała do redakcji pani Karolina Karaszewska, mieszkanka Powsina. Jej list drukujemy poniżej, pamiętając, że w marcu tradycyjnie wspomagamy finansowo naszych misjonarzy na "Czarnym Lądzie".

Drodzy.
       Serdecznie Was pozdrawiam z okolic równika czyli z salezjańskiej Misji w Bombo Namaliga - Uganda, do której dotarłam 3-go listopada 2003. Jestem bardzo szczęśliwa i wdzięczna przede wszystkim Bogu za tę wieka łaskę - bycia świecką misjonarka na Afrykańskiej Ziemi. Moje marzenie spełniło się.
       Jestem także wdzięczna Salezjańskiemu Ośrodkowi Misyjnemu w Warszawie, który przez rok, w Centrum Wolontariatu Misyjnego, przygotowywał mnie do wyjazdu i pracy. Szczególnie dużo zawdzięczam ks. dyr. Stanisławowi Rafałko, który zorganizował ten kurs przygotowawczy wraz z całym zespołem księży salezjanów, sióstr salezjanek oraz świeckich pracujących w Ośrodku, a także Adamowi Rostkowskiemu, który jest odpowiedzialny za świecki wolontariat. Jestem mu bardzo wdzięczna za wszelka pomoc, na którą zawsze mogłam liczyć. Dziękuję Siostrze Ewie i Kalinie - bezpośrednio odpowiedzialnych za projekt "Adopcji na odległość". Trudno wymieniać wszystkich, ale wszystkim Wam Drodzy, których wymieniłam i tych których nie wymieniłam, jeszcze raz z serca dziękuję za każdą pomoc i przysługę uczynioną dla mnie, by mój wyjazd stał się realny.
       Dlatego nie tylko z obowiązku, ale przede wszystkim z serca przepełnionego wdzięcznością, serdecznie dziękuję, zapewniając o mojej pamięci w modlitwie wraz z "moimi" dziećmi, które od momentu mego przyjazdu na misje i pierwszego spotkania z nimi pokochałam całym sercem. Proszę Was wszystkich Moi Drodzy pamiętajcie o mnie w modlitwie, bym przy dobrym zdrowiu i Bożej pomocy mogła to moje misyjne zadanie spełnić jak najlepiej o co również ja się modlę.
       Dzieląc się spostrzeżeniami z mojej podroży 3-go listopada do Ugandy, pragnę powiedzieć że, już pierwszy jej etap okazał się bardzo pomyślny, bez problemów, gdyż do Ugandy dotarłam szczęśliwie, pomimo nadbagażu jaki zabrałam do samolotu. Nie tylko ja z niecierpliwością oczekiwałam tego dnia, ale również ci, którzy pracują na misji, do której się udawałam, oraz dzieci. Już na lotnisku w Kampali powitał mnie bardzo serdecznie ks. Jan Marciniak wraz z jedną z uczennic ze szkoły na misji. Stamtąd ruszyliśmy do Bombo¬ Namaliga odwiedzając po drodze kilka miejsc w Kampali, gdzie ks. Jan mógł przy okazji pobytu w stolicy, załatwić kilka spraw, a w tym również rozpocząć proces wyrobienia mojej wizy.
       Na misji wszyscy przyjęli mnie bardzo serdecznie - zarówno dzieci, dla których tutaj jestem, jak i cala wspólnota salezjańska, która mnie gości. Obecnie na razie zapoznaję się z panującym tu trybem życia od strony wspólnoty oraz szkoły. Staram się we wszystkim uczestniczyć, obserwuję i uczę się. Pomaga mi w tym szczególnie ks. Jan, dbając również i o to, by niczego mi tu nie brakowało i bym czuła się tutaj jak najlepiej.
       Każdy dzień rozpoczynam modlitwą ze wspólnotą w kaplicy o 6.20. Następnie o godz. 7.00 rano jest czas na Mszę Świętą w parafialnym Kościele p.w. Matki Bożej Królowej Męczenników, razem z młodzieżą z internatu: chłopcy i dziewczęta plus wierni z parafii. Bezpośrednio po Mszy Św. jest wspólne śniadanie, po którym każdy ze wspólnoty - księża i bracia salezjanie - rozchodzą się do swoich obowiązków. O godz. 13.00 jem ze wspólnotą obiad i znów do swoich obowiązków. Dzień mojej pracy z dziećmi kończę o godz. 19.15, by następnie o godz. 19.40 uczestniczyć we wspólnej modlitwie brewiarzowej razem ze wspólnotą w kaplicy oraz by modlić się wspólnie na różańcu. Księża, którzy są różnych narodowości, są dla mnie bardzo wyrozumiali podczas wspólnych modlitw. Chętnie mi pomagają, mając świadomość że ja dopiero uczę się odmawiać te wszystkie modlitwy w języku angielskim. W kaplicy siedzę blisko Ks. Jana, który wprowadza mnie w różne tajniki salezjańskich modlitw, służąc mi częstą swoją pomocą. Inni księża także chętnie mi pomagają.
       Będąc tu już kilka dni, miałam okazje zobaczyć całą misje. Nie spodziewałam się, że jest ona aż tak rozległa, stąd też jeszcze się na niej gubię, bo parafia, szkoła techniczna z wieloma działami, szkoła średnia, osobny internat dla chłopców i dziewcząt, ośrodek zdrowia, szkoła podstawowa no i oratorium, to faktycznie bardzo dużo. Myślę, że kiedy zacznę odwiedzać dzieci w szkole, z pewnością poznam to miejsce lepiej. W szkole średniej rozpoczął się już czas egzaminów końcowych, zatem studenci i nauczyciele są szczególnie zajęci.
       Moje pierwsze spotkanie z dziećmi było niesamowite. Ksiądz Jan zaprowadził mnie do szkoły w trakcie przerwy lekcyjnej, kiedy to wszystkie dzieci były na zewnątrz. Dzieci otoczyły mnie, a ja będąc tak blisko miałam ochotę każde z nich pogłaskać po głowie, wziąć na ręce, by dać im odczuć, że przyjechałam tu dla nich i od początku bardzo je pokochałam oraz chcę być z nimi. Było ich jednak tak wiele, że wiedząc iż nie zdołam pogłaskać każdego, starałam się tego nie robić. Teraz jednak wiem, że należy je pogłaskać czy przytulić na ile zdołam, niekoniecznie od razu wszystkie. Dzieci często proszą mnie o słodycze. Ze względu na skromność zapasów, jakie mogłam ze sobą zabrać (a co za tym idzie trzeba je wydzielać), na razie mówię im, że nie mam, do czasu aż lepiej się poznamy.
       Dzieci są bardzo otwarte, każdy mój uśmiech odwzajemniają swoim. Dużym przeżyciem było dla mnie uczestniczenie we Mszy Św. przygotowanej właśnie przez nie. Jestem w Ugandzie zaledwie kilka dni, dlatego jest dla mnie miłym zaskoczeniem fakt, ze tutejsze dzieci z tak wielkim zapałem i bardzo aktywnie uczestniczyły we Mszy Świętej oraz odmawiały różaniec. Nie miały one najmniejszych oporów przed głośnym śpiewaniem, klaskaniem i tańczeniem na chwałę Panu. Kościół został aż po brzegi wypełniony dziećmi w zielonych mundurkach.
       Kończąc te moje pierwsze refleksje - spostrzeżenia z mojej pracy na misji w Ugandzie, jeszcze raz wszystkich Was pozdrawiam, nie zapominając o Was Drodzy Adoptowani Rodzicie i Sympatycy Salezjańskich Misji, którzy swoją modlitwą i pomocą materialną pomagacie misjom, by  zarówno Misja Ks. Jana Marciniaka, jak i wiele innych, mogło spełniać misje Jezusa Chrystusa w głoszeniu Dobrej Nowiny oraz w miarę możliwości nieść pomoc materialną biednym dzieciom, pomagając im w ich edukacji poprzez projekt "Adopcji na odległość".

Z modlitwą i pamięcią.
wolontariuszka Karolina Karaszewska z Powsina

powrót na górę strony



Jeszcze jedno pożegnanie

       W listopadowym numerze „Wiadomości Powsińskich” żegnaliśmy p. dr. Tadeusza Fronczaka, który przez 45 lat leczył tutejszych mieszkańców. Dzisiaj, 27 lutego, w Szkole Podstawowej Nr 104 w Powsinie, dzieci żegnały Panią Dyrektor Jadwigę Turkowską, która w tym roku obchodzi jubileusz 30-lecia pracy w miejscowej „podstawówce”. Na stanowisku dyrektora szkoły pozostawała od 1985 r. W zawodzie nauczycielskim pracowała od 1963 r.
       Każde rozstanie jest bolesne. Pedagog z tak długim stażem pracy w szkole pozostawia wśród nas swoje serce, zaangażowanie i osiągnięcia. Składając dzisiaj wizytę p. Dyrektor, zapytałem o to, co uważa za największe swoje osiągnięcie w ciągu 30 lat pracy w szkole. Odpowiedziała, że z satysfakcją wspomina przeforsowanie u władz państwowych nadanie imienia naszej szkole. Patronem został Maciej Rataj. Był on  działaczem ludowym i marszałkiem sejmu w przedwojennej Polsce. Został zamordowany przez hitlerowców w Palmirach w 1940 r.
       W czasach PRL-u podsuwano, jak powiedziała p. Dyrektor, wielu „patronów” związanych z panującym wówczas systemem komunistycznym. Jednak do tego nie doszło i z tego jest najbardziej zadowolona.
       Bardzo dobrze wspomina też współpracę z Radą Rodziców, która organizowała imprezy, by wspomóc finansowo szkołę.
       Według p. Dyrektor najlepszym okresem dla szkoły były lata współpracy z Gminą Warszawa-Wilanów. Urząd ten bardzo się interesował sprawami szkoły i wspomagał materialnie konieczne inwestycje.
       Problemem na płaszczyźnie pedagogicznej, według p. Dyrektor, była zauważalna zmiana mentalności rodziców i zwiększone oczekiwania w stosunku do szkoły.
Odchodząc  z pracy w Powsinie, p. Jadwiga Turkowska podziękowała gronu nauczycielskiemu, Radzie Rodziców i Siostrom katechetkom, które pracowały razem z nią, szczególnie S. Benonie i S. Grażynie.
       W imieniu własnym i naszej wspólnoty parafialnej podziękowałem Pani Dyrektor za współpracę szkoły z Kościołem. Życzyłem jej błogosławieństwa Bożego, dużo zdrowia, dobrego odpoczynku i odnalezienia siebie w nowej rzeczywistości.

ks. Jan Świstak, proboszcz

P.S. Jak mnie poinformowano, na czas wakatu obowiązki dyrektora szkoły będzie pełnić p. Aniela Trefoń, nauczycielka od lat związana z naszą szkołą.