Wyszukiwarka wiadomości

1
2
3
[4]
5
6
7
8
9
10
11
12

Wiadomości Powsińskie - kwiecień 2004

Wielkanoc - to cząstka wieczności - Agata Krupińska
Boże groby w tradycji wielkanocnej - Jolanta Dylewska-Kupisz
Filmowa "Pasja" a nasze sumienia - Maria Zadrużna






Wielkanoc - to cząstka wieczności


Nie umiem
być srebrnym aniołem -
ni gorejącym krzakiem -
tyle Zmartwychwstań już przeszło a serce mam byle jakie.
Tyle procesji z dzwonami -
tyle już alleluja -
a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja.
(Wielkanocny pacierz – ks. Jan Twardowski)

       Rzeczywiście to nasze dążenie do świętości jest dziurawe, byle jakie. Ale czy tego chcemy czy nie, każdy z nas musi tak jak Chrystus, przejść przez swoje ziemskie życie, przez to czego się boi, co jest dla niego czymś nieznanym, w tym także przez śmierć. Być może dla wielu ta ziemska wędrówka jest drogą w ciemności, w tunelu, bez mocnej wiary, że gdzieś jest jej szczęśliwy koniec. Być może upadamy i zatracamy w sobie dążenie do świętości, oczywiście na naszą małą miarę. I nagle razem z wiosną przychodzi do nas Wielkanoc z wielką nowiną – Chrystus zmartwychwstał, Chrystus żyje. Śmierć nie jest wiec „końcem, lecz bramą, przez która przechodzi się dalej”  a „Zbawienie jest przeznaczeniem człowieka” i „Każdy jest do niego wezwany”(ks. J.Twardowski „Zgoda na świat”).
       Święta Wielkanocne przypominają nam o tym, co w naszym życiu powinno być najważniejsze, o tym, że istnieje szczęśliwy koniec. Pozostawmy za sobą, choć przez chwilę, swoją pracę, problemy rodzinne i zawodowe i świętujmy w radości, będąc blisko Boga, bo Wielkanoc „to promyk zmartwychwstania w naszym życiu”(ks. J.Twardowski „Zgoda na świat”). Dlatego w imieniu redakcji życzę wszystkim czytelnikom Wiadomości Powsińskich aby ten promyk zmartwychwstania oświetlał wasze życie, aby nie ustawało wasze dążenie do „świętości” i aby te święta były czasem miłości i pojednania -  „Weselcie się, radujcie! Bo zmartwychwstał samowładnie jak przepowiedział dokładnie. Alleluja, alleluja, niechaj zabrzmi: alleluja”

Agata Krupińska




Boże groby w tradycji wielkanocnej

       Według Ewangelii, wykuty w skale (Mt 27,60; Łk  23,53) grób, do którego złożono umęczone ciało  Jezusa, był grobem nowym („A na miejscu, gdzie Go ukrzyżowano, był ogród,  w ogrodzie zaś nowy grób, w którym   jeszcze nie złożono nikogo” J 19, 41) i należał  do Józefa z Arymatei. Był to  typowy grobowiec, który składał się z przedsionka i właściwej komory grobowej. Miał formę ławy, otoczonej  półkolistym łukiem i znajdował się po prawej stronie groty grobowej.
       Grób  Chrystusa   w  Jerozolimie oddzielono od reszty skały, w której był wykuty, i wzniesiono  wokół niego  rotundę  zwaną Anastasis, co  po grecku oznacza „zmartwychwstanie”. Przykrywa ją  kopuła   z otworem, przez który pada światło. Komora grobowa  ma wymiary 2,07 m  na 1,93 m. Marmurowa ława  przykrywa  skalna półkę, na której złożono umęczone Ciało Chrystusa. Od dwóch tysięcy lat chrześcijanie szczególną  czcią otaczają to miejsce.
       Tradycja umieszczania w kościołach  Grobu Pańskiego   ma na celu upamiętnienie najważniejszego dla wiary chrześcijańskiej wydarzenia:  śmierci Jezusa na krzyżu, po której złożono  Go do grobu oraz Zmartwychwstania, przez  które Grób ten stał się pusty.
       Przyjrzyjmy się wielkanocnemu obyczajowi urządzania Grobu Chrystusa w tradycji światowej, polskiej i w tradycji parafialnej - powsińskiej.
Zwyczaj budowania Bożego Grobu  jest starym zwyczajem i wywodzi się z Jerozolimy, gdzie gromadzono się w miejscach Męki Chrystusa, aby Mu towarzyszyć od Wieczernika i Góry Oliwnej, aż do miejsca Jego pogrzebu i zmartwychwstania. Pierwsza wzmianka o misterium odtwarzania pogrzebu Pana Jezusa sięga X wieku, gdy  biskup   Augsburga   Ulryk przenosił w Wielki Piątek konsekrowaną hostię do  kościoła św. Ambrożego. Tam składał ją na ołtarzu i przykrywał kamieniem, a następnie w poranek wielkanocny odnosił ją w procesji   do kościoła św. Jana.
       Od XI   wieku spotykamy zwyczaj   budowania  Bożego Grobu na terenie Francji, Włoch, Austrii, Czech. W tym samym czasie pojawiają się   pierwsze wzmianki w księgach liturgicznych w Polsce. Wskazują one, że Boży Grób był traktowany przede wszystkim jako ołtarz wystawiania  Najświętszego Sakramentu, pełen świec, kwiatów i ozdób. Wystawienie w Bożym Grobie Najświętszego Sakramentu w monstrancji  okrytej białym welonem  istnieje od XIV wieku.  
       Lokalizacja Bożego Grobu była zróżnicowana. Budowano go w prezbiterium, w nawie świątyni lub w ołtarzu głównym. Trzeba dodać, ze Boży Grób otrzymywał bardzo wyszukane i piękne kształty. Często przybierał kształt namiotu lub skrzyni krytej płótnem spadającym po brzegach, którego końce   przytwierdzano kamieniami lub pieczęciami. Bywało też, że skrzynia była bogato rzeźbiona. Zdarzały się też groby murowane lub specjalne kaplice przeznaczone do tego celu. Groby Chrystusa w Polsce mają piękną tradycję i dlatego warto poświęcić im trochę więcej uwagi. Zapewne nie wszyscy wiedzą, że zwyczaj ten, znany  niegdyś w wielu krajach, aktualnie jest kultywowany jedynie w Polsce.
       W Polsce, jak wyżej wspomniano, już od XI wieku wkłada się do grobu Najświętszy Sakrament, a także figurę umęczonego Pana Jezusa. Na wzór rzymskich żołnierzy przy Grobie pełniono straż. Zwyczaj zaciągania wart od Wielkiego Piątku aż do Rezurekcji pozostał do dnia dzisiejszego. Tradycja  uzbrojonej lub jakiejkolwiek straży istniała w Polsce najprawdopodobniej  już w XV wieku. Straż taka  gwarantowała rzeczywiste bezpieczeństwo  hostiom złożonym w grobie, a także jego wystrojowi (zwłaszcza kosztownym  tkaninom używanym do zdobienia grobu). Trudno powiedzieć kiedy  zaniechano w Polsce umieszczania krzyża w Bożym Grobie, a rozpoczęto składanie go obok  Grobu lub w nawie kościoła. Można powiedzieć, że od końca XVI wieku w Bożym Grobie umieszcza się tylko Najświętszy Sakrament.
       Od zawsze starano się urządzać groby w sposób daleki od schematów, nie szczędzono fantazji artystycznej, a także przepychu. Bardzo często dekoracje  przedstawiały perspektywę Jerozolimy i Golgoty, a draperie zwieńczone były koroną podtrzymywaną przez anioły. Z czasem treść symboli  się zmieniła: zginął powszechny przepych, ustępując miejsca posępnym znakom narodowego zniewolenia. W okresie zaborów wykorzystano ten zwyczaj jako środek  oddziaływania na społeczeństwo, celem podtrzymania w nim  nadziei. Stosowane dekoracje miały często wydźwięk symboliczny i akcenty narodowe w zależności od zmieniających się warunków politycznych i społecznych. Dawny zwyczaj przerodził się w manifestacje religijno-patriotyczne. Często były to groby  nietypowe, skłaniające  do refleksji i zamyślenia.
       Do historii przeszły  zarówno groby  z okresu niewoli narodowej, jak też z czasów okupacji, czy lat 80-tych XX wieku, urządzane w warszawskim kościele św. Anny, gdzie pomysłodawcami i wykonawcami zaczęli być absolwenci Akademii Sztuk Pięknych. Na przykład wstrząsał swą symboliką jeden z grobów, który przedstawiał: „zwęglone belki, pasma kolczastego drutu, czarny, surowy krzyż i chudy, jakby wykradziony z obozu trup zbawiciela”.
       Po wojnie kontynuowano organizowanie grobów wielkopiątkowych, które łączyły  treści religijne  z narodowymi. Groby symbolizowały walkę społeczeństwa z reżimem komunistycznym, przypominały o wartościach stałych i niezmiennych. Tak było także w czasie stanu wojennego. Ludzie odwiedzali groby pogrążając się w modlitwie i zadumie. Zwyczaj odwiedzania grobów Chrystusa w Wielką Sobotę kultywowany jest przede wszystkim w Warszawie. Przed niektórymi kościołami na Starym Mieście ustawiają się długie kolejki. Twórcy  grobów starają się przedstawić   oryginalne kompozycje, łączące  treści religijne z narodowymi.
       Chodzenie „na groby” było popularne w Warszawie już w XVIII wieku. Odbywało się procesjonalnie. Na czele szedł, otoczony żołnierzami i biczownikami, aktor wyobrażający Chrystusa z krzyżem. Wędrowano zazwyczaj do pięciu kościołów, symbolizujących pięć ran Chrystusa. W XIX wieku procesja przemieniła się w towarzyski spacer rodzinny, okazję do kwest dobroczynnych - pamiętamy ten słynny ustęp z "Lalki" Prusa.
       Jak mi opowiadali moi rozmówcy, starsi mieszkańcy Powsina, Grób Pana Jezusa w naszej świątyni był kiedyś ubierany w Wielkim Ołtarzu. Ołtarz zasłaniano niebieską tkaniną z namalowanymi aniołami, adorującymi Najświętszy Sakrament. W absydzie zawieszano półkolistą u góry zasłonę z wymalowanym krzyżem na niebieskim tle, która ku dołowi zwężała się i częściowo zasłaniała ołtarz. Po bokach namalowane były egzotyczne rośliny: palmy i kwitnące rododendrony, które były powiązane delikatną siatką. Figura zmarłego Jezusa spoczywała w  stylizowanej grocie otoczonej kwiatami. Całość dekoracji przedstawiała się bogato i egzotycznie. Ponieważ okno za ołtarzem było też zasłonięte, w całym prezbiterium panował półmrok, rozświetlany tylko świecami palącymi się przy tabernakulum i przed grobem. Kościół przetrwał wszystkie zawieruchy wojenne i corocznie Grób Chrystusa był ubierany w podobny sposób. W 1949 roku na skutek nieuwagi od świec zapaliła się tkanina i uległ nadpaleniu ołtarz. W związku z reformą liturgiczną w Kościele, począwszy od roku 1965 Grób Chrystusa w naszym kościele był umieszczany w lewej nawie bocznej. Od tego też czasu zmienione zostały dekoracje, m.in. z takiego prostego powodu, że nie pasowały po przeniesieniu ze znacznie szerszego ołtarza głównego. Nie były już one tak bogate jak poprzednio, chociaż w zasadniczy sposób nie zmieniły się tematycznie. Przy Grobie zawsze są piękne kwiaty, tj. najczęściej hortensje w pastelowych kolorach oraz białe bzy. Prawie zawsze pełnili również wartę strażacy w hełmach - do lat 50-tych z Powsina, a po zlikwidowaniu straży, od kilkunastu lat strażacy z Bielawy.
       Wszyscy moi rozmówcy podkreślali, że dawniej w Wielki Piątek nasza świątynia tętniła życiem. Do kościoła pieszo ciągnęły  sznury ludzi z Jeziorny, Klarysewa i pobliskich okolic. Ludzie nieustannie  gromadzili się w kościele, modlili się i śpiewali, rozważając Mękę Pańską. Szczególne wrażenie robiła pieśń, w której żegnano się z Jezusem rozważając, co wycierpiał:

„Dobranoc głowo święta Jezusa mojego
Któraś była zraniona do mózgu samego.
Dobranoc wonna lilija, Jezus, Józefa i Maryja, Dobranoc
Dobranoc ręce święte, na krzyż wyciągane
Jako struny na lutnie, gdy są wystrojone.... Dobranoc”.


       Adoracja przy Grobie Chrystusa była spontaniczna, nie tak zorganizowana jak obecnie, a kościół był otwarty również całą noc, co aktualnie, z uwagi na bezpieczeństwo, nie jest w naszym kościele praktykowane. Niemniej jednak Boży Grób zawsze pozostanie przede wszystkim miejscem,  przed którym każdy z nas może uklęknąć i dziękować Chrystusowi za dar jego Męki, Śmierci i Zmartwychwstania, które znów mogliśmy przeżyć oglądając film Mela Gibsona "Pasja".

Jolanta Dylewska-Kupisz

powrót na górę strony



Filmowa "Pasja" a nasze sumienia

       „Pasja” w reżyserii Mela Gibsona wzbudziła tak ogromny rezonans w świecie, jak żadna z superprodukcji filmowych ostatnich lat. Zapewne wielu z nas już obejrzało to dzieło, a tych, którzy nie znaleźli czasu lub się wahają, stanowczo zachęcam. Przede wszystkim dlatego, że jest to doświadczenie niepowtarzalne w budowaniu wizerunku naszego Zbawiciela.
       Fundamentem wiary chrześcijanina, jest przekonanie, że Jezus Chrystus żyjący 2 tysiące lat temu na ziemi palestyńskiej jest Mesjaszem, umarł śmiercią krzyżową za grzechy ludzkości, zmartwychwstał i żyje jako współistotny Bogu Ojcu. Wszystkie inne prawdy religijne, dogmaty, praktyki kultowe wywodzą się z tego podstawowego faktu. W historii chrześcijaństwa byli święci i mistycy, którzy mieli szczególne nabożeństwo do Męki Pańskiej, ale standard wiernych jest trochę inny. Tak bardzo zżyliśmy się z obecną w nas od zawsze wiedzą na temat śmierci Pana Jezusa, niemal oswoiliśmy we własnych myślach i w ikonografii sceny Jego męczeństwa, krzyż, boleść Matki Bożej, rozpacz uczniów, że funkcjonują one w zbiorowej wyobraźni właściwie jako zdarzenia odrealnione, symboliczne, wręcz mityczne. Czy są to słowa niesprawiedliwe wobec katolików, których pobożność oprócz maryjnej jest właśnie pasyjna? Wszak żadne inne wyznanie chrześcijańskie nie ma takich nabożeństw liturgicznych, jak: Droga Krzyżowa, Gorzkie Żale, częściowo również Różaniec. Oczywiście, dobro płynące z tych form kultowych jest bezsprzeczne i z pewnością owocne. Film Gibsona dopełnia je jednak w sposób szczególny. Przede wszystkim – przywróceniem Męce Pańskiej właściwych wymiarów.
       Od niepamiętnych lat uczestniczę w wyżej wspomnianych nabożeństwach. Znam ich wartość w moim życiu i w życiu innych, ale – uderzając się we własną pierś, a i cudzą przy okazji  – przyznaję, że nigdy nie widziałam na twarzach uczestników  przerażenia lub cierpienia. Bardzo sporadycznie ktoś otrze dyskretną łzę, ale szczerze mówiąc raczej w powodu osobistych zmartwień. W istocie „lubimy” te praktyki. Przynoszą one pewnego rodzaju ukojenie, chwilę odpoczynku w rozpędzonym świecie. A kiedy dojdą do tego interesujące rozważania, wysmakowana sceneria (wygaszone światła, blask świec, staranna oprawa muzyczna) nabożeństwa te stają się dla praktykujących.....przyjemnością.
       W te doświadczenia wdziera się brutalnie porażające naturalizmem dzieło Gibsona. Od pierwszej sceny filmu, modlitwy w Ogrójcu, toczą się wstrząsające Gorzkie Żale. Nie ma miejsca na nostalgię i wypoczynek duchowy. Zanika dystans jaki ma widz do fikcyjności seansu filmowego. Są momenty, że ma się już ochotę wyjść z kina (niektórzy wychodzą). Ludzie spuszczają głowy, nie mają wręcz siły patrzeć na tę niekończącą się kaźń Chrystusa. Już się wydaje w pewnym momencie, że tym razem oprawcy się nasycą, zmęczą i przestaną bić. Nie przestają...
       Udręka  bezsilnych świadków, czyli widzów w kinie, staje się prawdziwa. Oczywiście nieporównywalna z cierpieniem Pana Jezusa, a nawet realnym bólem jak np. w chorobie, ale jednak prawdziwa. Tę udrękę pogłębia świadomość, że wszyscy przyłożyliśmy własny grzech do tej kaźni. I nie ma co teraz chlipać w chusteczki, odwracać głowy, oburzać się na Gibsona. Trzeba wydusić ze swego sumienia przyznanie się do współodpowiedzialności za cierpienie Boga.
       To strasznie trudne. Tyle usprawiedliwień przychodzi do głowy, tyle łagodzących okoliczności, kontrargumentów: że to raczej taki Stalin, Hitler, terroryści itp, nie my – zwykli ludzie. My się czujemy raczej Cyrenejczykami, chcielibyśmy być Weronikami. Ale Pismo Święte mówi dobitnie: „...On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie”  (Iz 53,5). Gibson wyeksponował tę prawdę w napisach początkowych do filmu, konsekwentnie ją podkreślał na wszystkich konferencjach. Jest w filmie taki kadr, w którym czyjaś ręka wbija gwóźdź w dłoń Pana Jezusa. To właśnie ręka reżysera. Jest to symboliczne, bardzo filmowe, wyznanie grzechu współodpowiedzialności. Dlatego zarzut przeciwników filmu tendencyjnej, niezgodnej z duchem Soboru Watykańskiego II, interpretacji  wydarzeń zbawczych jest całkowicie chybiony. Nie ma w filmie absolutnie nic sprzecznego zarówno z tekstami ewangelistów, jak i nauczaniem Kościoła. Realizując film o bardzo konkretnych wydarzeniach, Gibson nie mógł przecież ignorować zupełnie okoliczności historycznych, a tego wręcz niektóre środowiska od niego oczekiwały. W filmie pojawiają się postacie pozytywne i negatywne zarówno wśród ludu, jak i oprawców, tak wśród decydentów, jak i bezsilnych świadków. Linie podziału nie przebiegają wzdłuż przynależności narodowej, lecz wedle sumienia i serca. Kampanię nienawiści, którą rozpętano wokół filmu, można tłumaczyć jedynie ewidentnie złą wolą, a także prozaiczną zazdrością: o rezonans społeczny, o sukces frekwencyjny, wreszcie o niebagatelne wpływy finansowe (na marginesie dodam, że Gibson nie znalazł w Hollywood, tym światowym centrum biznesu filmowego, żadnego chętnego do współfinansowania produkcji tego filmu, wyłożył własne środki i zrealizował film we Włoszech).
       Katastroficzne przewidywania negatywnych skutków dystrybucji filmu zostały skompromitowane. Nawet najbardziej nieprzychylne filmowi, Gibsonowi i Kościołowi organizacje i media nie odnotowały ani jednego przykrego incydentu, zainspirowanego „Pasją”. A przecież film od miesiąca obiega kulę ziemską i obejrzały go miliony widzów.
       Można natomiast postawić pytanie, czy przeżycie filmu, choćby najgłębsze, wpłynie jakoś na trwałą przemianę sumień. Odpowiem sceptycznie, że – niestety – na pewno nie. Wszak Sakramenty, Pismo Święte i duszpasterstwo Kościoła są nieporównywalnie większymi i skuteczniejszymi narzędziami doskonalenia człowieka niż dzieła sztuki, a jednak ofiara Chrystusa była niezbędna. Bowiem osiągnięcia ludzkości w dziedzinie materialnej i moralnej, całe dobro człowieka na tej ziemi, nie zadośćuczynią grzechowi. Dokonał tego Jezus, Baranek umęczony i zmartwychwstały.
       Gibson jest tego świadomy. Wszystko, co mógł zrobić, to – sięgając po spektakularne środki wyrazu artystycznego – przypomnieć światu tę zbawczą prawdę.

Maria Zadrużna