Wyszukiwarka wiadomości

2
3
4
5
7
8
9
[10]
11
12

Wiadomości Powsińskie 10.2010

Wiara „przy okazji” - Zygmunt Karaszewski
O krzyże proście - Teresa Gałczyńska
Problemy wiary młodych - Ks. Jarosław Bonarski
Starość i cierpienie - Małgorzata Kupisz-Urbańska
Poglądy niepopularne
Halloween - Aleksandra Dynowska
Teraz my - TERAZ MY i Ks. Jarosław Bonarski
Z ŻYCIA PARAFII - ks. Jan Świstak



Wiara „przy okazji”

Dzieje się z nami coś dziwnego. Mówimy: – je
steśmy wierzący, jednak zaraz dodajemy: ale…, to znaczy, że mamy wątpliwości i zastrzeżenia. Czy w tej sytuacji jesteśmy wierzącymi naprawdę, czy tylko w części? Gdy to pytanie staram się uszczegółowić, często słyszę wykrętne: – poszukuję. Najczęściej zaś odpowiedzią jest milczenie. 
Dlatego na wstępie trzeba wyjaśnić znaczenie słów: – „wierzę” i „wierzyć”. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi: – „wiara jest odpowiedzią człowieka, daną Bogu, który mu się objawia”. Jest to więc rzeczywistość, której nie widzimy, a którą odczuwamy. Na ile jednak staramy się ją odczuwać i zrozumieć, to już zależy tylko od nas. Nie wystarczy deklaracja: – jestem wierzący. Ważne jest, jak wierzę!
Świat od swego początku porozumiewał się z Bogiem za pomocą słów, znaków i symboli. Ludzie swój podziw i tęsknotę za Stwórcą wyrażali w budowie świątyń, ołtarzy, krzyży, rzeźb i obrazów, w zachowywaniu uroczystych ceremoniałów i strojów. We wzajemnych kontaktach między sobą również uzewnętrzniali swoje uczucia, marzenia, tęsknoty i szacunek. Nie wszystko bowiem dało i da się wypowiedzieć ustami. To zmieniało się, dopasowywało do epok i czasów, ale istota, czyli treść była zawsze ta sama. Współczesność stara się na siłę wiele z tych elementów odrzucić. Gdy to się gdzieś udaje, dzieje się to kosztem zubożenia człowieka. Jest on przecież „obrazem Boga”. Traci na tym i dziedzictwo wieków, a tym samym i życie ludzkie.
Istnieją i cieszą się uznaniem liczne poradniki właściwego czyli poprawnego zachowania, „savoir-vivre” w różnych sytuacjach. Nie spotkałem czegoś podobnego dotyczącego świątyń. Wyjątkiem były krótkie rady dr Krajskiego w katolickim tygodniku „Niedziela”. A nasza obecność w kościele i udział we Mszy św. siłą rzeczy ma od wieków uregulowany sposób zachowania. Tu wyrażamy naszą wiarę, a to jest coś więcej, niż wizyta u przyjaciół czy u rodziny. Kościół–świątynia, to miejsce niezwykłego spotkania, bo stworzenia ze swoim Stwórcą. Słowa „Ciebie, Boga wysławiamy” są tego potwierdzeniem. Bardzo wymownym, sygnalizacyjnym znakiem jest płomyk czerwonej wiecznej lampki przed pokorną obecnością Pana w Najświętszym Sakramencie.
Z dużą przykrością trzeba zauważyć niepokojący objaw. Coraz więcej osób wchodząc do kościoła, nie podchodzi do kropielnicy z wodą święconą, nie czyni znaku krzyża, nie przyklęka. Przypomina to sytuację wejścia do czyjegoś domu i udawanie, że jego gospodarz jest nieobecny. Gdy już usiądziemy, to zakładamy nogę na nogę tak jak to czynimy przed domowym telewizorem. Kolejna sprawa, to nasz strój. Inaczej ubieramy się, udając się na grzyby i na ryby, na plażę, do teatru czy na wesele. A jak do kościoła? Dawniej ludzie mieli tzw. ubrania „kościółkowe”, tylko do świątyni. Szkoda, że dziś to zanika. Ludzie wchodzą tu niejako z marszu, „przy okazji”. Popatrzmy na kapłana przy ołtarzu. Jest ubrany uroczyście, stosownie do świętości miejsca, godności i powagi czynności, w których razem z nim uczestniczymy. „Panie, miłuję dom, w którym mieszkasz i miejsce, gdzie przebywa Twoja chwała” (Psalm 28).
Z jednej strony chcemy, by nasza wiara i jej symbolika oraz system wartości czyli Boże Przykazania były obecne w życiu rodzinnym i społecznym, z drugiej strony czynimy niewiele albo i wcale, by tak się stało. Śpiewamy i tylko śpiewamy „My chcemy Boga”. Jak faktycznie jest, to widzimy i słyszymy! Wybieramy kierunek naprzód, a w rzeczywistości cofamy się. Dlaczego tak się dzieje? – Bo żyje w nas pozostałość po ideologii sowieckiej, która wmawiała, że miejsce wyznawania wiary zaczyna się od kruchty kościoła i ewentualnie w domu i tam kończy, ponieważ to jest sprawa tylko i wyłącznie prywatna? Bo dziś staje się coraz głośniejsza ideologia liberalna, ukazywana jako znak wolności? Według niej wszyscy, którzy wiarę uzewnętrzniają, to dewianci, pozbawieni tolerancji dla nielicznej, ale krzykliwej grupy, której się to nie podoba. Milcząc, akceptujemy tę nową wizję świata, w którym nie będzie miejsca dla wyznawania przede wszystkim chrześcijaństwa, a szczególnie katolicyzmu.
Wstydzimy się otwarcie przyznawać do naszej istnieją i cieszą się uznaniem liczne poradniki właściwego czyli poprawnego zachowania, „savoir-vivre” w różnych sytuacjach. Nie spotkałem czegoś podobnego dotyczącego świątyń. Wyjątkiem były krótkie rady dr Krajskiego w katolickim tygodniku „Niedziela”. A nasza obecność w kościele i udział we Mszy św. siłą rzeczy ma od wieków uregulowany sposób zachowania. Tu wyrażamy naszą wiarę, a to jest coś więcej, niż wizyta u przyjaciół czy u rodziny. Kościół–świątynia, to miejsce niezwykłego spotkania, bo stworzenia ze swoim Stwórcą. Słowa „Ciebie, Boga wysławiamy” są tego potwierdzeniem. Bardzo wymownym, sygnalizacyjnym znakiem jest płomyk czerwonej wiecznej lampki przed pokorną obecnością Pana w Najświętszym Sakramencie. Z dużą przykrością trzeba zauważyć niepokojący objaw. Coraz więcej osób wchodząc do kościoła, nie podchodzi do kropielnicy z wodą święconą, nie czyni znaku krzyża, nie przyklęka. Przypomina to sytuację wejścia do czyjegoś domu i udawanie, że jego gospodarz jest nieobecny. Gdy już usiądziemy, to zakładamy nogę na nogę tak jak to czynimy przed domowym telewizorem. Kolejna sprawa, to nasz strój. Inaczej ubieramy się, udając się na grzyby i na ryby, na plażę, do teatru czy na wesele. A jak do kościoła? Dawniej ludzie mieli tzw. ubrania „kościółkowe”, tylko do świątyni. Szkoda, że dziś to zanika. Ludzie wchodzą tu niejako z marszu, „przy okazji”. Popatrzmy na kapłana przy ołtarzu. Jest ubrany uroczyście, stosownie do świętości miejsca, godności i powagi czynności, w których razem z nim uczestniczymy. „Panie, miłuję dom, w którym mieszkasz i miejsce, gdzie przebywa Twoja chwała” (Psalm 28). Z jednej strony chcemy, by nasza wiara i jej symbolika oraz system wartości czyli Boże Przykazania były obecne w życiu rodzinnym i społecznym, z drugiej strony czynimy niewiele albo i wcale, by tak się stało. Śpiewamy i tylko śpiewamy „My chcemy Boga”. Jak faktycznie jest, to widzimy i słyszymy! Wybieramy kierunek naprzód, a w rzeczywistości cofamy się. Dlaczego tak się dzieje? – Bo żyje w nas pozostałość po ideologii sowieckiej, która wmawiała, że miejsce wyznawania wiary zaczyna się od kruchty kościoła i ewentualnie w domu i tam kończy, ponieważ to jest sprawa tylko i wyłącznie prywatna? Bo dziś staje się coraz głośniejsza ideologia liberalna, ukazywana jako znak wolności? Według niej wszyscy, którzy wiarę uzewnętrzniają, to dewianci, pozbawieni tolerancji dla nielicznej, ale krzykliwej grupy, której się to nie podoba. Milcząc, akceptujemy tę nową wizję świata, w którym nie będzie miejsca dla wyznawania przede wszystkim chrześcijaństwa, a szczególnie katolicyzmu. Wstydzimy się otwarcie przyznawać do naszej wiary. Symbole religijne niektórzy z nas chowają do szuflady, na łańcuszkach zamiast krzyżyków czy medalików nosimy znaki zodiaku, symbole egzotycznych sekt, których znaczenia nie rozumiemy. Bóg i wiara (i to tylko zewnętrznie) są przy okazji Chrztu, I Komunii św. i obowiązkowopogrzebu, bo to jeszcze wypada przestrzegać. Poddając się swoistej modzie, zanika zwyczaj oddawania czci Bogu przez gest zdejmowania czapki czy pochylania głowy przed mijanym kościołem, kapliczką czy cmentarzem, nie mówiąc już o zaniku chrześcijańskiego pozdrowienia przy powitaniach. Natomiast nie brak odwagi w dyskusjach o miejscu krzyża w przestrzeni publicznej. A przecież to jeden z najważniejszych symboli chrześcijaństwa. Ma prawo być obecny wszędzie tam, gdzie człowiek myśli po Bożemu, a nie tylko krótkowzrocznie, według dzisiejszej mody. Warto tu przypomnieć słowa Pana Jezusa: – „kto mnie wyzna przed ludźmi, do tego przyznam się i ja przed moim Ojcem, który jest w niebie, a kto się mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”.
To od nas i tylko od nas zależy, jakie gazety czytamy, jakie filmy oglądamy i jakie pocztówki wysyłamy bliskim, czy te z udziwnioną miną zajączka albo bałwanka i podpisem „wesołych świąt” bez dokończenia o jakie święta chodzi? Czy do życzeń „wszystkiego najlepszego” potrafimy dodać życzenia łaski Bożej i Miłosierdzia Bożego? Prawdziwa mądrość, to ta zstępująca z góry. Ona dziś nie jest oklaskiwana. Często przy naszej aprobacie bywa opluwana i wyszydzana. A ta Mądrość została ukrzyżowana ze względu na nas, dla naszej korzyści. To dlatego my, katolicy, tak często przegrywamy, bo nie prosimy o nią na zgiętych kolanach w kościele przed Panem, który był, jest i będzie. Życie ludzkie z Bogiem, Jego Ewangelią i Kościołem tylko od czasu do czasu, nie jest życiem godnym człowieka. Nie daje bowiem odpowiedzi na podstawowe pytania: skąd jesteśmy, po co jesteśmy i dokąd zmierzamy? Zastanówmy się, ile w nas jest wiary nie „przy okazji”,ale na co dzień?
Zygmunt Karaszewki




O krzyże proście

Zło w nim gotowi swe oręża,
ocalić w świecie ducha.
a Ty je każesz dobrem zwyciężać.
Bo tylko dobroć i ludzka skrucha,

Otwórzmy serca, niech się rozgości
w geście miłości, solidarności.
I niech w pamięci naszej zostanie,
odwieczne ważne Twoje przesłanie.

Nie walczcie z Krzyżem!
O Krzyże proście!
I jedni drugich brzemiona noście.

Na krzyżu Panie Twoje cierpienia,
dla zagubionych łaska zbawienia.
O miłosierdziu tym wspaniałym,
dziś zapomina człowiek mały.


Teresa Gałszyńska



Problemy wiary młodych

Coraz częściej jesteśmy w dzisiejszych czasach świadkami sekularyzacji społeczeństwa, które wyrosło w kręgu kultury chrześcijańskiej, a mimo to niejako dokonuje tego, co w psychologii określamy słowem denial – „wyparcie”1. Stosując „wyparcie” odrywamy się od pewnej tożsamości i pamięci, a tym samym dochodzimy do
sytuacji kryzysu kultury2. Skoro „kultura jest właściwym sposobem istnienia i bytowania człowieka”3 to zaprzeczanie tej kulturze jest erozją wartości i sprzyja zmienności i destabilizacji życia.
Takie uwarunkowania kulturalne połączone z sytuacją egzystencjalną życia w społeczeństwie konsumpcyjnym nie wpływają na prawidłowe pojmowanie siebie, jako osoby, która „obdarzona duszą duchową, rozumem i wolą, od chwili swego poczęcia jest zwrócona do Boga i przeznaczona do szczęścia wiecznego. Swoją doskonałość osiąga w poszukiwaniu i umiłowaniu tego, co prawdziwe i dobre”4.
Owo zawrócenie do Boga to wejście na ścieżkę wiary, która staje się tym trudniejsza (co nie oznacza niemożliwości poruszania się po niej) im bardziej mówienie o wierze staje się tematem tabu, czymś czego nie należy wprowadzać w przestrzeń publiczną.
Dopiero spojrzenie na całą gammę uwarunkowań (wymienionych tu pokrótce) pozwala nam rozpocząć analizę dotyczącą zagadnienia wiary, a szczególnie wiary ludzi młodych. Co oznacza wierzyć? „Oznacza przylgnąć osobowo do Boga przez całkowite powierzenie się Mu i uznać całą prawdę, którą On objawił, ponieważ Bóg jest Prawdą”5. Przylgnięcie osobowe zakłada w takim razie kontakt, porozumiewanie się. Mówimy tu zatem o modlitwie, która jest tajemniczym spotkaniem z Bogiem i jest wzajemnym przyzywaniem się Boga i człowieka6. Nie można usłyszeć Boga, poznawać go, ani stawać się bardziej wierzącym bez modlitwy. Problem dzisiejszego pokolenia ludzi młodych jest brak modlitwy, jej powierzchowność. Analizy coraz częściej wykazują zmniejszenie się zaangażowania modlitewnego ludzi młodych. Dla przykładu w 1988 roku modlitwę codzienną odmawiało około 50%, w 1996 – 35%, a w 2001 roku 30%7.
Te i podobne trudności w modlitwie wpływają oczywiście w świecie nastawionym konsumpcyjnie na religijność ludzi młodych i ich praktykę wiary. W ostatnich latach ukuto nawet pojęcie, że również w rzeczywistości duchowej młode pokolenie cierpi na konsumpcjonizm duchowy. Jest to traktowanie Boga i Jego Kościoła trochę jak „supermarketu”. Biorę to, co mi się podoba, co mi sprawia przyjemność, co dla mnie jest odpowiednie, bez trudności, bez ofiary z siebie. Dzisiaj chcemy żyć chwilą, przyjemnością. To co wymaga poświęcenia, choćby tylko czasu, rodzi w nas bunt, że znowu nie mogę wyrazić siebie w sloganie: „rób ta co chce ta”. Może dlatego mówimy dziś o kryzysie przyjaźni?
Kryzys przyjaźni wpływa na niewłaściwy obraz Boga, zaś niewłaściwy obraz Boga jest drogą do kryzysu przyjaźni. Koło niejako się zamyka. Przyjaźń jest bardzo ważna w życiu człowieka, ale również w życiu wiary. Według filozofii greckiej mówimy o trzech rodzajach miłości: agape, philia, eros. Philia to przyjaźń, która jest miłością. Przyjaźń istnieje zarówno między Bogiem (Jezus mówi: nazwałem was przyjaciółmi J 15,15) i pomiędzy ludźmi.
„Można dowodzić, że przyjaźń posiada konkretną wartość w społeczeństwie. Każda cywilizowana religia zaczynała istnieć wśród małej garstki przyjaciół”8. Tę garstkę przyjaciół związanych nie tylko więzami krwi, ale również więzami miłości stanowi rodzina. „Rodzina jest wspólnotą osób, najmniejszą komórką społeczną, a jako taka jest instytucją podstawową dla życia każdego społeczeństwa”9. Jeżeli rodzina nie w pełni żyje miłością, również wiara nie będzie miała pewnego fundamentu. Bóg jest Miłością (1 J 4,8). Bóg jest również rodziną, ponieważ miłość Ojca, Syna i Ducha Świętego charakteryzuje odruch wzajemności, a także niejako krążenie miłości10.
Tak więc zaburzeń wiary we współczesnym świecie, jak i w pokoleniu ludzi młodych należy również upatrywać w rodzinie. (Cd. dotyczący rodziny i ojcostwa w następnych WP)
Ks. Jarosław Bonarski

1 Por. J.H.H. Weiler, Chrześcijańska Europa…, Poznań 2003.
2 Polecam do przeczytania: J. Ratzinger, Europa Benedykta w kryzysie kultur, Częstochowa 2005.
3 Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość, Kraków 2005.
4 Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 1711; por. także Sobór Watykański II, konst. Gaudium et spes, 15.
5 Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego, nr 27.
6 Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2591.
7 Ks. K. Pawlina, Religijność polskiej młodzie ży, w: www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly& id=1156.
8 C. S. Lewis, Cztery miłości, Warszawa 1962.
9 Jan Paweł II, List do Rodzin Gratissimam sane, Watykan 1994 (wydany z okazji Roku Rodziny).
10 Por. B. Dubois, Uzdrowienie relacji w rodzinie, Kraków 2007; UWAGA! POLECAM KAŻDEMU TĘ KSIĄŻKĘ, RODZINOM, JAK RÓWNIEŻ TYM, KTÓRZY JĄ PLANUJĄ.




Starość i cierpienie

Ciemiączka, cieniujące substancje, cięcie cesarskie – oto kolejne hasła Słownika Encyklopedycznego Medycyny wydanego w 1997 roku – nie ma w nich miejsca na słowo CIERPIENIE. Czy nie jest ono ściśle związane z medycyną, czyżby przestało być wiernym towarzyszem wielu chorób, czy odczucia pacjenta – człowieka – jego ból i lęk, to już nie medycyna, czy człowiek nie stanowi już dłużej jedności ducha, psychiki i ciała, czy zniknęło holistyczne podejście do leczenia?
Pytania te wydają się retoryczne, a jednak w najnowszym wydaniu podręcznika dla lekarzy Choroby Wewnętrzne z 2010 roku, również w indeksie haseł nie ma słowa cierpienie. Tymczasem, choć możemy się różnić w ocenie konkretnych sytuacji czy chorób – w tym jednym zgadzamy się wszyscy – cierpienie jest nieodłącznym elementem  choroby, zwłaszcza przewlekłej. Szczególnie też widocznym pozostaje w grupie osób najstarszych, oto ten niegdyś silny mężczyzna czy ta niedawno jeszcze sprawna kobieta stają się zależni od innych osób, zyskują „piętno choroby”. Często trudno jest ocenić czy silniejszy jest ból fizyczny i niesprawność czy wszechogarniające poczucie osamotnienia i nieprzydatności dla bliskich, brak znaczenia dla społeczności, w której się żyje.
Wiele osób starszych, z którymi spotykam się w różnych zakładach opiekuńczo leczniczych, pytanych o swój podstawowy, najważniejszy problem nie wymienia wcale jednej z długiej listy chorób, ale mówi: to brak samodzielności najbardziej mi przeszkadza; tak żałuję, że nie mogę dalej mieszkać u siebie, sam decydować i równie częsta odpowiedź – tak brakuje mi odwiedzin mojej córki/ syna/ rodziny… To poczucie bezradności i zepchnięcie na margines społeczeństwa powoduje najdotkliwszy ból w ich sercach.
Na zawsze też w mojej pamięci pozostanie obraz małżeństwa – on lat 93 sprawny, ciągle zaangażowany w prace wspólnoty mieszkaniowej, wychodzi po zakupy, to z nim rozmawiam i jego badam. Po pewnym czasie słyszę dobiegające   drugiego pokoju dźwięki – pojedyncze słowa, różne imiona, sylaby – to jego żona. Ma 89 lat, od kilku lat rozpoznano u  niej chorobę Alzheimera, nie pamięta gdzie jest, nie poznaje osób, siedzi w fotelu, chwilami w swojej bezsilności staje się agresywna; jest z nią opiekunka. Z punktu widzenia medycyny pytam czy nie myślał o jakimś domu opieki, wydaje się zdziwiony, odpowiada: absolutnie nigdy, moja żona poświeciła dla mnie i dla naszych dzieci najlepsze lata swojego życia,  teraz to jest czas, który ja jej mogę ofiarować. Oni też cierpią, ale ich cierpienie przemienione miłością zyskuje inny wymiar.
Czasami w naszych głowach i umysłach rodzi się myśl – trzeba „ulżyć cierpieniu”, może jednak eutanazja nie jest zła, po co on, czy ona ma tak cierpieć? Warto wówczas mocniej jeszcze sobie uświadomić, że to nie my decydujemy o życiu i śmierci, ale Sam Bóg. Ci którzy cierpią potrzebują miłości, a nie zagłady; obecności bliskich, nie samotnej śmierci z farmakologią. Pamiętam też takie osoby, które ból „pokonywał’ mimo stosowanego leczenia, a mimo to niektóre z nich mówiły: pani doktor tak bardzo chciałbym jeszcze żyć.
Cierpienie bywa jak zadana lekcja, czasami trzeba go doświadczyć by móc stać się lepszym, aby przez chwilę bardziej jeszcze stać się uczestnikiem drogi krzyżowej.
Najpiękniejszy wykład na temat cierpienia stworzył swoim życiem i świadectwem Jan Paweł II. Choć tak wiele cennych słów i tych pisanych i mówionych pozostało po nim w naszej pamięci to jego ostatnia lekcja: czym powinno stawać się cierpienie, jak godnie umierać była chyba najpiękniejszym darem. W ostatnich daniach swego pontyfikatu uczył nas nie swoimi słowami, których już nie mógł wypowiadać, nie czynami których wiele dokonał już wcześniej, ale właśnie swoją mężną postawą wobec cierpienia.
W tym kontekście tym bardziej niesamowite wydają się prorocze słowa, które zaznaczył już na początku swego pontyfikatu
Papież Polak, prosząc o ofiarowanie cierpienia ludzi starszych, chorych w jego intencji i wiele razy podkreślał jak wielką siłę duchową dają te wspierające go ciche modlitwy życia i cierpienia.
To Karol Wojtyła już jako papież w „Liście do moich braci i sióstr – ludzi w podeszłym wieku” najpełniej oddaje czym jest cierpienie osób w podeszłym wieku: „KRUCHOŚĆ LUDZKIEGO ISTNIENIA , W SPOSÓB NAJBARDZIEJ WYRAZISTY UJAWNIAJĄCA SIĘ W STARSZYM WIEKU, STAJE SIĘ (…) PRZYPOMNIENIEM O WZAJEMNEJ ZALEŻNOŚCI I NIEODZOWNEJ SOLIDARNOŚCI MIĘDZY RÓŻNYMI POKOLENIAMI, JAKO ŻE KAŻDY CZŁOWIEK POTRZEBUJE INNYCH…”
Małgorzata Kupisz-Urbańska



Poglądy niepopularne

Świat zmienia się w błyskawicznym tempie. Zmiany zachodzą w wielu dotyczących nas obszarach. Jednym z nich jest strefa obejmująca szeroko rozumiane środki masowej komunikacji. Codziennie wydarzają się tysiące faktów, ublikowane są wartościowe artykuły, książki, informacje, wiadomości „z ostatniej chwili”. Żyjemy w czasach kultury masowej i lobalnej wioski z wszystkimi konsekwencjami takiego stan rzeczy. Czasami musimy się zmierzyć z sytuacją kiedy o wartości programu decyduje oglądalność, o wartości tekstu agresywny i rzucający się w oczy nagłówek okraszony rzemawiającymi do wyobraźni zdjęciami. Intencją cyklu „poglądy niepopularne” jest przedstawienie analiz i faktów istotnych z perspektywy rozwoju człowieka, niejako idących pod prąd kreowanego przez niektóre media sposobu na życie.
 



Halloween

Materiały przedstawione poniżej powstały w oparciu publikacje ks Aleksandra Posackiego SJ (ur. 1957) – jezuitę, teologa katolickiego, filozofa, wykładowcę akademickiego – doktora habilitowanego teologii (KUL – Lublin), doktora filozofii Uniwersytet Gregoriański – Rzym).
Ks. Aleksander Posacki SJ w swojej publikacji pod tytułem Encyklopedia Za grożeń Duchowych, z perspektywy specjalisty w zakresie teologii duchowości (habilitacja) oraz znawcy demonologii (teologia rozeznawania duchowego i walki duchowej), opisuje zagrożenia bezpośrednio dotykające duchowości człowieka. Powyższa publikacja zawiera ponad sto haseł. Jedno z haseł dotyczy Halloween.
Tradycja halloween sięga kultów magicznych i satanistycznych (m.in. obrzędów druidów – celtyckich kapłanów). Żeby zobrazować przebieg tych praktyk, wyobraźmy sobie ciemną noc, czarownice, wiedźmy, ubranych w ludzkie czaszki druidów, ludzi, dręczone zwierzęta, idących mrocznym, długim, wijącym sie pochodem w kierunku miejsca kultu. Rytuał pierający się na strachu, budził lęk i grozę, nierzadko był związany ze składaniem ofiarami z ludzi i zwierząt. Niektórzy nazywali takie pogańskie praktyki helloween (hell = piekło) inni halloween (od angielskiego słowa „hallow” – święcić, uświęcać, poświęcić). Jak w swoim artykule pt: „ Haloween” napisali Joanna Jarzębińska-Szczebiot i Marek Szczebiot: „Uśmiechnięty i niegroźny wizerunek wydrążonej dyni to dziś symbol wesołej zabawy – ongiś był symbolem potępionych dusz. W starożytności podświetlona dynia lub czaszka umieszczona na domu wskazywała na to, że mieszkańcy czczą szatana i należą im się względy demonów”.
Nawet w dzi siejszych czasach, ta pogańska tradycja ma znaczenie dla satanistów, którzy Noc Halloween (z 31 października na 1 listopada) łączą z wieczorem tzw. „czarnych mszy”. Głęboko zakorzenione w kulturze zachodu i medialne „święto” sprawia, że coraz częściej wokół nas 31 października są organizowane wesołe zabawy z „dreszczykiem” przyjęcia, wróżby, wywoływanie duchów. I wydaje się, że nic złego się nie dzieje. Czy naprawdę nic złego się nie dzieje? Zastanówmy się nad owocami takich zabaw:
1) kreują zainteresowanie rzeczami budzącymi lęk i grozę wśród dzieci imłodzieży;
2) przyzwyczajają do myśli, że będąc negatywną postacią (np. czarownicą, wilkołakiem) można się bardzo dobrze bawić;
3) nagradzane są (cukierki, ciasteczka) osoby, które straszą (robią coś strasznego) i uczestniczą w takiej zabawie;
4) przyzwyczają do obecności satanistycznych znaków i odgrywania „roli” wiedźmy, ducha czy diabła. (wszystkie te postacie, jak pisze Ks. Posacki, w tradycji europejskiej związane są z osobą szatana);
5) otwierają nas i nasze dzieci na takie zabawy jak wywoływanie duchów, traktując ją jako niewinną rozrywkę;
6) przyzwyczają do myśli, że nie ma zagrożenia jeżeli złe rzeczy robimy tylko dla zabawy.
Wyobraźmy sobie teraz, że nasze starsze już dziecko, które 31 października dekorowało dom podświetlanymi dyniami i miało tyle zabawy z tajemniczą maskaradą, ktoś zaprosi na halloween. Czy będzie miało jakiekolwiek opory aby uczestniczyć w takiej zabawie? I pytanie kluczowe: Kto zaprosi go to tej zabawy i w jakim charakterze?
Ciekawe linki :
www.aleksanderposacki.pl
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/halloween.html
Zapraszamy na naszą stronę http://www.parafia–powsin.pl/ gdzie zamieszczamy linki i odwołania do interesujących publikacji.
Aleksandra Dynowska



Teraz My

W parafii powstaje grupa formacyjna pod nazwą „Teraz MY”, która będzie zrzeszała ministrantów, scholę dziecięcą oraz powstające przy szkole podstawowej w Powsinie, Szkolne Koło Caritas.

Formacją dzieci w ramach grupy Teraz My będą się zajmowali niektórzy Rodzice a także inni członkowie naszej wspólnoty parafialnej. Będą oni przede wszystkim wspierali ks. Jarosława w organizowaniu ministrantów. Zbiórki ministrantów będą się odbywały 2 razy w miesiącu, zazwyczaj w soboty, a ich celem będzie formacja duchowa i intelektualna młodych ludzi.
W pozostałe dwie soboty chcemy podjąć działania mające na celu tworzenie wspólnoty – integrowanie ministrantów, dzieci śpiewających w scholi i uczestniczących w Kole. Integracja będzie związana z organizowaniem różnego rodzaju wspólnych działań takich jak np. gra w piłkę, wycieczki do muzeów, zwiedzanie innych ciekawych obiektów, wspólne wyjazdy krajoznawcze, poznawanie kultury chrześcijańskiej Polski.
Pierwszym wspólnym wyjazdem w ramach tej grupy była pielgrzymka do grobu bł. Ks. Jerzego Popiełuszki. Kolejny wspólny wyjazd planujemy, 2 października br. Tego dnia będziemy zwiedzać zabytki południowego Mazowsza ( w Górze Kalwarii, Otwocku Wielkim, Czersku). Następnie udamy się na grzybobranie do lasu w okolicach wsi Ponurzyca na południu Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Tam też wspólnie będziemy piec kiełbaski przy ognisku a dzień zakończymy Mszą Św.
W ramach grupy Teraz My planowany jest również wspólny wyjazd na ferie zimowe w dniach od 12 do 19 lutego 2011 r. do Witowa – szczegółowych informacji w tym zakresie udziela ks. Jarosław Bonarski.
W związku ze znaczą liczba chętnych, którzy zgłaszają się na wyjazdy, pojawił się problem transportu. Dlatego, serdecznie prosimy o pomoc w organizacji dodatkowego busa lub samochodu, który mógłby zabrać 7–9 osób na wycieczki raz w miesiącu. Bylibyśmy bardzo wdzięczni za udostępnienie takiego środka transportu osoby, które mają taką możliwość i chciałyby się włączyć w organizację wyjazdów dla dzieci prosimy o kontakt z ks. Jarosławem Bonarskim.
Serdecznie zapraszamy do współpracy i wspierania nowo powstałej inicjatywy, czy też przedstawiania nowych pomysłów. Bez państwa wsparcia i pomocy nie będziemy w stanie zrealizować założeń naszej grupy.
TERAZ MY i Ks. Jarosław Bonarski



Z życia parafii

Ubiór wzbudza zainteresowanie

We wrześniu br. w Krakowie, przez dwa tygodnie, obradowały przełożone i ich asystentki z dwunastu prowincji Zgromadzenia Córek Bożej Miłości z różnych stron świata. Takie spotkania odbywają się co cztery lata. To ostatnie odbyło się po raz pierwszy w Polsce. Dlaczego? – A to dlatego, że aktualnie przełożoną generalną całego Zgromadzenia jest Polka, Siostra Lucyna Mroczek. Siedzibą generalatu jest Rzym. Siostry obradowały, posługując się językiem włoskim, niemieckim i angielskim. Przełożone sióstr z krajów zachodnich są już w podeszłym wieku, ponieważ w strefie państw rozwiniętych ekonomicznie, brak jest powołań. Funkcjonuje jeszcze „stara gwardia”. Natomiast w krajach takich, jak Słowacja, Czechy, Chorwacja, Brazylia i Polska, przełożonymi są młode siostry. Po skończonych obradach w Krakowie, Córki Bożej Miłości przyjechały do Warszawy, aby odwiedzić klasztor przy ul. Tapicerskiej na Okęciu i w Powsinie oraz zwiedzić Stolicę Polski. W Powsinie, proboszcz parafii Ks. Lech Sitek przywitał siostry w naszym sanktuarium i opowiedział o historii parafii. Siostry najbardziej przeżyły pobyt w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, gdzie znajduje się grób bł. Ks. Jerzego Popiełuszki. Dokładnie zwiedziły multimedialne muzeum, poświęcone Błogosławionemu Ks. Jerzemu, męczennikowi za wiarę. Przewodnicy w muzeum mówili w trzech językach. Po modlitwie w kościele, w południe pojechaliśmy autokarem na Stare Miasto do katedry. Tu najwięcej zainteresowały się siostry boczną kaplicą, gdzie znajduje się grób Sługi Bożego Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia. Po zwiedzeniu Starówki udaliśmy się na Plac Zamkowy, skąd kolejką turystyczną objechaliśmy Stare i Nowe Miasto oraz
pałac prezydencki przy Krakowskim Przedmieściu. Zauważyłem, że osoby przechodzące zatrzymywały się na widok tak wielu zakonnic, jadących wagonikami. Ludzie uśmiechali się, a machając ręką, pozdrawiali siostry. To był wspaniały widok. Ubiór-habit, strój zakonny sióstr, wzbudził pozytywne zainteresowanie. Okazało się, że nawet ubiór może być sposobem apostolstwa wśród przypadkowo napotkanych ludzi. Od Placu Zamkowego Traktem Królewskim pojechaliśmy autokarem na południe do ul. Wilanowskiej i dalej na Ochotę, do klasztoru przy ul. Tapicerskiej, gdzie spożyliśmy obiad. Przed godz. 17.00 siostry wyruszyły w drogę powrotna autokarem do Krakowa. Jazda ok. pięciu godzin. Pogoda dopisała nam podczas zwiedzania Stolicy. Jedynie rano, gdy siostry wyjeżdżały z Powsina, padał przelotny deszczyk.

Boży szaleńcy. Ilu ich jest?

W październiku rozpoczyna się nowy rok akademicki. W tym samym czasie również i Seminarium Duchowne przeżywa inaugurację. Często się słyszy, że aktualnie obserwujemy spadek powołań kapłańskich. W tej chwili sytuacja w zakresie powołań ustabilizowała się. Do Seminarium w Archidiecezji Warszawskiej przyjęto 23 młodzieńców, a zgłosiło się ponad trzydziestu. Spośród nich, siedmiu po rozmowie kwalifikacyjnej z ks. Wojciechem Bartkowiczem, rektorem odpadło. To nie była jednoosobowa decyzja. Zaangażowano zespół 13 psychologów z różnych katolickich poradni. Zgłaszający się kandydaci przeszli badania psychologiczne przy pomocy testów. Chodziło o to, by już na samym początku wykluczyć ewentualne dewiacje psychiczne. Ponadto kandydaci musieli zaliczyć wstępny egzamin pisemny z zakresu ogólnej wiedzy religijnej. Ewentualne braki będą uzupełniać na pierwszym roku studiów seminaryjnych. Połowa zgłaszających się jest już po studiach wyższych. Spośród 23 przyjętych, trzech z nich przekroczyło 30 rok życia. Znaczna różnica wieku nie sprzyja integracji kleryków. Obecnie coraz więcej zgłasza się do Seminarium osób starszych, którzy mają już uformowane nawyki, przyzwyczajenia, sposób wartościowania i odstają od pozostałej młodzieży duchownej. Dlatego też na ogólnopolskim zebraniu rektorów padła myśl utworzenia jednego, a w razie potrzeby dwóch Seminariów między diecezjalnych dla mężczyzn o spóźnionym powołaniu. Cykl kształcenia i duchowej formacji byłby całkowicie dostosowany do ich potrzeb. Zjawisko podejmowania decyzji dotyczących powołania życiowego przesuwa się w czasie. Dotyczy to zarówno zawierania małżeństw jak i zgłaszania się do Seminarium. Na terenie Warszawy są dwie diecezje. Po lewej stronie Wisły – archidiecezja warszawska, a po prawej – diecezja warszawsko–praska. Zarówno rektorzy obydwu seminariów jak i biskupi zarządzający nimi powzięli decyzję, że kandydaci do kapłaństwa będą mieli wspólne przygotowanie, trwające rok czasu, w celu wzajemnego poznania się. W przyszłości będą kapłanami w tym samym mieście stołecznym, Warszawie. Już 25 września rozpoczęli wstępny pierwszy rok studiów w gmachu, który jest własnością Caritasu diecezji warszawsko–praskiej, w Urlach koło Warszawy. Przez jeden rok będzie tam przebywać 23 kandydatów z naszej archidiecezji i 21 z diecezji warszawsko–praskiej. Na miejscu będą mieć do dyspozycji czterech kapłanów, duchowych animatorów. Księża profesorowie będą do nich dojeżdżać z wykładami. Po roku wrócą do swoich seminariów, już na drugi rok studiów. Cykl kształcenia kleryków trwa sześć lat. Bożych szaleńców, którzy poszli za głosem powołania, jest w Warszawie czterdziestu czterech. Czy wszyscy dojdą do kapłaństwa? Z pewnością część z nich odpadnie. Do niedawna co najmniej połowa „wykruszała się” w trakcie pobytu w seminarium. Obecnie, jak stwierdził w rozmowie ze mną Ks. Rektor Wojciech Bartkowicz, tendencja ta odwróciła się. Aktualnie już niewielu występuje z seminarium. Bywają jednak wypadki, że i władza seminaryjna doradza, by dany kleryk, który się nie sprawdza, opuścił duchowną uczelnię. Mam prośbę do wszystkich Czytelników naszego miesięcznika, aby często kierowali prośby do Boga o wytrwałość w powołaniu i o nowych Bożych szaleńców, którzy zdecydują się pójść drogą ku kapłaństwu. Z parafii powsińskiej też!

Nowa Przychodnia Lekarska w Powsinie

Od 2007 r. trwały prace budowlane Przychodni Rejonowo–Specjalistycznej przy ul. Przyczółkowej 33. Ukończono je w 2009 r. W 2010 r. trwało wyposażanie przychodni. Całkowity koszt postawienia obiektu wyniósł ponad trzy miliony sto osiem tysięcy zł. Doliczyć należy jeszcze wydatki na wyposażenie przychodni, w wysokości blisko 700 tysięcy zł. Powierzchnia użytkowa budynku wynosi 695 m kw. Przychodnia docelowo zapewniać będzie mieszkańcom Powsina i okolic świadczenia medyczne w zakresie:
1. Podstawowej opieki zdrowotnej. Na parterze znajdują się gabinety specjalistyczne z zakresu stomatologii, kardiologii oraz badań USG i EKG.
2. Na piętrze znajduje się poradnia D dla dzieci oraz poradnia ginekologiczno-położnicza. Ponadto na piętrze przewidziano ośrodek rehabilitacji dziennej. Będą tu świadczenia z zakresu laseroterapii i światłolecznictwa oraz terapia ruchowa. Wszystkie gabinety diagnostyczne są już wyposażone w nowoczesną aparaturę medyczną. Dotyczy to również ośrodka rehabilitacyjnego. Planuje się zatrudnienie w przyszłości minimum 20 lekarzy, pracujących w 15 gabinetach oraz pracowniach USG i EKG.
Utworzenie powyższego Ośrodka umożliwi pacjentom otrzymanie kompleksowych świadczeń zdrowotnych. Trzeba jeszcze dodać, że jest czynna winda, dowożąca pacjentów na piętro. Nie trzeba chodzić po schodach. Niestety, brak apteki. Aby zrealizować receptę czy kupić inne leki, trzeba podejmować dodatkową wyprawę do apteki w Wilanowie czy Konstancinie–Jeziornie. Pocieszające jest to, ze podobno dotychczasowy budynek starej przychodni ma być dostosowany do utworzenia apteki na miejscu w Powsinie. Kto będzie mógł korzystać z nowej przychodni? – Przede wszystkim mieszkańcy dzielnicy Wilanów, również i ze Stegien, bo przychodnia przy ul. Soczi jest zatłoczona pacjentami. Chodzi o pełne wykorzystanie potencjału placówki w Powsinie oraz jej nowoczesnego wyposażenia. Powyższe informacje o przychodni przy ul. Przyczółkowej 33 dostarczył pan Krzysztof Podsiadły z Działu Usług Medycznych i Marketingu Zespołu Publicznych Zakładów Lecznictwa Otwartego Warszawa Mokotów, ul. Madalińskiego 13. Natomiast udostępniła obiekt do zwiedzania i oprowadziła pani Danuta Matyjasiak, przełożona pielęgniarek, która aktualnie pełni funkcję kierownika Rejonowo–Specjalistycznej Przychodni w Powsinie. Za dostarczenie informacji oraz umożliwienie dokładnego obejrzenia nowego obiektu przychodni serdecznie dziękuję p. Danucie i p. Krzysztofowi.

ks. Jan Świstak