„Dozwól mi chwalić Cię, Panno Święta”...
Piszę te słowa w oparciu o Ewangelię wg św. Łukasza (10,1-9), mając na uwadze Złoty Jubileusz Kapłaństwa naszego duszpasterza ks. Bogdana Jaworka. Kanonikiem zaczęto go tytułować od 1980 r., po odznaczeniu go przez Księdza Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Na wstępie wypada wyjaśnić, czym jest Chrystusowe Kapłaństwo i gdzie jest umocowane? Jakie są jego zadania? I czy my w tym Kapłaństwie mamy udział?
Odpowiedź nie jest łatwą ani prostą. I nie mieści się w jednym zdaniu. Myślę, że Redakcja „Wiadomości Powsińskich” poświęci temu tematowi specjalny artykuł. Ja dziś pragnę skupić się na 50 latach kapłaństwa Jubilata, Ks. Bogdana.
Zaistnieliśmy jako ludzie, bo Przedwieczny Bóg tego chciał - stworzył nas i wyznaczył nam cel oraz drogę. Dla każdego inną. To sam Chrystus Pan wybiera i wyznacza, czyli „wydziela” ze świata, kapłanów, by szli przed Nim tam, gdzie i On sam zamierza przyjść. A więc do świata stworzonego przez Boga, ale ukształtowanego przez człowieka. Chce przyjść do Ciebie i do mnie, do nas wszystkich. Mówi Pan: „Żniwo wielkie, ale robotników mało”. Za mało. I idą, czyli przychodzą kapłani, księża do „owiec”. I do „wilków” też. Mijają wieki i lata, a ciągle nowe zastępy idą z tym samym zleceniem: „Przybliżyło się Królestwo Boże” i „Wierzcie w Ewangelię”. Tylko czy my przyjmujemy ich z otwartymi rękami, czy „zamykamy drzwi”, czy „obrzucamy kamieniami” drwin i pogardy? O tym wszystkim, a więc o wybraniu, czyli powołaniu, o nim samym, z perspektywy pół wieku, rozmawiałem z ks. Bogdanem. I przekazuję to, co zanotowałem, oraz to, czego sam byłem obserwatorem i świadkiem.
Urodził się 16 VIII 1936 r. w Jeziornie Oborskiej na terenie parafii p.w. Matki Boskiej Anielskiej w Skolimowie jako czwarte dziecko Zofii i Walentego. Rodzina zawsze była i jest dla niego umocnieniem i wsparciem. Miłość rodzinna pomagała i nadal pomaga trwać w niełatwej często codzienności. W Skolimowie został ochrzczony 1 XI 1936 r. i tam 29 V 1946 r. przyjął I Komunię św. Sakrament bierzmowania otrzymał 13 VIII 1949 r. w Powsinie. Ułatwił mu to ówczesny wikariusz powsiński, Ks. Witold Malej, który uczył go religii w konstancińskiej szkole. Mama zmarła w 1942 r., a tata - w 1966 r. Najstarsza z sióstr zmarła w 2005 r. Po śmierci matki, rodzina przeniosła się do Jeziorny Królewskiej. Do szkoły podstawowej uczęszczał, podobnie jak jego trzy starsze siostry, do Konstancina. Po I Komunii św. został ministrantem w Skolimowie, a od 1948 r. - w Konstancinie. Rektorem kościoła był wówczas ks. Antoni Burzyński, przedwojenny dziekan kapelanów Wojska Polskiego. Nietuzinkowa postać - kto go dziś pamięta? Od 1950 r. duszpasterzował w Konstancinie znany w całej okolicy ks. Eugeniusz Żelazowski. Patrząc z bliska na jego życie, wielką skromność i na zupełne nieprzywiązywanie wagi do rzeczy materialnych, młody chłopiec zaczął zastanawiać się, czy nie pójść tą samą drogą. Po zdaniu matury w skolimowskim liceum im. Tadeusza Reytana, złożył papiery do Seminarium Duchownego w Warszawie i na Wydział Teologii Katolickiej Uniwersytetu Warszawskiego. Dyrektor liceum przestrzegał go, że dużo ryzykuje, ponieważ według „wszystkich znaków na ziemi” księża będą potrzebni jeszcze tylko 20 lat. Jednak do Seminarium zgłosiło się wówczas ok. 180 kandydatów. Z braku miejsc przyjęto tylko 45. W 1954 r. władze komunistyczne zlikwidowały Wydział Teologiczny i utworzyły Akademię Teologii Katolickiej. Dzięki temu, że kleryk Bogdan był studentem tej państwowej uczelni, uchroniło go to od przymusowej służby wojskowej, wtedy szczególnie uciążliwej i wrogiej dla kleryków. Do końca studiów seminaryjnych wytrwało 24 alumnów. Święceń kapłańskich udzielił Kardynał Stefan Wyszyński w niedzielę, 2 sierpnia 1959 r., w święto Matki Boskiej Anielskiej, w katedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie tylko 21 z nich. Trzech, ze względu na brak wieku kanonicznego (byli za młodzi), zostało wyświęconych kilka miesięcy później, w 1960 roku. Ks. Bogdanowi brakowało do wymaganych 24 lat rok i dwa tygodnie. Otrzymał święcenia dzięki dyspensie udzielonej mu przez księdza Prymasa, który miał szczególniejsze uprawnienia papieskie. Nikt z nich nie rzucił służby kapłańskiej. Jednak jedenastu kapłanów z tego rocznika już zmarło.
Pierwszą Mszę św., czyli prymicję, ks. Bogdan odprawił tego samego dnia o godz. 18.30 w kościele p.w. Wniebowzięcia NMP w Konstancinie. Kazanie wygłosił rektor Seminarium, ks. Władysław Miziołek, późniejszy biskup. Po dwóch dniach, pod opieką ks. Żelazowskiego - w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze, a 6 sierpnia - w kościele w Skolimowie, gdzie kazanie głosił ks. Szczepan Banasiak, proboszcz tamtejszy, i 16 sierpnia - w Powsinie. Tu asystował prymicjantowi ks. Kanonik Konstanty Kostrzewski, a homilię wygłosił ks. Antoni Kitliński, wykładowca seminaryjny. W asyście liturgicznej był wówczas alumn Stanisław Pyzel, rodak miejscowy, obecnie ksiądz Prałat, emerytowany proboszcz parafii św. Tadeusza Apostoła na Sadybie w Warszawie.
Wtedy nikt nie przypuszczał, że 40-lecie i 50-lecie kapłaństwa ks. Bogdan będzie przeżywał również przed Obliczem Maryi Tęskniącej w Powsinie.
Jest w tym coś niezwykłego. Od Matki Boskiej Anielskiej w Skolimowie, poprzez Wniebowziętą w Konstancinie aż do Matki Bożej Tęskniącej w Powsinie. Przez życie prowadziła go zawsze Matka Chrystusa, tak jak to wypisał na swoim prymicyjnym obrazku: „Dozwól mi chwalić Cię, Panno święta”...
Po prymicjach został skierowany na wikariat do parafii św. Wita w Karczewie k. Otwocka. Tam, pod okiem zacnego proboszcza ks. Edwarda Święckiego, pracował dwa lata. Pracy było bardzo wiele. Młody ksiądz czuł się tam bardzo potrzebny, chociaż na wstępie kierownik szkoły postawił mu trzy pytania: czy pali papierosy, czy pije wódkę i czy gra w karty? - Gdy na wszystkie te pytania otrzymał odpowiedź przeczącą, pokiwał z politowaniem głową i zapytał głośno: - to co ksiądz będzie w Karczewie robił? - Oj, było co robić. Tylko w samych szkołach było ponad 30 lekcji religii tygodniowo.
Od jesieni 1961 r., uzupełniając studia, ksiądz przez kilka miesięcy był kapelanem w szkole sióstr felicjanek w Wawrze.
W 1962 r. ks. Bogdan został posłany do parafii św. Andrzeja Apostoła na Mirowie w Warszawie, przy ul. Chłodnej. Proboszczem był tam, bardzo mu życzliwy, ks. Kazimierz Dankowski. Był to trudny czas bezwzględnej walki Władysława Gomułki z religią i Kościołem. Władze nie chciały księdza zameldować. Na prośby składane otrzymywał wciąż tę samą odpowiedź: - „nie widzimy potrzeby, aby ksiądz mieszkał w Warszawie”. Środowisko też nie było łatwe. Nowe mieszkania w wysokich blokach otrzymywali, często za wierność władzy ludowej, nie zawsze dobrzy ludzie. Inni wiarę swoją i praktyki religijne „musieli” ukrywać. W parafii przy ul. Chłodnej ks. Bogdan pracował 10 lat.
Na pytanie, co zostało w pamięci z tych wikariatów, ks. Jaworek odpowiedział: - dużo, wiele oznak przyjaźni i życzliwości.
W marcu 1972 r., po bardzo krótkiej chorobie, umiera ks. Żelazowski. Z woli ks. Kardynała Wyszyńskiego ks. Bogdan przenosi się do Konstancina. Został tam przyjęty bardzo życzliwie i serdecznie. Mówiono o nim: - „nasz Jaworek”. Wrócił w swoje strony, choć już nieco zmienione. Osiedle na Grapie rozrastało się. Przybywali ludzie niemal z całej Polski. Idąc śladem ks. Żelazowskiego, należało nadal ich integrować. To nie było łatwe i nie zawsze się udawało. Trudności, także i tu, płynęły od ówczesnych władz partyjnych. Przez całe lata nie zatwierdzano księdza jako proboszcza. Argumentowano, że „dotychczasowe” jego „postępowanie nie daje gwarancji należytego wypełniania obowiązków proboszcza w sposób lojalny wobec obowiązującego prawa państwowego i władz państwowych”. Te „zastrzeżenia” przestały „niepokoić” władze dopiero w sierpniu 1988 roku.
Praca w Konstancinie obejmowała także troskę o miejscowe szpitale i sanatoria. Początkowo ksiądz pracował z jednym, a później z dwoma wikariuszami. Ze względu na szczupłość kościoła, trzeba było odprawiać w niedziele sześć Mszy św. Jeden z księży odprawiał też trzy Msze św. w miejscowych szpitalach. Bardzo często, prawie codziennie, należało udawać się do szpitali z posługą do chorych, szczególnie do znanego Stocer-a.
Ponieważ nie było gdzie prowadzić katechizacji, po 1978 r. ksiądz pobudował dom parafialny, dobrze wkomponowany w otoczenie. Projektowała go, tak jak pobudowane przez księdza jeszcze dwa budynki garażowo-gospodarcze, miejscowa parafianka, mgr inż. architekt Danuta Szafnicka. W domu parafialnym znalazły się mieszkania dla księży wikariuszy oraz sale katechetyczne. Poza lekcjami religii, miały tam miejsce różnego rodzaju spotkania duszpasterskie. W największej sali spotykali się i działacze „Solidarności” wysokiego szczebla oraz z naszego terenu.
W lipcu 1992 r. ks. Bogdan zrezygnował z obowiązków proboszcza i za zgodą władz kościelnych wyjechał do Anglii. Tam pracował wśród Polonii w parafii Chrystusa Króla w Londynie. Po powrocie, został kapelanem w Woli Gołkowskiej. Było to nowe doświadczenie, bo trzeba było służyć ludziom upośledzonym, dotkniętym chorobami psychicznymi, w zakładzie opiekuńczym, prowadzonym przez siostry zakonne. Chore kobiety, w różnym wieku, potrzebowały jednak religijnej pomocy i potrafiły być bardzo gorliwe w pobożności. Do miejscowej kaplicy przychodzili również mieszkańcy okolicznych wiosek. Co niedziela trzeba było odprawiać trzy razy Mszę św. Chętnie też korzystali oni z rekolekcji, urządzanych dla nich w Adwencie i Wielkim Poście.
Po trzech latach pobytu w Woli Gołkowskiej, przeniesiono księdza do Wilanowa w charakterze rezydenta, gdzie współpracował z ks. Bogusławem Bijakiem.
W połowie 1999 r. ks. Jan Świstak zaproponował księdzu przejście do Powsina. Rozwijające się Sanktuarium potrzebowało doświadczonego kapłana. Ks. Bogdan propozycję przyjął, a Kuria wyraziła zgodę. W tym roku mija 10 lat jego duszpasterskiego posługiwania wśród nas.
Po zmianach ustrojowych, Rada Gminy Konstancina-Jeziorny, uchwałą z 17 VII 1992 r. nadała ks. Bogdanowi tytuł Honorowego Obywatela miasta Konstancina-Jeziorny „za dwudziestoletnią, ofiarną służbę miejscowemu społeczeństwu oraz odważną postawę obywatelską w najtrudniejszych momentach życia naszego miasta”.
Towarzystwo Miłośników Piękna i Zabytków Konstancina, 5 XII 2008 r., z okazji dwudziestej rocznicy działalności, nadało ks. Bogdanowi, „w uznaniu zasług dla Konstancina i Towarzystwa” tytuł Członka Honorowego.
Pytałem kiedyś ks. Bogdana, czy lubi głosić kazania? - Odpowiedział, że każdy ksiądz powołany jest do głoszenia i komentowania Słowa Bożego. Czy robi to lepiej, czy gorzej, to sprawa predyspozycji, talentu i łaski Bożej, po prostu.
Na temat kazań ks. Bogdana zadałem sześć pytań, takich samych, trzem osobom z naszej parafii i trzem specjalnie przyjeżdżających, by księdza posłuchać. Wypowiedzi tych osób mogą być tematem specjalnego i obszernego artykułu. Wybrałem z nich bardzo krótkie stwierdzenia, charakterystyczne dla wszystkich pytanych słuchaczy: „są drogowskazem wiary”, „światłem płonącym w ciemności”, „rozpraszają lęki”, „są słowami, na których można polegać”, „kluczem do zrozumienia prawd wiary”, „tęczą nadziei”.
O swoim Jubileuszu ks. Bogdan powiedział, że jest to najlepsza okazja, aby przeprosić Boga za grzechy, a ludzi za błędy i braki, podziękować Bogu za Jego łaski i za Jego Miłosierdzie, a ludziom za okazywaną pomoc, życzliwość i wyrozumiałość. Wreszcie prosić Pana Boga o błogosławieństwo, a ludzi o modlitewne wsparcie, zgodnie z tekstem umieszczonym na prymicyjnym obrazku: „Proszę Was, abyście mnie wspomagali w modlitwach Waszych za mnie do Boga”.
Drogi Księże Jubilacie! Życzę Ci starym słowem, słowem błogosławieństwa, aby za Twoim „pługiem” wzrastał „owoc”, chleb dla duszy i ciała, a między „źdźbłami” nie brakło „kwiatów”.
Uroczysta Msza św. jubileuszowa w naszym kościele parafialnym - w dniu 2 sierpnia 2009 r. o godz. 11.30
Wierność Chrystusa, wierność kapłana
Dnia 19 czerwca br., w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, Ojciec Święty Benedykt XVI zainaugurował Rok Kapłański. Wybór tego właśnie dnia nie jest przypadkowy. Czternaście lat temu Sługa Boży Jan Paweł II ustanowił coroczne obchody Światowego Dnia Modlitw o Uświęcenie Kapłanów w dniu świętowania tej uroczystości.
W bieżącym roku zbiega się to ze 150. rocznicą śmierci św. Jana Vianney’a, dotychczas patrona proboszczów, a wkrótce już patrona wszystkich kapłanów. Ten niezwykły ksiądz, żyjący we Francji na przełomie XVIII i XIX wieku, jest do dziś wzorem służby i gorliwości kapłańskiej.
Tematem Roku Kapłańskiego są słowa: „Wierność Chrystusa, wierność kapłana”. Mają przypomnieć księżom o źródle ich powołania i najgłębszym sensie misji kapłańskiej. Mają też dodać odwagi, nowej siły tym, którzy przeżywają kryzys powołania, a może także kryzys wiary. Duchowieństwo otrzyma wypowiedzi Ojca Świętego dotyczące życia i misji kapłanów, oraz dyrektorium dla spowiedników i kierowników duchowych. W założeniu Rok Kapłański ma być nie tylko pogłębionymi rekolekcjami dla księży i ukierunkowaniem ich ku duchowej i moralnej doskonałości. W zamierzeniu Ojca Świętego rok ten ma również dowartościować obecność i tożsamość kapłana we współczesnym świecie.
Wierni świeccy mogą z kolei wesprzeć ten trud modlitwą oraz adoracją eucharystyczną w duchu wynagrodzenia i uświęcenia duchowieństwa. Albowiem zadania Roku Kapłańskiego są adresowane nie tylko do stanu duchownego. Wezwana jest cała społeczność wiernych do refleksji nad kapłaństwem, które jest bezcennym skarbem Kościoła. Ten rok ma być okresem szczególnej modlitwy w intencji księży, także o nowe powołania. Cenne będą też wszelkie inicjatywy lokalne: sympozja, publikacje, zaangażowanie mediów, portali internetowych, aby ukazywać pogłębiony, prawdziwy wizerunek kapłańskiej służby.
Nie da się bowiem ukryć, że w dzisiejszych czasach dominuje nurt kontestacji kapłaństwa. Środki masowego przekazu nagłaśniają odosobnione, bulwersujące przypadki nagannych zachowań, milczą zaś, gdy trzeba oddać sprawiedliwość tysiącom prawych kapłanów, spalających się w niewdzięcznej, samotnej służbie. Niewdzięcznej, bo wyśmiewanej i deprecjonowanej nie tylko przez antyklerykałów, ale nawet - wcale nie tak rzadko - przez wiernych własnego Kościoła. W swej tendencyjności media posuwają się wręcz do gloryfikacji dezerterów ze stanu kapłańskiego, a nie poświęcą nawet jednego „newsa” mordom na katolickich misjonarzach w Afryce, Azji i Ameryce Południowej, nie wspominając tym bardziej o ich codziennym, bezinteresownym, często heroicznym, wysiłku.
Tak formowana tzw. opinia publiczna stawia coraz bardziej wygórowane oczekiwania w stosunku do księży. Wierni z agresywną czujnością przyglądają się pracy księży, wyłapując każde potknięcie w służbie i każdy negatywny rys w charakterze, i wszystko wg zasady: źdźbło w oku brata - tak, a belki w swoim oku – bynajmniej! A przecież należy zdać sobie sprawę z tego, że tak, jak my, wierni, oceniamy Kościół po postawach księży, tak ludzie spoza kręgu wiary opiniują Kościół, a nawet Boga samego, nie tylko oceniając księży, ale i nas, religijnych świeckich. Codziennie i wszędzie. Oceniają nasze postępowanie w pracy, nasze życie rodzinne, nasze obyczaje i postawy wobec słabszych, biednych. I każda nasza bezduszność, brak prawdziwego chrześcijaństwa, pogarda dla bezradnych zraża poszukujących niewierzących, a wrogów religii utwierdza w ich wrogości równie skutecznie, co medialny „księżowski” skandal. Osobiście uważam, że nawet znacznie skuteczniej. Bowiem codzienny kontakt z osobą, która deklaruje religijność, a jest wręcz modelowym zaprzeczeniem wrażliwości chrześcijańskiej i zwykłej ludzkiej prawości, dotyka boleśniej niż jakiś „fakt prasowy”. Każdy przecież ma, a jeśli nie, to powinien mieć, świadomość, że media manipulują informacjami zręczniej niż cyrkowi żonglerzy kółkami. Skandal sprzedaje się świetnie niezależnie od tego, czy dotyczy gwiazdy filmowej, polityka czy duchownego. Zwykłe, szare, pracowite życie nie ma żadnego ‘”wzięcia” na wizji lub fonii.
Oczywiście, Kościół nie unika rozliczania z bolesnymi tematami, wprost przeciwnie. Stolica Apostolska z coraz większą konsekwencją i skutecznością mierzy się z kwestiami ujawnianych nadużyć. Należy jednak podkreślić z cała mocą, że dotyczy to zaledwie 4% księży w całym świecie, a pozostałe 96% żyje godnie. I jeśli współczujemy ofiarom sytuacji nagannych, to pamiętajmy też o postawionych niewinnie pod pręgierzem opinii publicznej zacnych kapłanach, którzy dzielą odpowiedzialność zbiorową z niegodnymi jednostkami. Wszak nie wrzucamy do jednego worka zarówno zbrodniarzy rodzinnych, jak i oddanych, kochających rodziców, tylko dlatego, że wciąż pojawiają się nowe doniesienia o ojcach–zboczeńcach, gwałcących swoje córki, albo o matkach, tolerujących maltretowanie własnych dzieci przez konkubentów. Zachowując szacunek dla ofiarnego rodzicielstwa, mamy świadomość marginalnych patologii. Dlaczego tak trudno zachować te sprawiedliwe proporcje w osądzaniu księży?
Nie kwestionuję prawa wiernych do oczekiwań, żeby kapłan, który ma ich prowadzić do Boga, był Jego wiarygodnym świadkiem. Zwłaszcza dziś, w szybko laicyzującym się świecie, wręcz niezbędny jest czytelny i przekonujący przykład życia rzeczywistością nadprzyrodzoną, swoisty znak sprzeciwu wobec bożków tego świata. To prawda, ale nie można zapomnieć, iż każdy ochrzczony, bierzmowany i praktykujący ma akurat dokładnie ten sam obowiązek, choć inne narzędzia realizacji. Sprawiedliwie dodajmy, że łatwiejsze niż kapłańskie, bez nadmiernych wyrzeczeń. Gdyby było odwrotnie, seminaria duchowne pękałyby w szwach, a o jedno miejsce ubiegałoby się kilku, kilkunastu kandydatów. Tymczasem to wydziały prawa, bankowości, administracji, medycyny, szkoły tańca, gotowania i czesania pękają w szwach, a seminaria – pustoszeją. Co więcej: dziesiątki tysięcy młodych Polaków wolą tyrać w upokarzających warunkach na polach Italii lub budowach w Anglii niż zostać księdzem i zajmować tę ponoć „łatwą i intratną posadkę”. Dlaczego? Dlaczego nawet gorliwie praktykujący katoliccy rodzice wpadają w rozpacz, gdy syn zadeklaruje wstąpienie do seminarium? Teoretycznie powinni być wręcz zachwyceni, że będzie miał takie godne i „wygodne” życie. Dlaczego ten absurdalny mit wciąż pokutuje w ludzkich opiniach?
W „Gościu Niedzielnym” z 21.06.br. zamieszczone były wypowiedzi świeckich na temat, jaki powinien być współczesny ksiądz. Czytałam to z ambiwalentnymi odczuciami. Tak łatwo dysponować cudzymi wyrzeczeniami, narzucać komuś obowiązek „świętości”, samemu trzymając się od niej możliwie z daleka. Powołanie Boże do kapłaństwa jest tajemnicą, której świecki nie może po prostu, ot tak sobie, weryfikować.
Bez względu na to, co kto sądzi - bez kapłanów nie ma sakramentów, nie ma funkcjonujących świątyń, wierni przestają być Kościołem. Przykład pozamykanych na głucho kościołów i kurczenia się wspólnot parafialnych w Europie Zachodniej jest skutkiem dramatycznego spadku powołań. Tak więc, jeśli decydujemy się na chrzest dziecka, chcemy, by ślub był sakramentem, a nie kontraktem cywilnym, pragniemy posilać się chlebem eucharystycznym, a do wieczności odchodzić z kapłanem – to podziękujmy księżom za to, że są.
Okazją szczególną jest Rok Kapłański, który w naszej parafii rozpoczyna się wspaniałym jubileuszem: pięćdziesięcioleciem święceń kapłańskich Księdza Kanonika Bogdana Jaworka.
Czcigodny Księże Kanoniku!
Dziękujemy za to, że:
przyjąłeś dar powołania, a wraz z nim
wyrzeczenia i samotność.
Wytrwałeś w codziennym trudzie,
w wierności Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie.
Konfesjonał jest Twoim drugim domem,
Ambona – fascynującym medium Bożego przekazu,
Modlitwa – pomocą w naszych potrzebach,
hołdem i zadośćuczynieniem Bogu.
W Twoich kapłańskich rękach
dokonuje się codziennie cud Przeistoczenia,
a my czerpiemy z Niego
eucharystyczne pożywienie i moc ducha,
aby wytrwać w drodze do Boga.
Dziękujemy z całego serca i obiecujemy modlitwę za Księdza Kanonika o wszelkie dobro błogosławieństwa Bożego, przez ręce Maryi, naszej Powsińskiej Matki.
Maria Zadrużna
powrót na górę strony
Życzenia
W dniu jubileuszu Księdza Kanonika najlepsze życzenia składamy,
O naszej pomocy i opiece Jubilata zapewniamy.
Jesteś naszym ziomkiem, w Konstancinie do szkoły chodziłeś -
Powsin to sąsiednia parafia, często w kościele tu byłeś.
Matkę Bożą Tęskniącą od dziecka znałeś,
To do Niej się modliłeś, od Niej siłę i poparcie miałeś.
Ona Twe powołanie, służbę Bogu wspierała,
Ona Cię księże Bogdanie do Powsina skierowała.
Księże Kanoniku, Twe kazania,
Pełne miłości do Boga i Ojczyzny,
To dla nas wiernych wskazania,
Jak żyć w godności, do bliźnich
W miłości, kochać Ojczyznę i ludzi –
Wtedy najcięższa praca nie trudzi.
Zjednywać bliźnich, w potrzebie im pomagać,
A za pomoc przyjęcia zapłaty odmawiać -
Takiej nauki przez lata nam udzielałeś,
Za co szacunek i uznanie nasze zawsze miałeś.
Szybko płyną lata, miesiące mijają,
Księdzu Bogdanowi jubileusz ogłaszają!
Od pięćdziesięciu lat kapłańską posługę sprawujesz,
Swym życiem i postawą sympatię zjednujesz.
Lecz nieobce Ci są ludzka zawiść, knowania,
Wszystko znosisz z postawą godną naśladowania.
Zawsze i wszędzie dostrzegasz
Biedę, ludzkie cierpienie,
Potrzebujących wspierasz, nie zważasz,
Jaką za to płacisz cenę.
Mówisz każdemu prawdę w oczy,
Czym niektórych do siebie zrażasz,
Ale Ty kapłanie na to nie zważasz.
Dziękujemy Ci za Twe w kapłaństwie lata,
Opieka Matki Bożej - to dla Ciebie
Za tych lat pięćdziesiąt w kapłaństwie zapłata!
Andrzej Melak
Dookoła pól Kabackich
Od wielu już lat istnieje w naszej Parafii tradycja procesji dookoła pól kabackich. W ostatni dzień Oktawy Bożego Ciała podczas Mszy Św. modlimy się w intencji mieszkańców Kabat i prosimy o błogosławieństwo dla pól uprawnych na terenie Kabat.
Źródła tej tradycji sięgają okresu przedwojennego. Na terenie Kabat zdarzały się gwałtowne ulewy i wyładowania atmosferyczne, których skutki były opłakane dla okolicznych mieszkańców. Ulewy niszczyły doszczętnie uprawy na polach, a pioruny niejednokrotnie zagrażały gospodarstwom. Głęboko religijni mieszkańcy Kabat wierzyli, że jedynie modlitwa zapobiegnie nieszczęściu, i stąd pojawił się pomysł procesji dookoła pól z prośbą o błogosławieństwo. Jak pomyśleli tak też zrobili – księża z powsińskiej parafii co roku wraz z gospodarzami i ich rodzinami udawali się na modlitewna wędrówkę wokół pól i gospodarstw w Kabatach.
Ja również od najmłodszych lat dziecięcych uczestniczyłam w tych wędrówkach, a droga do przejścia była jeszcze wtedy niemała. Był to spory wysiłek, tak dla najmłodszych uczestników jak i starszych. Pielgrzymki były bardzo liczne i bardzo interesujące - można było spotkać się i porozmawiać z większością mieszkańców Kabat, obejrzeć efekty gospodarowania na poszczególnych polach.
Niezależnie od pogody, co roku procesje się odbywają i chyba są skuteczne - choć zdarzają się burze i wichury, to nie stanowią one kataklizmu zarówno dla domów jak pozostałych jeszcze pól w dawnej Wsi Kabaty.
Większość pól kabackich została wchłonięta przez szybko rozwijająca się Dzielnicę Ursynów i kolejne powstające w niej osiedla. Coraz mniej tu wiejskich i sielskich widoków, a coraz więcej miejskiego zgiełku. Na szczęście Las Kabacki zatrzymuje ten ciągły apetyt Warszawy na pochłanianie kolejnych połaci terenu pod zabudowę, choć i tu tłoczno jak na Marszałkowskiej.
Ubytek pól i ich stopniowa zabudowa spowodowały, że od kilku już lat znacznemu ograniczeniu uległa trasa procesji. Nadal jednak tradycyjnie procesja zatrzymuje się przy czterech kopcach, przy których odczytywany jest fragment Pisma Świętego, odmawiane są modlitwy o błogosławieństwo i następuje poświecenie pól uprawnych. Odczytywany fragment Biblii zostaje następnie w butelce zakopany w kopcu na pamiątkę – ciekawe ile butelek można by się doliczyć rozkopując kopce? Kilka lat temu w związku ze zmianą trasy procesji dokonano przenosin jednego z kopców, ale niestety nie wiem, jak wiele znaleziono w nim butelek. Swoją droga cieszy to, że do chwili obecnej udało się zachować ten unikalny zwyczaj. Niestety liczba uczestników procesji z roku na rok jest mniejsza i pojawia się pytanie, jak długo uda się nam tę tradycję kultywować.
Agata Krupińska
powrót na górę strony
90 lat Córek Bożej Miłości w Polsce
Chyba wszyscy w Powsinie znają osobiście lub z widzenia nasze Siostry, posługujące tu w kościele, w szkole. Dziś chcemy podzielić się z czytelnikami „Wiadomości Powsińskich” naszą radością z Jubileuszy. Polska Prowincja Zgromadzenia Córek Bożej Miłości 16.08.2009 r. świętuje 90–lecie swojego istnienia, a nasz powsiński Dom 30-lecie swego istnienia.
Służebnica Boża Matka Franciszka Lechner, założycielka Zgromadzenia Córek Bożej Miłości, urodziła się 1 stycznia 1833 r. w Edling koło Wasserburga w Bawarii. Wyrosła z chrześcijańskiej rodziny i już we wczesnym wieku odczuwała pragnienie całkowitego oddania się Bogu i zbawianiu dusz.
Franciszka Lechner
|
21 listopada 1868 r. założyła w Wiedniu Zgromadzenie Córek Bożej Miłości. Była osobą o wybitnych zaletach umysłu i serca. Na początku istnienia celem Zgromadzenia była pomoc dziewczętom, które przybywały do wielkich miast w poszukiwaniu pracy. W późniejszym okresie ta działalność znacznie się rozszerzyła, obejmując swym zasięgiem różne formy pracy szkolno-wychowawczej. Własny rys i charyzmat Zgromadzenia jest wyrażony w haśle Założycielki: „Wszystko dla Boga, dla biednych i dla naszego Zgromadzenia” oraz w jej słowach: „Czynić dobro, nieść radość, uszczęśliwiać, prowadzić do nieba”. Franciszka Lechner, mając przy sobie pod koniec pierwszego dziesięciolecia działalności dużą grupę wszechstronnie wykształconych sióstr, otwierała w założonych przez siebie domach przedszkola, sierocińce, a także tworzyła rozwinięte szkolnictwo obowiązkowe i szkoły zawodowe wraz z internatami. Założycielka pragnęła, aby siostry nie tylko prowadziły swych podopiecznych w trudzie zdobywania wiedzy i przygotowywania ich do zawodu, ale przede wszystkim aby kształtowały w młodych sercach dojrzałą postawę wiary, otwartą na miłowanie Boga i ludzi. Powstawały szkoły powszechne, gimnazja, seminaria nauczycielskie. Najpiękniejszą cnotą naszej Założycielki była niezachwiana ufność w Bogu. Nie szczędziła trudów i starań, nie bała się upokorzeń, przeszkód. Skąd Franciszka czerpała fundusze na prowadzenie tak licznych dzieł? Posiadała zasobną kasę – Opatrzność Bożą, miała klucz do niej – bezgraniczną ufność w Bogu i dobrego skarbnika – św. Józefa, dostarczającego w odpowiedniej chwili potrzebną pomoc.
Dzieło Założycielki jest nadal kontynuowane przez jej następczynie, które pełne gorliwości wychodzą naprzeciw dzisiejszego świata, dzieci i młodzieży, często dobrej i szlachetnej, ale też zagubionej i uwikłanej w różne nałogi, przyjmującej bezkrytycznie wzorce z Zachodu.
W ciągu następnych dziesięcioleci Zgromadzenie rozprzestrzeniło się na inne kraje Europy i na różne kontynenty świata. Zgromadzenie liczy obecnie 12 Prowincji z liczbą 1204 członkiń. Prowadzi misje w Boliwii, Albanii, Ugandzie, Ekwadorze i na Ukrainie. W lipcu 1888 r. przybyła do Krakowa na polecenie Matki Franciszki Lechner S. M. Ludwika Binder. Powierzono jej obowiązki kierowniczki nowo założonej szkoły.
Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w listopadzie 1918 r. należało założyć Prowincję dla wszystkich wspólnot Zgromadzenia, które rozwijało się na terenie nowego państwa. „Instytut Marii” w Krakowie przy ul. Pędzichów 14-16 stał się więc domem prowincjalnym, a tak bardzo zasłużona dotychczasowa jego przełożona, Matka Ludwika Binder została mianowana pierwszą przełożoną Prowincji Polskiej Zgromadzenia. Po dzień dzisiejszy na Pędzichowie znajduje się Dom Główny i Ośrodek Formacji Prowincji Polskiej Zgromadzenia.
Po wojnie rozkazem władz komunistycznych została zabrana Siostrom działalność oświatowo-wychowawcza. Siostry musiały oddać szkoły w Bielsku – Białej i Krakowie. Działalność w przedszkolach również została ograniczona. Siostry były zmuszone pracować fizycznie włączając się w działalność ówczesnego systemu (szycie, wyrabianie kartek pamiątkowych). Musiały też zając się dziećmi specjalnej troski (do dziś prowadzimy domy pomocy społecznej). Przełomowym czasem był upadek komunizmu, kiedy otworzyła się furtka dla przywrócenia prowadzonych wcześniej dzieł. Z wielkim trudem powstawały na nowo przedszkola, ochronki oraz szkoła w Bielsku–Białej. Polska Prowincja liczy 23 wspólnoty.
Krakowski Dom Prowincjalny jest „sercem” Polskiej Prowincji Zgromadzenia. Tutaj pierwsze swoje kroki w życiu zakonnym stawiają kandydatki, postulantki i nowicjuszki. W czasie swej formacji głębiej rozeznają dar powołania i uzupełniają zasadniczą wiedzę religijną.
Przez codzienną modlitwę, naukę i pracę wzrastają w miłości Bożej, by przygotować się do podjęcia dojrzałej decyzji złożenia ślubów zakonnych.
Po okresie kandydatury, trwającej 1 rok, rozpoczyna się roczny postulat, po którym dwuletni nowicjat. Kontynuując dzieło Matki Franciszki Lechner siostry podejmują w Polsce pracę wychowawczo–dydaktyczną katechizując, prowadząc przedszkola i ochronki dla dzieci, gimnazjum i liceum katolickie w Bielsku–Białej oraz bursy dla studentek. Pracują również w parafiach jako zakrystianki, organistki i kancelistki oraz otaczają opieką dzieci nieuleczalnie chore, wymagające specjalnej troski.
Do Powsina przybyły Siostry 1 listopada 1979 r. na zaproszenie ówczesnego księdza Proboszcza Józefa Łazickiego. Dom parafialny był w trakcie budowy, dlatego siostry otrzymały mieszkanie zastępcze. Siostry objęły prace: katechetki, zakrystianki oraz zajęły się kuchnią i plebanią. To już prawie 30 lat posługi sióstr Córek Bożej Miłości w Parafii św. Elżbiety Węgierskiej w Powsinie. Każda Siostra służy tu Bogu i ludziom z oddaniem oraz spotyka się z życzliwością zarówno ze strony księży jak i parafian.
Pragniemy zachęcić dziewczęta tej parafii do refleksji. Może któraś z Was zastanawia się nad swoim powołaniem. Jeśli chcesz służyć ludziom jako siostra Córka Bożej Miłości przyjdź, aby razem z nami kochać Boga jak dziecko, służyć ludziom jako siostra … . Nie lękaj się Miłości, która Cię wzywa! … Bóg jest Miłością – nieśmy Ją światu!
Siostra Ewarysta Głuszak
powrót na górę strony
Nieugiętym wieczna pamięć - żołnierze i poeci
W te sierpniowe dni, gdy powracać będziemy myślą do walk powstańczych w Warszawie i na naszym terenie: Mirków, Błotnica, Krótyczki i Lasy Chojnowskie, sięgnijmy do wspomnień już opisanych w „Wiadomościach Powsińskich” oraz do wspaniałego wydania „Contumaces Legio infera” z 2004 r., książki dotyczącej Samodzielnego Batalionu im. brygadiera Czesława Mączyńskiego. Ja tym razem czytelnikom naszym przypomnieć chcę zupełnie zapomnianych żołnierzy-poetów. Zginęli wówczas: Baczyński, Gajcy, Stroiński, rok wcześniej zaś ich równie młodzi koledzy: Bojarski i Trzebiński. Wszyscy byli poetami i żołnierzami. Ich poezja dawała świadectwo prawdy o życiu, a życie poezji. Wszyscy, choć byli twórcami okupacyjnymi i żyli w straszliwym zagrożeniu, byli w gruncie rzeczy wolni, bo sami stworzyli sobie formy działania przynależne normalnie i legalnie działającym instytucjom, jakie istnieją w wolnym kraju. Byli wolni, bo odrzucili rezygnację, której żałosna forma ofiarowuje jedynie ugodę.
Wacław Bojarski
|
Andrzej Trzebiński
|
Krzysztof Baczyński
|
Tadeusz Gajcy
|
Zdzisław Stroiński
|
„Nie wybiera się swego miejsca w historii. To od godności człowieka zależy, by los oskarżać lub kształtować go” – napisał wiele lat później, już po ich śmierci, Jerzy Andrzejewski.
Jak go kształtowali? Wszyscy należeli do pierwszego pokolenia Polski niepodległej, urodzeni w latach 1921 – 1922. A zatem odziedziczyli po swoich rodzicach, tak jeszcze bliski, obowiązek zabiegania o tę wolność. Rośli w nadziei i dziedzictwie odpowiedzialności. Wszyscy związani z Warszawą i Tajnym Uniwersytetem. Okupacyjna rzeczywistość Warszawy obrosła już legendą. Należeli do narodu, którego losem jest strzelać do wrogów „kulami z brylantów”.
Najwcześniej odszedł Wacław Bojarski. To on postanowił w 400-lecie urodzin Mikołaja Kopernika złożyć pod pomnikiem kwiaty. Osłaniali go dwaj inni poeci: Gajcy i Stroiński. Wywiązała się strzelanina. Postrzelony Bojarski umiera w szpitalu dziesięć dni później.
Czesław Miłosz wspomniał w „Traktacie poetyckim”: „Kopernik posąg Niemca czy Polaka? Składając pod nim kwiaty padł Bojarski. Czysta bez celu winna być ofiara”.
Jeśli przy ognisku zaśpiewacie: „O, Natalio, o Natalio, bez pamięci Cię uwielbia nasz batalion, pachniesz wiatrem, szumem i konwalią” proszę – wspomnijcie autora tekstu piosenki Wacława Bojarskiego. Drugim był Andrzej Trzebiński. Pracował na kolei, uczył się i pisał. Jak mówili – nieco wyniosły i bardzo dumny z przyjętych na siebie obowiązków. Tak jak pozostali, przyzwolił, by historia przemaszerowała mu po piersiach. Zginął rozstrzelany na rogu Wareckiej i Nowego Światu, z ustami zalepionymi gipsem. Jego dziewczyna nosiła pierścionek wyjęty z ciała poety. I gdy ktoś zanuci lub zaśpiewa: „A jeśli bzy już będą, to bzów mi przynieś kiść, i tylko mnie nie całuj, i nie broń, nie broń iść”, niech wspomni poetę-żołnierza, autora piosenki, Andrzeja Trzebińskiego.
Poezja Krzysztofa Baczyńskiego, jest najbardziej znana spośród twórczości kolegów. Określany mianem „drugiego Słowackiego” był podchorążym rezerwy Armii Krajowej. I on również jest autorem pięknej, choć zapomnianej, piosenki:
„Jeden, dwa, trzy, cztery,
niech ambasador nosi ordery,
nam jedna szarża – do nieba, wzwyż
i jeden order – nad grobem Krzyż”.
W połowie powstańczego sierpnia zginęli: Tadeusz Gajcy i Zdzisław Stroiński. Zginęli pod gruzami kamienicy na ul. Przejazd. I znów moja prośba – gdy ktoś zaśpiewa w te lipcowo-sierpniowe dni:
„Moja Mała do widzenia już,
jeszcze buzi daj,
a wywalczę ci Kraj,
wielki Kraj do trzech mórz”,
niech przywoła na pamięć autora piosenki - Tadeusza Gajcego i jego przyjaciela Zdzisława Stroińskiego.
Była to poezja tworzona w szczególnym czasie, czasie pogardy, palenia bibliotek i muzeów. Dlatego pełna jest melancholii, ale i dostojeństwa. Młodzieńczych decyzji o gotowości na śmierć. Wzajemne zaufanie i poczucie wspólnoty pozwalały żyć i tworzyć. Trzeba pamiętać, że ich świat wartości duchowych i moralnych, choć pozbawiony poparcia dywizji, był siłą samą w sobie. To on pozwalał zniewolonemu społeczeństwu zachować kulturalną i narodową tożsamość.
Zygmunt Karaszewski
„Contumaces Legio infera” (Nieugięci uporczywi) - ochotniczy oddział podziemny.
powrót na górę strony
Białoruskie reminiscencje
Po zeszłorocznych udanych występach w Grodnie, Zespół "Powsinianie" przyjął propozycję udziału 30 maja 2009 r. w folklorystycznym spotkaniu "Kanał Augustowski zaprasza przyjaciół przy śluzie Dąbrówka", poprzedzającym wielki sierpniowy festiwal "Kanał Augustowski w kulturze trzech narodów". Reprezentowaliśmy tam Polskę w towarzystwie 11 zespołów pieśni i tańca z województwa grodzieńskiego oraz zespołów z Litwy. Białoruska część Kanału Augustowskiego (2 lata po renowacji) bardzo nam się podobała. Do tego jeszcze piękna słoneczna pogoda, wystawy regionalnych kuchni i rękodzieła oraz tłumy ludzi przybyłych na majówkę. Jednym słowem - żal było odjeżdżać. W naszym programie artystycznym na ten dzień zaplanowano jeden koncert, uczestnictwo we Mszy św. oraz majówkę z Polakami w Oszmianie, położonej ok. 200 km od Grodna. Parafia w Oszmianie jest jedną z najstarszych w diecezji grodzieńskiej, bo swoje powstanie wraz z pierwszym drewnianym kościołem zawdzięcza Władysławowi Jagielle bądź księciu Witoldowi już w końcu XIV w. Obecny trzynawowy kościół z pięknymi wieżami górującymi nad miastem powstawał w latach 1900-1906. Jego najtragiczniejsza historia rozpoczęła się 24 kwietnia 1948 r. aresztowaniem i zamęczeniem w więzieniu w Wilejce ks. Waleriana Holaka - wiernego pasterza i wielkiego patrioty. Kościół i wszystkie przyległe budynki zabrano i urządzono w nim hale fabryczne i magazyn lnu, a w prezbiterium umieszczono ubikacje i łazienki. Jednak hasło św. Michała Archanioła - Patrona parafii: „Któż jak Bóg” sprawiło, że po latach zniszczeń i prześladowań od końca 1989 r. kościół powoli powraca do swojego pierwotnego przeznaczenia.
Oszmiana na Białorusi
|
Na tej prastarej polskiej ziemi powitał nas Proboszcz ks. Jan Puzyna wraz licznie przybyłymi wiernymi, zapraszając do uczestnictwa we Mszy św. Wzruszyła nas głęboka w swej treści homilia i miłe słowa powitalne ... "Jesteśmy dumni, że w powiecie oszmiańskim (Juszewszczyzna zw. też Nowosadami) przyszedł na świat Błogosłctwiony ks. Michał Sopoćko, któremu obok św. Faustyny Kowalskiej, przysługuje zaszczytny tytuł Apostoła Miłosierdzia Bożego. On opublikował wiele dzieł o Miłosierdziu Bożym, zabiegał o ustanowienie święta oraz przyczynił się do namalowania pierwszego obrazu Jezusa Najmiłosierniejszego Zbawiciela. Współtworzył także Zgromadzenie Zakonne Sióstr Jezusa Miłosiernego... Serdecznie witamy Polaków z Powsina z gminy Wilanów i polecamy ich opiece naszej Pani Jasnogórskiej..." - mówił m.in. ks. Jan Puzyna.
W trakcie koncertu, a zwłaszcza przy pieśniach: Polskie kwiaty i Obyśmy byli jedno, podajmy sobie ręce, słowa więzły nam w gardłach, a po policzkach spływały gorące łzy. Takie łzy płynęły też z oczu większości Wiernych. Tak, Wiernych "przez duże W", bo dzięki Nim wiara i mowa polska na tych terenach przetrwała. To dzięki Ich wierze i entuzjazmowi, bez względu na toczący się od dziesiątek lat proces wynaradawiania i laicyzowania, przywraca się zbezczeszczonym kościołom należyty wygląd oraz rozpoczyna się systematyczne duszpasterstwo w języku polskim.
Na temat naszej wspólnej majówki, która odbyła się potem na łące kościelnej, oraz o naszych długich i serdecznych rozmowach z Polakami, do których byliśmy zaproszeni na nocleg, można byłoby napisać szereg "iście kresowych" przejmujących opowiadań, zamieszczając je w zbiorze pod wymownymi tytułami: Dalekie i bliskie lub Historia i rzeczywistość. Nie mogę też nie wspomnieć o niezwykle przejmującej lekcji historii - godnej głębokich przemyśleń i podjęcia działań - jakiej udzielił nam ks. Proboszcz Jan Puzyna. Ten młody duszpasterz, szanowany przez parafian za jego wiarę, gospodarność, przedsiębiorczość, odwagę i wielki patriotyzm, w sposób niezwykle zaangażowany przewodniczył w dniu 1 czerwca naszej wycieczce do miejsc świadczących o polskiej, bogatej i dumnej przeszłości – m.in. Soły, Smorgoń, Krewo, Żuprany, Zalesie. Na pożegnanie nawiązał do pięknego wiersza Stanisława Balińskiego, a następnie zaapelował: "Przyjeżdżajcie tutaj ze swoimi dziećmi i wnukami, żeby wzmacniać polskie więzi np. poprzez pielęgnację i upamiętnianie miejsc oraz inwestowanie. Jesteśmy to winni wielu wybitnym Polakom, a przede wszystkim tym, którzy tu żyją, często osamotnieni w heroicznym utrzymywaniu tej pamięci i wiary, które wykorzeniano latami. Ziemie nam zabrano, lecz nie dajmy odebrać sobie historii!"
Teresa Gałczyńska
W ostatnią niedzielę czerwca odbyły się obchody jedenastej rocznicy koronowania obrazu Matki Boskiej Tęskniącej-Powsińskiej. W ten sposób otworzyliśmy drugie dziesięciolecie powsińskich uroczystości koronacyjnych.
Tym razem gościem Sanktuarium był ks. Biskup Piotr Jarecki, który celebrował Mszę św. rocznicową. Przybyli również księża z ursynowskiego dekanatu, z parafii sąsiednich i kolegiaty wilanowskiej. Pogoda dopisała, uroczystość była piękna i podniosła, pielgrzymi, którzy nawiedzili tego dnia Sanktuarium byli w pełni usatysfakcjonowani i zdecydowani przybyć tu znowu za rok, kiedy to oprócz obchodów dwunastej rocznicy koronacji, obchodzić również będziemy sześćset lat istnienia powsińskiej parafii.
Ale po Mszy czekało zebranych następne przeżycie religijno-artystyczne: występ chóru „Poznańskie Słowiki” pod dyrekcją fenomenalnego Stefana Stuligrosza. Chór zaśpiewał zbiór pieśni maryjnych z twórczości kompozytorów pochodzących z kręgu Pergolesiego z XVI-XVII wieku, przez Mozarta, aż do współczesnych – Hlondowskiego i Góreckiego. Chór zaśpiewał, a może raczej trzeba powiedzieć, że modlił się do Matki Bożej tą piękną, uduchowioną muzyką i wspaniałym, pełnym artyzmu wykonaniem.
Napisałem – „fenomenalny Stefan Stuligrosz”. Tak, bo jest to człowiek niezwykły, wielki artysta, dyrygent i od 70 lat wychowawca pokoleń chórzystów. W tym roku obchodzi 89 urodziny. Choroba stawów biodrowych sprawiła, że nie chodzi, lecz dyryguje siedząc. Jednocześnie z wielką pogodą i głęboką wiarą znosi dolegliwości swojego wieku. Sędziwy Dyrygent przerywał koncert chóru krótkimi pogadankami, pełnymi erudycji i humoru, w których mówił o kompozytorach, utworach, pracy chóru, o życiu i o wierze. Zwłaszcza te ostatnie tematy wywoływały u słuchaczy wzruszenie i zapadały głęboko w pamięć. Wszyscy życzymy panu profesorowi Stuligroszowi udanej operacji i przywrócenia możliwości poruszania się oraz wielu jeszcze lat życia i pracy, którą tak kocha.
Tomasz Gutt
Z Życia Parafii
Zmiany wśród Sióstr
Odchodzą z Powsina dwie Siostry: s. Janina, która pracuje na plebanii jako kucharka i s. Magdalena, pomoc u Sióstr w klasztorze.
- Siostra Janina Tur Przybyła do Powsina w 2002 r. i już siedem lat nas karmi. Zyskała wielkie uznanie u ludzi, którzy się z nią zetknęli. Wszyscy widzieli uśmiech na twarzy Siostry i łatwość nawiązywania kontaktów z mieszkańcami. Różne ekipy budowlane chwalą szeroki gest Siostry i smacznie przyrządzane posiłki. Siostra Janina zasłynęła z pysznych wypieków ciast. Jednak parafianie najwięcej sobie cenią ogromną życzliwość dla przychodzących na plebanię. Każdego poczęstuje, nakarmi, gdy trzeba, i jeszcze coś smacznego da do domu. Zjednała sobie wielu ludzi. Apostołka uśmiechu i dobroci. Za wszelkie dobro, i to materialne, i to duchowe, za ogromną życzliwość dla nas, księży i pozostałych ludzi, serdecznie dziękujemy.
S. Janina będzie przeniesiona do Bielska-Białej. Na jej miejsce Przełożona Prowincji Córek Bożej Miłości wyznaczyła S. Klemensę. Więcej o niej napiszę w następnym numerze „Wiadomości Powsińskich”.
- Siostra Magdalena Konieczny
Najmłodsza spośród Sióstr, s. Magdalena, zostanie przeniesiona do klasztoru w Witowie k. Zakopanego. Będzie tam przedszkolanką. Córki Bożej Miłości w Witowie prowadzą ochronkę dla dzieci. S. Magdalenie dziękujemy za różnoraką pomoc na plebanii podczas parafialnych uroczystości.
S. Janinie i s. Magdalenie życzymy Bożego błogosławieństwa na nowych placówkach. Maryja Tęskniąca w Powsinie niech uprasza u Boga potrzebne łaski na co dzień. Mam nadzieję, że w Roku Jubileuszowym 600-lecia Parafii (2010 r.), ponownie spotkamy się tu, w Powsinie.
Jubileuszowy napis na frontonie kościoła
Przed XI Rocznicą Koronacji na frontonie kościoła został umieszczony dużych rozmiarów napis informujący o 600-leciu Parafii. Pomysłodawcą była mgr Krystyna Spiegel, historyk sztuki, konserwator zabytków. Projektem wykonawczym zajął się prof. dr Wojciech Kurpik, były rektor Akademii Sztuk Pięknych.
Realizacja projektu została zlecona naszym parafianom. Napisy i ornament wykonał rzeźbiarz, Tadeusz Broda, z ul. Ponczowej, a radą i pomocą służył mu Jacek Federowicz, plastyk z ul. Rosochatej. Drewnianą konstrukcją ramy i jej przytwierdzeniem do frontonu kościoła zajął się stolarz Eugeniusz Mazur wraz z ekipą, z ul. Andrutowej.
Nasi parafianie w swoją pracę włożyli dużo serca. Dzieło jest imponujące. Serdecznie Wam dziękujemy!
Roboty na poddaszu kościoła – na finiszu
Inż. Andrzej Gaudyn i jego sześcioosobowa ekipa skończyli prace związane z remontem drewnianej konstrukcji dachu nad nawą główną i przeszli już na boczne nawy kościoła. Całość prac zakończą w pierwszej połowie lipca br.
Antoni Oleksicki ze Stołecznego Urzędu Konserwacji Zabytków oraz inżynierowie: Antoni Koral, konstruktor, i Andrzej Gołębiewski, architekt i autor projektu remontu naszego kościoła, dokładnie sprawdzili dotychczasowy postęp robót. Wyrazili pozytywną opinię o przebiegu remontu. Sporządzono protokół uzupełniający o nowe wątki koniecznych prac do wykonania na poddaszu naszej świątyni. Zarówno ks. Proboszcz jak i nadzorujący prace oraz piszący tę notatkę, który zna sprawę z autopsji, są pełni uznania dla inż. Gaudyna i jego ekipy.
Na wyraźnie polecenie Stołecznego Urzędu Konserwatorskiego, na rusztowaniu został zawieszony baner z napisem: „Remont kościoła współfinansowało miasto stołeczne Warszawa”.
Podziękowania za dotację
Składamy serdeczne podziękowania za finansowe wsparcie remontu konstrukcyjnego i mykologicznego więźby dachowej zabytkowego kościoła p.w. św. Elżbiety w Powsinie:
- Pani Prezydent Hannie Gronkiewicz-Waltz,
- Radzie Miasta Stołecznego Warszawy,
- Pani Ewie Nekanda-Trepka, Dyrektorowi Urzędu Stołecznego Konserwatora Zabytków.
Grosza dorzucił też Urząd Marszałkowski. Na remont naszego kościoła Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego przydzielił dotację pokrywającą tylko część podjętego zadania. Również i za ten gest dobrej woli serdecznie dziękujemy zarówno Panu Marszałkowi Adamowi Struzikowi jak i Panu Ludwikowi Rakowskiemu, Wicemarszałkowi i Dyrektorowi Departamentu Kultury oraz Radzie Urzędu Marszałkowskiego.
Projekt kasety zabezpieczającej obraz – już gotowy
Inż. Jerzy Chytła z Instytutu Mechaniki Precyzyjnej sporządził projekt wykonawczy zabezpieczenia obrazu Maryi Tęskniącej-Powsińskiej przed ogniem, włamaniem i kradzieżą.
Samą kasetę ochraniającą obraz wykona niemiecka firma z siedzibą w Gorzowie Wielkopolskim, największy producent sejfów w Polsce. Kaseta będzie ważyć 350 kg. Koszt samej tylko kasety wyniesie ok. 37 tys. zł.
Pancerna szyba, kuloodporna, panoramiczna, o odpowiedniej grubości, będzie umieszczona z przodu kasety od strony nawy głównej. Wyprodukuje ją międzynarodowy koncern Pilkington Polska z siedzibą w Sandomierzu.
Dojdzie do tego odpowiednia konstrukcja mechanizmu szynowego, który pozwoli „zjechać” kasecie wraz z obrazem do specjalnie wykonanego schronu poniżej posadzki kościoła. Czujniki reagujące na pożar i na włamanie, uruchomią powyższy mechanizm szynowy. Jego konstrukcją i wykonaniem oraz zbudowaniem w ziemi schronu dla kasety zajmie się warszawska firma Spółdzielnia „Skarbiec”. Na wszystkie urządzenia zabezpieczające będziemy mieć atesty z Instytutu Mechaniki Precyzyjnej w Warszawie.
Wydaje się to być przedsięwzięciem pewnym i niezawodnym. Szczegółowy kosztorys, obejmujący całość powyższego zabezpieczenia, będzie znany w pierwszych dniach lipca br. Będzie on do wglądu w kancelarii parafialnej. Mamy nadzieję, że znajdą się sponsorzy wśród parafian i ufundują kasetę wraz z urządzeniem zabezpieczającym obraz Maryi Tęskniącej.
Powyższe przedsięwzięcie musimy sami sfinansować. Nie przewiduje się żadnych dotacji. Tak powiedziała Pani Dyrektor Stołecznego Urzędu Konserwatora Zabytków. Bardzo liczymy na hojność indywidualnych sponsorów, czy też firm. Fundatorzy będą uwiecznieni na widocznym miejscu stalowej obudowy kasety. Przekazy do wpłat na konto parafii Powsin albo też na przelewy bankowe, będą wkrótce wyłożone w kancelarii i na stoliku w kościele. Serdecznie dziękujemy!
opracował ks. Jan Świstak
w porozumieniu z ks. Proboszczem
i przy współpracy ks. Bogdana Jaworka