Listopad 2023 ISSN 1731-5069 nr 11 (267)
Pismo rzymskokatolickiej parafii p.w. św. Elżbiety w Warszawie-Powsinie
Uroczystość Wszystkich Świętych na początku w historii kościoła była obchodzona od IV wieku. W kościele wschodnim oddawano głównie cześć męczennikom, na zachodzie Europy a szczególnie w Galii czczono męczenników i wszystkich świętych. Kościół zachodni przejął tradycję galijską i ustalił uroczystość Wszystkich Świętych na 1 listopada.
W liturgii oddajemy cześć Bogu, który objawia swoją łaskę we Wszystkich Świętych. Są to ludzie, którzy otworzyli się w swoim życiu na działanie Ducha Świętego. Miłość do Boga i ludzi stała się świadectwem świętości i posługi Chrystusowi. Święty Paweł określa świętych jako ludzi, którzy poznali Boga w Chrystusie i są jakby jego ziemskimi przedstawicielami. Człowiek sam w sobie jest grzesznikiem, to Duch Święty przez Łaskę kształtuje w wierzącym Chrystusa. Apostoł w liście do Efezjan określa świętych jako wybranych ludzi przed założeniem świata, aby byli świętymi nieskalanymi przed obliczem Boga. Święty to dziecko Boże, część Bożej świątyni, nowe stworzenie. Cechą podstawową świętości jest wiara, która jest poręką dóbr, których się spodziewamy i rzeczywistości, której nie widzimy. List do Hebrajczyków mówi, że bez wiary nie możemy się Bogu podobać. Apostoł Paweł twierdzi, że prawdziwa świętość zawiera miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i opanowanie. Najważniejsza jest miłość, która większa jest w oczach Boga od mądrości, proroctwa czy odwagi. To z miłości wypływają wszystkie dary Boże, bo „Bóg jest miłością”. Gdy czytamy życiorysy świętych zdumiewa nas ich postępowanie i wydaje nam się, że to przekracza nasze możliwości. Pamiętajmy jednak, że każdy chrześcijanin na mocy chrztu jest wezwany do naśladowania Chrystusa. Można być świętym w młodym wieku, jak Św. Stanisław Kostka, Franciszek i Hiacynta z Fatimy. Kościół ostatnio beatyfikował całą polską rodzinę Ulmów, którzy z miłości do bliźniego oddali życie w czasie II Wojny Światowej, rozstrzelani przez Niemców za ukrywanie Żydów. Człowiek, który wierzy w Boga niesie codzienny krzyż, służy z miłości Bogu i bliźniemu, jest na drodze do świętości. Nie bójmy się iść drogą świętych, Chrystus wszystkich ludzi wzywa na drogę Krzyża, miłości, korzystajmy z modlitwy, sakramentów świętych. Bóg nas nie opuści, w Jego królestwie czeka nas dom wieczny, nie marnujmy życia ziemskiego na grzech.
Wpatrując się w Matkę Bożą i wszystkich świętych idźmy odważnie do świętości, bo tylko ona jest pięknym życiem.
ks. Proboszcz Lech Sitek
To była zwykła, a zarazem jak się później okazało, niezwykła rodzina chłopska, żyjąca na podkarpaciu w małej miejscowości Markowa. Żyli spokojnie, prowadząc małe gospodarstwo wiejskie.
Józef Ulma ukończył w Pilźnie szkołę rolniczą o specjalności ogrodnictwo i sadownictwo, więc na tamte czasy był człowiekiem wykształconym. Założył szkółkę owocową, hodował pszczoły i jedwabniki, propagował uprawę warzyw, uczył dzieci szczepić drzewka i zakładać sady. Zainteresował się fotografią – zachowało się wiele zdjęć jego autorstwa dokumentujących ówczesne życie rodziny. Nieustannie się dokształcał, posiadał sporą bibliotekę.
Jego żona Wiktora była młodsza od niego o 12 lat. Zajmowała się dziećmi i domem prowadziła mały przydomowy ogródek. Mieli sześcioro dzieci i siódme w drodze, kiedy wydarzyła się tragedia.
Pierwsza pierworodna córka to Stasia - urodziła się w 1936 r. Józef na pamiątkę narodzin córki posadził w pobliżu domu piękną gruszę o dużych, soczystych owocach. W 1937 r. gdy Stasia stawiała już pierwsze kroki, rodzina powiększyła się – urodziła się druga córka dwojga imion Barbara Jadwiga. W grudniu 1938 r. niedługo przez Bożym Narodzeniem na świecie pojawił się pierwszy syn Ulmów - Władysław. Dzieci były jeszcze maleńkie, gdy rozpoczęła się II wojna światowa i Józef poszedł na wojnę. A Wiktora z dziećmi przeprowadziła się do rodziny.
Pod koniec 1939 r. Józef Ulma powrócił do domu – był ciężko chory i wymagał rekonwalescencji. Gdy Józef wyzdrowiał, rodzina Ulmów mogła znowu zamieszkać w swoim własnym domu. Niebawem Wiktoria znów była przy nadziei. Na wiosnę 1940 r. urodził się im drugi syn Franciszek. Rodzina żyła biednie, z tego co urodziła ziemia, ale dawali sobie radę. Dzieci powoli dorastały. Kolejne, piąte już dziecko przyszło na świat w czerwcu 1941 r. – był to trzeci syn Antoni. Rok później we wrześniu 1942 r. rodzina Ulmów powiększyła się o najmłodszą córkę Marysię. Siódme miało się urodzić na wiosnę 1944 r. Wychowanie dzieci nie było łatwe – w gospodarstwie nie było studni, wodę noszono w wiadrach od sąsiada około 300 metrów pod górę. Józef, aby zarobić na życie powiększającej się rodziny podczas wojny zajął się garbowaniem skór, które skupował od gospodarzy i w ukryciu wyprawiał, a potem sprzedawał jako materiał na obuwie aby uzyskać pieniądze. Jako pierwszy w Markowej zbudował wiatrak do produkcji energii elektrycznej – dzięki temu mógł oświetlić dom i słuchać radia, które sam złożył.
W Markowej pojawili się Niemcy – życie się zmieniło, trzeba było być bardzo ostrożnym, nikt nie znał dnia ani godziny. Niemcy zabierali mieszkańcom zarówno, to czego potrzebowali, jak i to co im się podobało, czy to były domy, kosztowności, żywność, czy zwierzęta. Były rewizje i egzekucje – można było stracić nie tylko mienie, ale również życie. Wszyscy się bali, zdarzały się donosy, żyło się ciężko, strach towarzyszył każdej chwili życia. Niemcy rozpoczęli systematyczne prześladowania Żydów celem ich wyniszczenia. Pomoc była zakazana, a Ci którzy chcieli im pomóc musieli się liczyć z utratą życia nie tylko swojego, ale również całej rodziny. Niemcy w takich przypadkach stosowali odpowiedzialność zbiorową wobec Polaków, a ponadto palili domy, aby nawet ślad nie został po tych, którzy ważyli się złamać niemieckie rozporządzenia. Często przed egzekucją okupanci kazali jeszcze ofiarom kopać dla siebie doły śmierci.
Pod koniec 1942 r. zgłosili się do domu Ulmów znajomi Żydzi z prośbą o pomoc. Ulmowie mimo niemieckich gróźb przygarnęli i zaczęli ukrywać ośmioro Żydów. Saula Goldmana i jego czterech synów oraz dwie bliskie sąsiadki Gołda Grunfeld i Lea Didner z córeczką Reszlą. Ukrywali ich na poddaszu swojego domu. Ulmowie mimo strachu i obaw starali się żyć normalnie i zachować w tajemnicy ukrywanie Żydów. Bez żywej wiary, modlitwy i zaufania Bogu trudno było by to znieść. Modlitwa przynosiła ulgę. Niestety taką liczbę ludzi trzeba było wyżywić, we wsi zwrócono uwagę na zwiększony zakup chleba. Sytuacja stawała się coraz trudniejsza. Co prawda Ulmowie nie byli jedyną rodziną w Markowej, która pomagała i ukrywała Żydów, ale ludzie różnie reagowali na zagrożenie.
Dwa miesiące przed porodem siódmego dziecka Wiktorii Ulma wydarzyła się tragedia. Nocą z 23 na 24 marca 1944 r. niemieccy żandarmi wraz z kilkoma granatowymi policjantami wyruszyli z Łańcuta do Markowej pod dowództwem porucznika Eilerta Diekena. O świcie otoczyli gospodarstwo Ulmów. Cała akcja była skutkiem donosu, który złożył Włodzimierz Leś – granatowy policjant z Łańcuta.
Niemcy ostrzelali poddasze domu Ulmów zabijając braci Goldmanów oraz Gołdę. Pozostali Żydzi zostali rozstrzelani przed domem na oczach dzieci. Następnie żandarmi rozstrzelali wyciągniętych z domu Ulmów – Józefa i Wiktorię. Śmieć rodziców również widziały rozpaczające dzieci. Dzieci krzyczały, a Niemcy zastanawiali się co z nimi zrobić. Ostatecznie komendant Dieken, bez okazania litości zdecydował, że dzieci też trzeba zamordować aby „gmina nie miała z nimi kłopotu”. Tak też zrobili – najstarsze z zamordowanych dzieci miało osiem lat zaś najmłodsze narodzone – półtora roku. Świadkowie (furmani którzy przywieźli żołnierzy) byli przerażeni usłyszeli jak jeden żandarmów wykrzykiwał nad ciałami zamordowanych ”Patrzcie jak giną polskie świnie, które pomagają żydom…”. W wyniku tej egzekucji zginęło łącznie 17 osób. Zebrano kilku mieszkańców Markowej aby w jednej zbiorowej mogile zakopali wszystkie ofiary. Jeden z mieszkańców wybłagał u Niemców aby osobno pochować chrześcijan a osobno wyznawców judaizmu. Po egzekucji żandarmi wymusili jeszcze od sołtysa wódkę. Zabrali cały dobytek Ulmów i wywieźli do Łańcuta.
Krewni Ulmów postanowili dokonać prawdziwego, godnego pochówku Ulmów i ich dzieci. Zbili 4 drewniane skrzynie, w które włożyli odkopane potajemnie ciała wrzucone w dół i ułożyli je tak aby wszyscy się zmieścili. Z każdym z rodziców umieścili po jednym młodszym dziecku a w pozostałych dwóch skrzyniach po dwójce starszych dzieci. Jeden ze świadków zeznał, że podczas ekshumacji zobaczył wystającą z ciała Wiktorii główkę oraz piersi dziecka. Prawdopodobnie dziecko zaczęło się rodzić podczas tej strasznej zbrodni lub był to początek porodu trumiennego po zakopaniu ciała. Podczas procesu beatyfikacyjnego całej rodziny Ulmów, to nie narodzone do końca dziecko zostało włączone w poczet ofiar zbrodni i razem z rodzicami i rodzeństwem wyniesione do chwały ołtarzy.
Jedynym żandarmem, który stanął przed sądem za tę zbrodnię był Josef Kokott. W 1958 r., w Rzeszowie został skazany na karę śmierci, którą najpierw zamieniono na dożywocie a potem zmniejszono do 25 lat pozbawienia wolności. Ostatecznie zmarł w więzieniu w 1980 r.
Natomiast granatowy policjant Włodzimierz Leś, który był donosicielem został osądzony i ukarany przez Polskie Państwo Podziemne. W dniu 11 września 1944 roku został na nim wykonany wyrok śmierci.
Eilert Dieken, Niemiec, który wydał rozkaz zamordowania rodziny Ulmów nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie wręcz odwrotnie robił karierę w niemieckiej policji. Zmarł w 1960 r. jako szanowany obywatel. Jego rodzina do niedawna była przekonana, że w trakcie swojej służby w Łańcucie wyświadczył ludziom wiele dobra. Jak widać specyficzne było to „dobro”. Zarówno jego, jak i pozostałych uczestników mordu, nigdy nie pociągnięto do odpowiedzialności.
Po latach, w 1995 r. rodzina Ulmów staraniem jednego z członków rodziny Wiktorii otrzymała medal Sprawiedliwi wśród Narodów Świata. Na stronie internetowej instytutu Yad Vashem napisano. ” Zbrodnia na Ulmach – gdy cała rodzina została zamordowana razem z ukrywanymi Żydami – stała się symbolem polskiej ofiary i męczeństwa podczas niemieckiej okupacji”. Następnie postawiono Ulmom pomnik, a później rozpoczął się proces beatyfikacyjny rodziny. W 2016 r. otwarto w Markowej Muzeum Polaków Ratujących Żydów im. Rodziny Ulmów, wokół którego zlokalizowano Sad Pamięci. W 218 r. Sejm przyjął na wniosek Prezydenta Andrzeja Dudy ustawę stanowiącą, że dzień śmierci Ulmów – 24 marca będzie obchodzony co roku jako Narodowy Dzień Pamięci o Polakach Ratujących Żydów.
Proces beatyfikacyjny całej rodziny Ulmów rozpoczął się w 1994 r w Pelplinie w ramach procesu męczenników okresu II wojny światowej. Jednak następnie z procesu pelplińskiego wyłączono sprawę Sług Bożych Józefa i Wiktorii Ulmów i ich siedmiorga dzieci. Stolica Apostolska zaakceptowała otwarcie nowego procesu rodziny Ulmów a w 2022 r. Ojciec św. Franciszek wyraził zgodę na ich beatyfikację. Decyzją Papieża Franciszka 10 września 2023 r., w Markowej, Kościół Katolicki ogłosił światu nowych błogosławionych Józefa i Wiktorię Ulmów oraz ich dzieci: Stasia, Basię, Władzia, Frania, Antosia, Marysię oraz to dzieciątko jeszcze nienarodzone.
Rodzina Ulmów to prawdziwi samarytanie czasów wojny. Żyli Ewangelią i swoim życiem świadczyli o Chrystusie, bo oddali życie za bliźniego. Zginęli z rąk niemieckiego okupanta tylko za to, że przyjęli pod swój dach kilkoro znajomych Żydów.
„Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.” (J.15.13)
Agata Krupińska
Źródło.
W polskiej tradycji, miesiąc listopad to czas zadumy i pamięci o naszych bliskich, którzy już odeszli do domu Ojca. W pierwsze dni listopada jak co roku, miliony Polaków podejmą wędrówkę na groby swoich bliskich, pokonując niejednokrotnie kilkusetkilometrowe, a niekiedy i większe odległości. Część z nas odbędzie podróż do swoich miejsc rodzinnych tam, gdzie pochowani są nasi przyjaciele i rodzina, niestety tylko duchowo. Kościół obchodzi uroczystość Wszystkich Świętych 1 listopada, data ta jest zakorzeniona w wielowiekowej tradycji. Papież Bonifacy IV wyświęcając 13 maja 610 roku pogańską świątynię Panteon na kościół Najświętszej Marii Panny i Wszystkich Męczenników, zapoczątkował święto, które potem obchodzono corocznie z udziałem wiernych z Rzymu i licznych pielgrzymów. Podobne uroczystości wspominające wszystkich świętych, obchodzone były od 800 roku w Irlandii, Bawarii i niektórych parafiach Galii, ale w dniu 1 listopada. Dzień Wszystkich Świętych został ustanowiony świętem całego kościoła za pontyfikatu papieża Grzegorza IV (+ 844) a datę jego przyjęto nie z tradycji rzymskiej (maj) lecz z irlandzkiej i galijskiej. Uroczystości Wszystkich Świętych ukazują nam chwałę zbawionych i równocześnie uzmysławiają nam, że i dla nas zbawienie jest celem.
Następnego dnia, po tej radosnej uroczystości, następuje Dzień Zaduszny, w którym to Kościół jak i wszyscy wierni pamiętają o tych, którzy zakończyli żywot doczesny, ale nie dostąpili jeszcze chwały zbawienia i oczekują naszej modlitwy w czyśćcu. Dzień Zaduszny został wprowadzony do naszego kalendarza przez świętego Odylona (+ 1048), opata klasztoru w Cluny, rozprzestrzeniając się na cały Kościół Powszechny. W Polsce najstarsze wzmianki o tym dniu pochodzą z XII wieku, który do naszych czasów dotrwał w prawie niezmienionej formie. Tak w największym skrócie wygląda historia tych tak ważnych dla naszej wiary i tradycji narodowej dni. W naszych czasach Dzień Zaduszny przyćmił dzień Wszystkich Świętych, w którym to dniu modlitwy zanoszone są do Boga za dusze zmarłych, zamiast śpiewu uwielbienia i myśli o chwale wiecznej człowieka. Zaciera się różnica między tymi tak różnymi dniami, pierwszym radosnym, drugim pełnym zadumy i modlitwy, dlatego ich pełne zrozumienie pozwala na ich właściwe przeżycie. W dniu Wszystkich Świętych nie możemy ograniczyć się tylko do pójścia na cmentarz, ponieważ dla ludzi wierzących ten dzień ma o wiele większy sens i znaczenie. To dzień, w którym w sposób szczególny wyznajemy naszą wiarę w życie wieczne człowieka i przeżywamy coś z tej tajemnicy, o której liturgia mówi tak krótko a zarazem tak dobitnie „Dla wiernych Twoich Panie, życie zmienia się, ale nie kończy”. Zanoszone przez nas na cmentarz kwiaty, to dowód łączącej nas ze zmarłymi miłości, przywiązania, pamięci i wdzięczności za wszystko co po sobie pozostawili. Znicze zapalane na mogiłach, to symbol naszej modlitwy o dopuszczenie zmarłych do wiecznej światłości. Kwiaty i znicze to również symbol naszej wiary w to, że spotkamy się w Domu Ojca z naszymi zmarłymi bliskimi w radości i światłości wiecznej.
Czas jaki spędzamy przy grobach zmarłych, powinien być czasem modlitwy w ich intencji, ponieważ jako wierzący wiemy, że życie nie skończyło się, lecz uległo przemianie. Ten, który odszedł z tej ziemi do Boga, może liczyć tylko na Jego Miłosierdzie. Natomiast my, którzy jeszcze nie zakończyliśmy wędrówki po ziemi, możemy poprzez naszą modlitwę wstawiać się do Boga, za tymi, co są już po tamtej stronie. Taka jest wiara Kościoła od wieków i do niej odwołujemy się w Dzień Zaduszny, dzień, w którym Kościół i wierni tak bardzo modlą się za dusze zmarłych. W Hiszpanii pod koniec XV wieku pojawił się zwyczaj odprawiania w Dzień Zaduszny, przez każdego kapłana, trzech Mszy świętych za zmarłych, a papież Benedykt XV w roku 1915 zaszczepił ten zwyczaj w całym kościele. O Boże Miłosierdzie wołają także procesje organizowane w ten dzień w trosce o dusze zmarłych. Do dnia dzisiejszego żywy jest również zwyczaj, który powstał w trosce o zbawienie dusz zmarłych, odmawiania w naszych kościołach modlitw wypominkowych. W Dzień Zaduszny można uzyskać odpust zupełny i ofiarować go za dusze w czyśćcu cierpiące. Cmentarz, miejsce święte we wszystkich kulturach, tak dla wierzących jak również dla tych, którzy nie wierzą w życie wieczne. To miejsce modlitwy i zadumy, ale również naszej kultury i historii. Dla nas mieszkańców Wilanowa, takimi miejscami świętymi i zarazem najbliższymi są cmentarz wilanowski oraz cmentarze w Powsinie, gdzie spoczywają całe pokolenia naszych rodzin. Zadbajmy, szczególnie w te dni, o odpowiedni ich wygląd, nie zapominając o mogiłach, na które nikt nie przychodzi.
Krzysztof Kanabus
Moja córka poznaje właśnie regiony Polski oraz strojach ludowych, oczywiście nie dowiaduje się z podręczników o Urzeczu. Zupełnie mnie to nie dziwi, nauka w szkole podstawowej nie obejmuje mikroregionów, a w program nauczania nie zdążyły się jeszcze wpisać i zapewne nie wpiszą przez lata informacje o zapomnianym do niedawna obszarze Powiśla. Warto jednak wiedzieć, że również w tych stronach noszono strój regionalny, który wraca powoli do łask, choć przez lata kojarzony był wyłącznie z dobrami wilanowskimi,
Obecnie noszą go członkowie takich zespołów jak Łurzycanki czy Powsinianie, choć coraz częściej sięgają po niego i inne osoby, choćby niestrudzony promotor regionalnego miodu z “Tęczowej Pasieki”. Ubiór sięga istniejących tu z dawna tradycji. O tym, że noszono go w dobrach wilanowskich wiadomo nie od dziś, stąd też wzięto jego nazwę. A pokolenia etnografów powtarzają za Oskarem Kolbergiem, iż właśnie tam był popularny, od Czerniakowa po Powsin. Posługując się ikonografiami z epoki niektórzy wskazują, że noszono się tak w Piasecznie oraz Nadarzynie, co raczej do końca nie odpowiada prawdzie. Jakiś czas temu okazało się, że przypisano go pod koniec XIX wieku nawet do okolic Grójca. W tym wypadku wynika to raczej z faktu, że na terenie ówczesnego powiatu grójeckiego leżały nadwiślańskie okolice od Kawęczyna aż po Pilicę, a strój ten zestawiono z wizerunkiem zamku w Czersku.
Nie będę na ten temat teoretyzował, warto zajrzeć do książki „Nadwiślańskie Urzecze” Łukasza Maurycego Stanaszka, gdzie tematowi temu poświęcono cały rozdział. Ja jedynie skupię się na czym innym – wbrew temu co powtarzają znawcy stroju ludowego, a co powoli zaczyna się zmieniać, strój wilanowski noszony był także w położonej bardziej na południe części okolic nadwiślańskich. Właśnie na terenie obecnej gminy Konstancin-Jeziorna. Na okładce wspomnianej książki zobaczyć możemy bogatą rodzinę ze wsi Kopyty nieopodal Gassów stojących przed swym domem właśnie w owych strojach. W stroju tym także został uwieczniony bogaty gospodarz ze Słomczyna w roku 1902. Wygląda identycznie jak mieszkańcy podwarszawskich wsi przedstawieni na znanym zdjęciu Karola Beyera (1818 – 1877), który w latach sześćdziesiątych XIX stulecia fotografował Warszawę, a pod kościołem wizytek uwiecznił wieśniaków w odświętnych strojach. Bo strój nie był oczywiście noszony na co dzień, lecz wkładany z okazji ważniejszych wydarzeń. Po pierwszym wydaniu książki, gdzie autor wzmiankował, iż strój wilanowski mógł być charakterystyczny dla Urzecza, wielu rozmówców starszego pokolenia na widok zdjęć, przypominało sobie taki strój z dzieciństwa. Jeszcze w latach trzydziestych widywali gospodarzy na mszach w kościele w Słomczynie ubranych w niebieskie sukmany z czerwonymi kołnierzami. W strojach takich udawano się także na uroczystości kościelne w Karczewie. Strój zanikł w połowie XX wieku.
Jak się zresztą okazało najciemniej pod latarnią. Poniżej zamieszczam zdjęcie z serii, z której jedno udało się rzutem na taśmę zamieścić w książce, znane już z profilu bloga na facebooku. Dziewczyna ze wsi Gassy, wówczas osiemnastoletnia, ubrana w strój wilanowski. Założyła go z okazji Zielonych Świątek w czerwcu roku 1944, tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego, nim wieś spłonęła w sierpniu pod ogniem radzieckich bomb. Wraz z nim poszła z dymem piękna suknia, którą ma na sobie. Suknia ślubna jej babci, w której w kościele w Słomczynie brała ślub na początku XX wieku. Strój odświętny i uroczysty, jaki wówczas noszono na terenie dawnych dóbr oborskich, od Kępy Oborskiej aż po Cieciszew… Dziewczyna na zdjęciu żyje po dziś dzień i wciąż mieszka na Urzeczu, jest moją babcią. To kolejne zdjęcie świadczące o powszechności występowania stroju w nadwiślańskich wsiach obecnej gminy Konstancin-Jeziorna.
Etnografowie zgodni są co do jednego, ludność nosząca takie stroje była znacznie zamożniejsza w stosunku do swoich sąsiadów, na co wpływ miała bliskość Warszawy, gdzie sprzedawano płody rolne. Co z kolei miało wpływ na wykształcenie się mikroregionu zwanego Urzeczem. Być może podpatrzono go w dobrach wilanowskich i przyjęto jako odświętny strój we wsiach nadwiślańskich.
Nazwy wilanowski wpisanej na trwałe w polską etnografię już nie zmienimy, choć śmiało możemy nazwać strój pochodzącym z nadwiślańskiego Urzecza. Może z czasem zastąpi pojawiające się wciąż w regionie stroje łowickie, kojarzone z ludowością. Unikalny haft wilanowski jest coraz bardziej znany, został wpisany umiejętnie w logo Zielonych Świątek, jakie obchodzić będziemy w tym roku na Urzeczu. Warto więc wiedzieć, że strój ten nie jest żadnym wymysłem, lecz ma sięgające daleko w przeszłość tradycje.
Paweł Komosa
Artykuł przedrukowany za zgodą autora ze strony https.//okolicekonstancina.pl/2015/02/27/o-stroju-wilanowskim/
Opustoszał już maleńki pokoik ks. Jerzego. Odeszli ostatni goście. Za kilka godzin znowu przekroczą bramy swoich fabryk.
Od dawna już szykowałem się do tej rozmowy z ich księdzem. „Kapelanem robotników” – tak go w tym mieście nazywają. Niewielkiego wzrostu, wręcz wątłego wyglądu, o chłopięcej niemal twarzy, po której trudno się domyśleć trawiącej go od lat choroby – robi raczej wrażenie świeżo „upieczonego” kleryka, a nie człowieka, który w ostatnich latach większość swego czasu spędził wśród ludzi ciężkiej fizycznej pracy.
- Obserwując cię wśród robotników można odnieść wrażenie, że sam spośród nich wyszedłeś?
Właściwie to w ogóle nie znałem tego środowiska. Oczywiście jako ksiądz, w swojej pracy duszpasterskiej spotykałem się ze wszystkimi grupami zawodowymi. Ale tak naprawdę to „osiadłem” wśród robotników od sierpnia 1980 roku. A zaczęło się od tego, że przed ostatnią niedzielą sierpnia delegacja robotników z największego w mieście zakładu zgłosiła się do mojego biskupa z prośbą, aby skierował jakiegoś księdza do odprawienia Mszy św. na terenie fabryki. Wybór padł na mnie. Tego dnia i tej mszy św. nie zapomnę do końca życia. Szedłem z ogromną tremą. Już sama sytuacja była zupełnie nowa. Co zastanę? Jak mnie przyjmą? Czy będzie gdzie odprawiać? Kto będzie czytał teksty, śpiewał? Takie, dziś może naiwnie brzmiące pytania nurtowały mnie w drodze do fabryki. I wtedy, przy bramie przeżyłem pierwsze wielkie zdumienie. Gęsty szpaler ludzi – uśmiechniętych i spłakanych jednocześnie, I oklaski. Myślałem, że Ktoś Ważny idzie za mną. Ale to były oklaski na powitanie pierwszego w historii tego zakładu księdza przekraczającego jego bramę. Tak sobie wtedy pomyślałem – oklaski dla Kościoła, który przez trzydzieści parę lat wytrwale pukał do fabrycznych bram.
Niepotrzebne były moje obawy – wszystko było przygotowane. ołtarz na środku placu fabrycznego i krzyż, który potem został wkopany przy wejściu, przetrwał ciężkie dni i stoi do dzisiaj otoczony ciągle świeżymi kwiatami, i nawet prowizoryczny konfesjonał. Znaleźli się też lektorzy. Trzeba było słyszeć te męskie głosy, które niejednokrotnie przemawiały niewyszukanymi słówkami, a teraz z namaszczeniem czytały święte teksty. A potem z tysięcy ust wyrwało się jak grzmot. „Bogu niech będą dzięki”. Okazało się, że potrafią też i śpiewać, o wiele lepiej niż w świątyniach. Przedtem była jeszcze spowiedź. Siedziałem na krześle, plecami niemal opierając się o jakieś żelastwa, a te twarde chłopy w usmarowanych kombinezonach klękali na asfalcie zrudziałym od smarów i rdzy.
- Przyznasz jednak, że to i podobne wydarzenia były czymś odświętnym, niecodziennym. A przecież była i codzienność. Właśnie o tę codzienność mi chodzi.
Dla kogoś patrzącego z zewnątrz mogło to wyglądać na odświętność. Ale tak naprawdę to było bardzo zwyczajne. Stawało się codziennością. Powiem dokładniej – stawało się niezbędne. Przecież to w końcu jest coś normalnego, że człowiek „odkrywa”, widzi Boga także poza świątynią – tam, gdzie mieszka, gdzie pracuje, gdzie wypoczywa. O taką świadomość wierzących Kościół zawsze zabiegał. Tyle lat uczyliśmy. módl się w pracy i pracą, niech Chrystus będzie przy twoim warsztacie pracy. A to, o co prosił Papież. „Otwórzcie drzwi Chrystusowi”! Wszystkie drzwi – państw, systemów – ale i urzędów i fabryk. I to się stało. Przecież to oni – robotnicy – prosili nas o Msze św. w swoich miejscach pracy. Z początku wiązało się to może z poczuciem jakiegoś zagrożenia, szukaniem oparcia w trudnych chwilach strajków. Ale z biegiem czasu nabrało innego wymiaru. żeby Chrystus, Kościół współtworzył z nimi codzienność pracy, wysiłku, służby dla innych. I to doskonałe wyczucie, kiedy Chrystus, modlitwy są szczególnie potrzebne. Pamiętam ich reakcje na wiadomość o zamachu na Ojca Świętego. To była ich inicjatywa, żeby w zakładzie odbyła się Msza św. w intencji Papieża. Nad ołtarzem zawiesili płótno z napisem. „Ojcze Święty, modlimy się za Ciebie”. Chcieli w tym dniu dać z siebie wszystko na co ich było stać. To było tym wszystkim. Wielu z nich właśnie w tym dniu po raz pierwszy od lat przystąpiło tam do spowiedzi…
- Ale czy przenosili wartości chrześcijańskie do codziennej pracy i postępowania?
Może zabrzmi to stereotypowo, ale tym, co mnie najbardziej uderzyło, to było niemal z dnia na dzień odkrywanie i wzrastanie w poczuciu ludzkiej godności – swojej i innych. Nie, że są ważni. Nie, że są przodującą klasą, ale że każdy człowiek jest godny szacunku. Tego domagali się nie tylko dla siebie. Jakże to ich zmieniło. A druga sprawa – jakieś poważniejsze traktowanie swojego życia. Mówili nieraz – chodziłem do kościoła, ale nie zawsze rozumiałem, że to zobowiązuje. Zaczęli, po latach, przystępować do sakramentów. I to tacy, których dotychczasowe zapatrywania były zupełnie odmienne od religijnych. Nie, wcale nie dla przypodobania się załodze. Nikt od nich tego nie wymagał. Dochodzili do tego powoli, niektórzy dopiero w stanie wojennym, w czasie internowania, po procesach. Kiedy zobaczyli, że Kościół jest z nimi szczególnie wtedy, gdy zostali sami. Gdy zobaczyli, że Kościół w imię wiary pomaga im, niewierzącym, tak samo jak „swoim”. I wreszcie jeszcze jedno, co dawało się zauważyć. inne traktowanie własności społecznej – dbałość o zakład, o sprzęt, o właściwą pracę.
Pewnie, że nie wszyscy. Takie zmiany nie dokonują się od razu.
- Co dla siebie wyniosłeś z tej pracy?
Zobaczyłem, jak Ewangelia zmienia człowieka. Kiedy zwykle jako księża spotykamy się z ludźmi stale wierzącymi, najczęściej w świątyniach, może mniej to dostrzegamy. A tam byłem – i jestem – świadkiem „przebudzenia” tych ludzi. Nigdy przedtem nie ochrzciłem tylu dorosłych ludzi. Czy wiesz, co to za wspaniałe uczucie, kiedy chrzci się 30 letniego człowieka,
który nigdy przedtem nie słyszał o Bogu. Nie ma teraz tygodnia bez takiego chrztu.
Tak, czasami czuję zmęczenie. Brakuje mi czasu dla wszystkich. Najmniej go mam dla siebie. Ale nie czuję znużenia. Już nie potrafię zamknąć swojego kapłaństwa w kościele, chociaż tylu różnych „doradców” podpowiada mi, że prawdziwy polski ksiądz nie powinien wychodzić poza kościelne ogrodzenie. Będę wśród swoich robotników, dopóki tylko będę mógł…
Wyszukał i przygotował Krzysztof Kanabus
Oddajmy głos prof. Romualdowi Turkowskiemu. Po latach badań i zbierania materiałów o dziejach PSL na wygnaniu, zdecydowałem się na przedstawienie jego dramatycznych, mało znanych dziejów.Starałem się przybliżyć czytelnikowi postacie polityków i ich walkę o lepsze Jutro Polski. Byli to niezłomni bohaterowie skazani przez cały okres istnienia PRL-na zapomnienie.
Prof. Romuald Turkowski dwutomową monografię dziejów ruchu ludowego na Wychodźstwie dedykował - Pamięci ludowców wygnanych z kraju przez komunistów.
Prezesów Stanisława Mikołajczyka i Franciszka Wilka oraz moich przyjaciół z Londynu.
- Jana Szynalskiego i Władysława Szkody
- bohaterów spod Monte Cassino,
- działaczy Polskiego Stronnictwa Ludowego w Wielkiej Brytanii.
***
Po II wojnie światowej pozostało na Zachodzie około 600 tysięcy Polaków, Znaleźli się wśród nich zdemobilizowani żołnierze Polskich Sil Zbrojnych, wyzwoleni więźniowie z obozów hitlerowskich, zesłańcy z łagrów sowieckich, przymusowi robotnicy wywiezieni do Niemiec, jak również emigranci polityczni, którym udało się wyrwać z rak oprawców komunistycznych i ujść za granicę. Polska emigracja powojenna zwana jest pojałtańską albo „drugą wielką emigracją”. Sformułowanie „druga wielka emigracja” zdaniem historyków jest jak najbardziej zasadne. Po raz drugi bowiem w ciągu 150 lat, poza ojczyzną znalazła się tak duża, ponad półmilionowa i świadoma patriotycznie grupa Polaków.
Największym skupiskiem Polaków stała się Anglia. W chwili zakończenia II wojny światowej na Wyspach Brytyjskich przebywało 95 000 Polaków, z czego 54 234 było żołnierzami, 21 744 cywilami (dane Home Office), a około 20 000 służyło w lotnictwie, marynarce wojennej i służbach pomocniczych. Do tej liczby w latach 1945-1947 dołączyło około 200 tysięcy żołnierzy PSZ (żołnierze II Korpusu gen. W. Andersa, I Dywizji Pancernej gen. S. Maczka, I Dywizji Spadochronowej gen. S. Sosabowskiego etc.). Wielu z nich zaryzykowało powrót do Polski. Poza repatriacją do Ojczyzny część polskich emigrantów wybrała dalszą podróż do USA, Kanady, Australii czy też państw Ameryki Południowej (głównie Argentyny).
Zdecydowana większość odmówiła powrotu do kraju, do powojennej Polski, gdzie wszechwładną władzę sprawowało NKWD i Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Odmówili powrotu do Polski znajdującej się pod sowiecką dominacją, w której panował terror i bezprawie.
Wśród kilkuset tysięcy uchodźców, którzy osiedlili się w Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, Holandii, Szwajcarii i na Bliskim Wschodzie znajdowali się również działacze i zwolennicy PSL-u. Odczuwali ogromną potrzebę bycia we wspólnocie i działania. PSL - rozbite przez komunistów w kraju, przetrwało na emigracji. Ze swoim przywódcą Stanisławem Mikołajczykiem, wiernymi członkami, ze sztandarami, własną niezależną prasą, wydawnictwami. I nadzieją, że nadejdzie dzień, kiedy Polska będzie Niepodległa, Wolna, Chrześcijańska i Demokratyczna.
Ludowcy przetrwali, wierni do końca idei, którą pozostawił Wincenty Witos. „Prawo i wolność są największym skarbem narodu, Polska powinna się oprzeć na całym społeczeństwie, wobec prawa wszyscy powinni być równi, a potęgi państwa i jego przyszłości nie zabezpieczy żaden, choćby największy geniusz- uczynić to może tylko cały, wolny, świadomy swych praw i obowiązków naród.”
Z piekła łagrów do Londynu
Pierwsze struktury organizacyjne Stronnictwa Ludowego, a potem PSL na emigracji powstawały tuż po zakończeniu działań wojennych. Ośrodkiem koordynującym tę działalność był Londyn a człowiekiem, który podjął się tego zadania był Franciszek Wilk.
Franciszek Wilk- niezłomny ludowiec, społecznik, wielki patriota współtwórca ideowy i polityczny powojennego uchodźstwa polskiego. Urodził się w Wysokiej Łańcuckiej, w wielodzietnej rodzinie. Jego ojciec zmarł, kiedy Franciszek był małym chłopcem. Mimo, że byli biedni, matka posłała go do gimnazjum. Z tych czasów (wspomina wuja swojego ojca Krystyna Lenkowska) - pochodzi opowieść o tym, jak – mimo że wszyscy w tej szkole byli biedni- Franciszek zorganizował uczniowską zbiórkę pieniędzy dla będącego w jeszcze gorszej sytuacji kolegi. Z ruchem ludowym Franciszek Wilk związał się zaraz po szkole, miał 19 lat. Aktywną działalność podjął w czasie studiów na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie.
Fragment życiorysu. „Podczas okupacji sowieckiej we Lwowie organizował ruch oporu i NKWD zaaresztowało go w 1940 r. Był już żonaty z Adelą, z którą wziął konspiracyjny ślub w październiku 1939 r. Żona wysyłała mu regularnie do więzienia paczki, a on ich zawartość dzielił na maleńkie części, by ratować współwięźniów. W warunkach więziennych wykazał się „ofiarnością pozbawioną nie tylko egoizmu, ale i niemal – instynktu samozachowawczego.
Po blisko roku został skazany przez Kolegium Specjalne przy NKWD na obóz pracy.
Trafił do łagru w republice Komi. Katorga. wyręb lasu, budowa dróg, kopanie rowów. 12 godzin dziennie. Nadludzki wysiłek, marne jedzenie, praca w zimie w temperaturach do -50 stopni C – ludzie masowo tam umierali. Z piekła łagrów uciekł sam, bez butów pokonał 2,5 tys. kilometrów przez śniegi. Cudem odnalazł ukochaną żonę i razem wyjechali do Iranu.
W 1943 r. wyruszyli do Londynu.”
Tam, Franciszek Wilk z polecenia Stanisława Mikołajczyka zajął się od razu tworzeniem struktur emigracyjnego PSL w Wielkiej Brytanii. Od 1944 r. do końca życia w 1990 roku był też redaktorem pisma „Jutro Polski”, organu PSL-u. W 1955 roku został wiceprezesem emigracyjnego PSL. Prezesem został w 1968 roku, po śmierci Mikołajczyka. Wyrazem wielkiego uznania było powierzenie mu funkcji przewodniczącego Rady Narodowej RP- emigracyjnego parlamentu. Franciszek Wilk nie wrócił do wolnej Polski.
Jutro Polski
W Wikipedii na temat organu PSL na emigracji widnieją dwa zdania tylko. Dużo więcej miejsca poświęca periodykowi ludowców prof. Turkowski. Pierwszy numer „Jutra Polski” ukazał się 24 grudnia 1944 roku. Redaktorem naczelnym pisma był Stanisław Młodożeniec, jeden z najwybitniejszych polskich poetów, żołnierz samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, pracownik tajnej radiostacji polskiej „Świt”, współpracownik Radia Wolna Europa. Ostatni numer pod kierownictwem Młodożeńca wydany został w kwietniu 1954 roku. Na stanowisku redaktora naczelnego zastąpił go związany z pismem od samego początku Franciszek Wilk, który pełnił tę funkcję przez 36 lat, aż do śmierci w 1990 roku. Pismo przestało się ukazywać trzy lata później.
„Jutro Polski” – okno na świat PSL-u na emigracji. Stałą troską zespołu redakcyjnego było dostarczanie informacji o działalności, linii politycznej, dorobku i osiągnieciach Stronnictwa, dostarczanie gruntownych, udokumentowanych informacji o stanowisku PSL wobec aktualnych zagadnień życia polskiego i międzynarodowego. Dla młodych zaś i niewyrobionych politycznie i organizacyjne członków i działaczy Stronnictwa było przewodnikiem, informatorem, przyjacielem i wychowawcą.
„Jutro Polski” przez cały czas ukazywania było czytane z niesłabnącą uwagą. Było też jedynym łącznikiem dla wielu sympatyków i członków PSL rozsianych po całym świecie. W kraju natomiast odbierano organ PSL jako zdecydowanie antykomunistyczny. Niektóre artykuły irytowały decydentów. Z tych też powodów nasilano inwigilację środowisk ludowców w Londynie i nasyłano agentów.
„Beatrycze” na tropach PSL
Jednym z nich był Adam Bitoński posługujący się pseudonimem „Beatrycze”. Najdłużej i najskuteczniej rozpracowywał PSL na emigracji. Były żołnierz polskich Sił Zbrojnych do współpracy z wywiadem Polski Ludowej pozyskany został już w 1948 roku. Szybko zdobył zaufanie kierownictwa Stronnictwa, nikt nie interesował się nim bliżej „ nie dokonano rozpoznania nowo przyjętego członka.” Wyrządził wiele krzywdy, szkodził S. Mikołajczykowi, prof. S. Kotowi, Fr. Wilkowi innym. Wciąż szkolił swój agenturalny warsztat i w sprawozdaniach dla zwierzchników podkreślał, iż pragnie, aby jego działania były jeszcze bardziej szkodliwe dla PSL na emigracji. Dobrze wyszkolony i wciąż podwyższający swoje kwalifikacje mając zaufanie kierownictwa PSL denuncjował także środowiska naukowe i ludowe z Polski.
Po kilkunastu latach działalności zdemaskowany przez francuskie służby, został aresztowany i wydalony do Polski.
Ocaleni od zapomnienia
Prof. Romuald Turkowski przypomina nazwiska, losy ludzi, którym przyszło żyć z dala od rodzinnych domów, najbliższych krewnych i przyjaciół. Oto niektóre z nich, warte zapamiętania i utrwalenia na kartach polskiej historii. Stanisław Mikołajczyk, Stefan Korboński z żoną Zofią, Kazimierz Bagiński i jego żona Paulina, Stanisław Wójcik, Stanisław Bańczyk, Tadeusz Paul, Bronisław Zaleski, Władysław Zaremba, Tadeusz Chciuk-Celt z żoną i dzieckiem- wszystkim udało się nielegalnie wyjechać i osiedlić na Zachodzie Europy lub w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Uniknęli więzienia a może i śmierci. Dołączyli do wielkiej rzeszy powojennej emigracji.
„Myśmy z tego kraju wyszli-zawsze byliśmy w niego wpatrzeni i zasłuchani -zawsze jego pragnienie i szczęście na pierwszym stawialiśmy miejscu.”
Nie tracili jednak wiary w lepszą przyszłość. Do ostatnich dni swego życia służyli Ojczyźnie. Emigracynje PSL wczuwało się w sytuację w kraju, w dążenia i pragnienia rodaków, w ich krzywdę, ból i przedstawiało opinii wolnego świata. PSL na emigracji pilnie śledził wszystko, co działo się w kraju. Mimo oddalenia przywódcy PSL poprzez Radio „Wolna Europa” i inne zachodnie rozgłośnie usiłowali dotrzeć do rodaków w kraju, szczególnie do mieszkańców wsi. Nawoływali do trwania na gospodarstwach, ostrzegali przed złudną propagandą. Ujawniali przestępstwa popełnione wobec polskiej wsi przez komunistów. W rzeczowych ekonomicznych analizach ujawniali skalę wyzysku, jaka dotykała polską wieś. Propagowali wizję wsi przedstawioną na warszawskim Kongresie PSL w styczniu 1946 roku. I do końca swoich dni walczyli o Polskę Niepodległą i Wolną, Chrześcijańską i Demokratyczną.
***
Nie sposób w krótkiej recenzji zawrzeć treść dwutomowego monumentalnego dzieła. Dzieło o PSL na emigracji trzeba po prostu przeczytać.
Opr. Barbara Olak
W dniu 30 września 2023 r. w Zamościu, odbyła się inauguracja konkursu przeznaczonego dla Kół Gospodyń Wiejskich (KGW). Organizatorem konkursu jest Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi przy wsparciu Uniwersytetu Medycznego w Lublinie oraz Instytutu Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich w Poznaniu. Uroczyste otwarcie tego wydarzenia odbyło się z udziałem wiceminister Anny Gembickiej, inicjatorki tego projektu.
Następnie wspólnie z Zespołem śpiewaczym „Głuskowianki” zaśpiewano Hymn Kół Gospodyń Wiejskich - „Musimy siać” (sł. Wincenty Pol (1807-1872) i Danuta Rosner (1926-2020), muz. Zbigniew Preisner (ur. 1955) oraz „Rotę” (sł. Maria Konopnicka (1842- 910), muz. Feliks Nowowiejski (1877-1946). Po tym przybliżono ok. 120 uczestnikom cele i zasady uczestnictwa w konkursie, wręczono regulamin, listy ziół do uprawy oraz wykaz publikacji nt. ziół i zielarstwa.
Celem konkursu jest promowanie wiedzy z zakresu nowoczesnego zielarstwa i ziołolecznictwa na obszarach wiejskich oraz kultywowanie regionalnych tradycji związanych z uprawą i wykorzystaniem ziół do celów prozdrowotnych i leczniczych.
W konkursie mogą wziąć udział koła gospodyń wiejskich oraz stowarzyszenia skupiające osoby z terenów wiejskich, których statutowym celem działania jest m.in.:
Uczestnicy Konkursu muszą posiadać osobowość prawną i własny rachunek bankowyzarejestrowany na ten podmiot. Konkurs jest realizowany w dwóch etapach:
– I etap (wojewódzki) – przygotowanie prac konkursowych zawierających opis działań związanych z promowaniem zielarstwa, metod uprawy, przetwórstwa wraz z opisem przydomowego ogródka (ze zdjęciami). Przygotowane prace konkursowe należy przesyłać do 20 lipca 2024 r.
– II etap – w tym etapie weźmie udział 16 laureatów (po 1 z każdego województwa). Uczestnicy tego etapu zostaną zaproszeni do udziału w wydarzeniu ogólnopolskim (Finale), podczas którego zaprezentują zioła i surowce zielarskie zebrane w zgłoszonym do konkursu ogródku. Komisja Konkursowa oceni również treść i sposób prezentacji, a także wiedzę, którą koła gospodyń wiejskich i stowarzyszenia zdobyły podczas przygotowań i realizacji zadania.
Termin i miejsce organizacji Finału konkursu zostanie ogłoszone do 31 sierpnia 2024 r. Laureaci I etapu konkursu otrzymają nagrody w wysokości: od 1.000 do 3.000 zł zaś laureaci II etapu: od 10 000 do 20 000 zł (odpowiednio do zdobytego miejsca). Wypełniony formularz zgłoszeniowy należy przesłać na adres: [email protected]
Ostateczny termin przesyłania formularzy upływa 31 stycznia 2024 r.
KGW i stowarzyszenia chętne do organizacji na swoim terenie podobnej inauguracji konkursu „ZIOŁA DLA ZDROWIA”, mogą nawiązać kontakt z MRiRW, ul. Wspólna 30, 00-930 Warszawa, tel. (22) 623 15 13, e-mail: [email protected]/.
W trakcie prelekcji prof. dr hab. Renaty Nowak oraz prof. dr hab. Moniki Wujec z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, dowiedzieliśmy się o Prozdrowotnych i leczniczych właściwościach ziół oraz Jak zakładać ogródki ziołowe. Dr Rafał Spachacz z Instytutu Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich, wygłosił referat pn. Zioła dla zdrowia Polaków, zwracając uwagę, że co trzecia recepta wypisywana pacjentom Zachodniej Europy to lek produkowany na bazie ziół, a u nas…?
Gościem honorowym tego wydarzenia był Ks. Kazimierz Kurek (SDB), który podkreślił niezwykłą rolę jaką spełniają w lokalnych społecznościach KGW, realizując swoje zadania statutowe. Jako lekarz wyraził pragnienie i niezwłoczną potrzebę, żeby na nasze uczelnie medyczne powróciło ziołolecznictwo, jako wspomagające oraz o wiele łagodniejsze w skutkach ubocznych, niż wyłącznie stosowane i promowane lecznictwo konwencjonalne.
Zachęcam wszystkie Mamy i Babcie, żeby w naszych przydomowych ogródkach, na balkonach czy w doniczkach na kuchennych parapetach rosły zioła, które m.in. oczyszczają, uspakajają, wspomagają trawienie, łagodzą stany zapalne i uśmierzają bóle, odkażają, konserwują czy dodają estetycznego wyglądu, smaku i zapachu naszym codziennym posiłkom. Poniesiony trud zaowocuje bezcennym darem jakim jest zdrowie. Niezwykle trafnie uświadamia nam to Jan Kochanowski we fraszce „Na zdrowie”. Każdy z nas powinien mieć na uwadze fakt, że „gdy zaczyna brakować zdrowia, to na nic się zdadzą uroda, kosztowności, władza, a i świat staje się niemiły”.
Niestety zdrowia nie można sobie kupić ani zrekompensować żadnym, nawet największym, dobrem materialnym.
Opracowano na podstawie osobistego udziału w wydarzeniu i otrzymanych materiałów konferencyjnych.
Teresa Gałczyńska
„Raport Pileckiego”, to film o jednym z najodważniejszych Polaków w historii naszej ojczyzny - o rotmistrzu Witoldzie Pileckim. Nie jest to jego autobiografia raczej opowieść prezentująca istotne momenty z życia Rotmistrza, od czasów jego młodości, przez wojnę z bolszewikami, okupację niemiecką, pobyt w Auschwitz i ucieczkę z obozu, tortury i egzekucję z rąk komunistów.
Film pokazuje rotmistrza Pileckiego takim jakim był za czasów młodości, udającego się w konkury do swojej przyszłej żony - pełnego marzeń, ale również realnie patrzącego na świat człowieka. Inny jego obraz to kochający mąż i ojciec a w czasie wojny nieustraszony żołnierz i świetny dowódca. Podczas okupacji członek Państwa Podziemnego realizujący najbardziej karkołomne zadania – bo jak inaczej nazwać świadome przedostanie się do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, utworzenie tam ruchu oporu AK, potem zorganizowanie ucieczki z tegoż obozu i na rozkaz dowództwa ponowny powrót do tego strasznego miejsca śmierci milionów Polaków. To on przygotował raporty, w których informował o zbrodniach niemieckich na Żydach, o tym co dzieje się w obozach koncentracyjnych. Uczestniczył w Powstaniu Warszawskim, walczył w Korpusie Polskim gen. Andersa we Włoszech. Po zakończeniu wojny wrócił do Polski, gdzie został aresztowany, przesłuchiwany i skazany na śmierć. Wyrok wykonano w więzieniu na Rakowieckiej - Prezydent Bolesław Bierut nie zgodził się na ułaskawienie. Rotmistrz przed śmiercią powiedział „Ja już żyć nie mogę, mnie wykończono, Oświęcim to była igraszka” – w filmie dość realistycznie przedstawiono brutalność ubeckich przesłuchań.
W roli Witolda Pileckiego wystąpił Przemysław Wyszyński, który w sposób bardzo umiejętny stworzył tę postać. Naprawdę uwierzyłam w jego kreację, zobaczyłam żywego prawdziwego człowiek, który w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji potrafił podjąć odpowiednią decyzję i zachowywał wewnętrzną równowagę i spokój.
Mam wrażenie, że życiorys rotmistrza Pileckiego to materiał na nie jeden film – szkoda, że tak długo musieliśmy na ten film czekać.
Agata Krupińska
…obchodziliśmy w niedzielę 8 października 2023 roku w plenerze Domu Pracy Twórczej przy ul. Ptysiowej 3. Bogaty program imprezy - organizowanej przez Centrum Kultury Wilanów - zapewnił atrakcje oraz niespodzianki zarówno dzieciom jak i dorosłym. Ponadto, a może przede wszystkim, piękna słoneczna pogoda sprzyjała licznie przybyłym rodzinom i aktywnemu uczestnictwu w oferowanym:
Jak zwykle, na błoniach Domu Pracy Twórczej w Powsinie nie zabrakło straganów z rękodziełem artystycznym oraz z regionalnymi produktami spożywczymi w tym głównie ze zdrowymi i smacznymi przetworami dyniowymi.
Dużym zainteresowaniem cieszyły się także stoiska z pysznymi domowymi ciastami, pieczonymi przez powsińskie gospodynie, członkinie zespołów „Powsinianie” i Grupy 30+ . Ciasta te „rozeszły się niemalże w oka mgnieniu” co znaczy, że w przyszłym roku przygotujemy więcej porcji dla licznych smakoszy powsińskich specjałów. Ponadto, nasi goście mogli się uraczyć domowymi pierogami, gorącą zupą, kawą i czekoladą.
Należy też podkreślić, że to nasze powsińskie wydarzenie jest okazją do włączania się w obchody Międzynarodowego Dnia Bez Elektrośmieci, który obchodzony jest 13 października. Wyrazem tego była zbiórka odpadów elektronicznych, polegająca na wymianie elektrośmieci na dynie, które z pokaźnej przyczepy zniknęły bardzo szybko.
Na kolejne takie spotkanie zapraszamy serdecznie za rok!
Tematyczna ciekawostka:
W Ogrodzie Botanicznym Polskiej Akademii Nauk (PAN) w Powsinie 14 października 2023 r. rozstrzygnięto ogólnopolski konkurs na największą dynię. Tegoroczną zwyciężczynią została dynia „Dorotka” ważąca 907 kg. Wyhodował ją pan Mateusz Dąbrowski z Podkarpacia, który otrzymał nagrodę w wysokości 4000 zł. Gratulujemy zwycięzcy i zachęcamy naszych czytelników do udziału w tej ciekawej konkurencji!
Teresa Gałczyńska
CHRZTY
10 IX Alina ŚWIETLIK
10 IX Maksymilian Jan WYSZYŃSKI
10 IX Maria Zofia KORNETA
24 IX Ignacy Antoni DASZKIEWICZ
01 X Konrad Jan ŁYŚ
14 X Michalina WROŃSKA
29 X Michał WYPCHŁO i Gabriela WYPCHŁO
Nowo ochrzczone dzieci, ich rodziców i chrzestnych, polecamy opiece Matki Bożej Tęskniącej.
ŚLUBY
2 IX Damian Sebastian CIOTH i Anna Maria MICHALAK
23 IX Maciej Stanisław MRÓWKA i Gabriela WALCZAK
07 X Hubert GOŁĄBEK i Dominika Jolanta ŚLIWA
28 X Krzysztof DĘBEK i Iwona Katarzyna KUCHARSKA
Małżonków polecamy opiece Matki Bożej Tęskniącej.
POGRZEBY
28 VIII Jacek ZARĘBA
30 VIII Zofia KARAŚ
31 VIII Stefania Teresa ZAPAŚNIK
01 IX Grzegorz MILCZAREK
06 IX Jadwiga BIELECKA
08 IX Kazimierz SĘK
13 IX Edward MATYJASIAK
28 IX Wojciech Maksymilian PŁOTKA
06 X Kazimierz MIKOŁAJCZYK
12 X Stanisława ODOLIŃSKA
13 X Zuzanna MICHALSKA
17 X Barbara BUDZYŃSKA – CHRZANOWSKA
26 X Maria Lidia CZUBA
27 X Tadeusz LEŚNIEWSKI
30 X Janina Teodora MAŁYSZEK
Dobry Jezu, a nasz Panie, daj im wieczne spoczywanie.
„Święta Maryjo, Matko Różańcowa,
Bądź pozdrowiona każdym moim „Zdrowaś”.
Niech życie moje, Anielska Królowa,
Będzie różańcowym i ostatnim „Zdrowaś”.
Miesiąc październik zgromadził, jak co roku, w powsińskim sanktuarium przed obliczem Matki Tęskniącej i Jezusa Eucharystycznego wierną grupkę parafian młodszych i starszych. Radością napełniał fakt, że na żadnym z nabożeństw nie zabrakło dzieci, a były przedszkolaki, uczniowie szkoły podstawowej oraz szkoły średniej. To one z wielką radością i zapałem, który udzielał się dorosłym, prowadziły nas przez tę piękną modlitwę. Dla nich największym zaszczytem było odmawianie „Zdrowaś Maryjo”. Ksiądz Grzegorz Demczyszak ubogacał modlitwę rozważaniami zaczerpniętymi z Ewangelii lub z Listu Apostolskiego Jana Pawła II Rosarium Virginis Mariae.
„Przesuwam w palcach różańcowe ziarna
Sokiem modlitwy nabrzmiałe.
Czy Ty mnie słyszysz, Czysta Panno Mario?
Serce wydzwania Ci chwałę!”
Niech Maryja zaniesie nasze wołanie za nas, za nasze rodziny, parafię, Ojczyznę, świat przed tron Ojca Niebieskiego.
s. Jolanta Czarnata
„Pamiętaj, że do nas należy praca, a od Pana Boga owoc tej pracy” - Bł. Maria Angela
10 października przypada Święto Błogosławionej Marii Angeli Truszkowskiej, Założycielki Sióstr Felicjanek. Z tej też okazji siostry zaprosiły parafian do wspólnego przeżywania tego dnia. Najpierw podczas nabożeństwa różańcowego przy każdej tajemnicy odczytane zostały słowa Błogosławionej. Następnie podczas Eucharystii modliliśmy się za wstawiennictwem Bł. Marii Angeli o łaskę mądrego wybierania tego, co najważniejsze i umiejętność zatrzymywania się w wirze życia na spotkanie z Panem, a dla sióstr felicjanek - o życie charyzmatem Założycielki i życie miłością na każdy dzień. Na zakończenie uczty duchowej ks. Markos Płoński odczytał litanię do Matki Angeli. Można było także ucałować relikwie i zabrać ze sobą słowo Matki.
A po napełnieniu duchowym był czas na wspólną radość przy uroczyście nakrytym stole, czyli spotkanie przy cieście, herbacie i dobrym słowie. Za Matkę Angelę, za Jej życie, dzieło i dar wspólnego świętowania, Bogu niech będą dzięki.
Żywą wiarę,
Czystą miłość Bożą,
Wytrwałość w trudnościach i cierpieniu - uproś nam Matko Angelo.
s. Jolanta Czarnata
INTENFCJA PAPIESKA MODLITW NA LISTOPAD
Módlmy się, aby dzieci, które cierpią – te, które żyją na ulicy, ofiary wojen, sieroty – miały dostęp do edukacji i mogły na nowo zaznać uczucia ze strony rodziny.
29 X XXX NIEDZIELA ZWYKŁA
31 X OSTANI DZIEŃ NABOŻEŃST RÓŻAŃCOWYCH
Szczególne podziękowania kierujemy do dzieci i młodzieży za wspólną modlitwę różańcową, siostrze Jolancie za zaangażowanie i napełnianie dziecięcych serc modlitwą oraz wszystkim parafianom.
1 XI ŚRODA, UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH.
Od 01 do 08 XI możemy uzyskać odpust zupełny za zmarłych pod warunkiem nawiedzenia cmentarza, modlitwy w intencji jednej osoby zmarłej, komunii świętej i modlitwy w intencjach Ojca Świętego.
|
2 XI CZWARTEK, WSPOMNIENIE WSZYSTKICH WIERNYCH ZMARŁYCH, DZIEŃ ZADUSZNY.
3 XI PIERWSZY PIĄTEK MIESIĄCA
4 XI PIERWSZA SOBOTA MIESIĄCA, WSPOMNIENIE ŚW. KAROLA BOROMEUSZA
5 XI XXXI NIEDZIELA ZWYKŁA. I NIEDZIELA MIESIĄCA.
9 XI CZWARTEK, ŚWIĘTO ROCZNICY POŚWIĘCENIA BAZYLIKI LATERAŃSKIEJ
10 XI PIĄTEK, WSPOMNIENIE ŚW. LEONA WIELKIEGO, PAPIEŻA I DOKTORA KOŚCIOŁA
11 XI SOBOTA 105 ROCZNICA ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI.
WSPOMNIENIE ŚW. MARCINA Z TOURS
12 XI XXXII NIEDZIELA ZWYKŁA
13 XI PONIEDZIAŁEK WSPOMNIENIE ŚW. BENEDYKTA, JANA, MATEUSZA, IZAAKA i KRYSTYNA, PIERWSZYCH MĘCZENNIKÓW POLSKICH
15 XI ŚRODA WSPOMNIENIE ŚW ALBERTA WIELKIEGO, BISKUPA I DOKTORA KOŚCIOŁA
16 XI CZWARTEK, WSPOMNIENIE NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY OSTROBRAMSKIEJ, MATKI MIŁOSIERDZIA
17 XI PIĄTEK
18 XI SOBOTA, WSPOMNIENIE BŁ. KAROLINY KÓZKÓWNY, DZIEWICY I MĘCZENNICY. DRUGI DZIEŃ ADORACJI NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU.
19 XI XXXII NIEDZIELA ZWYKŁA, ODPUST PARAFIALNY ŚW. ELŻBIETY
20 XI PONIEDZIAŁEK, WSPOMNIENIE ŚW RAFAŁA KALINOWSKIEGO, KAPŁANA
21 XI WTOREK, WSPOMNIENIE OFIAROWANIA NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY
22 XI ŚRODA, WSPOMNIENIE ŚW. CECYLII, DZIEWICY, MĘCZENNICY.
24 XI PIĄTEK, WSPOMNIENIE ŚW. ANDRZEJA I DUNG-LAC, KAPŁANA I TOWARZYSZY, MĘCZENNIKÓW
26 XI XXXIV NIEDZIELA ZWYKŁA – UROCZYSTOŚĆ JEZUSA CHRYSTUSA KRÓLA WSZECHŚWIATA
30 XI CZWARTEK – ŚWIĘTO ŚW ANDRZEJA APOSTOŁA
GRUDZIEŃ 2023
01 XII PIĄTEK, PIERWSZY PIĄTEK MIESIĄCA
Kalendarium bieżące przygotowane przez ks. Lecha Sitka z wykorzystaniem schematów przygotowanych przez ks. Jana Świstaka.
Msze Św. w naszej świątyni.
- w dni powszednie. 7.00 i 18.00
- w niedziele. 7.00, 9.00, 10.30 dla dzieci, 12.00 i 18.00
Spowiedź. w dni powszednie o godz. 6.45 oraz 17.30, a w niedziele pół godziny przed każdą Mszą świętą
Kancelaria czynna. poniedziałek od 16 - 17, wtorek, środa, czwartek od 8 - 9 i od 16 - 17, w piątek od 8.00 - 9.00
Telefon. (0-22) 648 38 46
nr konta bankowego Parafii. 89 1240 2135 1111 0000 3870 8501
Parafialny Zespół Caritas. magazyn czynny w drugą i czwartą sobotę miesiąca 10.00-11.00 w Domu Parafialnym, ul. Przyczółkowa 56,
nr konta bankowego. 93 1240 2135 1111 0010 0924 9010
e-mail. [email protected]
e-mail Wiadomości Powsińskich. [email protected]
http. parafia-powsin.pl
TELEFON KS. DYŻURNEGO - 785 593 335
Bóg zapłać za ofiary na pokrycie kosztów druku gazetki!
"Redakcja WP działa pod opieką ks. Lecha Sitka. Sprawy dotyczące parafii Powsin opracowuje ks. Markos Płoński. Redaktor Naczelny. Agata Krupińska. Redaktor honorowy i twórca formatu Wiadomości Powsińskich. ks. Jan Świstak. Redakcja. Maria Zadrużna, Teresa Gałczyńska, Aleksandra Kupisz-Dynowska, Krzysztof Kanabus, Robert Krupiński."
Nakład. 200 egz.