Wyszukiwarka wiadomości

[2]
3
4
5
7
8
9
10
11
12

Wiadomości Powsińskie - luty 2010

Z pamiętnika wolontariusza - Justyna Chodakowska
Mocni w Duchu wkrótce w Powsinie - Teodozja Placzke
Konsekrowani - Teresa Gałczyńska
Sześć wieków Kabat - Jacek Latoszek
Rok 2009 w Caritas w Powsinie - Justyna i Michał Chodakowscy
Z życia Parafii - Ks. Jan Świstak





Z pamiętnika wolontariusza


       Zbliża się okres Wielkiego Postu... czas nawrócenia, pokuty, modlitwy, postu i  jałmużny. Księża z ambony nawołują do zaangażowania się w wielkopostne dzieła sercem i umysłem. A ja co? Nawrócenie się... będą rekolekcje, będzie czas  spowiedzi... pokuty... Środa popielcowa doskonale otworzy czas postu. Ale może warto pomyśleć o poście dla duszy, nie tylko dla ciała? Może w tym okresie więcej czasu poświęcić dla innych? Pomóc komuś? Ale jak to? Ja? Ja nie mam czasu…
       Przecież wciąż mam tyle pracy, ważnych spraw do załatwienia. Gdy spojrzę w  swój kalendarz z zaplanowanymi zadaniami to „dziś” jawi mi się jako czas pomiędzy „niedokończonym wczoraj”, a „przeładowanym jutro”. Jak w natłoku spraw niezałatwionych znaleźć czas na pomoc innym. Ja tego czasu nie mam. Niech pomagają ci co się nudzą. Mają czas siedzieć przed telewizorem, oglądać seriale, spotykać się na plotkach... na dobre im wyjdzie.

Tylko czy ja będę szczęśliwa?

       Może warto się zatrzymać. Życie toczy się zbyt szybko. Czasem aż chce się krzyknąć za Anną Marią Jopek, która śpiewa „Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat bo wysiadam. Przez życie nie chce gnać bez tchu”. Bo biegniemy przez życie wciąż goniąc kolejne spotkania, rozmowy, ważne sprawy, zakupy, a gdzie jest to co ważne? Ileż to razy w niedzielę na mszy świętej myślami byłam daleko próbując ogarnąć nadchodzący tydzień, poukładać wszystko, żeby jakoś dać radę i jeszcze znaleźć w tym wszystkim odrobinę czasu na odpoczynek.
       A gdyby tak skreślić trochę zadań z kalendarza? Zostawić te, które rzeczywiście są dla mnie ważne, dla mojej rodziny, najbliższych.
       Wydaje się niemożliwe? A Chrystus mówi: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię.” /Mt 11, 28/. Może warto na początku Wielkiego Postu przyjść do kościoła, zostawić kalendarz w domu, otworzyć swoje serce i powierzyć Panu swoje troski, kłopoty. I uwierzyć, że warto zrobić też coś dla innych.
       Może znajdę czas żeby raz w tygodniu na godzinę wybrać się do potrzebujących w Bielawie. Może raz w miesiącu mogę odwiedzić kogoś z naszych samotnych, potrzebujących parafian. Może w inny sposób mogę się zaangażować w pomoc innym. Jeśli znajdzie się więcej chętnych, będzie łatwiej. W naszej parafii Zespół Caritas organizuje różnoraką pomoc, mogę zgłosić swoją chęć i odrobinę czasu, a na pewno do czegoś się przydam, czy to w trakcie organizowania kiermaszu, Dnia Chorego. Może znajdę czas na opróżnianie wielkopostnych koszy na dary rozstawionych w spożywczych sklepach. Możliwości jest wiele, tylko ja muszę chcieć.
       Boję się odpowiedzialności? A wystarczy zaufać, Jezus ustami świętego Pawła obiecuje: „Wystarczy Ci mojej łaski” /2 Kor 12,9/
       I nie tylko w czas Wielkiego Postu, ale i później, w czasie zwykłym w jednej z prefacji będziemy się modlić z kapłanem: „W czasie naszej doczesnej pielgrzymki doznajemy Twojej dobroci w codziennych potrzebach”. Niech kalendarze służą nam pomocą, ale w mądry sposób.
       Lubię gdy Anna Maria Jopek śpiewa:
„Trzeba żyć naprawdę ,
żeby oszukać czas.
Trzeba żyć najpiękniej,
Żyje się tylko raz.”
       Warto dobrze przeżyć każdy dzień. Panie, „Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca.” (PS 90, 12)

Justyna Chodakowska
(Teksty piosenek AMJ
Magda Czapińska)

powrót na górę strony



Mocni w Duchu wkrótce w Powsinie

       Jubileusz 600-lecia parafii to nasze wielkie święto, które poza wysiłkiem organizacyjnym w sferze materialnej powinno przynieść owoce w postaci ożywienia i umocnienia wiary. Kościół w takich szczególnych momentach zaprasza wiernych do udziału w misjach parafialnych.
       Misje parafialne mają długą tradycję, sięgają czasów porewolucyjnej Francji, kiedy to zgromadzenie zakonne Misjonarzy Oblatów Maryji Niepokalanej pomagało ludziom powrócić do wiary, którą z różnych powodów w czasie rewolucji utracili. Dziś uważa się, że misje ad intra (wewnątrz Kościoła) są formą obrony chrześcijaństwa przed współczesną formą „herezji sekularyzmu”(wg „Misyjne Drogi” nr 105).
       Tak jak każde rekolekcje, misje są szansą na odkrycie na nowo sensu życia, korektę postaw życiowych, ale nade wszystko są czasem kairos, w którym żywy Bóg zaprasza wiernych do intymnego spotkania. 
      Wkrótce będziemy gościć ks. Remigiusza Recława SJ, który wraz z członkami wspólnoty modlitewnej Mocni w Duchu będzie prowadził święte misje w naszej parafii.
       Będzie to dla nas z pewnością nowe doświadczenie, aby przygotować się przynajmniej w sferze emocjonalnej do tego wydarzenia, poprosiłam Ks.Remigiusza o krótką „rozmowę” korzystając z poczty elektronicznej.

       T.P. Czy mógłby Ojciec napisać kilka słów o sobie i zespole osób współpracujących?

       Ks.R.R.Tutaj odsyłam zainteresowanych do naszej strony internetowej www.mocni.jezuici.pl, gdzie można także zobaczyć kilka filmów z wydarzeń, które organizujemy:
http://www. jezuici.pl/mocni/index_video.html
       Z bardzo bogatej w informacje i zdjęcia strony dowiadujemy się, że Mocni w Duchu to wspólnota modlitewna; należy do ruchu Odnowy w Duchu Św. w Łodzi. Mocni w Duchu to również zespół wokalno-ewangelizacyjny, składający się z instrumentalistów, wokalistów, diakonii tańca i diakonii medialnej. Obecnie opiekunem i duszpasterzem jest właśnie ks. Remigiusz Recław - jezuita. Ks. Remigiusz jest bardzo zaangażowany w ewangelizację, również poprzez internet. Jest twórcą „rekolekcji w milczeniu” dla młodzieży oraz radiowych Rekolekcji Ignacjańskich z towarzyszeniem indywidualnym.
       O sobie pisze, że uwielbia chodzić po górach, pływa, jest krwiodawcą, poza tym Mocni w Duchu wkrótce w Powsinie stara się być blisko ludzi i ... jest szczęśliwy w zakonie. Na swojej stronie zamieścił motto: „Bardzo pragnę, by Jezus był coraz bardziej znany i kochany”.
       Jaki będzie wiodący temat rekolekcji w naszej parafii?

Temat rekolekcji: Jezus żyje!

       Ostatnio niektórzy rekolekcjoniści używają dość nowatorskich środków wyrazu, traktując swoich słuchaczy jak ludzi „skażonych” kulturą obrazkową i niezdolnych do przyjęcia samego słowa. Mam tu na myśli przedstawianie dorosłym ludziom np. grzechu czy miłości w postaci obrazkowej lub w formie pantomimy. Dotychczas Kościół wierzył, że słowo głoszone „z ambony” wzmocnione działaniem Ducha Św. jest w stanie przemieniać serca. I tak rzeczywiście bywało. A jak jest dziś? Proszę o wyrażenie własnej opinii.

       Kościół nigdy nie wierzył, że słowo człowieka może przemienić serce. Serce przemienia sam Bóg. To On jest sprawcą wszystkiego, co dobre w nas. Prowadzący rekolekcje jest tylko narzędziem, które doprowadza człowieka do spotkania z Bogiem lub do niego nie doprowadza. To, co my proponujemy podczas rekolekcji, to żywe słowo, świadectwo życia, oraz dużo modlitwy, szczególnie modlitwy odnoszącej się do naszego życia. Naszym celem jest doprowadzić każdego z nas i siebie samych też, do spotkania z Bogiem.

       W opisie nowej ewangelizacji, jaką proponuje Ojciec na swojej stronie internetowej, dostrzegam delikatną krytykę tradycyjnych form religijności, tymczasem nowe formy nie przystają często do starych treści i sprawdzonych na przestrzeni wieków wzorów świętości. Jak rozwiązać te sprzeczności?

       Ponad 10 lat temu interesowałem się np. plakatami ewangelizacyjnymi. Był to czas, gdy plakaty zaczynały pojawiać się w kościele. Nie będę tłumaczył, na czym polega informacja plakatowa, bo nie ma tu na to miejsca. Wszystkie tradycyjne formy religijności są dobre, jeśli tylko przemieniają człowieka od wewnątrz. Jeśli jednak nie powodują przemiany serca – oznacza to, że nie umiemy z nich korzystać, albo należy poszukać innych form pobożności, które będą przemieniać serce. Jeśli krzyczący na żonę mąż idzie do kościoła na nabożeństwo majowe, potem wraca do domu i znowu się awanturuje, to wniosek z takiej sytuacji jest prosty: mąż był w kościele, ale nie doszło do spotkania z Bogiem. Ta forma pobożności nie przemienia jego serca. Dlatego też trzeba szukać różnych dróg dochodzenia do Boga. Nie chodzi o nowinkarstwo, ale o to, aby nasza wiara mogła być cały czas żywa i świeża.

       Jak do misji powinna przygotować się parafia i każdy z nas osobiście?Jak utrwalić pozytywne skutki po ich zakończeniu?

       Zachęcam, aby każdy prosił dziesiątką różańca codziennie, aż do rozpoczęcia misji w parafii o to, by Bóg przemienił nasze życie. Abyśmy uwierzyli w to, że Jezus dzisiaj żyje i dzisiaj może czynić cuda w naszym życiu - przemieniać je i przywracać miłość.

       Dziękuję za rozmowę, a czytelników zachęcam do zapoznania się z programem Jubileuszowych Misji Parafialnych, zamieszczonym w bieżącym wydaniu „Wiadomości Powsińskich”.
Teodozja Placzke

powrót na górę strony



Konsekrowani
(na Dzień Życia Konsekrowanego)

Gdy świat brnie w ślepy zaułek,
a ludzie czują się niepotrzebni,
jesteście światłem w tunelu -
ojcowie, siostry i księża wielebni.

Kiedy zło walczy z krzyżem,
sutanną, habitem i celibatem,
często w osamotnieniu
stawiani przed Piłatem,
wśród Kościoła bólów wielu,
bądźcie nam wzorem
w dążeniu do celu.

Bo w Bożym imieniu posługiwanie
z wiarą niezłomną, co nie zna trudu,
misja to piękna, godne działanie,
to od niej krzepnie wiara ludu.


Teresa Gałczyńska





Sześć wieków Kabat

       Jedną z miejscowości będących przez wieki częścią parafii powsińskiej są Kabaty. Ich historia liczy około 650 lat. Pierwszy udokumentowany zapis o Kabatach pochodzi z 1386 r., kiedy to książę mazowiecki Janusz I Starszy nadał wsi prawo chełmińskie. Wiązało się ono m.in. z obowiązkiem służby rycerskiej właścicieli.
       Wieś wchodziła wtedy w skład parafii milanowskiej (obecnej wilanowskiej) i była własnością Andrzeja Ciołka, kasztelana czerskiego. Została założona najprawdopodobniej z jego inicjatywy lub też jego ojca Mikołaja, który objął te tereny w 1283 r. Kasztelan Andrzej żył tylko 40 lat i zmarł w 1396 roku. Jego żona Elżbieta w dwa lata później ufundowała pierwszy kościół w Powsinie, a okoliczne włości, w tym Kabaty, odziedziczyli synowie: Wigand, Andrzej i Klemens. Wigand i Andrzej brali udział w bitwie pod Grunwaldem, pierwszy jako chorąży chorągwi czersko-warszawskiej, drugi dowodził królewską chorągwią nadworną.
       W 1410 r. gdy z wsi Powsina, Jeziorny i Lisów została erygowana nowa parafia, Kabaty początkowo nie zostały do niej włączone, ale oddawały jej połowę dziesięciny, czyli daniny z dziesiątej części plonów. Dopiero w 1436 r. syn Andrzeja i Elżbiety, Stanisław Ciołek, biskup poznański, ostatecznie włączył Kabaty do parafii powsińskiej, jednak jeszcze przez jakiś czas drugą połowę dziesięciny pobierał pleban milanowski.
       Wraz z upływem lat ród Ciołków rozrósł się tak, że w 1532 r. na podstawie działu rodzinnego rozdzielił się na linie powsińskich i kabackich. Kabaty, obejmujące wtedy 4 łany czyli ok. 72 ha. przypadły Andrzejowi,  iastującemu urząd sędziego ziemskiego warszawskiego, który był prawnukiem Wiganda. Po nim dziedziczył syn Jan, posiadający jeszcze część Lisów i część dawnej wsi Łazy, łącznie 8 łanów i dwa folwarki. W XVII w. właścicielami Kabat była rodzina Piekarskich, zapewne skoligacona z Ciołkami, a następnie rodzina Olszowskich, przez małżeństwo Agnieszki Piekarskiej ze Stanisławem Olszowskim, wojskim łęczyckim.
       W czasie wojen ze Szwedami, w latach 1656-57, Kabaty poważnie ucierpiały, zostały ograbione i zniszczone. Żołnierze szwedzcy z warszawskiego garnizonu rekwirowali żywność i pasze w okolicy, podpalali zabudowania. Gdy toczyły się walki o Warszawę, w jej okolicy gromadziły się wojska szwedzkie, brandenburskie, siedmiogrodzkie, polskie i litewskie. Przemarsze wojsk, potem głód i epidemie w latach 1659-61 spowodowały powszechną nędzę i zubożenie. Jednak po tych wydarzeniach Kabaty podniosły się ze zniszczeń i zostały odbudowane. Wieś powiększyła się do 6 łanów, ok. 108 ha. zapewne poprzez karczowanie otaczającego lasu.
       Gdy w 1677 r. król Jan III Sobieski kupił Wilanów (Milanów), rozpoczął również skuteczne zakupy sąsiednich wsi. Jednak próba nabycia Kabat nie powiodła się. Agnieszka Olszowska żądała 100 000 srebrnych tynfów, podczas gdy król oferował 80 000. Z biegiem lat Kabaty przeszły na własność jej dzieci i wnuków: syna Stanisława Olszowskiego i córkę Katarzynę Dunun-Szpotową, oraz wnuków Antoniego Olszowskiego i Jana Borowskiego. Od tych wszystkich sukcesorów, w latach 1721-1723 za łączną sumę 83 000 złotych, Kabaty wraz z przyległościami nabyła hetmanowa wielka koronna Elżbieta Sieniawska właścicielka Wilanowa, który kupiła dwa lata wcześniej od Konstantego Sobieskiego, najmłodszego syna króla Jana. W „kontrakcie kupna–sprzedaży” sukcesorowie stwierdzają: „(...) mając dobra po matce i babce sumami sukcesorów i pretensjami kredytorów obciążone, a przy tym trudny pomienionych dóbr widząc podział rezygnować umyśli.” W ten sposób Kabaty zostały włączone do dóbr wilanowskich liczących łącznie ok. 6000 ha. Nowa właścicielka zajęła się zagospodarowywaniem nowych włości, a znana była z prowadzenia energicznej działalności gospodarczej i handlu produktami wytwarzanymi w jej dobrach. Zarządziła też wprowadzenie ochrony Lasu Kabackiego przed nadmiernym wyrębem.
       Gdy zmarła w 1729 r., Kabaty przeszły na własność jej córki Marii Zofii Denhoff, późniejszej małżonki ks. Augusta Czartoryskiego. Już wtedy istniała cegielnia w Kabatach, której początki sięgają XVII w. Początkowo usytuowana była u podnóża skarpy, obok lasu natolińskiego. Następnie, przeniesiono ją na górę, na teren znajdujący się w sąsiedztwie obecnej Alei Kasztanowej, gdzie do dzisiaj widoczne są zagłębienia po wydobytej glinie, a teren ten nosił potoczną nazwę „Glinki”. Cegła tam wytwarzana cieszyła się dobrą opinią i posłużyła jako materiał dla wielu budowli, zapewne też na pobliski pałac w Natolinie, zbudowany przez Czartoryskich. Została zamknięta na początku XX w.
       Kolejną właścicielką Kabat została córka Czartoryskich, Izabela Lubomirska, a od 1799 r. stały się one własnością, z kolei jej córki Aleksandry, żony Stanisława Kostki Potockiego. Po nich kolejno dziedziczyli syn Aleksander i wnuk August.
       Według „Inwentarza” sporządzonego w 1803 r. w Kabatach mieszkało 14 rodzin gospodarskich, dwie chałupnicze, zdun i gajowy, w sumie 138 osób. Wieś składała się z 18 chałup, 15 stodół i 10 obór. Było 15 koni, 30 wołów, 32 krowy oraz 14 pni pszczół. Pańszczyznę odrabiano w folwarkach w Wolicy i Moczydle.
       W rubryce „powinności” zapisano: „(...) Każdy całopolny gospodarz robi na tydzień sprzężajem dni trzy, kobieta dni trzy. Tłok do sprzątania zbóż z pola i łąk w roku odrabia każdy sprzężajnych dni sześć, kobiecych dni sześć. Daje kapłonów (wykastrowanych kogutów) trzy i pół, jaj sztuk 24 i czynszu drobnego płaci 1 złoty i 21 i pół grosza. Wartę nocną do folwarku po dwóch w kolei odbywają. Straż nocną do wrót wiejskich dla strzeżenia przechodu dezertujących żołnierzy lub włóczęgów i podejrzanych ludzi z kolei dawać powinni. Szarwarki do reperacji dróg i mostów według potrzeby z dni własnych winni odrabiać.” Robocizna sprzężajna odbywana była dwoma wołami.
       Od 1819 r. dziesięcina, oddawana dotychczas w naturze została zamieniona na opłatę pieniężną i w Kabatach wynosiła 15 zł, potem 3 ruble i 87,5 kopiejki. Do tego dochodziła coroczna składka szkolna 60 kopiejek i składka na utrzymanie woźnego przy kancelarii wójta gminy 33 kopiejki.
       Od roku 1838 w dobrach wilanowskich rozpoczął się proces oczynszowania wsi, polegający na zamianie pańszczyzny na opłatę pieniężną, co było bardziej korzystne i pozwalało rozwijać się gospodarczo. Po oczynszowaniu Powsina w 1848 r., również włościanie z Kabat wystąpili w 1849 r. do administracji dóbr wilanowskich o ograniczenie pańszczyzny, ale spotkali się z odmową. Narzekając na zbyt duże obciążenia feudalne, odmawiali trzeciego dnia odrobku i innych świadczeń.
       W 1857 r. po decyzji Naczelnika Powiatu zobowiązującej aby „(...) od opornych włościan daninę środkami egzekucyjnymi odzyskać”, rządca wilanowski w asyście dwóch kozaków wyegzekwował zaległości z ostatnich dwóch lat. Ponownie w 1860 r. włościanie z Kabat wnieśli prośby do Zarządu Głównego Dóbr Wilanowskich i władz powiatowych o wprowadzenie przyrzeczonego już wcześniej oczynszowania, jednocześnie skarżąc się przy tym na złe traktowanie przez ówczesnego ekonoma z folwarku w Moczydle, który wymuszał posłuszeństwo poprzez wyzwiska i bicie kijem. Dwór opóźniał jednak oczynszowanie, żądając nadmiernego czynszu.
       W latach pięćdziesiątych XIX w. powstał projekt przeniesienia zabudowań wsi Kabaty z terenu przy skarpie i posadowienia ich naprzeciw, na polach po zachodniej stronie drogi prowadzącej do Warszawy nazywanej „Gościniec” (późniejsza ul.Nowoursynowska). Miał to być szereg ściśle do siebie przylegających, jednakowych posesji z domem, budynkami gospodarskimi, ogrodem warzywnym i sadem. Wodę miała zapewnić jedna ogólna studnia. Pomysł ten nie został zrealizowany.
       W 1864 r. Kabaty zostały objęte wydanym przez cara Aleksandra II ukazem uwłaszczeniowym, na mocy którego każdy włościanin otrzymał na pełną własność to gospodarstwo wraz z zabudowaniami, jakie na tamtą chwilę zajmował. Zniesiono powinności na rzecz dziedziców, a pańszczyzna, czynsz i inne daniny zamienione zostały na wprowadzony wtedy podatek gruntowy opłacany do skarbu. Był on przeznaczony na wynagrodzenie dla byłych właścicieli za odebrane grunty. Został też ustanowiony samorząd gromadzki z wybieranym przez wieś sołtysem, a Kabaty weszły w skład utworzonej gminy Wilanów.
       Wieś liczyła wtedy 19 gospodarstw, które otrzymały po ok.24 morgi (13 ha.) ziemi. Do tego dochodziło wspólne pastwisko i teren gromadzki obejmujący skarpy i drogi, co dawało w sumie 546 mórg (ok. 300 ha.). Nadany został również tzw. serwitut, który dla Kabat określał prawo do pobierania corocznie z Lasów Chojnowskich po 6 fur drewna na opał oraz 2 fury chrustu i jedną furę kołków co pięć lat na ogrodzenie dla każdego z gospodarstw. Został zamieniony później na jednomorgowe działki położone za wsią Latoszki. Odszkodowanie dla byłego właściciela wsi wynosiło 10338 rubli srebrem.
       Gospodarstwa otrzymali wtedy, w kolejności numerów wg. Tabeli: Franciszek Szymański, Paweł Penconek, Grzegorz Pyzel, Andrzej Karaś, Wojciech Pyzel I, Antoni Stempniewski, Józef Karaszewski, Piotr Karaś, Kazimierz Sokołowski, Franciszek Gawryś, Piotr Sokołowski, Wojciech Penconek, Franciszek Warszywka, Stanisław Mrówka, Wojciech Pyzel II, Michał Janek, Stanisław Janek oraz Walenty Kłos i Michał Karaś.
       Tabela z 1864 r. tak opisuje Kabaty: „(...) Oprócz zasiewu ozimego i jarego, sadzą kartofle, kapustę, wszelkiego rodzaju włoszczyzny z których korzystnie pożytkują. Włościanie wsi tej jako o 8 wiorst od miasta Warszawy odległej mają łatwość spieniężenia wszelkiego produktu czym się też jako dla nich najkorzystniejszym zajęciem trudnią, jak również z handlu drzewem i utrzymywania krów zyskowne korzyści odnoszą. Mają łatwość zarobkowania w folwarku w Powsinie i ogrodzie natolińskim.” Kabaty obejmowały teren graniczący od wschodu z gruntami wsi Powsin, od południa z Lasem Kabackim, od zachodu z gruntami wsi Moczydło, obecnie ulice Rybałtów i Stryjeńskich. Granica od północy biegła w pobliżu ulicy Przy Bażantarni i wzdłuż granicy Parku Natolińskiego.
       Według kolejnych spisów liczba mieszkańców stale rosła i w 1905 r. było ich 319 osób i 38 domów, a w 1921 r. było 397 i 59 domów. Istniała też w Kabatach przez długi czas karczma stojąca przy drodze, tuż przed Natolinem.
       Na początku września 1939 r. Kabaty zostały objęte mobilizacją koni na potrzeby polskiej armii, która odbyła się w pobliżu pałacu natolińskiego. Zostały one wykorzystane do taborów, a kilku gospodarzy pojechało wraz zaprzęgiem na tzw. podwody wioząc materiały wojskowe. Po pewnym czasie kolumna została w drodze rozbita przez niemieckie naloty i wrócili pieszo do domów.
       13 września na polach kabackich miała miejsce akcja oddziału kawalerii polskiej. Zaatakowali oni, od strony Natolina, Niemców stojących na skraju Lasu Kabackiego. Szarża ułanów dostała się w ogień nieprzyjacielskiego
karabinu maszynowego. Zginęło czterech Polaków i jeden Niemiec.
       Podczas okupacji osiedlonych zostało w Kabatach 10 rodzin wysiedlonych z Pomorza. Gdy wprowadzone zostały na
wsi tzw. kontyngenty czyli obowiązkowe dostawy produktów rolnych takich jak zboże, mleko i mięso, Niemcy dokonywali
również rekwizycji koni. Niektórzy próbowali sprzeciwić się zarządzeniom okupanta. Za nie odstawienie koni i oznaczenie ich podrobionym znakiem w kształcie litery „H”, jakim znakowane były sztuki zwolnione od poboru, pięciu gospodarzy z Kabat zostało w 1940 r. aresztowanych. Osadzeni na Pawiaku, zostali wywiezieni pierwszym transportem z Warszawy do obozu koncentracyjnego Auchwitz. Zginęli tam: Jan Karaś, Władysław Latoszek i Stanisław Bogdan, natomiast Władysław Karaś i Józef Bogdan wrócili.
       Przez pewien okres, kabackie pola wykorzystywane były jako poligon dla niemieckiego lotnictwa, które przeprowadzało tu loty szkoleniowe. Zostały postawione trzy tarcze, a nadlatujące samoloty ćwiczyły celność. Podczas jednego z lotów, samolot zbyt obniżył wysokość i rozbił się.
       Na terenie Kabat Niemcy zainstalowali reflektor przeciwlotniczy, który stał się celem ataku zaraz na początku Powstania Warszawskiego. Dnia 2 sierpnia 1944 r. powstańcy z 4 kompanii AK V rejonu „Gątyń”, którą dowodził ppor. Stanisław Milczyński „Gryf” zaatakowali stacjonującą tu załogę. Po kilkugodzinnej walce akcja
zakończyła się sukcesem, została zdobyta broń i amunicja. Dwóch Niemców zostało zabitych, a 17 poddało się. Spośród nich pięciu było rannych. Zostali odwiezieni przez gospodarza z Kabat, Stanisława Pyzla do Klarysewa, gdzie stacjonowała jednostka. W tej akcji, jako jedyny z Polaków zginął mieszkaniec Kabat strz. Józef Karaszewski ps. „Wicher”, obsługujący karabin maszynowy. We wsi nocowali też powstańcy wycofujący się z Sadyby do Lasu Kabackiego.
       Dwa dni po tej akcji, z domów gdzie stacjonowali Akowcy, Niemcy zabrali pięć osób: ojca i dwóch synów Józefa, Henryka i Teofila Pyzlów oraz Józefa Janka i Jana Młotka. Zginęli oni w nieznanych okolicznościach.
Po następnych kilku dniach hitlerowcy urządzili, wczesnym rankiem, obławę podczas której aresztowali wszystkich
dorosłych mężczyzn w Kabatach. Zostali oni wywiezieni do Rzeszy na roboty, ale wielu udało się uciec podczas kolejnych postojów w Szymanowie oraz Częstochowie i wrócić do domów.
       Niemcy przygotowując się do obrony przed Armią Czerwoną zbudowali w Kabatach, na skarpie i w wąwozach,
umocnienia, takie jak okopy i bunkry. Przez pewien czas przebywały tu również wojska węgierskie z formacji współpracujących z wojskami hitlerowskimi. Pięć armat ustawionych na skarpie ostrzeliwało sowieckie pozycje za Wisłą, na co Rosjanie odpowiadali ogniem, tak że ludzie bali się nocować w domach. We wsi przebywali również mieszkańcy okolicznych miejscowości wysiedleni przez Niemców, w związku ze zbliżający się frontem. Ostatecznie
hitlerowcy wycofali się z Kabat bez walki 16 stycznia 1945 r. zabierając ze sobą kilku mężczyzn z zaprzęgami na
„podwody”, do przewożenia amunicji. Następnego dnia przeszły przez wieś wojska rosyjskie. W historii Kabat otwierał się nowy rozdział.
       Do najnowszej historii Kabat wrócimy jeszcze w następnym wydaniu Wiadomości Powsińskich.

Jacek Latoszek

powrót na górę strony



Rok 2009 w Caritas w Powsinie

       Zakończony rok 2009 był już czwartym pełnym rokiem działalności Parafialnego Zespołu Caritas w Powsinie. Po czterech latach naszej obecności na terenie parafii coraz mniej jest już odkryć a coraz więcej codziennej działalności. Jednak jak co roku czujemy się w obowiązku rozliczyć z powierzonych nam przez Parafian środków finansowych.
       Pomoc materialna świadczona na rzecz podopiecznych była podobna do tej, którą świadczyliśmy w ubiegłych latach. Składały się na nią pozycje wymienione w tabeli 1. Ponadto zespół zajmował się rozdawaniem żywności uzyskanej nieodpłatnie z Caritas Archidiecezji Warszawskiej. Stale prowadzimy też rozdawnictwo odzieży. Otrzymujemy bardzo wiele odzieży używanej. Jej zapasy często przekraczają możliwości naszego małego magazynku. W tym roku po raz pierwszy podjęliśmy decyzję o wstrzymaniu przyjmowania odzieży. Było to konieczne ze względu na fakt, że ofiarność parafian w tym zakresie znacznie przekracza potrzeby naszych podopiecznych oraz nasze skromne możliwości magazynowe.
       W tabeli 2 prezentujemy pełne zestawienie przychodów Zespołu Caritas w 2009 roku. Na dzień 31 grudnia ubiegłego roku Zespół Caritas dysponował kwotą 12 037 zł (różnica między przychodami a wydatkami).

w imieniu Parafialnego Zespołu Caritas
Justyna i Michał Chodakowscy

Tabela 1. Świadczenia udzielone przez parafialny zespół Caritas w Powsinie
Lp. Pozycja Kwota
1 Zakup węgla 10 500
2 Zakupy leków (według recept przepisanych przez lekarzy) 1 693
3 Zakup produktów do paczek świątecznych 5 353
4 Zakupy związane z organizacją Dnia Chorego 241
5 Opłaty na rzecz banku w związku z prowadzeniem konta 2
  RAZEM: 17 789

Tabela 2. Wpływy na działalność parafialnego zespołu Caritas.
Lp. Pozycja Kwota
1 Środki pozostałe po zamknięciu roku 2008 9 235
2 Dobrowolne wpłaty na konto zespołu Caritas 8 090
3 Przychody z Kiermaszu Adwentowego 8 270
4 Przychody z Kiermaszu w Niedzielę Palmową 1 250
5 Zysk ze sprzedaży świec Caritas (głównie dobrowolne wpłaty ponad
środki odprowadzone do Caritas Archidiecezji Warszawskiej)
580
6 Zasilenie budżetu zespołu Caritas z konta naszej parafii 2 400
7 Odsetki bankowe 1
  RAZEM: 29 826


Z życia Parafii



WIGAND BĘDZIE W POWSINIE!


       Chociaż żył 600 lat temu, ale jest nam bliski. Urodził się w Powsinie, gdzie mieszkali jego rodzice: Elżbieta z Sulimów i Andrzej Ciołkowie. Ich siedzibą był folwark na Potułkałach, gdzie obecnie jest ulica o tej samej nazwie. Przy końcu tej ulicy, po lewej stronie, po II wojnie światowej, za czasów PRL było Państwowe Gospodarstwo Rolne. Przed wojną w tym miejscu znajdował się folwark. Jego ostatnią dziedziczką była p. Tuhan-Baranowska, a przed nią - Szaniawscy. Dzisiaj działkę, na której znajdował się folwark, sprzedano deweloperowi. Przy ul. Drewny, gdy jedziemy w kierunku Konstancina, jest ogrodzenie z widocznym napisem, reklamującym nowe osiedle, które ma powstać na tym miejscu.
       Skąd nazwa Potułkały? - Jak opowiadał mi starszy wiekiem parafianin, p. Feliks Latoszek z Powsina, droga prowadząca do folwarku nie była utwardzona. Podmokły teren sprawiał, że to miejsce kojarzyło się zawsze z błotem i dołami. Nazywano je „błotnie”. Nic więc dziwnego, że „tłukły się”, łamały drewniane koła wozów. Stąd nazwa „Potułkały”. Powróćmy do Wiganda. W dokumencie erekcyjnym drewnianego kościoła w Powsinie z 1398 r., na pierwszym miejscu wymieniono Elżbietę, „...czcigodną panią w Powsinie”, która wraz z synami ufundowała świątynię. Pośród czterech jej synów, na pierwszym miejscu został wymieniony Wigand, jako najstarszy spośród braci. Był on właścicielem Ostrołęki k. Warki nad Pilicą, gdzie również ufundował kościół oraz wsi Garwolin, przy trakcie do Lublina. Był on chorążym czerskim i brał udział w bitwie pod Grunwaldem w 1410 r. W latach 1434 - 1452 jest wymieniany jako kasztelan czerski. Wigand herbu Ciołek, nasz rodak z Powsina, zasłużył się nie tylko jako współfundator pierwszego u nas kościoła, ale on też zabiegał o utworzenie parafii w Powsinie. W tej sprawie, w 1410 r. wysłano pismo do biskupa Wojciecha Jastrzębca w Poznaniu, by przychylił się do prośby i erygował tu parafię. Dokument ten podpisał, jako pierwszy, także Wigand, wśród trzech sygnatariuszy listu.
       Nic więc dziwnego, że Ks. Proboszcz Lech Sitek zadecydował, że przy kościele, w miejscu, gdzie jest napis z roślin: „600 lat parafii”, stanie rzeźba, odlew z brązu, przedstawiająca rycerza z Powsina, Wiganda. Autorem rzeźby jest Jerzy Sikorski z Kazimierza Dolnego nad Wisłą. Przedstawił on trzy projekty. Komisja, w skład której weszli: prof. Wojciech Kurpik z ASP oraz dwoje przedstawicieli Stołecznego Konserwatora Zabytków Ruchomych: Agnieszka Kasprzak-Miler, naczelnik Wydziału i Krzysztof Wrzeszcz, wybrała jeden z nich. Wybrany projekt przedstawia postać Wiganda, wspartą na kopii, ustawioną w kontrpozie, odzianego w pełną zbroję rycerską. Postać ta będzie trzymała w prawej ręce model naszej drewnianej świątyni z 1398 r., a w lewej - tarczę z herbem Ciołków. Wysokość rzeźby: do dwóch metrów. Chodzi o to, że oglądając postać z pewnej odległości, widzimy jej kontury jakby pomniejszone, i dlatego rzeźba musi być nieco wyższa niż w naturze. Ponadto będzie ona ustawiona na granitowym cokole, ok. 70 cm wysokości. Na kamiennym postumencie będzie wyryty napis:

WIGAND Z POWSINA, HERBU CIOŁEK
WRAZ Z MATKĄ ELŻBIETĄ - FUNDATOR KOŚCIOŁA W POWSINIE - 1398 R.
INICJATOR USTANOWIENIA PARAFII POWSIN - 1410 R.
CHORĄŻY CZERSKI W BITWIE POD GRUNWALDEM
AD MAIOREM DEI GLORIAM
W 600. ROCZNICĘ EREKCJI PARAFII POWSIN 1410 - 2010




„KWIATEK” Z KOLĘDY!


       Kwiat zazwyczaj kojarzy się nam z wydarzeniem radosnym, z czymś, co dobrze się wspomina. Natomiast „kwiatek” w cudzysłowie oznacza coś zaskakującego, nieprzyjemnego. Odwiedzając rodziny podczas wizytacji duszpasterskiej, czyli „kolędy”, napotkałem małżeństwo, które pod względem formalnym, papierkowym, jest niby w porządku. Są ochrzczeni i mają ślub kościelny, ale na tym kończy się ich „religijność”. Gdy wszedłem do mieszkania, byli zaskoczeni, nieprzygotowani. Spytałem jednak, czy możemy pomodlić się wspólnie. Pan domu odpowiedział, że nie życzy sobie żadnej modlitwy. Usiadłem więc i rozpoczęła się rozmowa. Najpierw ten pan zapytał, co ja robię dobrego dla biednych i potrzebujących? Zaintrygowało mnie, dlaczego on tak docieka w tym temacie? Powiedział, że księża są bogaci! - Dlaczego pan tak sądzi? - Zobaczyłem, jakim samochodem ksiądz przyjechał. - Odpowiedziałem, że i owszem, ale przyjechałem jako pasażer. Przywiózł mnie jeden z parafian. - Zamilkł na chwilę i już do tej sprawy nie wracał. Ale zapytał: Wobec tego, dlaczego ksiądz mieszka w pałacu? Chodziło mu o nową plebanię. Myślał, że jej lokatorem jest tylko jeden kapłan. A tu okazało się, że czterech. Nie wiedział też, że są w tym budynku pomieszczenia kancelaryjne. Powiedziałem mu w jakich warunkach mieszkaliśmy przedtem. Nie przekonało go to wyjaśnienie. „Czepiał się” z kolei sióstr zakonnych, O. Tadeusza Rydzyka, itd. Wszystko i wszyscy mu „nie po drodze”. Zamyślił się, gdy mu powiedziałem, że  złowiek staje się katolikiem za życia, a nie po śmierci. Chodziło mu bowiem o pogrzeb. Rozmowa stawała się chaotyczna i bardzo trudna. Może ten człowiek przeżywa niepokój sumienia? Takimi bowiem sądami i poglądami pragnie pozbyć się wewnętrznego niepokoju? - Gdy wychodziłem z tego domu, podziękowałem temu panu za to, że mnie przyjął i za rozmowę, która zabrała wiele czasu. Uważam, że było to potrzebne, a może i pożyteczne. Człowiek „strzela” - modli się, rozmawia, wyjaśnia, a „Pan Bóg kule nosi”, czyli efekt trzeba zostawić Bogu i Jemu zaufać. W planach Bożych nie ma nic straconego. Póki człowiek żyje, jeszcze wszystko przed nim! Mam nadzieję i modlę się o to, aby ten mężczyzna, jego żona i dzieci zatęsknili za Bogiem, za Chrystusem i Jego Kościołem. Niestety! Coraz częściej spotykamy mieszkańców naszej parafii, którzy znają Kościół tylko z mediów. Niektóre stacje telewizyjne, zwłaszcza prywatne, niechętne Kościołowi, przedstawiają go na swój sposób, by zniechęcić wiernych do praktykowania wiary. Stąd też nasze świadectwo wiary na co dzień oraz rozmowa wyjaśniająca, odpierająca zarzuty pod adresem Kościoła, stają się naglącą potrzebą. Coraz częściej spotykamy się z ludźmi mało wierzącymi. Dla nich ważniejsze jest to, co widzą i słyszą od ludzi świeckich. Nie chcą słuchać osób duchownych. Życzę sobie i Wam, Drodzy Parafianie, odwagi w kontaktach z ludźmi zagubionymi, wątpiącymi, poszukującymi.




ŚMIERĆ ZA ŻYCIE


       Sama umarła, ratując życie własnego dziecka. O kogo chodzi? - Na osiedlu Zapłocie, w naszej parafii, mieszkał wraz z rodziną Sylwester Pieckowski. Był znany z tego, że pisał artykuły do „Wiadomości Powsińskich” i zasiadał w Radzie Duszpasterskiej naszej parafii. Uczestniczył też w pielgrzymkach do Włoch, Francji oraz Anglii i Irlandii. Był również inicjatorem i autorem ankiety parafialnej na swoim osiedlu w grudniu w 2004 r. Pytania ankiety stały się inspiracją do opracowania i przeprowadzenia szerszego badania wśród mieszkańców całej parafii w styczniu 2005 r.
       Pan Sylwester Pieckowski, po śmierci swojej pierwszej żony, w 2006 r. ożenił się po raz drugi. Jego żoną została Agnieszka Zawiślak. Ślub odbył się w naszym kościele. Małżonkowie zamieszkali w Podkowie Leśnej. Tam urodziły się ich dwie córki. Trzecia ciąża była zagrożona. Lekarz radził, aby usunąć ciążę i w ten sposób ratować matkę. Pani Agnieszka powiedziała stanowczo, że nie zabije swego dziecka, aby ratować swoje życie. W chwili porodu, 26 grudnia 2009 r., zmarła na skutek silnego krwotoku. Miała 39 lat. Ocaliła życie swojemu synowi. Dziecko - ośmiomięsięczny wcześniak - pozostało w szpitalu, w inkubatorze. Śmierć tej matki to był wielki cios dla rodziny, zwłaszcza dla męża Sylwestra. Agnieszka została pochowana w rodzinnej miejscowości, w Urzędowie k. Kraśnika, w województwie lubelskim. Ciało zmarłej ubrano w białą suknię ślubną. Na jej pogrzeb, w którym uczestniczyłem, przybyły tłumy ludzi. Z Warszawy, autokarem i własnymi samochodami, przyjechało ok. 200 osób. Ponieważ p. Sylwester Pieckowski jest znanym adwokatem, środowisko prawników solidarnie wzięło udział w pogrzebie. W homilii Ks. Tomasz Jakubiak z Warszawy, który przed kilkoma laty był rezydentem w Powsinie, szczególnie zaakcentował moment świadomej decyzji śp. Agnieszki, która oddała swoje życie dla uratowania własnego dziecka.
       Okoliczności jej śmierci przypominają bardzo sytuację św. Joanny Molla, Włoszki, która podobnie poświęciła swoje życie, aby nie zabijać własnego dziecka. Porusza nas heroizm Pani Agnieszki i skłania, by także w sytuacjach jakże mniej „podbramkowych” dokonywać wyboru zgodnie z Bożym nakazem: „nie zabijaj”!

Dział „Z życia parafii” opracował
Ks. Jan Świstak