W i a d o m o ś c i P o w s i ń s k i e
Październik 2020 ISSN 1731-5069 nr 10 (230)
Pismo rzymskokatolickiej parafii p.w.
św. Elżbiety w Warszawie-Powsinie
RÓŻANIEC SPOSOBEM NA ŻYCIE – AVE MARYJA…
TEOFILA SOBIESKA – MATKA KRÓLA JANA
Minęła wiosna i lato bogate w święta maryjne, ale miesiąc październik kojarzy mi się ze szczególnym nabożeństwem. Otóż zarówno z dzieciństwa jak i z dalszego mojego już dorosłego życia pamiętam, jak nasza mama, śp. Irena po całym pracowitym dniu szła do kościoła albo siadała w kąciku przed krzyżem z figurą Jezusa ukrzyżowanego i obrazie Maryi, w blasku lichtarzowych świec, przesuwała palcami kolejne paciorki Różańca, wypowiadając ledwie słyszalne słowa modlitwy: Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu… itd.
Ja, w tym wspomnianym okresie, byłam zajęta długoletnią nauką, zakładaniem rodziny i wychowywaniem dzieci, pracą zawodową, codziennymi życiowymi radościami, ale i smutkami, które mnie wielokrotnie przerastały. Nie zdawałam sobie sprawy, skąd nasze mamy (myślę tu także o śp. Zofii, mamie mojego męża) w swoim niełatwym życiu, czerpały, zdawałoby się niespożyte, a czasami nadludzkie siły i optymizm?
Dzisiaj z perspektywy poznania głębi tego niezwykłego nabożeństwa wiem, że Różaniec nie był dla naszych mam zwykłą modlitwą, a sposobem na życie! Odmawiając codziennie Różaniec, (były członkiniami Kół Różańcowych), oddawały Maryi wszystkie swoje życiowe sprawy głęboko wierząc, że Ona wstawia się za nimi i ich rodzinami u Swego Syna, Jezusa Chrystusa. I tu, od tej wspomnieniowej zadumy, odrywają mnie słowa Ojca Świętego Benedykta XVI: „Różaniec nie jest praktyką związaną z przeszłością, jako modlitwa dawnych czasów, o której należy myśleć z nostalgią. Tymczasem Różaniec przeżywa niejako nową wiosnę. Niewątpliwie jest to najwymowniejszy dowód miłości, jaką młode pokolenia darzą Jezusa i Jego Matkę Maryję”. W tej skomplikowanej globalnej sytuacji podejmowane są liczne nowe modlitewne inicjatywy. Wzywa do nich także papież Franciszek: „Chcemy odpowiedzieć na pandemię wirusa pandemią modlitwy, współczucia, czułości” ...
W naszej parafii wierni w tym członkowie poszczególnych wspólnot modlą się w różnych intencjach w tym np. Koło Przyjaciół Radia Maryja w Powsinie wraz ze swoim opiekunem ks. kanonikiem Bogdanem Jaworkiem, podjęło Krucjatę Różańcową za Ojczyznę, zgodnie z komunikatem oo. Paulinów z Jasnej Góry z dnia 25.09.2011 r.: „Krucjata Różańcowa za Ojczyznę jest wielkodusznym darem duchowym wiernych, którzy z Maryją, Królową Polski, modlą się o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii oraz o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów naszego Narodu. Osoby te czynią to dobrowolnie, zobowiązując się do codziennego rozważania i odmawiania w tych intencjach przynajmniej jednej z tajemnic Różańca Świętego…”.
Zważywszy na to jak agresywne zło próbuje zniewolić świat, spustoszyć ludzkie serca, rodziny, miasta i narody my przyjaciele Jezusa i Najświętszej Maryi Panny nie możemy stać obojętnie. Dlatego inną ważną inicjatywą modlitewną w naszej parafii jest Pokuta za Warszawę, żeby błagać o mądrość dla rządzących, o przebłaganie za grzechy dla błądzących i „umocnienie sił wewnętrznego człowieka” w każdym z nas. Do udziału w tej modlitwie zapraszamy wszystkich mieszkańców naszej stolicy w każdą Pierwszą Sobotę Miesiąca. Spotykamy się w Parafii Św. Elżbiety - Sanktuarium Matki Bożej Tęskniącej w Powsinie, ul. Przyczółkowa 29, 02-968 Warszawa.
Znamiennym jest, że w ciągu ostatnich dwóch stuleci miało miejsce więcej objawień maryjnych niż we wszystkich innych wiekach, poprzedzających ten okres. Może przyczyną, czy też potrzebą są trudności, jakich dostarczają nam jakże niespokojne czasy? Podczas objawień, Maryja ze łzami w oczach, ostrzega nas przed tym, co się stanie, jeśli się nie nawrócimy się. Robi to dlatego, że chce żebyśmy cieszyli się spokojem i pokojem w naszych rodzinach, społeczeństwach i narodach. W objawieniach zatwierdzonych przez Kościół, Maryja wyraźnie pragnie, aby wszyscy ludzie modlili się Różańcem. I tu warto pamiętać, że ta modlitwa to nie tylko narzędzie zapewniające pokój na świecie, ale jeden z najlepszych sposobów, by się nauczyć jak zaufać Maryi i oddać się Jej w opiekę. Jan Paweł II, nazywany „Papieżem Różańca” zachęca nas w swym nauczaniu: „Jest to modlitwa, którą bardzo ukochałem. Przedziwna modlitwa! Przedziwna w swej prostocie i głębi zarazem. Powtarzamy w niej wielokrotnie słowa, które Maryja usłyszała z Archanioła i z ust swej krewnej Elżbiety. Do tych słów dołącza cały Kościół. Można powiedzieć, że Różaniec staje się jakby modlitewnym komentarzem do ostatniego rozdziału konstytucji „Lumen Gentium” Soboru Watykańskiego II, mówiącego o przedziwnej obecności Bogarodzicy w tajemnicy Chrystusa i Kościoła. Oto, bowiem na kanwie słów Pozdrowienia Anielskiego (Ave Maria) przesuwają się przed oczyma naszej duszy główne momenty życia Jezusa Chrystusa. Układają się one w całokształt tajemnic radosnych, bolesnych, chwalebnych i światła. Jakbyśmy obcowali z Panem Jezusem poprzez – można by powiedzieć – serce Jego Matki. Równocześnie zaś w te same dziesiątki Różańca serce nasze może wprowadzić wszystkie sprawy, które składają się na życie człowieka, rodziny, narodu, Kościoła, ludzkości. Sprawy osobiste, sprawy naszych bliźnich, zwłaszcza tych, o których się troszczymy. W ten sposób ta prosta modlitwa różańcowa pulsuje niejako życiem ludzkim”. ( 29.10. 1978)
Zważywszy na te papieskie słowa, strzeżmy i ratujmy się przed obserwowanym potopem zła i odpowiedzmy na słowa Maryi: ”W moim Niepokalanym Sercu Jezus przygotował ratunek dla świata”.Odpowiedzmy przynajmniej jedną dziesiątką Różańca Świętego dziennie z intencją: „Z Maryją Królową Polski modlimy się o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu”. Intencję tę można łączyć z innymi już odmawianymi intencjami.
Boże, którego Syn Jednorodzony przez życie, śmierć i zmartwychwstanie swoje przygotował nam nagrodę zbawienia wiecznego, spraw, prosimy, abyśmy rozważając tajemnice w świętym Różańcu Błogosławionej Maryi Panny, naśladowali to, co one zawierają, i otrzymali, co obiecują. Amen.
Teresa Gałczyńska
Źródło: Michael E. Gaitley MIC „33 dni do Chwały Poranka. Rekolekcje przygotowujące do zawierzenia Jezusowi przez Maryję” . Wydawnictwo Księży Marianów PROMIC 2019
Tadeusz Gołuch przy obelisku Jana Pawła II
|
Tadeusz Gołuch, góral urodzony na Żywiecczyźnie, w Ciścu, dzisiaj mieszka w nieopodal miejsca urodzenia – w Węgierskiej Górce. Z domu rodzinnego wyniósł umiłowanie gór i rodzinnej ziemi, a także dobra i piękna. Odkąd pamięta, lubił wędrować po górach, toteż nie dziwi fakt, że został członkiem PTTK, przewodnikiem górskim i jest od 20 lat prezesem koła PTTK w Węgierskiej Górce. Wędrówki po górach obudziły w nim talent artystyczny. W konarach drzew dostrzegał Chrystusa Ukrzyżowanego, dziecko przytulone do matki, czy Chrystusa Frasobliwego. Z czasem zaczął pisać wiersze, rzeźbić świątki. Tadeusz Gołuch, jak sam mówi, jest człowiekiem, dla którego Jan Paweł II stał się autorytetem. To z jego inicjatywy powstał pierwszy Szlak Papieski w Beskidzie Żywieckim.
– Najpierw zrodził się w mojej głowie pomysł, żeby utrwalić ślady tu, w górach, i wyznaczyć drogę krzyżową. Ten pomysł upadł, ale w jego miejsce zrodził się pomysł wytyczenia Szlaku Papieskiego. „Pilnujcie mi tych szlaków, oznaczcie mi te ścieżki” – te słowa zapadły mi głęboko w serce.
Ojciec Święty zwrócił się z tą prośbą do ludzi gór, GOPR-owców, którzy w 1979 roku w Nowym Targu wręczyli mu klucze do kaplicy na Polanie Wisielakówka w Gorcach. Jeszcze raz o to samo poprosił w rozmowie z Marią Ciesielską-Pikul:
– Dobrze by było, żeby Boniecki umieścił w mojej biografii trasy, na których byłem. Żebym tak był wrośnięty w polską ziemię.
– Ojciec Święty poprosił nas o coś, co jest mało kosztowne, ale może bardzo dużo dać ludziom, którzy wędrują jego śladem. Przede wszystkim daje człowiekowi możliwość rozważań, kiedy idzie wpatrzony w pył ziemi albo patrzy wysoko w górę. Na takim szlaku może sobie usiąść, może poczytać piękną poezję czy możne samemu coś pisać. Mnie się tak zdarzyło wiele razy. Idąc drogą, napisałem wiele wierszy. Tak, wiele wierszy powstało właśnie w drodze. Kiedy prowadzę szlakami papieskimi grupy młodzieży, to zawsze jest to wycieczka refleksyjna. Nie jest tylko zadeptywanie szlaków, raczej wędrówka po śladach, po znakach, które zostawił Pan Bóg. Zostawił nam przecież przepiękne jodły, tutaj, pod Lipowską rosną, możemy je podziwiać. Zostawił przecudne hale, na których pachną zioła. Zostawił myszołowa, który tam, na szczycie Lipowskiej czy Rysianki poluje. We wszystkim trzeba dopatrywać się jakiś znaków, a chodzenie po to, żeby tylko zdobyć szczyt czy wspiąć się na szczyt jest takim tylko wrażeniem, powiedziałbym fizycznym. Trochę kropel potu i nic więcej. Krople wytrze się chusteczką, a trud na takiej wyprawie refleksyjnej zostaje jeszcze w myśli. Zostają myśli, które będą zapisane choćby w duszy.
– Szlak Papieski przebiega dokładnie tymi ścieżkami, które na pewno przemierzał Karol Wojtyła, jako młody ksiądz, później, jako biskup, a nawet i kardynał – mówi Tadeusz Gołuch.
Ustalenie trasy dla Tadeusza Gołucha, człowieka gór, który wydeptywał wszystkie tutejsze ścieżki od najmłodszych lat, nie było trudne. Bez trudności odnalazł świadków wędrówek Karola Wojtyły i z zebraniem relacji nie miał też problemów. Rozmawiał z „Ostrzanem” – Stanisławem Wojtyłą z Żabnicy, który bacował na Hali Rysiance akurat wtedy, gdy ks. kardynał Karol Wojtyła rozbił tam swój namiot. Opowiadali i inni pasterze, że w czasach, kiedy tutejsze hale były jeszcze wypasane, widywali w górach sympatycznego turystę, który pierwszy zawsze ich pozdrawiał słowami: – Szczęść Boże! Rozpoznawali w nim z łatwością księdza kardynała Karola Wojtyłę.
Fakt kolejny, który mówi za siebie. Największy z rodu Polaków, onegdaj kardynał, a później Papież przebywał w 1972 roku w skromnym domku państwa Kasperlików położonym przy moście na Żabniczance w Węgierskiej Górce, w towarzystwie ludzi schorowanych i w podeszłym wieku. Chciał w ten sposób okazać im swoją troskę, swoje głębokie zaangażowanie w sprawy dotyczące ludzi chorych, steranych życiem, a nierzadko odtrącanych przez swe rodziny
Tadeusz Gołuch zapoznał się także z kronikami parafialnymi i w oparciu o fakty w nich zawarte odtwarzał ścieżki, po których wędrował najpierw ksiądz Karola Wojtyła, później biskup i kardynał, a potem Papież Jan Paweł II.
– W 1988 roku na Hali Lipowskiej doszło do niecodziennego spotkania – opowiada. – Spotkałem ludzi z Krakowa, którzy zjechali na Lipowską, by wspominać czas sprzed 30 lat, kiedy to w 1958 roku, jako młodzi ludzie przybyli na kilkudniowy wypoczynek w towarzystwie „Wujka”. Kilka osób z grupy w drodze do schroniska zboczyło ze szlaku, dotarli mocno spóźnieni. Wtedy to ks. Karol Wojtyła wpisał do pamiętnika Marylki Kiwerskiej „W górach chodź zawsze tak, aby nie gubić znaków”. Wtedy to po raz pierwszy odczytałem te słowa i od tej pory wszystko, co czyniłem w moim życiu, toczyło się wokół tych słów. Doszedłem do wniosku, że ten dzisiaj słynny już wpis jest dla mnie i dla nas wszystkich drogowskazem. Słowa te budzą głębszą refleksję nad kruchością naszego życia. Nie tylko dla mnie słowa te stały się drogowskazem. 1 maja 2003 roku uczestnicy „Spotkania ludzi gór” na Hali Lipowskiej wystosowali do Ojca Świętego list, w którym zawarli taką oto myśl: „Chodząc po górskich oznakowanych szlakach jesteśmy zabezpieczeni – od zabłądzeń i innych niebezpieczeństw, których tak dużo w górach, ale jak to jest w naturze człowieka niepokornego, podążamy na skróty i wtedy często niestety błądzimy. Znaków, których nam tak dużo wskazujesz i podpowiadasz pragniemy – są one dla nas jedyną nadzieją i pewnością, że w dobrym kierunku zmierzamy, że jesteśmy na perci, gdzie każdy krok jest pewny”. Nie tylko dla mnie, ale i setek, tysięcy innych osób słowa te są drogowskazem w życiu codziennym.
„Znaków nie gub, bo zbłądzisz.
Znaków wypatruj, bo one drogowskazem.
Znaków nie omijaj, bo dalej jest pustka”.
– Celem wytyczonego przeze mnie szlaku jest prowadzenie ludzi w miejsca, które naznaczył swymi stopami największy z synów naszej ziemi Jan Paweł II – mówi dalej Tadeusz Gołuch.
Węgierska Górka. Szlak Papieski rozpoczyna się w centrum wsi, na placu, który otrzymał imię Jana Pawła II. Stanął tu pamiątkowy głaz z papieskim pastorałem i mosiężną tablicą upamiętniającą przyjęcie przez Ojca Świętego honorowego obywatelstwa gminy i slynnym cytatem: „W górach chodź tak, aby nie zgubić znaków”. Na placu zasadzono 27 świerków, symbolizujących lata pontyfikatu Jana Pawła II i dąb z nasienia przez niego poświęconego. Oznaczone też zostały budynki i miejsca na terenie gminy, które Kardynał Karol Wojtyła odwiedził w czasie wizytacji duszpasterskich.
Szlak Papieski zaczynający się przy obelisku w Węgierskiej Górce, prowadzi halami przez Cięcinę – Romankę – Lipowską – Boraczą i z powrotem zakręca pętlę w kierunku Milówki i kościoła w Ciścu. W sumie prawie 40 kilometrów – trasa na spokojne dwudniowe wędrowanie. Całość szlaku górskiego jest tak pomyślana, aby turystom zagwarantować oprócz przeżyć religijnych również głębokie przeżycia estetyczno-krajoznawcze. Droga prowadzi do miejsc, które ks. Karol Wojtyła odwiedził, pozostawił swój ślad, niezatarte wspomnienia. Chętnych do wędrowania szlakami umiłowanego przez Ojca Świętego Beskidu Żywieckiego z roku na rok przybywa.
Na zakończenie rozmowy pytam Tadeusza Gołucha, górala rodem z Ciśca, czy to prawda, że ród Wojtyłów bierze swój początek z Żabnicy.
– Wojtyłowie z Żabnicy bardzo by się cieszyli, gdyby tak było – odpowiada Tadeusz Gołuch, który zna tu wszystkich i wszyscy go znają.
– A nazwy Wojtatówka, Hala Wojtasia, czy od imienia Wojtek, czy też od nazwiska Wojtyła są utworzone?
– Od nazwiska Wojtyła, z całą pewnością – odpowiada Tadeusz Gołuch.
Wędrujących Szlakiem Papieskim, do zatrzymania na dłużej w kościele pw. Św. Maksymiliana Kolbego w Ciścu, zachęca ks. prałat Władysław Nowobilski. Ten, kto się tu zatrzyma wysłucha opowieści o historii tutejszego kościoła. Historii, której nie sposób pominąć milczeniem. Wiąże się ona w szczególny sposób z osobą Ojca Świętego Jana Pawła II oraz wydarzeniami sprzed lat, kiedy okoliczni mieszkańcy nie dali komunie za wygraną i w ciągu doby postawili kościół, który stoi do dzisiaj.
– To były cudowne 24 godziny. To był prawdziwy cud, że kościół stanął w jedną dobę. – mówią ludzie. Wieść, że w ciągu 24 godzin ludzie sami i na przekór władzy wybudowali kościół, rozeszła się po Polsce i po świecie za sprawą Radia Wolna Europa. Cisiec, wioska pod Żywcem była na ustach wszystkich. Dzisiaj tamten miniony czas i tamten pamiętny dzień 5 listopada 1972 roku wspominają mieszkańcy wioski.
ks. Władysław Nowobilski przed kościołem w Ciścu |
Franciszka Piwowar:
– Cisiec, duża wioska nie miała kościoła. Do najbliższego w Milówce trzeba było iść sześć kilometrów, a do Cięciny – osiem. Dla starszych ludzi była to wyprawa i dla rodziców z małymi dziećmi też. Zwłaszcza zimą, gdy śnieg drogi zasypał i mróz trzymał.
Maria Tondytko:
– Pociąg jechał tak, żeby w czas na mszę do Milówki nie dojechać. Wobec jeździliśmy furmankami, a jeden stąd taką niby kolasą, niby dorożką zaprzęgniętą w konie z cienkimi nogami.
Jak jeździli i chodzili, to była ich sprawa. Jedno jest pewne. Na roraty do Milówki mało kto z Ciśca docierał. Nic zatem dziwnego, że wszyscy pragnęli własnego kościoła. Czuli się upokorzeni jego brakiem i kołatali do władz, by w ich wiosce stanął kościół bądź kaplica. Pisali podania, a raczej prośby do urzędów w Żywcu i w Bielsko-Białej, ale odpowiedzi nie było. W sprawie kościoła udała się nawet delegacja do Warszawy. Dzisiaj, po bez mała pół wieku da się ustalić nazwiska tych osób. Byli to: Stanisław Dziedzic, który miał krewnych w stolicy, oraz Stanisław Skowron i Wojciech Tondytko. Wrócili z niczym. Tyle tylko usłyszeli, żeby sobie zapomnieli o kościele. Ale nie zapomnieli.
Górale Beskidu Żywieckiego to ludzie religijni, twardzi, zahartowani i odważni. Tacy ludzie łatwo się nie poddają i potrafią bronić swoich racji. Tym bardziej obstawali przy swoim, bo znaleźli sojusznika, i to w osobie ks. kardynała Karola Wojtyły. Ksiądz kardynał znał i kochał Beskid Żywiecki. Stąd przecież był rodem i chętnie wizytował tutejsze parafie, a latem wędrował po górach. Rozumiał i popierał prawo mieszkańców Ciśca do własnej świątyni. I to właśnie ksiądz kardynał Karol Wojtyła w roku 1971 na prośbę mieszkańców Ciśca złożył pismo do ówczesnego wojewody krakowskiego Wita Drapicha w sprawie budowy kościoła w Ciścu. Ale nawet i to pismo nie doczekało się odpowiedzi.
Ks. Władysław Nowobilski:
– Ksiądz kardynał Wojtyła interesował się sprawą osobiście i wyraził gotowość finansowego wsparcia budowy świątyni, ale postawił warunek. W budowę zaangażuje się jeden z księży pracujących w parafii w Milówce. Wybór padł na mnie. Zgodę wyraziłem.
Tu należy pokrótce przedstawić drogę życiową księdza Władysława Nowobilskiego. Urodził się w Białce Tatrzańskiej, jako najmłodszy syn Piotra i Marii. Trzech synów z tej rodziny zostało kapłanami, jedna z córek – siostrą zakonną. Ksiądz Władysław święcenia
kapłańskie otrzymał z rąk ks. arcybiskupa Karola Wojtyły w rodzinnej miejscowości, w Białce Tatrzańskiej. Po wyświęceniu ksiądz Władysław był wikariuszem w Zawoi, skąd przeniesiony został do Milówki. Tutaj do jego obowiązków należała katechizacja w przysiółkach parafii Milówka, w miejscowościach Szare, Prusów i Cisiec. W Ciścu katechizacja odbywała się w domu Marii i Stanisława Tondytków. Nie tylko katechizacja, ale i narady, co zrobić, aby wreszcie kościół stanął w Ciścu.
- Rozmowy tylko o jednym się tu toczyły, tylko na temat kościoła, żeby postawić było można –wspomina po latach Maria Tondytko. W trakcie narad ustalono, że trzeba znaleźć jakiś stary dom i po kryjomu przebudować na kościół. Tak wtedy zdarzało się w naszym kraju, że na przykład budowano stodołę, która potem nagle stawała się kościołem. W Ciścu wybór padł na starą, nieczynną piekarnię. Jej właściciele Maria i Władysław Śleziakowie chętnie się zgodzili i na potrzeby przyszłej parafii oddali parcelę z piekarnią za darmo. Po szczegółowych oględzinach starej piekarni eksperci orzekli, że budynek trzeba rozebrać, a na jego miejscu wybudować „dom dwurodzinny”. Przy minimalnych korektach z domu mieszkalnego miał powstać kościół. Projekt budowy domu dwurodzinnego na wzmocnionych fundamentach został wykonany, a władze powiatowe zaakceptowały projekt.
W czerwcu 1972 roku ruszyła budowa solidnych fundamentów. Solidne, wzmocnione fundamenty wzbudziły podejrzenie, że być może to nie dom dwurodzinny stanie, ale jakaś inna budowa. Może nawet i kościół? Gdy fundamenty stanęły, wtedy dalszą budowę władze powiatowe wstrzymały i zaplombowały. Czy podejrzewały podstęp? A może ktoś niechcący wygadał się? Tego dzisiaj już nie ustalimy.
– Byłem przegrany. Normalnie, po ludzku przegrany. Znalazłem się w trudnej bardzo sytuacji – opowiada ks. Nowobilski. – Nie wiedziałem, co robić i o radę zapytałem Stefanię Łysoń, która całym sercem była za kościołem w Ciścu. – Budujemy – zadecydowała pani Stefania. – Niech się ksiądz nie załamuje. A za jej przykładem to samo powiedzieli i inni. Ludzie na własną rękę zaczęli gromadzić materiały budowlane.
Maria Tondytko:
Ojciec mojego męża na łożu śmierci syna zobowiązał: tak rób, aby kościół w Ciścu stanął. I mąż wywiązał się z danego przyrzeczenia. Potajemnie woził drzewo do tartaku w Żabnicy. I tam z tego drzewa nocami więźbę dachową razem z innymi wycinał. Władza, jak to władza, nie bardzo wiedziała, co dzieje się w Ciścu. Czy ludzie zaniechali myśli o budowie, czy też planują, ale za czas pewien. Na wszelki wypadek władza próbowała ludzi zastraszyć. Zwoływano zebrania wiejskie i tam padały pogróżki: Cokolwiek wybudujecie i tak rozbierzemy. Daremny wasz trud. Daremne starania. Ks. Nowobilski pojechał do Krakowa, do Kurii. – Budować? – Budować!
I stanęło, że na parceli państwa Śleziaków, na wzmocnionych fundamentach jednak postawią kościół. Ustalono plan działania. Miała to być niedziela, 5 listopada 1972 rok. Czas na wykonanie roboty – 24 godziny.
– Dlaczego tylko 24 godziny, a nie na przykład 36 godzin?
– Była taka mowa między ludźmi, że budynek, który powstanie w ciągu 24 godzin, nie może być zburzony. I tym się kierowaliśmy, niepisanym prawem – tłumaczy ksiądz Władysław Nowobilski.
Termin spotkania – godzina 6 rano, jak tylko rozwidni się. Najpierw Msza święta, a potem budowa.
Małgorzata Bednarz:
– Pamiętam tamten ranek. Mama woła: Pobudka! Idziemy całą rodziną do kościoła. Moje młodsze siostry bliźniaczki łap za torebki. Macie zostawić te torebki, nie będą wam potrzebne. Jak to, przecież idziemy do kościoła, broniły torebek bliźniaczki.
Matki z dziećmi zmierzały główną drogą ku starej piekarni, ale chłopi z piłami, łopatami, toporami przekradali się przez zarośla nad Sołą, opłotkami, tak, aby nikt obcy ich nie widział. Ksiądz Nowobilski przy ołtarzu zbudowanym z pustaków odprawił Mszę świętą. W kazaniu przywołał przykład świętego Maksymiliana Kolbego, który po ludzku sądząc podejmował się spraw niemożliwych, ale potrafił je doprowadzić do szczęśliwego końca. Na nabożeństwie zebrało się około 300 osób. Zaraz po Mszy świętej, murarze stanęli do roboty. Wieść o budowie rozeszła się w lot. Ludzie z sąsiednich wiosek spieszyli z pomocą. W sumie w południe zebrało się już prawie tysiąc osób. Starsze kobiety, śpiewające pieśni nabożne, wraz z dziećmi otaczały plac budowy obronnym kordonem. Mury rosły w oczach. Furmankami zwożono cegłę, pustaki, piasek, wapno ukryte wcześniej po prywatnych posesjach. Kto tylko mógł, przygotowywał zaprawę murarską. Cegły podawano z rąk do rąk. Miejscowi cieśle zajęli się montowaniem więźby przygotowanej wcześniej i ukrytej w jednym z prywatnych ogrodów. Kobiety przygotowywały posiłki i roznosiły jedzenie na stanowiska pracy. Echo z budowy szło aż pod Baranią Górę.
Nawet nie zauważyli, że na budowie pojawili się panowie w garniturach. Robili zdjęcia i próbowali nawiązać rozmowę z pracującymi na budowie. Jedna z kobiet, która pomagała przy rozbiórce piekarni (cegła czyszczona na miejscu szła od razu do rąk murarzy), zwróciła się do przechodzącego obok niej „pana”:
– Panocku, nie chodźże tutaj, bo tu się bardzo kurzy, a wyście som tak ładnie ubrani.
W odpowiedzi usłyszała:
– Nic mi się nie stanie.
Wtedy ona zaproponowała:
– Panocku, no to stańcie do kolejki – i podała mu cegłę, żeby podał dalej.
O zmierzchu wyłączony został prąd.
– Zmusiło to nas, by dalszą budowę kontynuować przy reflektorze jedynego samochodu, jaki był do naszej dyspozycji. Rozpaliliśmy też ogniska i rozwiesiliśmy płonące opony na metalowych prętach. W takich warunkach w ciemną listopadową noc na świeże mury nakładano krokwie – wspomina ks. prałat Władysław Nowobilski. – Ponieważ zaprawa jeszcze nie wyschła, mury zaczęły się przechylać. I trzeba było je podpierać krokwiami, żerdziami.
Ks. prałat przyznaje, że bał się wtedy, czy wszystko się uda.
– Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby świeże mury, obciążone więźbą, runęły. Co by było, gdyby ktoś wtedy zginął? Czuwała Opatrzność.
Uważa tak nie tylko ksiądz Nowobilski, ale i wielu mieszkańców Ciśca. Po dziś dzień twierdzą, że „to cud, że kościół się wtedy nie zawalił”. Nad ranem 6 listopada cała więźba była już nałożona na mury. I tutaj zgodnie z prawdą należy dodać, że zaplanowaną na 24 godziny budowę udało się zrealizować, ale nie do końca. Jeszcze w poniedziałek i wtorek przybijano deski do krokwi, a dach pokryto papą w nocy z wtorku na środę. W surowym wnętrzu świątyni ks. Nowobilski odprawił Mszę św. dziękczynną.
Wieść o nielegalnym wybudowaniu kaplicy w Ciścu rozniosła się szybko. Opowiadano o tym w zakładach pracy w Żywcu, Bielsku-Białej, a nawet w Katowicach. We wtorek wiadomość podała rozgłośnia Radio Wolna Europa. Dowiedział się też kardynał Karol Wojtyła. Informacja o nielegalnej budowie kościoła w Ciścu dotarła do kardynała Wojtyły w Wiedniu, gdy był w drodze do Rzymu. Po powrocie wypowiedział się w tej sprawie: „Nielegalna? A dlaczego nielegalna? Bo władze nie chcą się zgodzić na budowę kościoła? W ten sposób nie respektują potrzeb ludzi, za którymi ujmuje się Kościół.” ( ks. Jacek M. Pędziwiatr, Kościół 24 h, Gość Bielsko-Żywiecki 44/2012).
Jeszcze przez dwa lata parafianie na zmianę w dzień i w nocy czuwali, by murów nie zburzono. Cisowianie nie dowierzali władzy. Wciąż przecież ich straszono, że budowa nielegalna, grozi zawaleniem i dla dobra ogółu konieczna jest rozbiórka. Kościół budowany „na dziko” – jednak przetrwał. I długo by tu jeszcze można opowiadać o tym, co działo się potem. Jak bronili tego, co zbudowali i jak rozpoczęte dzieło doprowadzili do końca. Wzmocnione zostały mury i wykonane wszelkie prace gwarantujące bezpieczeństwo.
18 grudnia 1977 roku, kardynał Wojtyła dokonał konsekracji świątyni. To była jego ostatnia wizyta w Ciścu, przed konklawe. Ostatecznie, 7 sierpnia 1984 roku Urząd Wojewódzki w Bielsku-Białej wydał decyzję, w której zdjęły z cisieckiego kościoła nakaz rozbiórki i od tej pory nie zgłaszano zastrzeżeń, co do legalizacji kościoła i utworzenia parafii w miejscowość Cisiec.
– Nowa Huta wcześniej, Cisiec potem, to symbole walki o prawa obywatelskie, prawa do kultu i do wyznawania swojej wiary – powie po latach ks. kardynał Stanisław Dziwisz. – Chodzi również o to, by nasze dzieci o tym nie zapomniały.
Opr. Barbara Olak
Jezus Chrystus, wypowiadając to ostatnie błogosławieństwo, odnosił je do tych, którzy odpowiadając na wezwanie do naśladowania Go, postępują drogą wierności Bogu, gotową do podobnych wyrzeczeń i cierpień, jakie stały się Jego udziałem. Przykładem niesprawiedliwego cierpienia mogą być m.in. bohaterowie wiary Starego Testamentu:
Takie przykłady mamy w naszej polskiej historii, a także i w tej najnowszej np.: Święty Jan Paweł II Wielki (13 maja 1981 r. na Placu św. Piotra w Rzymie doszło do zamachu na życie Papieża Jana Pawła II, do którego strzelał Turek Mehmet Ali Agca), Bł. Ks. Jerzy Popiełuszko (obrońca praw człowieka w PRL, 19 października 1984 r. porwany i okrutnie zamordowany przez funkcjonariuszy SB), czy też wyklęci przez komunę Żołnierze Niezłomni (żołnierze wyklęci, najwierniejsi obrońcy Rzeczypospolitej, skazani na hańbę, a później na zapomnienie. Mordowani zdradziecko, zakopywani w bezimiennych mogiłach np. Rotmistrz Kawalerii Witold Pilecki czy Danuta Siedzikówna ps. „Inka”, nazywani przez oprawców "zaplutymi karłami reakcji...").
Chociaż we wszystkich opisywanych w tym cyklu błogosławieństwach, uwidaczniał się ich chrystologiczny charakter, to jednak najbardziej przejmujący obraz prześladowania dla sprawiedliwości został ukazany w czterech pieśniach Sługi Pańskiego (w drugiej części Księgi Izajasza), którego tożsamość została rozpoznana w życiu i losie, a nade wszystko w męce i śmierci Jezusa Chrystusa. W homilii wygłoszonej 7 czerwca 1999 r. w Bydgoszczy, Jan Paweł II powiedział: „Odnoszą się one przede wszystkim do Chrystusa samego. On jest ubogi duchem, On jest cichy, On jest pokój czyniący, On jest miłosierny, i On jest także tym, który cierpi dla sprawiedliwości. To błogosławieństwo stawia nam przed oczy w szczególny sposób wydarzenie Wielkiego Piątku. Chrystus skazany na śmierć jako złoczyńca, a potem ukrzyżowany”.
Czyż słowa Jezusa o prześladowaniach nie mają proroczego znaczenia? Kościół, który wiernie wypełnia swoje posłannictwo zawsze będzie znakiem sprzeciwu i prześladowania. „Chrystus nie obiecuje łatwego życia, nie obiecuje łatwego życia tym, którzy Go naśladują. Zapowiada `raczej, że idąc za Ewangelią, będą musieli stać się znakiem sprzeciwu. Jeżeli On sam cierpiał prześladowanie, to stanie się ono udziałem Jego uczniów. (…) Obok męczeństwa publicznego, które dokonuje się na oczach wielu, jakże często ma miejsce męczeństwo ukryte w tajnikach ludzkiego wnętrza: męczeństwo ciała i męczeństwo ducha. Męczeństwo naszego powołania i posłannictwa. Męczeństwo walki ze sobą i przezwyciężania samego siebie” - podkreślił Jan Paweł II.
Niezłomna wytrwałość w niesprawiedliwym prześladowaniu nie jest dziełem wyłącznie ludzkim, lecz owocem łaski Bożej. Dzięki temu cierpienie nabiera zupełnie nowego znaczenia, bowiem niesie cierpiącym nadzieję na królestwo niebieskie. Przybliżone w tym cyklu słowa ośmiu błogosławieństw - które na samym początku nazwałam pomocną „drabiną” w dochodzeniu do nieba - to wezwanie Jezusa do pójścia Jego śladami, czyli naśladowania Go. Bóg pragnie doskonałości, która łączy człowieka z Nim, a nie mnoży skrupuły i sprzyja samozadowoleniu. Największa doskonałość wyrasta z miłości i znajduje wyraz w świadectwie dawanym Bogu: ”Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”: (Mt 5,16).
Jest to, zatem droga pod prąd, sprzeciwiająca się mentalności i trendom współczesnego świata. Ale osiem błogosławieństw ukazuje właśnie to, co niezbędne, by zaprowadzić Boży porządek w naszej doczesnej egzystencji, która staje się wstępem do życia wiecznego w królestwie niebieskim. Teresa Gałczyńska
Źródło:
Ks. prof. Waldemar Chrostowski – „Osiem Błogosławieństw. Medytacje biblijne z Janem Pawłem II i Benedyktem XVI”, Biały Kruk Sp. z o.o. Kraków 2017.
Matka najbardziej popularnego z władców Polski, a jednak mało znana. O Teofili z Daniłłowiczów Sobieskiej historycy piszą, że nie białogłowskiego ale męskiego serca to była niewiasta. I kiedy trzeba było, potrafiła na czele czeladzi bronić się „przed Tatary”. Tak było, gdy w 1623 roku, pod nieobecność mężczyzn, musiała wraz babką Reginą, wdową po hetmanie Żółkiewskim, odeprzeć najazd na Olesko. Warto poznać bliżej tę niepospolitą kobietę.
Przede mną niewielka książeczka. Tytuł „Teofila Sobieska-Matka króla Jana”. Autorka Maria Czeska –Mączyńska. Dzisiaj prawie zupełnie zapomniana. Jej utwory nacechowane światopoglądem katolickim, elementami chrześcijańskimi, problematyką patriotyczną, od dawna nie są wznawiane. Przypomnijmy zatem zapomnianą autorkę i mało znaną bohaterkę.
Teosia, a właściwie Teofila była córką Jana Daniłłowicza i Zofii z Żółkiewskich, wnuczką hetmana Stanisława Żółkiewskiego i Reginy z Herbutów. Obie, matka i babka, wywarły wielki wpływ na Teosię. Kresowianki, kobiety-małżonki, doskonale gospodynie. Pod nieobecność mężów brały na siebie wszystkie obowiązki. W sytuacji zagrożenia stawały na czele służby i dzielnie odpierały wroga.
Autorka kreśli obraz dzielnej, od dzieciństwa zaprawionej do surowego życia panny, od małego patrzącej śmierci w oczy. Małą Teosię poznajemy, gdy bawi się beztrosko ze swoim bratem na dziedzińcu zamku w Olesku. Zabawę przerywa przyjazd babci-hetmanowej Reginy Żółkiewskiej. Przywozi złe wieści i prosi o ratunek. Posiłki trzeba pod Cecorę pchnąć, jako, że jegomość w ostrej potrzebie i Bóg jeden wie, zali żyw jeszcze.
Nie zdążyli żołnierze z odsieczą. W drodze doszła ich wieść o śmierci hetmana pod Cecorą i wzięciu do niewoli syna, Jana Żółkiewskiego, jedynego rodu nadzieję. Wykupiła pani Regina ciało hetmana, a syna i krewnych z niewoli, za sumę jak na owe czasy olbrzymią, bo wynoszącą 200.000 talarów. Nie było dane matce cieszyć się długo odzyskanym synem. Zmarł niezadługo w pełni sił, wskutek gorączki przyrannej, bo mu się z trudów, rany spod Cecory na nowo otworzyły.
Zbolałą wdowę, cierpiącą matkę, hetmanową Żółkiewską wspierał w nieszczęściu i spieszył z pomocą, sąsiad- Jakub Sobieski. Nic dziwnego, że znał całą rodzinę, także i wnuczkę wielkiego hetmana, młodziutką Teosią. Gdy panna dorosła, poprosił o rękę Teofili Daniłłowiczówny.
W Bibliotece w Kórniku zachował się rękopis napisany ręką Teofili Sobieskiej, Pamięć, jakom ja szła za mąż i jako się moje dzieci rodziły. Utrwaliła na zawsze osiem faktów i dat ze swojego życia. 24 maja 1628 roku, równo w rok po ślubie urodził się Marek. 17 sierpnia 1629 roku – Jan. Potem kolejne daty narodzin trzech córek oraz dwóch chłopców, którzy zmarli w dzieciństwie.
Jan urodził się w Olesku. Tego dnia, jak głosi legenda, rozpętała się burza. Raz po raz błyskawice rozpalały niebo, szumiała ulewa.
Olesko, miejsce urodzenia Jana III Sobieskiego |
Z narodzinami przyszłego króla wiąże się jeszcze jedno wydarzenie. Pod zamek w Olesku „podpadli” Tatarzy. Czy napad miał miejsce akurat w dzień narodzin, czy nieco potem, trudno ustalić. Wiadomo tylko, że 9 września 1629 roku Jakub Sobieski donosił w liście do Tomasza Zamoyskiego, że Zofia Daniłlowiczowa (matka Teofili, babka małego Jasia) zorganizowała obronę Oleska. Zięć pełen dumy pisał z podziwem, „ choć białogłowa, ale bohaterskie plemię.”
Mijały lata. Na świat przychodziły dzieci, Jakub Sobieski dochodził do coraz większych dostojeństw w Rzeczypospolitej. Majętnościami rządziła „jedyna Tosieńka”. „Umiała Tosieńka konia dosiąść i robót polowych pilnować, ale równie dobrze potrafiła dzieci chować i kochanemu mężowi okazać przywiązanie.”
Hetmańska wnuczka opowiadała synom o sławnych czynach i bohaterskiej śmierci ich najbliższych krewnych. Prowadziła w głąb podziemi żółkiewskiego kościoła i wiodła do grobów Hetmana, jego syna, wnuka. I od najmłodszych lat wkładała im do głów, że gdyby z potrzeby uszli, za synów by ich nie miała. Z dziedzictwem ziemi pragnęła pani Teofila przekazać synom i dziedzictwo ducha, aby się u tych trzech grobowych kamienie uczyli: jak słodko żyć i umierać dla ojczyzny.
Nadszedł czas, gdy panięta żółkiewskie udały się do szkół, do Krakowa, do nowo założonego Kolegium Nowodworskiego. Tu warto przypomnieć, że młodość przyszłego króla zeszła na nauce. Wyruszyli zaopatrzeni w pisemną instrukcje, jak mają poczynać w Krakowie. Szczególnie pilnie mieli uczyć się języków niemieckiego, francuskiego i tureckiego, który według ich ojca był szczególnie potrzebny szlachcie zamieszkującej południe Rzeczypospolitej. Autorka przytacza jeszcze jedna piękną legendę związaną z małym Jasiem.
Razu pewnego stareńkiemu rektorowi ks. Dąbrowskiemu spadł z głowy biret. Buchnęła cała klasa śmiechem, bo tak śmiesznie wyglądała ta roztrzęsiona, siwa głowa, pozbawiona zwykłego nakrycia. Zatrzymał się ksiądz zmieszany, a Jaś Sobieski groźnie spojrzał na towarzyszy, podskoczył, podniósł biret i podał. A ks. Dąbrowski złożył drżące ręce na pochylonej młodej głowie i rzekł głosem do głębi wzruszonym: -A prawdę powiadam ci Jasiu, jako będziesz kiedyś królem w tej ziemicy.
Teofila Sobieska z synami Markiem i Janem u grobu hetmana Żółkiewskiego w Żółkwi
|
Po ukończeniu szkół w Krakowie, Marek i Jan Sobiescy udali się do Francji i Włoch. Była to podróż edukacyjna. Podczas ich nieobecności zmarł ojciec. Marek i Jan Sobieski wrócili do rodzinnej Żółkwi w 1648 roku. Nie dane im jednak było, zbyt długo cieszyć się rodzinnym szczęściem i pokojem. Ledwo powrócili z zagranicznych wojaży, a już trzeba było wziąć udział w zmaganiach z kozacką rebelią. Obaj bracia ruszyli do walki na czele własnych chorągwi. Los jednak ich rozdzielił. Marek znalazł się w oblężonym Zbarażu, Jan zaś podążał z odsieczą bohaterskim obrońcom.
Jan III Sobieski
|
A potem brali udział bracia w wyprawach winnickiej, kupczyńskiej, białocerkiewskiej. Dochodziły matkę wieści o męstwie synów i rosło dumą i radością serce matki. I nagle grom. Pod Batowem Chmielnicki z Tatarmi zgnietli obóz polski, z dziewięciu tysięcy rycerstwa-dziesięciu ledwo ocalało towarzyszy. Wśród ocalonych nie było Marka Sobieskiego. Po latach Jan Sobieski napisze; „ od pogańskiej położony ręki byli pradziad, dziad i wuj, a później i brat ”Maraś”.
I choć po śmierci syna pani Teofila pełniła dalej obowiązki matki i obywatelki, opiekunki biedoty wszelkiej, serce nie długo potrafiło tak mężnie ból znosić i w roku 1661 zakończyła życie.
Opr. Barbara Olak
Kiedy minął wakacyjny lipiec 2020 r., to członkowie obu powsińskich zespołów ludowych, „Powsinianie” i „Grupa 30+”, z niepokojem myśleliśmy: Co dalej z naszym zatrzymanym od marca kalendarzem działań? Czy nasi przełożeni podejmą pozytywną decyzję, czy wreszcie spotkamy się, przy utrzymaniu wymogów sanitarnych oraz zachowaniu tzw. dystansu społecznego?
Organizacja dożynek to niebagatelne wyzwanie organizacyjne. Ale my, Powsinianie z takim doświadczeniem, zgrani i chętni – na przekór rzeczywistości – spotkaliśmy się z Robertem Woźniakiem, dyrektorem CKW i Grzegorzem Toporowskim naszym kierownikiem artystycznym i „klamka zapadła”!.
Skoro jesteśmy cali i zdrowi, to jakże nie mamy dziękować Panu Bogu za tegoroczne, niespodziewanie obfite plony naszej ziemi. Wzięliśmy się więc do pracy by sprostać oficjalnemu zaproszeniu: „Centrum Kultury Wilanów i Parafia św. Elżbiety w Powsinie zapraszają w dniu 30 sierpnia na wyjątkowe wydarzenie etnograficzne: Powsińskie Dożynki 2020. Ta piękna uroczystość, której inicjatorami są członkowie Pracowni Etnograficznej „Powsinianie” oraz Grupa 30+, rozpocznie się Mszą Świętą o godz. 12.00 na błoniach Sanktuarium Matki Bożej Tęskniącej tuż za Domem Pracy Twórczej w Powsinie przy ul. Ptysiowej 3”.
Pomimo niepewnej pogody nasi stali bywalcy dopisali, ponieważ tylko w Powsinie mogli wziąć udział w tak ważnym, a zarazem unikalnym wydarzeniu, świadczącym o wiernym kultywowaniu tradycji ludowych na obszarze naszej wielkiej, nowoczesnej, stołecznej aglomeracji. Towarzyszyły temu przeżycia religijne w trakcie Mszy Świętej, sprawowanej na ołtarzu polowym - w otoczeniu artystycznie wykonanych wieńców dożynkowych, kwiatów, warzyw i owoców – uświetnionej śpiewem parafialnego chóru „Con Brio”, pod kierunkiem Tadeusza Zwierzchowskiego. To u nas można było zapoznać si ę z zanikającymi wiejskimi obrzędami, śpiewać i bawić w trakcie występów folklorystycznych zespołów Centrum kultury Wilanów w tym także występów Folklorystycznego Zespołu Artystycznego i Orkiestry Dętej, a także zaproszonych gości (np. w tym roku poznaliśmy artystyczny kunszt Folklorystycznego Zespołu Pieśni i Tańca „Polski Łan”). Dla dzieci spektakl pt. „O skrzacie, Kasi i gąsce” zaprezentował teatr Dur-Moll. Ze względów epidemiologicznych nie było stoisk ze swojskim jadłem, czy rzemiosłem artystycznym. Nie zabrakło zaś żołnierskiej grochówki rozdawanej przez harcerzy oraz smakowitego ciasta domowego wypieku naszych zacnych gospodyń.
Nad całością przebiegu tych uroczystości czuwali: ks. Proboszcz Lech Sitek, dyrektorzy CKW wraz z pracownikami, ww. współorganizatorzy, a nade wszystko gospodarze tych dożynek: Małgorzata Penconek i Marcin Małkowski, wspomagani przez Ich poprzedników – Monikę Przygodzką i Romana Kłosa. Według uczestników i organizatorów, to pełne tradycji i folkloru wydarzenie, można ocenić za bardzo udane. Dziękujemy zatem nie tylko za zaangażowanie fizyczne, ale za tą niezwykłą pasję z jaką było realizowane i odbierane. Bóg zapłać!
Nazajutrz – jak tradycja nakazuje - udaliśmy się autokarem w bliżej nieznanym kierunku na pielgrzymkę, łączącą dziękczynienie z rekreacją. Początkowo miała być to Zduńska Wola, miejsce urodzenia św. Maksymiliana Maria Kolbe (zw. męczennikiem miłości, świętym z Auschwitz, założycielem Rycerstwa Niepokalanej, apostołem Maryi, patronem świętych dwudziestego stulecia), a w rezultacie, jak to z niespodziankami naszej dyrekcji bywa, zawitaliśmy do Kazimierza Dolnego nad Wisłą. To piękne miasto artystów, po burzowej nocy, przywitało nas słoneczną pogodą. Wraz z troskliwymi opiekunami: ks. Lechem Sitkiem, Iwoną Maciąg, Robertem Woźniakiem i Grzegorzem Toporowskim, w sympatycznej atmosferze, zaczęliśmy zwiedzać urokliwe jego zakątki i relaksować się w kawiarnianych ogródkach. Nie pominęliśmy zakupu legendarnych kazimierskich kogutów* (wypiekanych codziennie wg stuletniej receptury) oraz wejścia na Wzgórze Trzech Krzyży (trzy krzyże postawiono w 1708 r. jako nawiązanie do Golgoty i upamiętnienie ofiar zarazy morowej).
Po tym, przeprawą promową udaliśmy się do Janowca, żeby zwiedzić położony na wysokiej skarpie lewego brzegu Wisły renesansowy olbrzymi zamek (a właściwie jego ruiny), który w czasach świetności miał 7 wielkich sal i 98 pokoi - wielkością dorównywał Wawelowi. Z jego murów roztacza się rozległy, piękny widok na dolinę Wisły. I właśnie tam nieopodal zamku przy podobnych jak w Kazimierzu, trzech krzyżach, ks. Lech odprawił Mszę dziękczynno-błagalną, podkreślając zbawienną rolę krzyża w naszym życiu.
Po obiedzie w uroczym MANES – Jadło z pejzażem, udaliśmy się w drogę powrotną. Był to dobry czas na kolejne pieśni i modlitwy, podsumowania przebiegu dożynek i planów na przyszłość. Nie brakło przy tym wzajemnych miłych słów podziękowania za to wspólne, odważne działanie, które przyniosło organizatorom i uczestnikom, wiele satysfakcji i radości.
A zatem, ku wdzięcznej pamięci zaśpiewajmy:
…. Ten Powsin, piękny Powsin,
Dziś połączył wszystkich nas
Dziś połączył wszystkich nas
Dożynkami!… (fragment pieśni autorstwa R. Woźniaka i P. Przygodzkiego)
Teresa Gałczyńska
*LEGENDA O KAZIMIERSKIM KOGUCIE
„Dawno, dawno temu, gdy na Wietrznej Górze rósł wielki dębowy las, mieszkańcy Kazimierza Dolnego odprawiali na jego skraju pradawne, pogańskie rytuały i palili ogniska.
Pewnej nocy nad lasem przelatywał diabeł i bardzo mu się spodobały płonące ogniska. Kiedy nastał świt, zobaczył piękno całej okolicy i postanowił osiedlić się w Kazimierzu na dłużej. Zamieszkał w jamie wąwozu, wśród starych, rozłożystych dębów. Diabłu bardzo podobało się w miasteczku. Stale się rozrastało, było więc idealnym miejscem do kuszenia ludzi.
Pewnego dnia czart zobaczył w Kazimierzu koguta. Był piękny, dorodny i wydawał się wielce szczęśliwy. Diabeł postanowił go zjeść. Kogut okazał się tak doskonały w smaku, że od tamtej pory żywił się tylko tymi ptakami. Wszystkie koguty w okolicy znalazły się w wielkim niebezpieczeństwie.
Nadszedł czas, w którym został tylko jeden, jedyny kogut. Był stary, lecz bardzo mądry. Aby ocalić życie, postanowił przechytrzyć diabła i ukrył się wraz z piękną kurą w przygotowanej wcześniej kryjówce.
Diabeł użył całej swojej mocy, aby odnaleźć ptaka. Na nic się jednak zdała jego determinacja. Nieoczekiwanie z pomocą pospieszyli kogutowi zakonnicy. Poświęcili diabelską norę i wszystko wokół. Gdy czart wrócił z poszukiwań, nie mógł znieść zapachu święconej wody i uciekł w popłochu.
Ocalony kogut wyszedł z ukrycia i dumnie spacerował ulicami miasteczka. Na pamiątkę tego wydarzenia w Kazimierzu zaczęto wypiekać koguty z drożdżowego ciasta”
CHRZTY:
19 IX Mikołaj Wiącek
27 IX Zofia Szałkow i Stefan Bartosik
Nowoochrzczone dzieci polecajmy opiece Matki Bożej i św. Józefa.
ŚLUBY:
5 IX Karolina Młynarczyk i Paweł Śmiglarski
12 IX Małgorzata Iwańska – Haresh Awtani
18 IX Marta Wiech – Mikołaj Krzyżański
25 IX Joanna Kobiałka – Michał Białek
Nowożeńcom życzymy wielu łask Bożych i stałej pomocy Maryi Tęskniącej-Powsińskiej.
POGRZEBY:
31 VIII + Lesław Antoni Leszczyński, l. 73 z ul. Przyczółkowej
16 IX + Jerzy Pachnik, l. 67 z Konstancina – Jeziornej
25 IX + Krzysztof Borzęcki, l .50 z Warszawy
28 IX + Teresa Janeczko, l. 70 z Zapłocia
29 IX + Józefa Lechańska, l. 91 z Warszawy
Zmarłych polecajmy Bożemu Miłosierdziu: Dobry Jezu, a nasz Panie, daj im wieczne spoczywanie.
Kronikę opracował ks. Stanisław Podgórski
„Niezwykły i błogosławiony jest czas Pierwszych Komunii Świętych, bowiem Syn Boży przychodzi do czystych, dziecięcych serc, podarowując im szansę na nowe, lepsze życie. Zatem powinny być do tego spotkania należycie przygotowane, aby mogły ją lepiej wykorzystać. Nadarza się również okazja, aby rodzice pogłębili wiedzę o sakramencie pokuty oraz Eucharystii”.
Słowa te dobrze opisują ten czas. Ubiegły rok szkolny, był dość specyficzny, ze względu na epidemię koronawirusa. Tak jak w wielu parafiach, tak również i u nas, I Komunia Święta została przeniesiona z maja na 20 września. Uczniowie przygotowywali się do niej na Mszach Świętych, sprawowanych specjalnie dla nich, od września do stycznia oraz na katechezie najpierw w szkole, a później on - line. Sam miesiąc wrzesień był dla tej grupy dość pracowity: uzupełnienie zaległego materiału, próby...
Mimo krótkiego czasu uczniowie klas czwartych swoją uroczystość przeżywali pięknej, słonecznej niedzieli w wielkim pokoju i radości: pierwsza grupa - 19 osób o godz. 10.30, druga - 21 osób o godz. 12.00. Wszyscy brali czynny udział w swojej przeżywanej pierwszy raz w sposób pełny Eucharystii: czytali, śpiewali, nieśli dary...
MODLITWA
odczytana przez dziewczynkę komunijną przed przyjęciem Jezusa:
Szedłeś Panie kiedyś przez pole.
Dotykałeś kłosów.
Łuskałeś z nich ziarna.
To Ty, Jezu, cud uczyniłeś, rozmnożyłeś chleb,
aby starczyło go dla wszystkich.
To dla mnie stałeś się
Bogiem cichym jak chleb,
Bogiem potrzebnym jak chleb.
Jezu, dziś, za chwilę przyjdziesz
do mojego małego serca.
Wierzę mocno, że w tej maleńkiej Hostii,
którą poda mi kapłan,
Jesteś Żywy i Prawdziwy.
Przyjdź, Panie Jezu, bo bardzo Cię kocham.
Zamieszkaj w mym sercu, bądź ze mną na zawsze.
Niech Dobry Pan Bóg ma te dzieci w swojej opiece. Niech będą Przyjaciółmi Jezusa do końca swoich dni...
Siostra Jolanta Czarnata
Rok 2020 to szczególnie wymagający czas dla Kościoła Katolickiego. Nowe okoliczności, wyzwania, i potrzeby dostrzegamy także we wspólnocie WPR Mamre. Nasza obecność w Sanktuarium w Powsinie to już blisko 10 lat, przez te lata uczestniczyliśmy wspólnie z parafianami i gośćmi w prawie 100 spotkaniach ewangelizacyjno-modlitewnych. Doświadczaliśmy mocy Bożej, byliśmy świadkami wielu uzdrowień, uwolnień, a także wielu przemian w ludzkich sercach, które działy się za wstawiennictwem Tęskniącej Pani, Matki Bożej Powsińskiej.
Jako Wspólnota jesteśmy bardzo wdzięczni księdzu proboszczowi Lechowi Sitkowi za serdeczne i wyrozumiałe przyjęcie, księżom rezydentom, a szczególnie ks. Prałatowi Janowi Świstakowi oraz trzem kolejnym księżom wikariuszom za wielogodzinne posługiwanie Sakramentem pokuty i pojednania. Siostrom felicjankom za pomoc w przygotowaniu świątyni i szat liturgicznych. Szczególne piękno miejsca i świątyni, które towarzyszyło nam podczas spotkań oraz serdeczne przyjęcie będziemy pamiętać zawsze.
Nowe okoliczności i potrzeby skłaniają nas do podjęcia posługi ewangelizacyjnej w nowym miejscu, jakim jest Parafia Świętej Barbary przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie, będziemy tam posługiwać podczas spotkań ewangelizacyjno-modlitewnych organizowanych w podobnej konwencji, jak to miało miejsce w Powsinie. Już dziś serdecznie wszystkich zapraszamy i obiecujemy na bieżąco informować o planowanych przez nas spotkaniach.
Zapraszamy na pierwsze-pożegnalne spotkanie, które odbędzie się w II piątek miesiąca 9 października w parafii św. Barbary.
Składamy wszystkim serdeczne podziękowania i do zobaczenia.
Ks. Jarosław Bonarski
Wikariusz w Powsinie w latach 2009-2003
INTENCJA MODLITW PAPIESKA W RÓŻAŃCU: ewangelizacyjna: |
NABOŻEŃSTWA RÓŻAŃCOWE |
4 X 27. NIEDZIELA ZWYKŁA.
5 X PONIEDZIAŁEK, WSPOMNIENIE ŚW. FAUSTYNY KOWALSKIEJ, DZIEWICY
7 X ŚRODA, WSPOMNIENIE OBOWIĄZKOWE MATKI BOŻEJ RÓŻAŃCOWEJ.
10 X SOBOTA, WSPOMNIENIE BŁ. MARII ANGELI TRUSZKOWSKIEJ, DZIEWICY
11 X 28. NIEDZIELA ZWYKŁA
13 X WTOREK, WSPOMNIENIE BŁ. HONORATA KOŹMIŃSKIEGO
14 X ŚRODA, WSPOMNIENIE ŚW. MAŁGORZATY MARII ALACOQUE, DZIEWICY
15 X CZWARTEK, WSPOMNIENIE ŚW. TERESY Z AVILA, DZIEWICY I DOKTORA KOŚCIOŁA
16 X PIĄTEK, WSPOMNIENIE ŚW. JADWIGI ŚLĄSKIEJ
17 X SOBOTA, WSPOMNIENIE ŚW. IGNACEGO ANTIOCHEŃSKIEGO, BISKUPA I MĘCZENNIKA
18 X 29. NIEDZIELA ZWYKŁA. DZIEŃ MISYJNY.
19 X PONIEDZIAŁEK, WSPOMNIENIE BŁ. JERZEGO POPIEŁUSZKI, MĘCZENNIKA
22 X CZWARTEK. WSPOMNIENIE ŚW. JANA PAWŁA II, PAPIEŻA
24 X SOBOTA
25 X 30. NIEDZIELA ZWYKŁA
28 X ŚRODA, ŚWIĘTO ŚW. APOSTOŁÓW SZYMONA I JUDY TADEUSZA
31 X SOBOTA
1 XI UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH.
Kalendarium bieżące przygotował ks. Stanisław Podgórski.
W redakcji Kalendarium zostały wykorzystane częściowo materiały i schematy przygotowane przez ks. Jana Świstaka.
W naszym Sanktuarium codziennie o godzinie 17.30, na pół godziny przed wieczorną Mszą św. odmawiany jest różaniec. Zapraszamy do uczestnictwa. „Modlitwa różańcowa jest wielką pomocą dla człowieka naszego czasu. Sprowadza ona pokój i skupienie, wprowadza nasze życie w Tajemnice Boże i sprowadza Boga do naszego życia” 3 października 1983 r. Jan Paweł II |
Msze Św. w naszej świątyni:
- w dni powszednie: 7.00 i 18.00
- w niedziele: 7.00, 9.00, 10.30 dla dzieci, 12.00 i 18.00
Spowiedź: na pół godziny przed Mszą Świętą i podczas Mszy
Kancelaria czynna: od poniedziałku do piątku w godz. 8.00-9.00 i 16.00-17.00
Telefon: (0-22) 648 38 46
nr konta bankowego Parafii: 89 1240 2135 1111 0000 3870 8501
Parafialny Zespół Caritas: magazyn czynny w drugą i czwartą sobotę miesiąca 10.00-11.00 w Domu Parafialnym, ul. Przyczółkowa 56,
nr konta bankowego: 93 1240 2135 1111 0010 0924 9010
e-mail: [email protected]
e-mail Wiadomości Powsińskich: [email protected]
http: parafia-powsin.pl
Bóg zapłać za ofiary na pokrycie kosztów druku gazetki!
"Redakcja WP działa pod opieką ks. Lecha Sitka. Sprawy dotyczące parafii Powsin opracowuje Stanisław Podgórski. Redaktor Naczelny: Agata Krupińska. Redaktor honorowy i twórca formatu Wiadomości Powsińskich: ks. Jan Świstak. Redakcja: Maria Zadrużna, Teresa Gałczyńska, Aleksandra Kupisz-Dynowska, Krzysztof Kanabus, Robert Krupiński."
Nakład: 200 egz.