Wyszukiwarka wiadomości

4
[5]
6
7
8
9
10

Wiadmości Powsińskie - maj 2009

Jak to kiedyś I Komunia święta wyglądała - Teresa Gałczyńska
Historii powsińskiego kościoła moment przełomowy - Tomasz Gutt
Europa czeka na Twój głos! - Tomasz Wyszyński
Z życia Parafii - ks. Jan Świstak



Jak to kiedyś I Komunia święta wyglądała


I Komunia Święta 20 maja 1984 r. Powsin, ks. Proboszcz Jan Świstak, siostra katechetka Ewarysta Głuszak i siostra zakrystianka Borgia Oleszek w otoczeniu dzieci komunijnych.
       Jak ksiądz wspomina swoją Pierwszą Komunię? – z tym pytaniem zwracam się do naszego byłego Proboszcza ks. Jana Świstaka.
       Ta pamiętna  uroczystość odbyła się w Belsku Dużym koło Grójca 29 czerwca  1947 r. (sobota – odpust św. Piotra i Pawła). Było to dwa lata po wojnie i dlatego na komunijnej rannej Mszy Świętej zebrała się nas bardzo liczna grupa a niektóre dziewczyny i chłopaki zdawali się być już dobrze „przerośnięci”. Towarzyszyli nam rodzice i jedno z chrzestnych (w moim przypadku matka chrzestna).
A jak byliście ubrani?
       Chłopcy: białe koszule i ciemne garniturki (granatowe lub czarne) z kokardą wywiązaną na lewym ramieniu, przystrojoną gałązką bukszpanu. Do tego nie zawsze nowe, ale czyste i starannie wypastowane pantofle. Dziewczęta: proste białe sukieneczki, na nogach sandałki. Niektóre z nich miały na głowach wianuszek z polnych kwiatów.
Czy coś szczególnego utkwiło księdzu w pamięci z samej ceremonii?
       Pamiętam, że wraz z koleżanką z dość dużym przejęciem składaliśmy przyrzeczenia obietnic Chrztu Świętego. Do tej pory wracam też pamięcią do wielkiej dobroci człowieka,  śp. ks. Proboszcza Józefa Żółtka, który udzielał nam Komunii Świętej. Potem rozdawał obrazki oraz medaliki i różańce, które zawieszone były na dużej, drewnianej lasce.
Zapewne wszystkie dzieci czekały co będzie potem – mam na myśli podarki i spotkania rodzinne.
       Ależ skąd! – żadnych podarków, żadnych obiadów czy przyjęć. Przy kościele ustawiono duży stół, a na nim kakao i bułki (nawet nie drożdżowe lecz zwykłe), i oto cały poczęstunek! 
Czy tak, jak obecnie, obchodziliście wówczas „Biały Tydzień”?
       Nie, tego jeszcze nie było. To stosunkowo nowy lecz piękny obyczaj.
Już jesteśmy po komunii ale nie wspomnieliśmy o przygotowaniach teoretycznych i praktycznych do tej ceremonii.
       Przygotowania odbywały się w dwóch grupach, a uczył nas organista. Zawsze miał przy sobie duży kij, którym w miarę potrzeby pomagał wbijać do niezbyt chłonnych głów pacierz i obowiązujące formułki.
Przejdźmy do późniejszego okresu. W latach 1962-1963 był ksiądz wikariuszem w parafii Krzemienica koło Rawy Mazowieckiej.
       Tak, stara parafia oraz  wspaniały, leciwy  proboszcz z bagażem przeżyć i doświadczeń (w tym obóz koncentracyjny w Dachau). To on zlecił mi przeprowadzenie sprawdzianu dzieci komunijnych z prośbą o bardziej łagodne potraktowanie Zosi, która uchodziła za dziecko mniej zdolne. Egzaminowałem na plebani, a gdy przyszła kolej na Zosię, ta na każde z zadawanych jej pytań odpowiadała celująco! Mile zaskoczony zapytałem: kto cię, Zosiu, tego nauczył? – Mama, odpowiedziała Zosia i zamiast do domu poszła do kościoła. Tam jeszcze  długo klęczała przed ołtarzem. Bardzo mnie ujęła ta duża, naturalna pobożność, wyniesiona z domu. Wówczas rodzina była tą zasadniczą szkołą codziennej edukacji religijnej. Tego właśnie  brakuje nam w obecnych czasach, czasach kryzysu rodziny, a zatem i wartości, jakie powinna wpajać i pielęgnować.
Parafię w Powsinie objął ksiądz w 1983 roku a pierwsza komunia, do której  przygotował dość liczną grupę dzieci, odbyła się w 1984 roku. Co można powiedzieć o panującym tu  wówczas sposobie przeżywania tej uroczystości?
       To diametralnie inny czas, a zatem i  sposób. Odeszło się od w miarę jednolitych i skromnych strojów oraz od poczęstunków przy kościele. Liczne osobowo przyjęcia rodzinne przeniesiono do domów. Coraz częściej dzieci obdarowywano prezentami, a dorosłych częstowano alkoholem, i to mnie najbardziej martwiło. Przecież to święto dziecka, a nie zabawa dorosłych, w trakcie której często o dziecku zapominano. Poniekąd starałem się rozumieć ten głęboko zakorzeniony „obyczaj”, lecz nie dawało mi to spokoju.
Jakie działania przyczyniły się do obserwowanej dzisiaj zmiany dawnej „obyczajowości”?
       Otóż zastosowałem dość radykalny środek – podpisywanie zobowiązań, które  na początku często łamano (alkohol serwowano z innych niż oryginalne opakowań). Proces rugowania alkoholu z przyjęć komunijnych wymagał czasu. Młodsze pokolenie było coraz bardziej skłonne do zaakceptowania moich sugestii. I tak powoli miejsce alkoholu zaczęła zajmować herbata, soki  i inne kolorowe napoje.
Nabożeństwo popołudniowe to z dawien dawna przyjęta praktyka,  prawda?
       Tak, i to na obszarze całej Polski. Niemniej rodzice często utyskiwali, podważając jego celowość. A przecież uświetnia ono ten szczególny dzień, pozwalając na spokojne jego upamiętnianie (np. spokojne przeprowadzenie sesji zdjęciowej) czy też „oderwanie” gości od stołu.
A co ze strojami? Na przeważającym obszarze Polski coraz bardziej popularnym strojem są  piękne, bo jednolite i skromne alby.
       Na początku panowała zupełna dowolność. Najbardziej zmęczone były dziewczynki, ubrane w uciążliwe, bo prawie ślubne suknie, usztywniane na dole drutami. Z biegiem czasu zaczęto zamawiać jednakowe sukienki, a chłopcy ubierani byli w garniturki bądź w komeżki i ciemne spodnie. To już wyglądało o wiele ładniej, a i dzieci lepiej czuły się między sobą. Były bardziej skupione na doniosłości przeżycia, jakie je czekało, a nie na porównywaniu strojów.
A przygotowanie do Komunii na czym się głównie skupiało?
       Skupialiśmy się przede wszystkim na istocie spowiedzi i komunii. Przygotowywałem zestaw pytań pt. „Przygotowanie dzieci do I Komunii Świętej. Zadanie dla rodziców” z prośbą o rozkładanie nauki przez cały rok w celu uniknięcia kumulacji wiedzy, którą dziecko musiało przyswoić tuż przed egzaminem. Nie brakowało tam pytań podchwytliwych, np. „Jak przyjmujesz Komunię Świętą to kto do ciebie przychodzi: Matka Boża czy św. Józef?” Wszystko po to, by nauczyć dzieci myślenia i prawidłowego rozróżniania, a także obowiązujących  formuł. Można by rzec: kto przeszedł przez tutejszy „magiel”, to nie ma jakże często spotykanych problemów, chociażby  ze spowiedzią.
Jak układała się współpraca z rodzicami?
       Dla rodziców dzieci przygotowujących się do komunii prowadziłem dwuletni cykl spotkań (w pierwszą niedzielę miesiąca rodzice klas I, a w drugą rodzice klas II), który cieszył się dużą frekwencją. Poruszano tematy ciekawe, czasami bardzo drażliwe i dyskusyjne, np. „Czy każdemu katolikowi przysługuje pogrzeb?”, albo „Dlaczego księża są tacy bogaci?” Zastosowana „metoda kartkowa” zapewniała anonimowe, a zatem swobodne zadawanie pytań i przekazywanie odpowiedzi na zadawane pytania. Służyło to poszerzaniu wiedzy religijnej biorących udział w takich spotkaniach. Inna kwestia - przez pewien czas rodzice okazywali niechęć odnośnie do formy egzaminu, na który zapraszałem rodziców naturalnych dziecka. Były z tym duże kłopoty, ale to czasami jedyna okazja, by naturalny rodzic mógł spotkać swoje dziecko i uczestniczyć w jego wielkim religijnym przeżyciu. Na ogół rodzice byli otwarci i chętni do współpracy, za co im bardzo dziękuję.
Co pamiętają ze swojej I Komunii Świętej, zapytałam także panią Natalię Skonecką (ur. w Powsinie w 1921 r.) oraz jej sąsiada pana Feliksa Latoszka (ur. w Powsinie w 1922 r.). Pani Natalia przystąpiła do komunii w roku 1930, a pan Feliks w roku 1932,  zatem ich wspomnienia mają wiele wspólnego.
Natalia Skonecka - do komunii przygotowywał nas ks. proboszcz na świeżym powietrzu tuż przy plebani. Wiosenne ciepło, zapach pierwszych kwiatów i śpiew ptaków rozpraszały naszą uwagę, ale egzamin wszyscy zdali! Potem mama kupiła białą sukienkę, sandałki i mały welonik na głowę. Do kościoła poszłam tylko z rodzicami. Po Mszy św., na której dostaliśmy medaliki z wizerunkiem Matki Bożej, która miała nas  chronić przez całe życie, częstowano kawą z mlekiem i słodkimi bułeczkami. Jakie to było dobre! Po południu - tak jak i dzisiaj - obowiązkowe uczestnictwo w nabożeństwie. Szliśmy na nie z wielką chęcią i z zadowoleniem. Od tego dnia czułam się w kościele jakoś lepiej i odważniej.
Feliks Latoszek – do komunii przygotowywał nas ks. wikary, który dbał o dobre przygotowanie do spowiedzi i zrozumienie istoty komunii. Nie mogliśmy się doczekać dnia, w którym będziemy mogli uczestniczyć we Mszy inaczej, tzn. jak dorośli. Wreszcie granatowe ubranko, biała koszulka i pantofelki – wystrojono mnie jak nigdy do tej pory.  Do kościoła poszedłem z rodzicami i ze starszym rodzeństwem. Nawet rodzice chrzestni nie przyjechali, to i o prezencie nie można było marzyć. Rodzice prezentów nie dawali, wystarczyło że karmili i odziewali. Po komunii ksiądz zorganizował  śniadanie (komunia była rano, a obowiązywał 3-godzinny post eucharystyczny). Na stole przed kościołem ustawiono dzbanki z kakao i wielkie tace z pączkami, które usmażyła żona naszego kościelnego - pana Franciszka Wyrzykowskiego. To były nasze komunijne rarytasy!
Serdecznie dziękuję moim szacownym rozmówcom za podzielenie się z czytelnikami swoimi wzruszającymi wspomnieniami, związanymi z jednym z najważniejszych religijnych przeżyć naszego dzieciństwa.

Teresa Gałczyńska

powrót na górę strony

 
Historii powsińskiego kościoła moment przełomowy

        Bryła kościoła w Powsinie, jaką znamy i jaką widzą przyjeżdżający tu goście, jest dziełem Józefa Piusa Dziekońskiego i ma tyle lat ile najstarsi tutejsi mieszkańcy – a więc zaledwie jedno ludzkie pokolenie. Trudno w to uwierzyć, bo wygląda tak, jakby w tym kształcie świątynia nasza stała tu od co najmniej kilkuset lat. Historyzm, jako kierunek w architekturze, nie wszędzie znajdował uznanie, jednak w tym przypadku, dzięki wielkiej kulturze i wiedzy Dziekońskiego, dał w rezultacie efekt godny podziwu. O tym, jak to się stało, opowiem poniżej.
        Przebudowa powsińskiego kościoła w 1891 roku wkrótce okazała się niewystarczająca. W dodatku ładny projekt architekta Adamczewskiego został w realizacji gruntownie zmieniony, i prawdę mówiąc zeszpecony, przez innego architekta, Józefa Hussa, który tym razem był realizatorem przebudowy. W 1895 roku ks. proboszcz Antoni Gniazdowski zwrócił się więc do Józefa Dziekońskiego, słynnego już wówczas architekta warszawskich świątyń, o pomoc. Dziekoński mówił o tym w swoim wystąpieniu w 1914 roku na posiedzeniu Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości (wspominałem o tym posiedzeniu w poprzednim artykule):
"Już w ciągu pięciu lat następnych po (..) przebudowaniu (..) okazało się, że kościół jest dla parafii niedostatecznie obszernym i ksiądz proboszcz [Antoni] Gniazdowski zgłosił się do mnie w 1895 roku o zaprojektowanie nowego powiększenia kościoła. Plany wykonałem w 1896 roku. Obecnie mam honor przedstawić te plany, dla uzyskania opinii Towarzystwa, nie o wartości projektu z 1896 roku, lecz (..) o powiększeniu w zasadzie. (..) Kościół dzisiejszy jest zmieniony gruntownie w 1891 roku. Dachy dawne i szczyty nie istnieją, ściany boczne znikły przez wybicie arkad. Zakrystia powiększona (..) całość jako bryła jest zupełnie zmieniona przez dobudowanie naw i dziwacznych kopułek na froncie, wreszcie przez dobudowanie schodów zupełnie nieproporcjonalnych co do wielkości i kształtu poza ołtarzem wielkim. Parafia powsińska zwiększa sie ciągle, wille podmiejskie wznoszą się, kościół potrzebuje powiększenia. Dzisiejszy ks. proboszcz [Antoni]Lipski zgłosił się do mnie, przyniósłszy dawne plany moje sprzed 18-tu lat, z zadaniem zdecydowania co i jak począć, żeby uzyskać kościół większy, możliwie niedużym nakładem. Chcąc dać (..) odpowiedź wyczerpującą (..) należy mieć pewną swobodę co do wyboru rodzaju powiększenia lub zdecydowania zupełnej rozbiórki”. Czyżby Dziekoński rozważał też rozbiórkę naszego kościoła? Ale wybuchła wojna i sprawa kolejnej przebudowy została odłożona do lepszych czasów.
        Wkrótce po zakończeniu wojny w 1919 roku Dziekoński ukończył projekt, ale jego realizacja znów odwlekła się, tym razem o dwa lata. Budowa ruszyła w 1921 roku, po objęciu parafii przez księdza Teofila Mierzejewskiego, który "w ciągu czterech lat rozbudowuje świątynię (..) funduje organy, odnawia trzy ołtarze, sprowadza dzwony - jeden własnym kosztem funduje". Prace wykonane w ciągu następnych czterech lat miały zdecydowanie szerszy zakres od programu opisanego w pierwotnej dokumentacji. W prowadzonej w latach 1921-24 inwestycji możemy wyodrębnić dwa etapy. W pierwszej fazie dokonano przebudowy, polegającej na podwojeniu przęseł bazylikowego korpusu, w części środkowej wypełniającego miejsce po przedsionku i wieżach (tych z dziwacznymi kopułkami, jak określił je Dziekoński). Równocześnie poddano restauracji wnętrze, nadając mu jednorodną, późnobarokową stylistykę. O zastanym wystroju Dziekoński tak pisał: "szczegóły dekoracji architektonicznej uległy przypadkowym licznym zmianom na gorsze, aż zostały z czasem zupełnie skażone". Przesunięto w kierunku ulicy i wybudowano nową fasadę, w której odezwały sie łatwo uchwytne reminiscencje ze wszystkich bez mała dotychczasowych jej przeróbek. Jej zasadę kompozycyjna następująco podsumował Bohdziewicz: "usunięto pilaster środkowy z każdej z (..) grup, przedzielono pola miedzy pilastrami na dwie kondygnacje gzymsami, biegnącymi od pilastra do pilastra, i umieszczono w polach miedzy pilastrami otwory, względnie nisze, i portal na dole"
        W opisie technicznym projektu przebudowy można znaleźć zastrzeżenie, że „część kościoła poza ołtarzem wielkim pozostawia sie do zbadania podczas robót budowlanych i jeżeli (..) mury okażą się zdrowemi, będzie mogła być wyzyskana i włączona do powiększenia". Mury na szczęści były „zdrowe”, więc w następnym etapie zrekonstruowano wewnętrzną przestrzeń prezbiterium. Usunięto ukrytą za prezbiterium klatkę schodowa, dzięki czemu na swoje miejsce w zagłębieniu absydy wrócił ołtarz główny.
        Istotne zmiany nastąpiły też na zewnątrz kościoła. Zakrystię i skarbiec odbudowano w nieco odmiennych gabarytach i połączono obejściem, które rozwiązało komunikacje w obrębie chóru kapłańskiego. Pozwoliło to na plastyczne zgrupowanie mas, równoważących mocno wyeksponowaną teraz fasadę. Z tyłu umiejscowiono wolno stojącą dzwonnicę, wybudowaną w 1922 roku, po usunięciu wież z frontonu. Zawisły na niej dzwony, poświęcone w 1924 roku przez ks. Biskupa Stanisława Galla, a zakupione przez ks. Mierzejewskiego, jako że poprzednie przepadły podczas wojny. W części zewnętrznej świątyni zasadniczo zmieniono ukształtowanie partii wejściowej. Kierując się względami praktycznymi od wewnątrz wydzielono przedsionek, którego przydatność jest niepodważalna, lecz ceną za to udogodnienie była rezygnacja z utrzymania chóru muzycznego. Zgodnie z potwierdzoną w opisie technicznym deklaracją zakładano, że „chór wraz z kolumnami podpierającemi go ustawi sie z powrotem”, tyle że po przesunięciu do ściany frontowej. Zamiarom tym przyświecało pragnienie ocalenia jednej z ostatnich pamiątek, trafnie zaliczonej do osiemnastowiecznego wyposażenia świątyni.
        I oto w 1925 roku powsińscy parafianie wreszcie mogli podziwiać swój nowy kościół. Zakres wprowadzonych w nim zmian spowodował, że po dwóch stuleciach od budowy pierwszej murowanej świątyni z fundacji hetmanowej Sieniawskiej jego struktura ponownie nabrała cech pozwalających uznać w nim skończony wytwór sztuki architektonicznej. To prawda, historyzm w architekturze dawno przestał być w cenie, ale kiedy spoglądamy dziś na nasz kościół, jakże nie mielibyśmy być wdzięczni mądremu Józefowi Dziekońskiemu.

Elewacja boczna po przebudowie Hussa (1891). Ilustracja z pracy Andrzeja Majdowskiego „Ze studiów nad fundacjami Potockich z Wilanowa”.
Ta sama elewacja boczna wg planów Dziekońskiego (1919). Ilustracja z pracy Andrzeja Majdowskiego „Ze studiów nad fundacjami Potockich z Wilanowa”.





Europa czeka na Twój głos!

        7 czerwca odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. To jedyna w Unii Europejskiej instytucja, której skład wybierany jest bezpośrednio przez obywateli państw członkowskich.
        Czym się zajmuje? Nie chcąc zanudzać tutaj szczegółowym opisem jego funkcji, powiem tylko, że Parlament sprawuję istotną rolę w procesie decyzyjnym Unii Europejskiej. Bierze udział w uchwalaniu unijnego budżetu. Jest współtwórcą prawa wspólnotowego, które reguluje cały szereg sfer naszego codziennego życia. Ponadto stoi na straży praw człowieka i obywatela. Zapewnia również demokratyczną kontrolę innych instytucji unijnych.
        Pamiętajmy, że będąc obywatelami polskimi, jesteśmy również obywatelami Unii Europejskiej. A zatem naszym elementarnym prawem, jako obywateli Unii, jest możliwość udziału w nadchodzących wyborach. Skorzystajmy z tego prawa. To nasza obywatelska powinność. Zwróćmy uwagę na programy wyborcze kandydatów na europosłów, starajmy się poznać i porównać idee oraz pomysły w nich zawarte, skonfrontować ze sobą różne kandydatury, tak by móc dokonać racjonalnego wyboru, kto z ramienia z naszej ojczyzny będzie służył zjednoczonej Europie. Mamy na to rzeczywisty wpływ. To nasz głos oddany na karcie wyborczej o tym decyduje!
        Z Polski wyślemy do Europarlamentu 50 przedstawicieli. Sprawmy, by była to dobra reprezentacja, której nie będziemy się wstydzić. Pamiętajmy - niedziela, 7 czerwca, lokale wyborcze otwarte będą w godzinach 8-22. Każdy głos ma znaczenie!

Tomasz Wyszyński

powrót na górę strony

 
Z życia Parafii

Chłopców coraz więcej!

       Maj to okres I Komunii św. w parafiach. Nasze dzieci przystąpią do I Komunii św. w niedzielę, 24 maja br. Siostra Ewarysta Głuszak, katechetka, przekazała mi listę 25 uczniów, którzy po raz pierwszy zaproszą Pana Jezusa do swojego serca. Chłopców będzie szesnastu, a dziewczynek  -  dziewięć. S. Ewarysta martwi się, kto będzie śpiewał podczas liturgii Słowa na Mszy św. pierwszokomunijnej. Im więcej dziewcząt, tym większa szansa na wybranie kogoś do śpiewu.
       Wśród 25 dzieci z klas II, pięcioro z nich uczęszcza do szkół poza miejscem zamieszkania. Mimo to, rodzice postanowili posłać swoje dzieci do I Komunii św. w naszej parafii, bo tu mieszkają. Są to: Michał Białowąs, Rafał Gniazdowski, Aleksandra Kwiatkowska, Małgorzata Sobkowska i Stanisław Trojanowski. Pozostałe dzieci uczęszczają do szkoły podstawowej w Powsinie: Kacper Bieliński, Weronika Dąbrowska, Adam Gazecki, Kamila Janek, Marcin Kaczonowski, Szymon Konder, Natalia Kowalczyk, Jakub Lenarczyk, Łukasz Leśniak, Jakub Lubaszka, Magdalena Młynarczyk, Piotr Mrówka, Natalia Nowicka, Tomasz Penconek, Weronika Przygodzka, Mateusz Przygodzki, Bartłomiej Rylski, Wiktoria Zagumna, Mikołaj Zawistowski i Nikodem Zawistowski. Skoro jest tak duża przewaga chłopców, to wzrasta szansa, że niektórzy z nich będą ministrantami.
Natomiast ze szkoły amerykańskiej w Bielawie przychodzi do nas 10 dzieci, które przygotowują się do I Komunii św. na poziomie klasy pierwszej. W przyszłym roku i one dołączą do naszej grupy pierwszokomunijnej.
       Dzieciom, które będą przystępować do I Komunii św. 24 maja, życzymy radosnego i spokojnego przeżycia religijnego. Oby nikt i nic nie przeszkodziło Wam w tym tak ważnym dniu Waszego święta.
Prośba do dorosłych:
       Rodziców, chrzestnych i pozostałych gości prosimy o uszanowanie dnia I Komunii św. Jest to święto dziecka. W samym dniu I Komunii św. nie przynoście prezentów. Nie odwracajcie uwagi dziecka od Chrystusa. W tym dniu Jezus jest dla niego najważniejszy! Najpiękniejszym prezentem będzie przystąpienie do Komunii św. wspólnie z dzieckiem i ofiarowanie jej w intencji dziecka. Zachowajcie także całkowitą abstynencję od napojów alkoholowych. Bardzo o to prosimy.

A co z remontem naszego kościoła?

       Ks. Proboszcz Lech Sitek 18 kwietnia br. podpisał umowę z inż. Andrzejem Gaudynem, szefem cieśli, którzy planują rozpocząć prace na poddaszu związane z więźbą dachową na kościele i wzmocnieniem konstrukcji wieżyczki. Zakończenie robót przewiduje się do końca czerwca br. Ponadto została podpisana umowa z firmą wypożyczającą rusztowania, która też będzie je montowała na zewnętrz kościoła od strony ul. Ptysiowej. W dalszym ciągu nie mamy odpowiedzi na piśmie o przyznanych nam dotacjach na remont naszej świątyni.

Święcenia kapłańskie w katedrze, 24 maja 2009 r.

       Z okazji imienin Ks. Wojciecha Bartkowicza odwiedziliśmy Seminarium Duchowne w Warszawie, gdzie Solenizant jest ojcem duchownym i wykładowcą teologii moralnej. Jak nam powiedział, do święceń kapłańskich zostało dopuszczonych 25 diakonów, kleryków z szóstego, ostatniego roku studiów. Wśród nich jest 19 diakonów z naszego Seminarium, sześciu zaś z Archidiecezjalnego Seminarium Misyjnego „Redemptoris Mater”, prowadzonego przez neokatechumenat.

Odszedł do Pana śp. dr Tadeusz Fronczak

Tadeusz Fronczak urodził się 18 I 1927 r. w Myszyńcu. Ojciec był nauczycielem i dyrektorem miejscowej szkoły. Dwaj bracia ojca, jego stryjowie, byli kapłanami. Jeden z nich pełnił funkcję proboszcza w Tłuchowie, a drugi w katedrze w Płocku. Podczas II wojny światowej Tadeusz Fronczak mieszkał u swojego wuja na Czerniakowie w Warszawie. Jako kilkunastoletni młodzieniec, harcerz „Szarych szeregów”, brał udział w Powstaniu Warszawskim. Po maturze podjął studia w Wojskowej Akademii Medycznej. W 1952 r., po ukończeniu Akademii, zostaje lekarzem wojsk lotniczych. Gdy odchodził na emeryturę, otrzymał stopień pułkownika. W Powsinie pełnił posługę lekarską przez 45 lat. Pod koniec 2003 r. odszedł z rejonowej przychodni przy ul. Przyczółkowej 33. (Zobacz „Wiadomości Powsińskie”, nr 11/ 2003). Zmarł 25 marca 2009 roku, w wieku 82 lat. Osierocił żonę i dwie dorosłe córki. Zmarł na serce. Krótko chorował. Msza św. pogrzebowa został odprawiona w katedrze polowej przy ul. Długiej w Warszawie. Uczestniczyła kompania honorowa Wojska Polskiego. Mszy św. koncelebrowanej przewodniczył i homilię wygłosił ks. Jan Świstak. Byli też obecni nasi parafianie z Powsina w liczbie ok. 10 osób.
Śp. dr Tadeusz Fronczak został pochowany w grobie rodzinnym na cmentarzu czerniakowskim w parafii ojców bernardynów. W imieniu społeczności Powsina pożegnał go Andrzej Melak, dziękując za 45 lat posługi lekarskiej. Przemówienie wygłosił również kapitan, lekarz wojsk lotniczych. Pożegnał go też Saturnin Filipiak. Okazuje się, że przyjacielem zmarłego doktora był także Michał Karniewski z Kabat.
„Dobry Jezu, a nasz Panie, daj mu wieczne spoczywanie”.

Dział „Z życia parafii” opracował
Ks. Jan Świstak