Sprawa honoru - Zygmunt Karaszewski
Uroczystość Jubileuszu 50-lecia święceń kapłańskich Księdza Kanonika Bogdana Jaworka - Teresa Gałczyńska
Sprawa honoru
„Morze, nasze morze,...
...mamy rozkaz cie utrzymać...
...albo na dnie, z honorem, lec!”
Bezkompromisowa postawa, przywoływanie pamięci o bohaterach, którzy wbrew nadziei zmierzali ku wolnej Polsce, jest sprawą honoru wszystkich, którzy czują się Polakami i obywatelami Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
Pomimo tylu tragedii naród nasz nie chciał umierać. Udało mu się zachować własną tożsamość, język, kulturę i wiarę w Boga. Udało się też postępowe instynkty czerpać z historii ojczystej. Polskie hasło: „za naszą i waszą wolność” stało się niemal wyznaniem wiary.
Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa, w której Niemcy i Rosja starły się ze sobą, Polacy dojrzeli szansę na zrzucenie niewoli. Lecz walka o odzyskanie wolności toczyła się dalej. Bitwa, która zasłynęła jako „Cud nad Wisłą”, była końcem wojennej przygody Lenina na obcej ziemi. Została zakończona poniżającą klęską, ale, co ważniejsze, nie zapomniał o niej również Józef Stalin.
Odzyskana wolność nie oznaczała, że Polacy mogą spać spokojnie. Niemcy i Rosja Radziecka, utraciwszy Polskę, przez następne dziewiętnaście lat knuły, jak ją odzyskać. „Istnienie Polski jest nie do przyjęcia” - mawiano w Berlinie i w Moskwie. Lenin stale wyrażał opinię, że Niemcy, w nienawiści do Polski, będą musieli sprzymierzyć się z Rosją, by Polskę zdusić. I tak się stało. Zabiegał o to i Stalin. Pakt „Ribbentrop-Mołotow” z 23 sierpnia 1939 r. jest tego dowodem.
W marcu 1939 r. Hitler zażądał przekazania władzy nad Gdańskiem. Zażądał też tak zwanego „korytarza”, który zapewniał Polsce dostęp do Bałtyku, nad którym Gdynia była naszą dumą i chlubą oraz oknem na świat.
Dnia 1 września pamiętnego roku 1939 przyszła do Polski wojna z niezwykłą prędkością i furią. W ciemnościach, przed świtem, blisko dwa miliony niemieckich żołnierzy z lądu, powietrza i morza, napadło na nasz kraj. W kilka godzin dywizje pancerne uderzyły w sam środek Polski. Takiej wojny świat jeszcze nie widział.
Westerplatte, Hel i Gdynia stały się celem pierwszego ataku. Najmłodszym dowódcą 2-ej kompanii w 1-ym batalionie strzelców morskich, broniących Gdyni od strony Kępy Oksywskiej, był wtedy podporucznik Jan Penconek z Powsina. Był żołnierzem niezwykle uzdolnionym, mającym zaufanie dowódcy Lądowej Obrony Polskiego Wybrzeża, pułkownika Stanisława Dąbka. Batalion wraz z całym pułkiem stoczył liczne boje, ponosząc ogromne straty, a przy tym utrwalał w pamięci pozostałych przy życiu żołnierzy bohaterską i pełną podziwu postawę podporucznika Jana Penconka. Podporucznik ranny w bitwie pod Sopieszynem, na wieść, że Niemcy przełamali polską linię obrony, opuszcza szpital i wraca w szeregi obrońców. Na widok bandaży, wystających spod hełmu, odpowiada zdumionemu pułkownikowi Pruszkowskiemu: - przyszedłem po krzyż Virtuti Militari albo po drewniany... Nocna walka o wzgórze Kępy, prowadzona z wielką brawurą, kończy się strzelaniną, w której, ugodzony podporucznik pada. Było to 13 września 1939 r.
Gdy Polska broniła swej suwerenności, gdy krew obrońców obficie wsiąkała w ojczystą ziemię, w dniu 17 września 1939 r. otrzymaliśmy cios ze Wschodu, od Związku Radzieckiego, na rozkaz Stalina.
Pokonali nas wtedy dwaj wrogowie: Hitler i Stalin. Nigdy jednak nie pogodziliśmy się z tą klęską. Polska chciała żyć, bo „nie może być Europy sprawiedliwej bez Polski niepodległej na jej mapie”.
Dwaj najwięksi Polacy: Jan Paweł II Wielki i Prymas Tysiąclecia, Kardynał Stefan Wyszyński, stale nam powtarzali: „narody tracąc pamięć, tracą życie”.
Historia świata zna takich narodów wiele, niestety już tylko z pożółkłych woluminów w bibliotekach, do których rzadko zaglądają nawet historycy. Przechowujmy więc tę naszą narodową pamięć, aby nie zginąć, lecz aby żyć i rozwijać się.
Dlatego też sprawą honoru mieszkańców Powsina powinno być utrwalenie pamięci o swoim bohaterze sprzed 70 lat, poruczniku Janie Penconku (został on pośmiertnie awansowany i odznaczony).
Ostatnio powstał projekt ufundowania specjalnego epitafium, czyli tablicy na murze naszego cmentarza grzebalnego. Warto poprzeć tę patriotyczną inicjatywę. Mam nadzieję, że uzyska ona wsparcie ze strony mieszkańców Powsina. Myślę również, że miejscowa szkoła podstawowa i jej nauczyciele uznają za swój moralny obowiązek włączenie się do tej sprawy, choćby przez pamięć o swoich poprzednikach, ponieważ rodzice porucznika Penconka byli u nas nauczycielami.
I jeszcze moja prośba do czytelników „Wiadomości Powsińskich”. Gdy będziecie w Trójmieście, zadajcie sobie niewielki trud i pojedźcie na Kępę Oksywską. Tam, na położonym na stoku wzgórza cmentarzu wojennym, w kwaterze o nr 255, spoczywa porucznik Jan Penconek. Zapalcie mu światełko pamięci.
Cmentarz ten, tak jak i inne wojenne nekropolie, jest rzadko odwiedzany. Słychać tam tylko wiatr od morza i rytmiczny szum fal uderzających o brzeg. Wiatr i fale zdają się nieustannie powtarzać: wieczny odpoczynek daj, Panie, ofiarnym obrońcom Polskiego Wybrzeża, którzy polegli podczas wojny roku 1939.
P.S.: Dziękuję Panu mgr. Mariuszowi Golikowi z Klarysewa za pomoc w odnalezieniu grobu porucznika Jana Penconka.
Zygmunt Karaszewski
Uroczystość Jubileuszu 50-lecia święceń kapłańskich Księdza Kanonika Bogdana Jaworka
To, co zostało tak pięknie napisane o i dla ks. Bogdana Jaworka w poprzednim numerze Wiadomości Powsińskich przez panią Marię Zadrużną, pana Andrzeja Melaka oraz nieocenionego pana Zygmunta Karaszewskiego, który w organizację i tej uroczystości włożył wiele serca, było bogatą w treści zapowiedzią, przygotowującą nas do wielkiego parafialnego wydarzenia.
Była nim Msza św. dziękczynno-błagalna, którą w dniu 2 sierpnia 2009 r. o godz. 11.30 odprawił nasz Dostojny Jubilat w 50-lecie swoich święceń kapłańskich. Do pięknie przystrojonego przez Siostrę Donatę ołtarza Sanktuarium Matki Bożej Tęskniącej (w tym m.in. rzeźbiony przez naszego parafianina pana Tadeusza Brodę krzyż z datą 1959 – 2009 i dzban pełen kłosów – dzieło Siostry Donaty, tonące w różnokolorowych świeżutkich różach), ks. Bogdan przybył głównymi drzwiami w honorowej asyście: Proboszcza ks. Lecha Sitka, byłego Proboszcza ks. Jana Świstaka, Dziekana ursynowskiego ks. Edwarda Nowakowskiego, ks. Stanisława Pyzla, Wikariusza z Parafii Wniebowstąpienia Pańskiego, członków bractw i kółek, ministrantów, lektorów oraz Zespołu śpiewaczego „Powsinianie” w ludowych strojach wilanowskich.
Swoje wzruszenie wyraził słowami: ”Jeszcze w takiej asyście nie wychodziłem do Mszy”. Przed kościołem śpiewano „Barkę”, a gdy umilkły jej słowa, chór parafialny przywitał wchodzących pieśnią: Bądź pozdrowiona Maryjo Dziewico..., która wzbudziła u Księdza Jubilata wspomnienie czasów, kiedy był ministrantem w Jego umiłowanym Konstancinie. Śpiewali ją, stojąc, również licznie przybyli: rodzina, koleżanki i koledzy ze szkolnej ławy, włodarze Wilanowa i Konstancina, przyjaciele, znajomi i parafianie z kilku parafii. To wypełnione po brzegi Sanktuarium było wyrazem uznania, jakim obdarzyli wierni w słoneczną sierpniową niedzielę Kapłana – specjalistę od spotkania z Bogiem, który zapisał się w ich pamięci wieloma niezwykłymi przymiotami. Celebrę tej wyjątkowej Mszy rozpoczęto od odsłonięcia obrazu Matki Bożej Tęskniącej, do której przez ostatnie 10 lat zawsze jednakowo żarliwie zanosił swoje i nasze modlitwy. Kazanie wygłosił ks. Stanisław Pyzel, rodak z Powsina, który przypomniał koleje życia Jubilata, od czasu studiów, zakończonych Święceniem przez Kardynała Stefana Wyszyńskiego, poprzez ambitne działania na kolejnych placówkach, aż po dzień dzisiejszy. Zwrócił przy tym szczególną uwagę na Jego niezłomną postawę w trudnym i wymagającym niezwykłej roztropności wprowadzaniu uchwał soborowych w czasach brutalnego komunizmu.
"Ks. Bogdan nigdy nie dał się zastraszyć, mówił prawdę i nią się kierował. Dbał o Kościół i nie pozwolił go szargać ani poniżać. Kochał dzieci i młodzież oraz był niezwykle oddany biednym i chorym. Wśród wiernych cieszył się wielkim uznaniem i autorytetem... Ksiądz Kardynał Wyszyński bardzo Ciebie lubił – osobiście miałem okazję usłyszeć wiele dobrych słów... Przeżywałeś też i gorzkie chwile za Twoją niezłomną postawę i wymaganie od innych kultury kapłańskiej... Dziś dziękujemy Bogu za głoszoną przez Ciebie prawdę, rzetelność i okazywaną miłość, zawsze głęboko przemyślane homilie, wytrwałą posługę w konfesjonale, udzielane sakramenty... Jestem przekonany, że ks. Kanonik zasłużył sobie na to, żeby swój jubileusz obchodzić w Roku Kapłańskim, bardzo ważnym dla Kościoła czasie... Prosimy Matkę Bożą Powsińską, żeby upraszała potrzebne łaski na dalsze lata Twojego życia”.
Ks. Bogdan, dziękując za kazanie, żartobliwie stwierdził: „było w nim trochę kadzidła, ale z serca jestem wdzięczny, gdyż to wszystko wracało do mnie jak echo”. Po tym ks. Stanisław Pyzel odczytał błogosławieństwo przesłane Jubilatowi przez Papieża Benedykta XVI. Na pogodnej twarzy Księdza pojawił się dobrze nam znany ciepły uśmiech. „Zegarek nie stoi w miejscu” – rzekł i, jak zwykle zdyscyplinowany, kontynuował: Wierzę w Boga Ojca...
Z racji rozpoczynającego się sierpnia, ogłoszonego w Polsce miesiącem trzeźwości, wierni, gotowi do takiego wyrzeczenia, złożyli przysięgę. Po błogosławieństwie zaczęła się ok. półtoragodzinna wzruszająca ceremonia, związana ze składaniem Jubilatowi życzeń, kwiatów i drobnych podarunków. Rozpoczął ją ks. Proboszcz Lech Sitek, porównując zaangażowanie ks. Bogdana (w tym w sposób szczególnie rzetelny prowadzone prace kancelaryjne oraz codzienne spowiedzi wiernych) do św. Jana Vianney’a – patrona wszystkich kapłanów. Następnie w niekończącej się „życzeniowej” kolejce ustawili się wspomniani już członkowie bractw, kółek, stowarzyszeń, chóru parafialnego i zespołu folklorystycznego, przedstawiciele władz, przyjaciele, wdzięczni parafianie i wychowankowie oraz jak zawsze najbliższa sercu rodzina. Towarzyszyły temu gromkie oklaski i okolicznościowe pieśni. Nie sposób więc przytoczyć tych wielu jakże niezwykłych wyrazów wdzięczności i podziękowań, mających nierzadko postać krótkich przemówień, wierszy czy rymowanek. Zapewne udało się je zarejestrować przy pomocy kamery i w fenomenalnej pamięci Księdza, który przy podziękowaniach za całą tę uroczystość, nie pominął nikogo, a zwłaszcza tak licznie przybyłych gości z Konstacina: „Konstacin to szczególne miejsce, jak zaczynam myśleć, to coś się we mnie dzieje, lecz jak zaczynam mówić, to boję się, że nie skończę”. Po tych słowach dało się słyszeć z tłumu: „Konstancin pamięta: Boże Ciało, rekolekcje i ponad 100 ministrantów! Tego się nie zapomina!” Uwieńczeniem tej doniosłej celebry było wystawienie Najświętszego Sakramentu, nabożeństwo adoracyjne i procesja eucharystyczna.
Ks. Bogdan, wykazujący się na co dzień wielką erudycją, nie omieszkał i tym razem zakończyć tej uroczystości odpowiednim fragmentem poezji indyjskiego poety Rabindranatha Tagore:
„Kiedy śniłem, myślałem, że życie jest radością,
Gdy się obudziłem, przekonałem się, że życie jest służbą,
A kiedy zacząłem służyć, nabrałem przekonania, że służba jest radością”
Oglądam otrzymane pamiątkowe obrazki i ze wzruszeniem analizuję treść umieszczonych na nich napisów:
„Boże, wielkie było dla mnie Twoje Miłosierdzie” (Psalm 86).
Czcigodny Księże Bogdanie pozwól, że w myśl tego Psalmu podziękuję Panu Bogu za Jego Miłosierdzie dla nas, bowiem to za przyczyną Pana dane nam było spotkać takiego Duszpasterza na drodze naszego doczesnego życia. Zatem pomni na Twe cenne nauki, wskazujące drogi prowadzące do zachowania życia wiecznego, razem z Tobą „wdzięcznym sercem wszystko składamy w niepokalane dłonie Najświętszej Maryi, Matki Wieczystego Kapłana Jezusa Chrystusa”.
Ode mnie zaś przyjmij proszę prezent bardzo symboliczny. Jest to malutki Moherowy Beret, przywieziony z Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę w dniu
12 lipca 2009 r., w podziękowaniu za Twoją wielką duchowość, niezłomną patriotyczną postawę i aktywne uczestnictwo w Dziele jedynego katolickiego i na wskroś polskiego Radia Maryja.
Teresa Gałczyńska