Wyszukiwarka wiadomości

2
3
4
5
7
[8]
9
10
11
12

Wiadomości Powsińskie - lipiec/sierpień 2010

Czas łaski - ks. Proboszcz Lech Sitek
Wielkie Te Deum dziękczynne za 600 lat parafii - Teresa Gałczyńska
Testament - Zygmunt Karaszewski
„Zło dobrem zwyciężaj” - Agata Krupińska
WAKACJE Z BOGIEM, czyli Boża miłość jak rzeka… - Małgorzata i Arkadiusz Urbańscy
Po powodzi - Justyna i Michał Chodakowscy
Wybory prezydenckie 2010 – półmetek - Maria Zadrużna
Z ŻYCIA PARAFII - Ks. Jan Świstak
DZIESIĘCIOLECIE ŚMIERCI BURMISTRZA, MIESZKAŃCA BIELAWY - Zygmunt Karaszewski




Czas łaski


        Jubileusz parafi i św. Elżbiety w Powsinie to ogrom historii Kościoła, który na trwałe zrósł się z dziejami naszego narodu. Poczynając od fundacji kasztelanowej Elżbiety Ciołkowej, aż po wiek XXI chrześcijanie modlą się na tym świętym miejscu wychwalając Boga i przyzywają wsparcia Matki Bożej Tęskniącej, która od ponad 300 lat króluje w głównym ołtarzu kościoła.
        Szczególnym dniem jubileuszu stał się 27 czerwca 2010 roku, gdy Mszę św. jubileuszową koncelebrował wraz z zaproszonymi księżmi ks. abp. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski. Rocznice przypominają o bogatej historii, wielkich ludziach, wspaniałych wydarzeniach. Jednym z takich szczególnych akcentów historycznych była koronacja obrazu Matki Bożej Tęskniącej dokonana przez ks. kard. Józefa Glempa, prymasa Polski, dnia 28 czerwca 1998 roku. Od tego czasu kościół stał się sanktuarium – czyli szczególnym miejscem działania Boga. Pielgrzymi i parafianie doświadczają codziennie Bożej opieki, czego świadectwem jest księga pielgrzymów i wota wokół cudownego obrazu Matki Bożej. Patrząc na historię możemy odczytywać obecne znaki czasu, one wskazują na działanie Ducha Świętego w naszej parafii, a jest to większa aktywność świeckich działających różnych grupach modlitewno-apostolskich, a także wzrost naszej społeczności parafialnej, która zbliża się do 5 tysięcy mieszkańców. Pielgrzymi, którzy przyjeżdżają do sanktuarium potwierdzają charyzmat Powsińskiej Madonny. Wszyscy dziękujemy Chrystusowi za Jego obecność w naszej świątyni i za wielkie dary Bożej Opatrzności, które są wylaniem miłosierdzia Bożego na ludzką nędzę i radością na nasze smutki. Niech następne lata jubileuszowe będą dla całej wspólnoty parafialnej czasem wzrostu duchowego
i kroczeniem drogą Bożej miłości.

ks. Proboszcz Lech Sitek




Wielkie Te Deum dziękczynne za 600 lat parafii

        Uroczystości dziękczynne z okazji jubileuszu 600-lecia naszej powsińskiej parafii odbyły się w dniu 27 czerwca 2010 roku. To wielkie historyczne wydarzenie rozpoczęło się przemarszem Bractwa Rycerskiego od ul. Rosochatej aż na błonia przykościelne, przypominając czasy i atmosferę ustanowienia parafii w Powsinie. Do tych czasów nawiązał ks. Proboszcz Lech Sitek tuż przed rozpoczęciem Najświętszej Ofiary: U tronu Pani na Powsinie – Matki Bożej Tęskniącej witam wszystkich, którzy przybyli, by włączyć się w nasz hymn dziękczynienia i uwielbienia Boga za dar jubileuszu 600-lecia naszej parafii. W 1410 roku, gdy wojska króla Władysława Jagiełły zmierzały pod Grunwald (a wśród nich Wigand z Powsina – syn Elżbiety Ciołkowej, fundatorki naszego kościoła) biskup poznański Wojciech (Albert), odłączając wsie Powsino, Jeziorna i Lisy od parafii wilanowskiej, przypisał je do nowego kościoła w Powsinie, tworząc tym samym parafię, a jej patronami ustanowił św. Elżbietę Węgierską i św. Andrzeja Apostoła. Sprawowaniu Eucharystii na ołtarzu polowym w obecności naszej Powsińskiej Pani (w tle obraz św. Elżbiety Węgierskiej), przewodniczył J.E Abp. Kazimierz Nycz Metropolita Warszawski, a celebrowali ją zaproszeni księża kanonicy, prałaci i dziekani. Wśród obecnych byli również: licznie przybyli parafianie i pielgrzymi, siostry zakonne i klerycy oraz zaproszeni goście w tym głównie przedstawiciele samorządów Mazowsza, miasta stołecznego Warszawy i dzielnicy Wilanów. Do tak licznie zebranych na przykościelnych błoniach oraz do widzów TV Polonia w licznych zakątkach świata ks. Abp. skierował wiele znaczących słów. Mówił m.in.: o dobrym zagospodarowaniu wolności zarówno w wymiarze wewnętrznym jak i zewnętrznym, o wciąż powracających upiorach kłótni i nienawiści mimo niestrudzonej służby kościoła dla miłości i ku miłości, o niezwykle historycznym wymiarze tego pięknego jubileuszu i o zasłużonych pasterzach naszego  powsińskiego kościoła. Jednak szczególną uwagę zwracają słowa: Jesteśmy z Wami w dniu tego wielkiego jubileuszu, tego historycznego bogactwa, które było tworzone przez 25 pokoleń. Strzeżcie je bo to są wasze korzenie, byście mogli je przekazać następnym pokoleniom. Uroczystą liturgię uświetnił niezwykły repertuar chóru parafialnego (w tym najstarsza pieśń religijna Bogurodzica) oraz przejmująca pieśń w wykonaniu Zespołu śpiewaczego Powsinianie Matko przed Twoim obrazem. Po procesji z obrazem Matki Bożej do kościoła ks. Arcybiskup dokonał odsłonięcia i poświęcenia pomnika rycerza Wiganda na placu przykościelnym – pomnika jubileuszu 600-lecia. Ok. godz. 15.30 rozpoczął się koncert Mazowsze i Przyjaciele a o 19.00 Wieczornica czyli wspólne śpiewanie przy ognisku pieśni religijnych. Ostatnim akcentem tych całodziennych duchowych przeżyć była modlitwa różańcowa i Apel Jasnogórski. Nie byłoby jednak tej relacji bez przytoczenia wypowiedzi chociaż kilku moich rozmówców, uczestników tej naszej parafialnej uroczystości:
        - Jestem bardzo szczęśliwa, że doczekałam tego historycznego dnia i dziękuję naszej Matuchnie Najświętszej za wielkie duchowe przeżycia za zdrowie i błogosławieństwo - mówi pani Janina Rybarczyk w obecności córki Eweliny i wnuczki Agnieszki.
        - To niezwykłe religijne wydarzenie, wymagające pracy i zaangażowania zarówno księży jak i osób świeckich. Podziwiamy organizację i atmosferę jaka tu przez cały dzień panuje. Każdy, kto się do tego przyczynił zasługuje na wdzięczność i pochwałę – zgodnie twierdzą panowie Henryk Masiak i Edward Pyzel.
        - Pani Marianna Fic - Mieszkam po drugiej stronie Wisły w Julianowie. O tym wielkim wydarzeniu dowiedziałam się z Radia Maryja i z ogłoszeń wysłuchanych w kościele Świętego Krzyża. Jestem w Powsinie pierwszy raz i wszystko co tutaj dzisiaj przeżyłam zrobiło na mnie duże wrażenie. Przebieg uroczystości oddawał ducha tego wspaniałego jubileuszu tak nierozłącznie związanego z głębokim zakorzenieniem wiary. Będę do tego źródła wracała – ku pokrzepieniu.
        Zatem pozwolę sobie zakończyć tę krótką relację słowami ks. Proboszcza: Najwyższemu Bogu niech będzie cześć i chwała, za to, że dozwolił nam przeżyć tę niezwykłą uroczystość. Dziękujmy także ludziom, którzy swoim zaangażowaniem i swoją obecnością uświetnili to znamienite wydarzenie w historii naszej parafii.

Teresa Gałczyńska




Testament

        Powstanie Warszawskie pozostanie na zawsze w pamięci i historii jako wielki bohaterski zryw, podyktowany hasłem: „Bóg, Honor i Ojczyzna”. To w obronie wiary, wolności i godności Narodu, mającego tysiącletnią i chrześcijańską kulturę, stanęli młodzi żołnierze Polskiej Armii Powstańczej, zwanej Armią Krajową (AK), zorganizowanej w warunkach absolutnej konspiracji, o wyjątkowych walorach moralnych i patriotycznych.
        „Ojczyzna wzywa nas do boju. To, naprzód! Bóg nam każe iść” - pisze Andrzej Trzebiński, jeden z poetów tego tragicznego pokolenia. Młodzi powstańcy wyczuwali, że walka toczy się o świat Boży i ludzki, że te wartości, oni młodzi, mają pokazać światu. „Myśmy dawno już drogę wybrali. Jeśli nawet powiedzie przez śmierć, by Polska miała znów żyć” (Krzysztof Kamil Baczyński). Powstanie było krzykiem protestu, rzuconym barbarzyńskim systemom: faszyzmowi i komunizmowi. Wolność Narodu, to wartość, której pokolenie tamtych lat poświęciło wszystko. Wielki Polak, Kardynał Stefan Wyszyński, tak mówił: „Wy dobrze wiecie, że w czasach trudnych i przełomowych dla Narodu, mobilizuje się wszystkie siły. Widać to było zwłaszcza w dniach Powstania. Pozostanie ono, bez względu na późniejszą ocenę historyczną, najwspanialszym świadectwem woli i prawa Narodu do życia. Było potężnym zrywem, który za cenę zniszczenia Stolicy, bo ona nie jest całym Narodem, nawet za cenę krwi najlepszej młodzieży, bo to nie jest jeszcze cały Naród, zaświadcza światu, że Polska ma prawo do wolności”.
        Powstańcy - Akowcy wiedzieli, że w każdej chwili mogą stanąć przed Bogiem. Modlili się i wierzyli. „Panie, błogosław prawdzie i walce naszej sprawiedliwej. Błogosław naszej najsłuszniejszej sprawie”. Modlili się słowami wiersza Wacława Bojarskiego: „Panie, coś przelał Krew”. A Krystyna Krahelska, ps. Danuta pisała: „Nowa Polska, zwycięska, jest w nas i przed nami”...
        Wieść o wybuchu Powstania rozeszła się lotem błyskawicy po Kraju i po świecie. Liczący na pomoc zachodnich aliantów, Polacy zostali pozostawieni sami sobie. Stało się tak dlatego, że ośmielili się zakwestionować ustalenia „Wielkiej Trójki” w Teheranie. W ten sposób Powstańcy musieli zmagać się sami z potęgą Wermachtu i bezczynnością Armii Czerwonej, o której poeta rosyjski, Włodzimierz Wysocki, tak pisał:
        „Wzywali pomocy, błagali o broń, a nasi sztabowcy zatrzymali front. Chcieliśmy przez Wisłę, z marszu, jak się da... i płakali wszyscy, słysząc wciąż: „nielzia”. I dalej pisze: „Czemu stały armie sześćdziesiąt trzy dni, patrząc jak Powstanie nurza się we krwi?”...
        W miarę upływu czasu znaczenie moralne Powstania nie maleje, wręcz rośnie, bo na tle historii ostatniego wieku odkrywany jest jego wymiar ogólnoludzki jako drogowskaz na przyszłość. Coraz lepiej widzimy jego wymiar duchowy jako świadectwo kultury ochrzczonego Narodu, jako dziedzictwo i testament.
        Wierna pamięć, to wiele, ale i mało. Temu musi towarzyszyć przekazywanie skuteczne tej szlachetnej spuścizny. Walka o Polskę toczy się nadal: nie tylko na froncie biologicznym, ekonomicznym i politycznym, ale także moralnym, społecznym, duchowym i kulturowym.
        Pochylając się nad grobami Powstańców na „powsińskiej nekropolii” i na tylu innych miejscach, pomyślmy o Polsce i o tym, czy wypełniliśmy ten testament Armii Krajowej?...
        „Polsko, Ojczyzno nasza ukochana! Ty świecisz jeszcze jak perła w koronie. Jesteś najdroższym zakątkiem świata. Czy dzisiaj znowu, przez nienasyconych masz być do konsumpcji na tacy podana? Ty masz miliony mądrych Polaków, tylko obudź ten Naród wspaniały. Obrona nie będzie łatwa, bo walka podstępna, dobrocią przybrana, toczy się nadal”...

Zygmunt Karaszewski




„Zło dobrem zwyciężaj”

        Ks. Jerzy Popiełuszko miał zaledwie 37 lat kiedy został zamordowany. Jak to się dzieje, że zwykły, wydawałoby się przeciętny człowiek, jak mówią niektórzy nie wyróżniający się niczym szczególnym ksiądz zostaje męczennikiem i  błogosławionym Kościoła Katolickiego. Wydaje się, że olbrzymi wpływ na jego życie i postępowanie miało wychowanie w domu rodzinnym. Jak mówiła Marianna Popiełuszko, mama Ks. Jerzego „U nas kłamstwa nie było! Kiedyś nauczycielka wezwała mnie do szkoły, żeby mi zwrócić uwagę, że Alek często w kościele na różańcu przesiaduje. Zagroziła, że może być z tego obniżony stopień ze sprawowania. Duch Święty mnie natchnął i odpowiedziałam, że jest przecież wolność
wyznania. (...).

        Właśnie to umiłowanie prawdy i nieuchylanie się od trudnych zobowiązań doprowadziło ks. Jerzego do organizacji Mszy Św. za Ojczyznę. Tak się składa że miałam okazję uczestniczyć w Mszach za Ojczyznę, ale niestety czy to ze względu na młody wiek czy wysoki poziom stresu związany z unikaniem milicji wyłapującej szczególnie młode osoby udające się na Eucharystię w Kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, niewiele pamiętam z homilii, które były wtedy głoszone. Pamiętam strach i poczucie osaczenia i bunt, że inne poglądy mogą być tak znienawidzone żeby używać siły. Teraz kiedy jesteśmy już po uroczystosciach beatyfikacji ks. Jerzego wydaje się, że warto sięgnąć do jego homilii. Większość z nas, zna choćby pobieżnie tragiczną historię ks. J. Popiełuszki, ale niewielu pamięta co tak naprawdę nam mówił, może poza hasłem „zło dobrem zwyciężaj”, a przecież jego słowa, wcale nie straciły na aktualności. Podobno mamy wolność i podobno nie jesteśmy niczym ograniczeni a jednak na każdym kroku widać hipokryzję i „poprawność polityczną”, boimy się mówić co naprawdę myślimy, wstydzimy się naszej wiary, tchórzymy w wielu nawet drobnych sytuacjach - czy w związku z tym naprawdę jesteśmy wolni czy tylko zniewolenie przybrało inną formę.
        Ks. Jerzy mówił tak: „…Przez krzyż idzie się do zmartwychwstania. Innej drogi nie ma. I dlatego krzyże naszej Ojczyzny, krzyże nasze osobiste, krzyże naszych rodzin muszą doprowadzić do zmartwychwstania, jeżeli łączymy je z Chrystusem, który krzyż pokonał. Nasze cierpienia, nasze krzyże możemy ciągle łączyć z Chrystusem, bo proces nad Chrystusem trwa. Trwa proces nad Chrystusem w Jego braciach. Bo aktorzy dramatu i procesu Chrystusa żyją nadal. Zmieniły się tylko ich nazwiska i twarze, zmieniły się daty i miejsca ich urodzin. Zmieniają się metody, ale sam proces nad Chrystusem trwa. Uczestniczą w nim ci wszyscy, którzy zadają ból i cierpienie braciom swoim, ci, którzy walczą z tym, za co Chrystus umierał na krzyżu. Uczestniczą w nim ci wszyscy, którzy usiłują budować na kłamstwie, fałszu i półprawdach, którzy poniżają godność ludzką, godność dziecka Bożego, którzy zabierają współrodakom wartość tak bardzo szanowaną przez samego Boga, zabierają i ograniczają wolność. (...)Krzyż to brak prawdy. Prawda ma w sobie znamię trwania i wychodzenia na światło dzienne, nawet gdyby starano się ją skrupulatnie i planowo ukrywać. Kłamstwo zawsze kona szybką śmiercią.. Prawda jest zawsze zwięzła, a kłamstwo owija się w wielomówstwo. Korzeniem wszelkich kryzysów jest brak prawdy. Krzyżem jest brak wolności. Gdzie nie ma wolności, tam nie ma miłości, nie ma przyjaźni, zarówno między członkami rodziny, jak i w społeczności narodowej czy też między narodami. Nie można miłować czy żyć z kimś w przyjaźni przez przymus. Człowiek dzisiejszy jest bardziej wrażliwy na działanie miłości niż siły. Polaków nie zdobywa się groźbą, ale sercem. A i męstwo nie polega - jak mówił zmarły prymas - na noszeniu broni, bo męstwo nie trzyma się żelaza, tylko serca. (...)"
(kazanie z 26 września 1982)
        Mówił to dwa lata przed śmiercią nie przypuszczając, jak jego krzyż będzie ciężki - został skrytobójczo, bestialsko zamordowany, a jego bezpośredni mordercy są już na wolności zaś ich mocodawcy nigdy nie zostali ukarani ale czyż nie zwyciężył i czyż nie zwyciężył Chrystus? Bo przecież ks. Popiełuszko żyje w naszych sercach i pamięci, stał się nieśmiertelnym symbolem tego, że zawsze w każdej godzinie można wytrwać w prawdzie, że zawsze można zachować godność i bronić swoich poglądów i drugiego człowieka. On nie tylko mówił o wolności on był człowiekiem naprawdę wolnym.
        „Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Życie w prawdzie to dawanie świadectwa na zewnątrz, to przyznawanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą. Nad tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy i nie protestujemy przeciw niemu na co dzień. Nie prostujemy go, milczymy lub udajemy, że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w zakłamaniu. Odważne świadczenie prawdy jest drogą prowadzącą bezpośrednio do wolności. Człowiek, który daje świadectwo prawdzie, jest człowiekiem wolnym ..Lęk rodzi się przecież z zagrożenia. Lękamy się, że grozi nam cierpienie, utrata jakiegoś dobra, utrata wolności, zdrowia czy stanowiska. I wtedy działamy wbrew sumieniu, które jest przecież miernikiem prawdy. Przezwyciężamy lęk, gdy godzimy się na cierpienie lub utratę czegoś w imię wyższych wartości. Jeżeli prawda będzie dla nas taką wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężymy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia. Chrystus wielokrotnie przypominał swoim uczniom: „Nie bójcie się. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a nic więcej uczynić nie mogą. (por. Łk 12,4)”
(kazanie z 31 października 1982).
        Zbili ciało ale nic więcej zrobić nie mogli – przegrali, zwyciężyło dobro mimo wszystko, mimo cierpienia, bólu, smutku. Zwyciężyła prawda a my mamy to szczęście, że możemy w tym uczestniczyć, że wszystko nie skończyło się wraz z jego śmiercią, że jego cierpienie miało sens, choć gdy dowiedzieliśmy się o brutalnym zabójstwie ks. J. Popiełuszki trudno było odnaleźć w tym jakikolwiek sens.
        Ks. Jerzy uczył nas również jak żyć na co dzień, abyśmy nie zagubili sensu życia, mówił: „... Bóg, modlitwa i praca w połączeniu ze sobą pomagają dopiero człowiekowi widzieć sens jego życia i trudu. Człowiek pracujący ciężko, bez Boga, bez modlitwy, bez ideałów będzie jak ptak z jednym skrzydłem deptał po ziemi. Nie potrafi wzbić się wysoko i zobaczyć większych możliwości, większego sensu bytowania na ziemi. Będzie jak okaleczony ptak...”
(kazanie z 24 kwietnia 1983).
"(…) Niech na co dzień towarzyszy nam świadomość, że żądając prawdy od innych, sami musimy żyć prawdą. Żądając sprawiedliwości, sami musimy być sprawiedliwi. Żądając odwagi i męstwa, sami musimy być na co dzień mężni i odważni.”
(kazanie z 27 maja 1984)
        Krytycznie oceniał Polaków i dopingował do zmiany modelu życia ale robił to z miłością wierząc, że jesteśmy zdolni do wielu wspaniałych rzeczy jeśli tylko podejmiemy walkę ze sobą. Mówił:
        „Może jeszcze za mało naszych dobrowolnych wyrzeczeń, za mało czysto ludzkiej solidarności. Za mało odwagi do demaskowania zła, za mało troski o cierpiących, krzywdzonych i więzionych. Może ciągle za dużo w nas egoizmu, zalęknienia, za dużo pijaństwa, za dużo ludzi sprzedajnych, bez własnego zdania, chcących wygrywać własne interesy kosztem innych. Może ciągle jeszcze za mało tych, którzy są wierni ideałom, za które bracia nasi przelewali własną krew?...”.
(Homilia z dnia 27 listopada 1983 r.).
        Niestety mimo, że minęło prawie 30 lat od chwili wygłoszenia tych słów nadal za mało w nas miłości, nadal gonimy za iluzorycznymi celami i po drodze gubimy to co ważne dla nas samych, naszych rodzin jak i dla Polski. Wciąż tak jak przed laty potrzebujemy nadziei, bo jak mówił ks. Jerzy Popiełuszko:
        „(...) tylko ludzie silni nadzieją są zdolni przetrwać wszelkie trudności.”, potrzebujemy radości, „(…) bo jest ona najgroźniejszą bronią przeciwko szatanowi, który smutny jest z urodzenia” i potrzebujemy „.. wolności od zemsty i nienawiści”, wolności, która jest owocem miłości.”
(Homilia z 26 września 1982).

Agata Krupińska




WAKACJE Z BOGIEM, czyli Boża miłość jak rzeka…

        Błogosławiony czas odpoczynku dla siebie samego dla rodziny i bliskich, czas wakacji i urlopów i pytanie: gdzie jedziesz? Chyba warto również zadać sobie inne pytanie – nie tylko dokąd jadę, ale z kim i jaki jest cel tej podróży? Czy odpoczywam by nabrać sił, aby wzmocnić się duchowo, zobaczyć coś nowego? Niestety czasami trzeba też sobie postawić pytanie czy nie będą to tzw. „wakacje od Pana Boga”?
        Na szczęście coraz więcej jest propozycji różnych wspólnot katolickich, które umożliwiają nam naprawdę radosne spędzenie czasu i to czasu dobrego w każdym tego słowa znaczeniu. Można je znaleźć choćby na stronach www.mamre.pl, www.swietarodzina.org, www.swietarodzina.pl czy stronach www.rekolekcje.info, www.rekolekcje.vel.pl oraz wielu innych dostępnych w internecie. Z szerokiej gamy proponowanych rekolekcji są między innymi dni biblijne, ignacjańskie rekolekcje w ciszy, kursy i rekolekcje dla małżeństw, rodzinne wakacje z Bogiem, jak również rekolekcje tematyczne np. uzdrowienie wspomnień. Niezapomnianym źródłem wspomnień i czasem rzeczywistego umocnienia może być również pielgrzymowanie do Częstochowy. Warszawska Pielgrzymka Piesza ma już wieloletnią tradycję. Z własnego doświadczenia wiemy, że choć czasami nogi bolą niesamowicie, a deszcz na zmianę z upałem często powoduje, że pielgrzymowanie staję się naprawdę trudne to jest to trud, który jest owocny i przynosi wiele radości. Także u nas w parafii wyjazd z młodzieżą organizowany przez ks. Jarka daje możliwość spędzenia czasu w sposób aktywny i twórczy właśnie z Jezusem.
        Jednak również „zwykły urlop” to czas, kiedy możemy naprawdę zaprosić do odpoczynku wraz z nami Jezusa. Wolne chwile są dobrym momentem, żeby na dłużej usiąść i zasłuchać się w Słowo Boże, może przeczytać jakąś księgę Biblii, do której wcześniej nie mieliśmy czasu sięgnąć. Może pochylić się wspólnie nad modlitwą małżeńską, może wsłuchać się w głos Boga przed podjęciem ważnych decyzji, może pokazać dzieciom, że modlitwa to też śpiew, taniec i radosne trwanie przed Bogiem, który dla nas stworzył cały piękny świat. Każdy urlop może i powinien stać się duchowym obozem kondycyjnym, okresem ładowania akumulatorów, wyrabiania dobrych nawyków modlitewnych, które wdrożone i wypróbowane w czasie odpoczynku będzie nam łatwiej kontynuować w ciągu roku.
        Naszym niezatartym wspomnieniem pozostają msze na łonie natury na Mazurach, czy kameralne msze w trakcie wypraw rowerowych i kajakowych, gdzie mogliśmy dzięki niesamowitym kapłanom, którzy podróżowali z nami, doświadczać cudu przemienienia Ciała i Krwi Chrystusa, aby w ten sposób rozpocząć lub zakończyć dzień z Panem Bogiem.
        Boża miłość jak rzeka - zaprasza nas do zanurzenia się w Jego miłości, westchnienia do Boga, ale też do doświadczenia jej porzez piękno stworzenia. W jednym ze swoich ostatnich rozważań Benedykt XVI napisał: „Przynaglany pytaniem o sens, które nurtuje ludzkie serce, dostrzega on [człowiek] w otaczającym go świecie ślad dobra, piękna i Bożej Opatrzności, i niemal spontanicznie otwiera się na uwielbienie i modlitwę.”. Życzymy wszystkim czytelnikom i sobie, aby to doświadczenie mogło być naszym udziałem również w czasie tegorocznych wakacji.

Małgorzata i Arkadiusz Urbańscy




Po powodzi

        Wiosna 2010 roku przejdzie do historii jako czas wyjątkowo nieszczęśliwy dla Polski i Polaków. Tragiczna śmierć  prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a wraz z nim 95 przedstawicieli elit wstrząsnęła całym społeczeństwem. Półtora miesiąca później rozpoczęła się ogromna, ogarniająca większą część kraju powódź. Wylały wszystkie najważniejsze rzeki Polski. Ucierpiały miliony ludzi. Media codziennie informowały o stratach, zagrożeniach, ofiarach. Codziennie też docierały informacje o udzielanej pomocy.
        Powsińska parafia uniknęła nieszczęścia. Wały przeciwpowodziowe chroniące Warszawę przed wysoką wodą na Wiśle szczęśliwie wytrzymały napór. Skutki ulewnych deszczów ograniczyły się do kilku zalanych piwnic, podtopionych pól, w sumie niewielkich strat materialnych.
        Jako zespół Caritas dbając o to, aby niczego nie zaniedbać upewniliśmy się, że w naszej parafii nie ma osób szczególnie poszkodowanych i wróciliśmy do codziennych obowiązków. Organizowana przez kościół zbiórka datków pieniężnych na potrzeby powodzian do reszty uspokoiła nasze sumienia. Zrobiliśmy swoje.
        Zadziwiające są drogi Pana, który pragnie obudzić nasze sumienia, który otwiera nam oczy abyśmy mogli zobaczyć człowieka tam, gdzie jeszcze przed chwilą widzieliśmy tylko zdarzenie. Telefon od ks. Pawła Bijaka - proboszcza parafii na Kępie Okrzeskiej uświadomił nam jak bardzo jesteśmy w błędzie. Tegoroczna powódź objęła wiele małych miejscowości i wiosek. Ludzie utrzymujący się z rolnictwa stracili nie tylko dobytek, ale także środki do zarobkowania. Trzeba zobaczyć konkretnych ludzi, konkretne rodziny, aby uświadomić sobie czym naprawdę jest wielka woda.
        Nie możemy zrobić wszystkiego. Powinniśmy jednak pomóc tak wiele, jak to możliwe. Ks. Bijak zwołał woluntariuszy z 6 pobliskich parafii. Kościelnymi kanałami zdobył kontakt do proboszcza małej parafii w Ruszczy (diecezja Sandomierska) i rozpoczął zbiórkę środków czystości dla 140 bardzo konkretnych poszkodowanych rodzin. My w Powsinie ogłosiliśmy zbiórkę z kościelnej ambony, roznosiliśmy ulotki po domach, rozstawiliśmy kosze w sklepach.
Trzeba przyznać, że odzew w naszej parafii był wspaniały. Po kilku dniach zbiórki do kościoła na Kępie Okrzeskiej  podjechaliśmy 3 osobowymi samochodami wyładowanymi po brzegi wszystkim, co może przydać się do czyszczenia domów. Sześć okolicznych parafii w ciągu tygodnia zebrało środki czystości, które z trudem udało się zapakować w dostawczy samochód. Ks. Paweł Bijak osobiście zawiózł wszystkie dary do Ruszczy gdzie zostały one rozdane wśród potrzebujących. Tyle w płaszczyźnie faktów. Jednak pomoc konkretnej wspólnocie, konkretnym ludziom buduje bardzo
specjalną więź. „Na zawsze stajesz się odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.” Te słowa pochodzące z Małego Księcia Antoine de Saint-Exupéry obrazują rodzaj braterskiej więzi, który się wytwarza, gdy udaje się dotrzeć z pomocą do konkretnych ludzi.
        Akcja nazwana przez księdza Pawła „Wspólnotą Pomocy Duchowej i Materialnej Powodzianom” będzie rozwijać się dalej. W najbliższych dniach będziemy rozdawać 16 najbardziej poszkodowanym rodzinom pomoc finansową. Jednak, w przeciwieństwie do innych zbiórek pieniężnych organizowanych na rzecz powodzian, tu pomoc ma bardzo osobisty wymiar. Każda z osób, które zdecydowały się wziąć udział w akcji dostała pod opiekę konkretną, poszkodowaną rodzinę ze wsi Ruszcza. Są to zwykle rodziny wielodzietne, których sytuacja jest szczególnie trudna. Dla tej właśnie rodziny przekazywana jest pomoc (zwykle kilkaset złotych). Darowi finansowemu towarzyszy, krótki list. Buduje to szczególną więź między ludźmi, którzy nigdy dotychczas się nie spotkali. Mamy nadzieję, że pod koniec wakacji te same osoby zechcą pomóc w zakupie podręczników dla dzieci z rodzin, którym raz już przecież pomogły.
        Przez kilka tygodni powódź była tematem numer jeden we wszystkich mediach. Organizowano wielkie akcje, zbierano środki, niesiono pomoc. Jednak zainteresowanie mediów szybko mija. Woda opadła, a w jej miejsce podniosły się polityczne emocje związane z wyborami. Jednak ludzie poszkodowani przez powódź niejednokrotnie stracili cały dorobek życia. Wiele miesięcy, a czasem lat będzie trwało zanim ponownie staną na nogi. Pomoc potrzebna jest przez cały ten czas. Pomoc mądra, konkretna i skierowana bardzo osobiście. Jeszcze bardzo długo nie wolno nam zapomnieć, że ofiary żywiołu to nie statystyki, liczby i utopione kwoty tylko bardzo konkretni ludzie, rodziny, dzieci. I to właśnie konkretnym ludziom trzeba nieść pomoc wspierając ich materialnie, ale także duchowo. Bo do takiego właśnie braterstwa wzywa nas Chrystus.
 
Justyna i Michał Chodakowscy




Wybory prezydenckie 2010 – półmetek

        W niedzielę 20 czerwca br. odbyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich. Po raz kolejny okazało się, że warszawiacy mają wyrobioną postawę obywatelską, gdyż frekwencja w stołecznych punktach wyborczych była znacznie wyższa niż liczona w odniesieniu do całego kraju: 53,51 proc. Polaków wzięło udział w głosowaniu (dane PKW z nocy 20.06. na 21.06.2010 r.), natomiast w Warszawie – 68,93 proc. W pięciu warszawskich dzielnicach frekwencja przekroczyła 70 proc., a rekord padł w Wilanowie i na Ursynowie – po ok. 74%. Jak na tym tle wypadły lokalne społeczności - mieszkańcy Powsina, Bielawy i Kabat i jakie były ich decyzje wyborcze przedstawiam poniżej:

BIELAWA
Uprawnionych do głosowania: 1.383 osoby
Frekwencja: 65,29%
Liczba oddanych głosów: 903, w tym głosów ważnych: 895
Poszczególni kandydaci otrzymali następującą liczbę głosów ważnych:
POWSIN
Uprawnionych do głosowania: 1.600 osób
Frekwencja: 76,25%
Liczba oddanych głosów: 1.220, w tym głosów ważnych: 1.214
Poszczególni kandydaci otrzymali następującą liczbę głosów ważnych:
KABATY
Frekwencja: 79,37%
Liczba oddanych ważnych głosów: 1.613
Poszczególni kandydaci otrzymali następującą liczbę głosów ważnych:
        Przy analizie tych wyników należy uwzględnić fakt zmieniającej się struktury społecznej terenów objętych powyżej wykazanymi okręgami wyborczymi. W miejscowościach należących do naszej parafii powstały nowe osiedla, których ludność w sumie znacznie przewyższa liczbę mieszkańców osiadłych na tych terenach od pokoleń. Okrąg w Bielawie obejmował mieszkańców osiedli: „Konstancja” i „Ogrody Bielawy”, w Powsinie – osiedle „Zapłocie” i kilka mini-osiedli powsińskich i na Zamościu. Z kolei mieszkańcy tzw. Starych Kabat to zaledwie kilka procent uprawnionych w okręgu, który w istocie jest okręgiem ursynowskim. W dniu, w którym oddamy ten numer „Wiadomości” do rąk naszych Czytelników będzie trwała druga tura wyborów, która wyłoni pierwszego obywatela Najjaśniejszej Rzeczpospolitej na najbliższe pięć lat.

Maria Zadrużna




Z ŻYCIA PARAFII

DZIESIĘĆ LAT W POWSINIE

        Przyzwyczailiśmy się do tego, że w sierpniu są zmiany u Sióstr. Odchodzi od nas S. Ewarysta Głuszak, katechetka i przez ostatnie sześć lat - przełożona Domu Sióstr w Powsinie.
        Po raz pierwszy była u nas katechetką w latach 1982-84. Po raz drugi została skierowana do Powsina w 2002 r. W sumie więc S. Ewarysta przebywała w naszej parafii dziesięć lat. Dzieci, które uczyła 28 lat temu, teraz są ludźmi dorosłymi. Kiedyś ucząc rodziców, obecnie uczyła ich dzieci. To już drugie pokolenie. Nic więc dziwnego, że S. Ewarysta związała się uczuciowo z parafianami. Odejście z Powsina nie będzie łatwą rozłąką.
        Czym S. Ewarysta w szczególny sposób zasłużyła się dla naszej parafii? - Podtrzymywała i pielęgnowała tradycje religijne, jak nabożeństwa majowe, różaniec w październiku, w Adwencie - roraty itd. W ostatnich latach zajęła się też katechizacją uczniów szkoły amerykańskiej. To była praca pionierska. Wielką pomocą w nauczaniu był jej słuch muzyczny. Potrafiła rozśpiewać dzieci. Osobiście czułem u niej gust artystyczny, plastyczny. Przy okazji różnych prac w kościele czy na plebanii, zasięgałem jej opinii. Często nasze poglądy w tych sprawach były zbieżne. Bardzo dziękuję za te podpowiedzi.         Obecny Proboszcz również dziękuje Siostrze za współpracę, zwłaszcza w przygotowaniach do I Komunii św.
        Tak samo i nasi parafianie wyrażają wdzięczność za lata pracy wychowawczej wśród młodego pokolenia.
        S. Ewarysta przeniesie się do Bytomia. Tam, oprócz posługi w Domu Sióstr, będzie też pomagać w katechizacji. Ponadto od roku, Siostra pełni funkcję radnej, wspomagając Przełożoną Polskiej Prowincji Zgromadzenia Córek Bożej Miłości z siedzibą w Krakowie.
        S. Ewaryście życzymy Bożego błogosławieństwa na dalszą jej pracę.

RYCERZ WIGAND - ŚWIĘTYM W POWSINIE?

        Już stanęła przy kościele rzeźba z brązu, przedstawiająca rycerza Wiganda. Na pierwszy rzut oka wydaje się ona być udanym dziełem rzeźbiarza, Jerzego Sikorskiego z Kazimierza Dolnego nad Wisłą oraz odlewnika Marka Żebrowskiego z Bielska Białej. Niektórzy parafianie pytają, dlaczego posąg rycerza stanął przy kościele. Uważają, że w tym miejscu powinna stanąć na przykład figura św. Elżbiety, patronki parafii. Jej wizerunek znajduje się zarówno wewnątrz świątyni, w bocznym oltarzu, jak i na zewnątrz. Na frontonie kościoła jest umieszczona jej figura. Natomiast rycerz Wigand, rodak z Powsina, przyczynił się do fundacji pierwszego kościoła w 1398 r., jak i do powstania parafii w 1410 r. Nic więc dziwnego, że na wyciągniętej dłoni trzyma makietę pierwszej, drewnianej świątyni. Rok 1410, wszystkim Polakom kojarzy się z bitwą pod Grunwaldem, a nam z ustanowieniem parafii powsińskiej. Obydwa wydarzenia uosabia rycerz Wigand. Jako chorąży czerski dowodził rycerstwem południowego Mazowsza w bitwie pod Grunwaldem.
        Niektórzy parafianie obawiają się, że przed posągiem Wiganda ludzie będą klękać i modlić się, a przecież nie jest on świętym! - Zbędne obawy, ponieważ na cokole, na którym umieszczona jest rzeźba, został wyryty napis objaśniający tę postać. Natomiast istnieje realne, a nie wydumane niebezpieczeństwo, że odlew rycerza ze szlachetnego metalu, może stać się łupem złodziei. - Nie będzie to łatwe dla nich. Odlew waży ponad 150 kg, a figura ma 190 cm wysokości i została solidnie przytwierdzona do granitowej podstawy.
        Ks. Proboszcz Lech Sitek dziękuje ofiarodawcom, którzy dali swój grosz na realizację powyższego  przedsięwzięcia. Tu ma też swój udział profesor Wojciech Kurpik, który dwukrotnie jeździł do pracowni rzeźbiarza w Kazimierzu Dolnym i dawał cenne uwagi w trakcie tworzenia figury.
        Niewątpliwie, figura ta, chociaż ma charakter świecki, to jednak wiąże się ściśle z początkami historii naszej parafii. Rzeźba rycerza Wiganda z pewnością będzie atrakcją dla przybywających do nas pielgrzymów. Czas pokaże, czy ta inwestycja była potrzebna i pożyteczna.

CZYTAĆ, NIE CZYTAĆ?

        Oczywiście chodzi o książkę „Sześć wieków parafii powsińskiej”, która już sięukazała. Jak doszło do jej napisania? Odpowiedzią niech będzie „Słowo wstępne” zamieszczone na początku tej publikacji.
        Jakie problemy napotykaliśmy przy powstawaniu książki?
        Przede wszystkim - ograniczenie czasowe. Do jej napisania mieliśmy pół roku. Dużo to, czy mało? - Gdy weźmiemy pod uwagę okoliczności, że współautorzy na co dzień pracują zawodowo, czy też mają problemy zdrowotne, to na samo pisanie pozostawało niewiele czasu. Pośpiech w tych sprawach nie był wskazany.
        Drugi problem dotyczył sprawy, dla kogo miałaby być ona przeznaczona, czy dla przeciętnego czytelnika, czy też przede wszystkim dla osób interesujących się historią? - W pierwszym przypadku język pisanego przez nas dzieła musiałby być łatwy i zrozumiały w odbiorze, a sama książka niezbyt obszerna, z licznymi ilustracjami, do 150 stron. Natomiast w drugim przypadku opracowanie musiałoby być bardziej szczegółowe, liczące kilkaset stron, z całym aparatem naukowym, jak przystało na monografię historyczną.
        Decyzja nie była łatwa. Wybrałem pośrednią formułę. Książka ta ma charakter popularnego szkicu monografii historycznej. W pewnej mierze posiada cechy opracowania naukowego, opierającego się na źródłach.
        Powie ktoś, że lepsza byłaby praca pisana bardzo prostym językiem dla wszystkich, bogato ilustrowana zdjęciami. Owszem, Ks. Proboszcz planuje wydanie albumu, który będzie spełniał powyższe oczekiwania.
        Natomiast książka, którą oddajemy do rąk czytelników, ma 204 strony razem z ilustracjami (liczne zdjęcia), z przypisami, aneksami i mapami.
        Jeśli chodzi o objętość książki, to została ona znacznie skrócona przez korektorkę. Jej „odchudzanie” miało za cel, by opaśnym tomem nie odstraszać czytelników. Pierwszy wydruk komputerowy obejmował przeszło 200 stron tylko samego tekstu, bez ilustracji, aneksów i map.
        Zdaję sobie sprawę, że książka „Sześć wieków parafii powsińskiej” nie zadowoli wszystkich czytelników. Z pewnością znajdziemy w niej różne niedociągnięcia. Ci, którzy są profesjonalistami w dziedzinie historii, będą mieć różne zastrzeżenia. Mimo to, książka, którą napisaliśmy, jak na razie, jest jedynym dziełem o naszej parafii, ukazującym się drukiem w nakładzie dwóch tysięcy egzemplarzy.
        Początkowo mieliśmy nadzieję, że otrzymamy dotację z Urzędu Marszałkowskiego. Niestety! Nakład książki w całości musi sfinansować parafia, a chodzi tu o sumę 34 tysięcy zł., nie licząc dodatkowych kosztów, jak praca korektorki, skład komputerowy czy też projekt graficzny okładki. W tej sytuacji Ks. Proboszcz zgodził się na pokrycie kosztów, a wydawnictwo przystało na to, aby spłata za druk książki została rozłożona w czasie. Serdecznie dziękujemy za ten gest.
        Zespół redakcyjny książki życzy Czytelnikom pożytecznej lektury. Będziemy bardzo wdzięczni za uwagi na temat napisanego przez nas dzieła. Uwagi można przekazać w formie ustnej, a jeszcze lepiej w formie pisemnej bezpośrednio do mnie lub też drogą elektroniczną. Poczta internetowa: [email protected]

Dział „Z życia parafii” napisał Ks. Jan Świstak




DZIESIĘCIOLECIE ŚMIERCI BURMISTRZA, MIESZKAŃCA BIELAWY

        W dniu 31 lipca br. mija 10 rocznica śmierci śp. Józefa Hlebowicza, pierwszego burmistrza miasta i gminy Konstancin-Jeziorna. Urodził się w 1916 r. w Petersburgu. Po rewolucji bolszewickiej w Rosji, wraz z rodzicami zamieszkał w Warszawie. Po maturze odbył służbę wojskową w Szkole Kawalerii w Grudziądzu. We wrześniu 1939 r. dostaje się do niewoli sowieckiej, później niemieckiej. Zostaje więźniem karnego obozu dla szczególnie niebezpiecznych dla Trzeciej Rzeszy w Colditz. Po wojnie zostaje oficerem łącznikowym przy armii brytyjskiej i adiutantem generała Tadeusza Piskora w polskiej armii na Zachodzie.
        Patriota, samorządowiec z prawdziwego zdarzenia, człowiek szerokich horyzontów, niezwykle pracowity i uczciwy. Posiadał wiele orderów i odznaczeń wojskowych, cywilnych i sojuszniczych. Jako ułan przewodniczył Stowarzyszeniu Weteranów Kawalerii i Artylerii.
„Śpij w spokoju, ułanie, śpij, o kresowej jeździe śnij”.

Zygmunt Karaszewski