Luty 2021 ISSN 1731-5069 nr 2 (234)
Pismo rzymskokatolickiej parafii p.w.
św. Elżbiety w Warszawie-Powsinie
WIELKI POST – CZAS OCZEKIWANIA
„ROBAK” W PAŁACU, CZYLI O ZWIĄZKACH JANA CHRYZOSTOMA PASKA Z WILANOWEM
"WSZYSTKO, CO UCZYNILIŚCIE JEDNEMU Z TYCH BRACI MOICH NAJMNIEJSZYCH, MNIEŚCIE UCZYNILI" (MT 25, 40)
RADIO MARYJA BĘDZIE MIAŁO JUŻ 3O LAT
Czasy, w których żyjemy są wielką Łaską Bożą. Czas pandami dla wielu jest naznaczony chorobą, a nawet śmiercią. Niesie za sobą poważne pytania o sens życia i śmierci. Wielu uświadamia sobie, że życie każdego człowieka nie zależy od niego samego, lecz jest w rękach Boga. Chrystus, który wyruszył na pustynię, aby się przygotować do zbawczej misji odkupienia, wzywał wszystkich ludzi do modlitwy, pokuty i nawrócenia. Święta Paschalne, które przeżywaliśmy w ubiegłym roku były wstrząsem dla wielu ludzi wierzących, którzy nie mogli uczestniczyć w Triduum Paschalnym ani w Rezurekcji Wielkanocnej. Nie wiemy, co w tym roku przygotował dla nas Bóg, lecz ufamy w Jego Miłosierną Opatrzność.
W naszej parafii odbędą się Wielkopostne Rekolekcje, jak również zapraszamy wszystkich do uczestniczenia w Drodze Krzyżowej dla dzieci i dorosłych, która będzie odprawiana w każdy piątek Wielkiego Postu. Wchodzimy w trudne czasy walki duchowej w naszych sercach i w ojczyźnie. Pamiętajmy, że Chrystus będąc na pustyni, był kuszony przez szatana a na drodze krzyżowej cierpiał opuszczony przez najbliższych i Apostołów.
W Ewangelii czytamy, że został odrzucony przez starszyznę żydowską, arcykapłanów i uczonych w Piśmie. Został zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstał zwyciężając śmierć i szatana, obiecał wieczną nagrodę wszystkim, którzy przyjmą ewangelię i dadzą o Nim świadectwo. Nie idźmy drogą grzechu: pychy, nienawiści, bluźnierstwa czy nieczystości. Zapłatą za grzechy świata jest kara boża, która dla wielu może być nawet wiecznym potępieniem. Kościół i wszyscy chrześcijanie uczestniczą w drodze krzyżowej, „Bo nie jest uczeń nad mistrza”. Ufajmy Bogu i jego Matce Maryi. Kto pójdzie za Jezusem nie zginie na wieki, choć może stracić życie ziemskie.
Na czas Wielkiego Postu i Wielkanoc życzę Wszystkim parafianom obfitej Łaski Bożej, odwagi i głębokiego pokoju.
ks. Proboszcz Lech Sitek
Kim był brat Zeno?
Japończycy nazywali go „Alter Chrystus”, „drugim Chrystusem” albo „drugim świętym Franciszkiem”. Misjonarz bezgranicznej miłości - Zeno - san, starzec z siwą brodą, „biały Dziadek” umierał ze słowami „sayonara” - do widzenia. W Japonii postawiono mu kilkanaście pomników, wciąż powstają o nim filmy i musicale. Pamięć o nim wciąż jest żywa.
Brat Zeno, czyli brat Zenon Żebrowski urodził się w rodzinie Józefa i Anny z domu Kozon, małżonków Żebrowskich, we wsi Surowe. Nie pamiętał, w jakiej to parafii: Czarnia, czy Myszyniec, ale na pewno w kurpiowskiej puszczy. Nawet nie wiedział, kiedy to było. W zakonie podawali, że we wrześniu 1898 roku, w domu mówili, że pięć albo i siedem lat wcześniej. Księgi metrykalne zaginęły czy spaliły się w czasie wojny i nie wiadomo. Surowe - to duża wieś wśród lasów, ciągnie się chyba z pięć kilometrów, chaty były porozrzucane z dala jedna od drugiej.
Matka była bardzo religijna i dzieci uczyła żyć po bożemu. Brat Zenon zapamiętał, że chodziła pieszo z pielgrzymką do Częstochowy. Przykazywała dzieciom, aby przechodząc koło kościoła wstępowali na jedno bodaj Zdrowaś Maryja. Matka, prosta kobieta, nie wiadomo, czy umiała czytać, ale z pewnością modliła się i poznawała na klęczkach teologię i miłość Boga. Syn zapamiętał zdanie, które często powtarzała: „Pamiętaj, jeśli ubogi poprosi Cię o wsparcie, oddaj wszystko, co masz w kieszeni.” I jeszcze matka mówiła: „Dla mnie będzie największą radością, jeżeli żadne z was, moje dzieci, nie utraci wiary, jeżeli wszystkie dostaniecie się do nieba.... tego jedynie pragnę...”
„Jak tylko sięga moja pamięć, musiałem zawsze pomagać w gospodarstwie”- wspominał brat Zenon. Najpierw pilnował gęsi na gromadzkim pastwisku, potem doglądał bydła, wreszcie nocą pasał konie na łąkach. W szkole był krótko, zaledwie trzy zimy. Na naukę katechizmu chodził do kościoła, gdzie organista w zastępstwie proboszcza uczył pacierza, Bożych przykazań.
Rodzina Żebrowskich była liczna: czterech synów i siostra, najmłodsza. Ojciec rodziny kilka razy wyjeżdżał do Ameryki, a za zarobione pieniądze dokupywał ziemi. W końcu matka sprzeciwiła się planowanemu wyjazdowi, tłumacząc mężowi: „Józefie, urodziliśmy się bez pieniędzy i bez nich możemy umierać... A co by one były warte, gdyby miały zaprowadzić nas do piekła? Zostańmy tutaj, gdzie Pan Bóg nas osadził…”
Pewnego dnia młody Żebrowski wybrał się do Rostkowa na odpust świętego Stanisława Kostki. Jakiś zakonnik mówił tak pięknie o posłuszeństwie wobec Boga i o wierności swojemu powołaniu, że zaczął się zastanawiać, czy i on nie mógłby wstąpić do zakonu. Po pewnym czasie zapukał do furty Ojców Franciszkanów w Warszawie. Dostał zgodę na rozpoczęcie nowicjatu. Ojciec i rodzeństwo (matka w tym czasie już nie żyła) byli zdziwieni podjętą decyzją, nawet wątpili, czy da radę, czy jest zdatny, wiedzieli, że nie był zbyt pobożny. Odpowiedział im, że to nie szkodzi, jakoś to będzie.
W Grodnie spotkał się z Ojcem Maksymilianem Kolbe, który był jego bezpośrednim przełożonym. Po 5 miesiącach od przybycia do Grodna przyodział franciszkański habit. Najchętniej pracował w drukarni, w której drukowano „Rycerza Niepokalanej.” Nakład miesięcznika wzrastał z miesiąca na miesiąc, przybywało nowych drukarskich maszyn i nowych czytelników. Ojciec Maksymilian, jak przystało na redaktora i wydawcę, troszczył się, aby bracia pracujący w wydawnictwie orientowali się w sprawach Kościoła i państwa. Przy obiedzie omawiał ważniejsze wydarzenia w świecie.
Brat Zenon wiele lat później przypominał sobie, jak Ojciec dyrektor przeżywał tragiczne dni zamachu w roku 1926. Powiedział wtedy do braci: „Na bruku warszawskim polała się krew polskiego żołnierza i przechodnia…. W stolicy Polski... Wylana bratnią ręką.” Kiedy zakonnicy wraz z wydawnictwem przenieśli się do Niepokalanowa, brat Zenon był prawą ręką Ojca Kolbego. Na niego spadła odpowiedzialność za budowę pierwszych baraków....
W Kraju Kwitnącej Wiśni
W 1930 roku brat Zenon wraz z Ojcem Maksymilianem i trzema innymi braćmi opuścił Polskę wyruszając na misję. Dopłynęli do portu Nagasaki. Tu mieli zbudować drugi Niepokalanów. Długo szukali miejsca aż w końcu je znaleźli. Było to zbocze góry Hikosan, które pierwotnie przeznaczono na cmentarzysko dla padłych zwierząt. I to właśnie miejsce, jako odpowiednie na klasztor, wybrał Ojciec Maksymilian. Czas pokazał, że miał całkowitą rację. Na zboczu góry, na niechcianej ziemi, franciszkanie zbudowali Mugenzai no Sono, czyli Ogród Niepokalanej. W miesiąc po przybyciu do portu Nagasaki mieli już drukarnię i rozsyłali japońskiego „Rycerza Niepokalanej” - Seibo no Kishi. Po kilku latach Ojciec Maksymilian powrócił do Polski.
Brat Zenon został w Japonii. Przebywał tam podczas II wojny światowej i był w Nagasaki 9 sierpnia 1945 roku. Przed południem pracował w swoim warsztacie, kiedy nagle oślepiła go wielka jasność, jakby ustokrotnionej błyskawicy. Potem odczuł wstrząs w posadach ziemi, następnie owiał go silny podmuch gorącej fali powietrza. Miał wrażenie, że gdzieś blisko rozpoczynało się bombardowanie, jakiego jeszcze nie przeżywał. Po wybuchu nastąpiła niezwykła cisza. Miasto Nagasaki leżało w gruzach, siedemdziesiąt tysięcy ludzi zginęło na miejscu, a drugie tyle umierało powolną śmiercią z powodu zakażenia popromiennego. Klasztor odległy od centrum, osłonięty łańcuchem wzgórz poniósł niewielkie szkody. Miejsce wybrane przez Ojca Maksymiliana okazało się niezwykle bezpieczne.
W ocalonej cudem misyjnej placówce pojawiły się pierwsze osierocone dzieci. Ich rodzice zginęli w czasie wojny lub tak zbiednieli, że nie byli w stanie dłużej utrzymać swojego potomstwa. Kiedy brat Zenon zobaczył sieroty w klasztorze, zrozumiał, że Opatrzność wskazuje mu jego nowe, misyjne zadanie. Miał 47 lat i do tej pory, jak umiał, tak służył zakonnym współbraciom. Pomagał w rozszerzeniu wiary katolickiej, rozdawał japońskiego Rycerza, wypożyczał książki religijne....
Sierot przybywało z każdym dniem. Brat Zenon znajdował je na ze stacjach metra, pod mostami, w szopach na przedmieściach. Wkrótce klasztor na zboczu góry nie mógł pomieścić wszystkich bezdomnych dzieci, więc brat Zenon zaczął budować dla nich sierocińce. Zdobywał żywność, ubranie. Nie znal angielskiego, a japońskim władał „osobliwie”. Nie przeszkadzało to mu jednak w pozyskiwaniu niezbędnych środków. Niebawem stal się znany w całej Japonii. Jego zdjęcia, zawsze w otoczeniu dzieci, ukazywały się w prasie. Wiele razy próbowano z bratem Zenonem zrobić na żywo wywiad w telewizji czy w radio, nigdy się to nie udawało. Brat Zenon nie potrafił skleić po japońsku dorzecznego zdania... Najbardziej wymowne były jego łzy i kilkakrotnie powtarzane słowa: kodomo kauaisoo, co znaczy po polsku - biedne dzieci.
Brat Zenon założył w Japonii 200 ośrodków opieki społecznej. W Tokio, z jego inicjatywy powstało Miasto Mrówek dla najbiedniejszych i bezdomnych mieszkańców. Podobne osiedla za jego sprawą pojawiły się w wielu innych miastach Japonii. „Ojciec ubogich”, jak nazywano brata Zenona, zdobył w Japonii powszechne uznanie i sympatię. Największe japońskie gazety donosiły o jego poczynaniach, a Japończycy ujęci jego dobrotliwym uśmiechem i chętnie wspierali charytatywną działalność franciszkanina.
W roku 1971 Zenon Żebrowski po raz pierwszy i ostatni odwiedził Polskę. Proszono go, aby pozostał w kraju i tu wśród swoich spędził resztę życia. - Mam wiele do roboty w Japonii, tam na mnie czekają – odpowiadał. Brat Zenon Żebrowski zmarł 24 kwietnia 1982 roku w Tokio.
Barbara Olak
Jan Chryzostom Pasek z Gosławic (tak się pisał) urodził się około roku 1636 w województwie rawskim, lub w Gosławicach w województwie łęczyckim w rodzinie ubogiego dzierżawcy majątków. Pieczętował się herbem Doliwa. Ten piękny stary polski herb to: „w polu błękitnym srebrny skos w lewo, na którym trzy róże czerwone”. Przypuszcza się, że pierwszym gniazdem rodu Pasków była wieś Paski w powiecie sochaczewskim. Niebogaty ojciec Jana Chryzostoma (Chryzostom oznacza po grecku „złotousty”, co w przypadku naszego bohatera pokrywa się w zupełności z prawdą) zadbał o w miarę staranne wykształcenie syna w kolegium jezuickim w Rawie.
Dobre to musiały być szkoły, skoro potrafiły w młodych synach szlacheckich zaszczepić „ciekawość świata” i przekazać pokaźny zasób wiedzy, który imponuje choćby w zakresie historii, geografii o łacinie już nie wspominając. Nie wiemy jak długo trwała edukacja Paska w rawskim kolegium i jaki miała przebieg. Dość powiedzieć, że Jan Chryzostom Pasek prosto ze szkolnej ławy trafił do dywizji Stefana Czarnieckiego, albowiem rozpoczął się najbardziej tragiczny okres dziejów Polski – „potop szwedzki”.Już w kwietniu 1656 roku Pasek bierze udział w bitwie pod Warką. (To wtedy najpewniej, pobite i wycofujące się z pod Warki na Warszawę wojska szwedzkie, spaliły kościół w Powsinie). Wiemy o tym z jego „Pamiętników”, a brak pierwszych kilkudziesięciu stron każe nam przypuszczać, że absolwent rawskiego kolegium w siodle znalazł się już w roku 1655.
Pasek był towarzyszem chorągwi pancernej dowodzonej przez Stanisława Widlicę Domaszewskiego, starostę łukowskiego. Walczył w Danii w latach 1658 – 1659 i przeciwko Moskwie w 1660 roku. Spędził w wojsku 12 lat, służąc dywizji S. Czarnieckiego, który jakąkolwiek niesubordynację swoich żołnierzy karał śmiercią. Znane są opisy rajdów owej dywizji z okolic Krakowa aż do Torunia odbywane w ciągu czterech, pięciu dni. Żołnierze nie schodzili w ogóle z koni po kilka dni. Posilając się i śpiąc w siodle.
Rycina przedstawiająca Jana III i wydrę Robaka wg rysunku Antoniego Zaleskiego z książki Jerzego Laskarysa: Przygody Jana Chryzostoma Paska według jego pamiętników, Warszawa 1882; Biblioteka Narodowa. Źródło: https://www.wilanow-palac.pl/wydra_pana_paska.html |
Jan Chryzostom Pasek jest autorem jednych z najpiękniejszych i najcenniejszych staropolskich pamiętników. Zadziwiają wartkością narracji, dowcipem, celnością i bystrością obserwacji. Są kopalnią wiedzy o społeczeństwie polskim siedemnastego wieku. Podobnych pamiętników z tej właśnie epoki, napisanych ręką przeciętnego szlachcica, absolwenta jako się rzekło, kolegium w Rawie, a nie pierwszych w Europie uczelni nie ma żaden naród. Ale Polacy zaczytywali się i zaczytują w nudnych pamiętnikach Samuela Peypsa, naturalnie dlatego, że napisane były w Anglii, a nie na naszym poczciwym Mazowszu czy Małopolsce. Początkowo, jeszcze w XIX wieku uważano, że „Pamiętniki” Paska są zręcznym naśladownictwem siedemnastowiecznej literatury pamiętnikarskiej. Kilkadziesiąt lat trwało uwiarygodnianie „Pamiętników”, w ich fragmentach dotyczących Danii, Hamburga, Pomorza Szczecińskiego, Moskwy, opowieści o zatargu z aktorami francuskimi w Warszawie w 1666 roku, a także informacji o pszczołach w Danii trzymanych zimą w słomianych pudełkach i o niezwykłej paskowej wydrze. Tej wydrze, która jest przedmiotem naszych zainteresowań, a w szczególności jej krótki, co prawda pobyt w Wilanowie, uwieczniony, jednakże w wielu literackich dziełach.
Jak już wyżej napisaliśmy Jan Chryzostom Pasek po wojnach i rokoszach osiadł w Krakowskiem i prowadził bynajmniej nie spokojne życie posesjonata, albowiem ilość procesów i awantur z sąsiadami, przyprawiają o zawrót głowy przeciętnego obywatela. Pasek już w wojsku zasłynął jako wspaniały mówca. Swoimi barwnymi opowieściami niejednokrotnie zabawiał liczne towarzystwo. Sława dzielnego wojaka dwóch polskich królów (za Korybuta Wiśniowieckiego w 1672 roku miał dowodzić częścią pospolitego ruszenia z Małopolski) rosła w Małopolsce i na Mazowszu.
Pasek, prócz „ciekawości świata” jak sam o sobie mówił, miał jeszcze jedną pasję – zwierzęta. Łowił je pielęgnował i hodował ze znakomitym skutkiem. W swoim gospodarstwie miał zwierzęta dzikie i domowe. Sokoły, jastrzębie, sroki, wrony, bociany, czaple, bażanty, kuropatwy, zające, bobry, psy i koty. Całe ono towarzystwo dające się głaskać, oswojone i chodzące za swoim opiekunem „psim sposobem”.Największą jednak ulubienica Imć Pana Paska była wydra, która zwała się „Robak”. Dzięki tej wydrze sława Paska rosła, aż dotarła w 1680 roku do samego stołecznego, rezydencjonalnego Wilanowa.
Wydra w ciągu dnia biegała sobie po dworskim obejściu, pływała w stawach, łowiła ryby na wyraźne Paska polecenie. Pasek był niezmiernie dumny ze swojej wychowanki pisząc „Poszliśmy nad staw, stanąwszy na grobli i mówię Robak, trzeba mi ryb dla gości, hul w wodę! Wydra poszła, wyniosła najpierw płocicę, drugi raz kazałem wyniosła szczupaka małego, trzeci raz wyniosła półmiskowego szczupaka, trochę tylko na karku obraziwszy”. Wydra sypiała z Paskiem „a była tak ochędożna, że nie tylko w pościeli źle nie uczyniła, ale pod łóżkiem nic, ale poszła do jednego miejsca, gdzie jej stawiano skorupki”.
Pilnowała Paska w nocy, nie dała nikomu zbliżyć się do śpiącego pana, nawet wtedy, kiedy bywał pijany (a bywał dosyć często) „chodziła po piersiach tak długo wrzeszcząc, że obudziła, gdy się kto koło łóżka przechodził”. „Robak” z licznych zwierząt domowych uznawała tylko domowego psa imieniem Kaperol „niemiecki był i kosmaty i u niego wszystkiego się nauczyła”. Pasek i jego wydra wzbudzała podziw nie tylko w Smogorzewie.
W Krakowie była przyczyną zbiegowiska, kiedy pan Pasek rozgniewany brakiem ryb w krakowskich gospodach, kazał „Robakowi” łowić ryby w Wiśle. Tak sława wydry i Paska rosła, aż wieści o owym „miraculum” dotarły do króla Jana III i samej Warszawy.
Król przysłał do Paska, (miał go już poznać nieco wcześniej) pana Straszowskiego swojego sługę, z listami, w których późniejszy pogromca Turków prosił o odsprzedanie mądrej wydry. O nieodmawianiu królewskiej prośbie pisał do Paska Adrian jego krewny, dworzanin królewski. Pasek nie chciał rozstać się ze swoja ulubienicą, a swój żal i złość tak, w jakże prostym zdaniu opisał: „Ale mi było tak miło, jakoby mię ostrym grzebłem po gołej skórze drapał”. Pasek, dopóki mógł odwlekał pożegnanie się z wydrą, ale jak było wtedy powszechnie wiadomo prośby królewskie się wypełniało. Rzeczony już wyżej Straszowski kilka razy odwiedzał Paska, wciąż prosząc o to samo. Król ofiarował nawet dużą sumę pieniędzy, a nawet dwa piękne konie tureckie z „bogatym wsiadaniem”. Ale Pasek postanowił, „że nie tylko pieniędzy, ale i koni nie wezmę, bo bym się tego wstydził za tak nikczemny podarunek takie odbierać honoraria”. Cóż było robić. Imć Pan Pasek ze łzami w oczach wyprawił wydrę w drogę, szczegółowo poinformował, jak trzeba się wobec niej zachowywać, a przede wszystkim jak przywiązać w razie potrzeby. Zwracał uwagę, że zwykła obroża wydrze na nic, bo ma mniejszą głowę niż szyję. Ucieknie z niewoli, kiedy będzie chciała.
Wydra trafiła do Warszawy latem 1680 roku i jak pisał Pasek podobno była ciągle gniewna, smutna i „odęta jako sowa”. Po jakimś czasie poczęła się jednak oswajać, chodziła po pokojach, do naczyń napuszczono jej rybek i raków z czego się cieszyła, bo znowu mogła polować. Król po jakimś czasie postanowił wypróbować legendarne umiejętności wydry w łowieniu ryb i zawiózł ją do Wilanowa, całkiem już blisko wody. Początkowo wydra była trzymana na uwięzi, wypuszczana łowiła ryby w jeziorze Wilanowskim (które wtedy było znacznie większe niż dzisiaj – właściwie odnogą Wisły), tuż koło pałacu. Buszowała w zaroślach i mokradłach po drugiej stronie jeziora, ale do czasu „ścieżkami tam gdzieś, wyszedłszy, błąkało się nie wiedząc, gdzie się obrócić. Skoro rano spotkał ją dragon; nie wiedząc, co to, czy chowane, czy dzikie, uderzył berdyszem, zabił”.
Rano król i królowa szukali wydry, cały dwór rozbiegł się po ogrodzie i po okolicznych polach. Rozesłano wieści po całym mieście, aż spotkano Żyda pińczowskiego ze skórą wydry, a z nim dragona, który targował się o zapłatę za ową skórę. Rozgniewany król kazał dragona i Żyda wrzucić do wieży i skazać na śmierć. Księża spowiednicy, a nawet biskupi mieli prosić króla o litość. Wszak wydra nie nosiła królewskich znaków. Jan III dał się uprosić i skazał dragona na kije, o losie Żyda nie wiemy nic. Wyrok miał wykonać regiment Wałeckiego. Nieszczęsny dragon – myśliwy miał przebiec piętnaście razy między dwoma szeregami żołnierzy, których etatowo w regimencie było około półtora tysiąca. Odpoczywać po kolejnej porcji razów miał na skrzydłach szeregu. Przebiegł tylko dwa razy „tak ci wzięto go w prześcieradło, aleć powiedano, że się nie mógł wysmarować”. Dragon zmarł w kilka dni po otrzymanych plagach. O wydarzeniu tym pisał także Kazimierz Sarnecki w swoich pamiętnikach i diariuszu, co tylko potwierdza wiarygodność relacji Paska. „I tak one srogie pociechy obróciły się w wielki smutek, bo król przez cały dzień nie jadł, nie gadał z nikim, wszystek dwór jak powarzony. Tak ci i mnie zbawili tak kochanego zwierzęcia, i sami się nie nacieszyli, jeszcze sobie turbacyjej przyczynili”.
Tak to tragicznie dla dragona, Paska i wydry zakończył się pobyt w Wilanowie. Wilanowie, który dzięki tej opowieści nie koniecznie kojarzony być musi z wielką historią, pyszną królewską rezydencją, staje się zwykły, bliski i jakiś swojski mimo swojego królewskiego majestatu.
Dr Zbigniew Osiński, Krzysztof Kanabus
„… Bóg daje życie. To nie jest tak, że sobie robimy. … nie wiem, jak można być za aborcją, kiedy widać na zdjęciach porozrywane rączki, nóżki, główki dziecka. Ktoś powie, że embrion to nie dziecko. Ja zawsze zadaję pytanie – proszę mi powiedzieć, którego tygodnia, o której godzinie od poczęcia robi się dziecko. Jeśli mąż z żoną współżyli 1 maja o północy i dziecko się poczęło 24.00, to kiedy będzie człowiek? 13 maja o 17.23 się zrobi człowiek, a co się zmieni w tym embrionie, że o 16.12 nie był człowiek, a o 16.50 to już jest człowiek. Proszę, jak mi ktoś odpowie na to pytanie, to zgodzę się na to, że embrion przedtem nie jest człowiekiem, ale na razie, nikt mi na to pytanie odpowiedział. Są umowne terminy, że tam do 6 tygodnia można. A co się dzieje - za 5 dwunasta nie można usunąć ciąży, a pięć po 12 już można usunąć ciążę. A co się przez te 10 minut zmieniło? Jak usunę za 5 dwunasta to idę do więzienia, jak usunę 5 po dwunastej to nie idę do więzienia. A co się przez te 10 minut w embrionie zmieniło? Jakaś reakcja chemiczna cudowna zaszła? Jakieś gul gul się zrobiło? Nic się nie zmieniło. Człowiek jest, jak Kościół naucza od momentu, gdy plemnik wejdzie w jajo kobiety. Wtedy już powstają mechanizmy, które bez istotnych zmian będą prowadziły do rozwoju człowieka.” https://www.youtube.com/watch?v=3Gm5IYFFNbk
„…Minimalna waga urodzeniowa, w czasie, kiedy przyszedłem na świat, wynosiła 1000 gramów. Urodziłem się, ważąc 980 gramów, a więc jako żywe poronienie. W późniejszych latach wagę urodzeniową stopniowo zmniejszano, aż zlikwidowano to pojęcie. Obecnie przeżywają dzieci - choć to też pytanie etyczne, w jakiej kondycji przeżywają - urodzone z wagą 380 gramów. Najmniejsze dziecko, o jakim wiem, które się urodziło i rozwija prawidłowo, przyszło na świat w Brazylii, ważąc właśnie 380 gramów.
To, że ktoś jest ciężko chory jeszcze przed urodzeniem, nie odbiera mu prawa do życia….
…Proszę popatrzeć na społeczeństwa Zachodu. Tam już nie rodzą się dzieci z trisomią 21 chromosomu, czyli z zespołem Downa. Przypadki te diagnozowane są bardzo wcześnie i od razu kwalifikowane do aborcji. Zadaję więc pytanie: co jest ciężkim i nieodwracalnym uszkodzeniem płodu? Brak rączki, nóżki, w ogóle kończyn, deformacja, zajęcza warga, rozszczepienie podniebienia, przepuklina mózgowo-oponowa? Katolicką odpowiedzią na to pytanie jest hospicyjna opieka perinatalna. Zainicjował ją w Polsce docent Dangel w warszawskim hospicjum dla dzieci. Po traumatycznym doświadczeniu rodziców, którzy przez wiele lat starali się o dzieci, a gdy kobieta zaszła w ciążę, okazało się, że dziecko nie będzie miało większych szans na przeżycie, to tam rodzice znajdują odpowiednią opiekę.
Chrystus błogosławiący dzieci; Lucas Cranach Starszy 1537; Zamek Królewski na Wawelu |
…Badania prenatalne są dopuszczalne, ponieważ medycyna poszła już tak daleko do przodu, że wykrycie licznych chorób przed narodzeniem dziecka pozwala na przeprowadzenie skomplikowanych operacji (by wspomnieć tylko wewnątrzmaciczne operacje na otwartym sercu płodu). Widoczny staje się w tym kontekście pewien rodzaj schizofrenii medycyny. Ta sama medycyna z jednej strony potrafi dokonywać cudów terapeutycznych, a z drugiej w tym samym czasie, niejako drugą ręką, jest w stanie dybać na powstające życie i je unicestwić. Znów więc wraca pytanie o intencje i standardy etyczne.
Trzeba pamiętać, że badania prenatalne są różne, niektóre bardziej, inne mniej inwazyjne. Niezależnie od podejmowanego ryzyka mogą być wątpliwe moralnie ze względu na intencje. Niekiedy stoi za nimi postawa "Jak dziecko będzie zdrowe, to urodzę, jak chore - to usunę".
…Sposób poczęcia nie ma wpływu na godność osoby. Jako katolicy musimy być w tym podejściu bardzo konsekwentni. Nie ma znaczenia, czy ktoś został poczęty w katolickim małżeństwie, pod kołdrą i po bożemu, czy w śmiałym seksie po pijanemu w kiblu na dyskotece.”
Wypowiedzi ks. Jana Kaczkowskiego z książki "Życie na pełnej petardzie”
„Jeśli nie przyznamy dzieciom prawa do życia, to wszystkie inne prawa są kpiną. Aborcja jest pierwszą i najokrutniejszą formą przemocy w rodzinie”. https://info.wiara.pl/doc/260031.Ks-Dziewiecki-Aborcja-jest-pierwsza-i-najokrutniejsza-forma
„Kościół patrzy na aborcję oczami Boga. To Bóg jest dawcą życia i pierwszym rodzicem każdego człowieka, a my wszyscy jesteśmy Jego ukochanymi dziećmi. To Bóg każde dziecko zna i kocha od momentu poczęcia. To Bóg zawierza dziecko swoim rodzicom i wymaga od nich, by nową osobę, której przekazali życie, przyjęli z miłością i by ją solidnie wychowali. Aborcja w oczach Boga i Kościoła to najbardziej okrutna ze wszystkich form zabijania, bo to zabijanie dziecka przez rodziców, którzy są powołani do chronienia, a nie do śmiertelnego krzywdzenia własnej córki czy własnego syna.
Żyjemy w tak cynicznych czasach, że liberalne środowiska i liberalne media namawiają wręcz rodziców do zabijania własnych dzieci. Jednocześnie te same środowiska i media ubolewają nad odstrzałem dzików i podkreślają, że maciory noszą w swym wnętrzu małe zwierzątka. Kościół nie tylko ostrzega rodziców przed grzechem dzieciobójstwa, ale też z równą stanowczością ostrzega tych, którzy przyczyniają się do śmierci dzieci w fazie rozwoju prenatalnego, nazywając je „zlepkiem komórek”, czy stając się płatnymi mordercami, jak to ma miejsce w przypadku ginekologów, którzy zabijają zamiast chronić życie.”
https://ostrzegamy.online/ks-marek-dziewiecki-aborcja-duchowo-usmierca-rodzicow-wywiad/
Wybrała Agata Krupińska
„Młodości!
Ty nad poziomy wylatuj…”
Adam Mickiewicz - Oda do młodości
„W wysiłku zbiorowym o wolność i całość Rzeczypospolitej, o godność i chwałę Polski, zaszczytną rolę odegrało lotnictwo.
Złożyły się na to: ofiarne poświęcenie lotnika, natchnionego duchem zdobywczym w walce z żywiołem i pełnego – niepojętego nieraz dla ludzi przyziemnych – odwagi oraz mozolna i obfita w plon praca uczonego, przemysłowca, technika i robotnika.
Wszyscy oni z młodzieńczym zapałem i ożywieni ambicją narodową sprawili, że sztandar lotniczy Polski dumnie powiewa wśród sztandarów innych narodów, bo opromienia go blask świetnych zwycięstw”.
Po zakończeniu działań zbrojnych wojny polsko – bolszewickiej 1920 r., wśród pilotów III-go dywizjonu lotniczego we Lwowie zrodziła się myśl, aby uczcić pamięć dowódcy tego oddziału kpt. Stefana Bastyra, poległego w obronie Lwiego Grodu dnia 6 sierpnia 1920 roku. Zrodzona we Lwowie myśl upamiętnienia poległych pilotów, rozrosła się i przybrała charakter ogólnonarodowy. W dniu 10 października 1922 roku uczyniono pierwszy znaczący krok, ku urzeczywistnieniu zamiaru budowy pomnika. Tego dnia Szef Departamentu IV-go Żeglugi Powietrznej Ministerstwa Spraw Wojskowych generał brygady - pilot Gustaw Macewicz powołał do życia Komitet Budowy Pomnika „Ku czci Poległych Lotników”. Pomnik „Lotnika” miał zostać poświęcony pamięci Tych, którzy jako lotnicy w czasie wojen 1918 – 1920, jak i również w latach późniejszych, w walce o opanowanie przestworzy, życia swe młode Ojczyźnie złożyli w ofierze.
Po pewnych wahaniach, wykonania projektu pomnika podjął się warszawski artysta rzeźbiarz, profesor Edward Wittig, członek grupy artystycznej „Rytm”. Jego projekt przedstawiał lotnika w postawie stojącej opartego o śmigło, współczesnego rycerza powietrznych przestworzy, który zamiast w zbroję ubrany jest w kombinezon lotniczy i okulary symbolizujące podniesioną przyłbicę od hełmu. Profesor Wittig na miejsce usytuowania pomnika wybrał plac Unii Lubelskiej, znajdujący się w pobliżu Pola Mokotowskiego, na którym w owym czasie znajdowało się lotnisko. Pomnik miał stanąć na środku placu, zwrócony przodem do Alei Szucha, a tyłem do ulicy Puławskiej. Na wykonawcę odlewu pomnika w brązie wybrał profesor warszawską firmę „Kranc i Łempicki”, która z powierzonego zadania, pokonując wiele trudności, wywiązała się znakomicie.
Sama figura lotnika miała 5,95 m. wysokości, a ważyła 5 ton, została postawiona na cokole mierzącym 9 metrów wysokości, wykonanym z jasnoszarego granitu śląskiego. Święto Lotnictwa i uroczystości odsłonięcia pomnika rozłożono na trzy listopadowe dni 1932 roku. Rozpoczęto 10 listopada Mszą świętą w warszawskim kościele Najświętszego Zbawiciela, odprawioną w intencji poległych i zmarłych lotników, celebrowaną przez Jego Ekscelencję Arcybiskupa Metropolitę Mohylewskigo Edwarda von Roppa.
Po uroczystościach kościelnych Szef Departamentu Aeronautyki płk. Ludomił Rayski przyjął w kasynie oficerskim, pierwszego pułku lotniczego na Okęciu, ponad stu lotników, którzy zostali odznaczeni przez Naczelnego Wodza za dokonania bojowe w czasie wojen toczonych w latach 1918- 1920. Dzień zakończył uroczysty Apel Poległych, który odbył się o godzinie 20.00 na lotnisku mokotowskim. W czasie tego Apelu adiutant pierwszego pułku odczytał pełną listę poległych lotników.
Nazajutrz 11 listopada nastąpiła kulminacja uroczystości. Już od godzin porannych na placu Unii Lubelskiej zaczęły się gromadzić rodziny poległych, poczty sztandarowe, delegacje szkół i jednostek wojskowych z całego kraju oraz wielkie rzesze Polaków, wdzięcznych swym obrońcom. Obecni byli: rząd z premierem Aleksandrem Prystorem na czele, duchowieństwo, przedstawiciele Sejmu i Senatu, korpus dyplomatyczny, generalicja, przedstawiciele władz centralnych i samorządowych z terenu całego kraju. O godzinie 13.00 przy dźwiękach Hymnu Narodowego na miejsce uroczystości przybył prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Ignacy Mościcki, który po odebraniu raportu od Dowódcy Okręgu Korpusu Warszawskiego, generała Czesława Jarnuszkiewicza oraz przychylając się do prośby przewodniczącego Komitetu Budowy Pomnika, posła Alfonsa Kuhna, dokonał odsłonięcia monumentu. W drugiej części uroczystości głos zabrali: poseł Alfons Kuhn, płk. Ludomił Rayski, prezydent Warszawy inż. Zygmunt Słomiński oraz sekretarz Komitetu Budowy Pomnika kpt. Zygfryd Piątkowski, który odczytał akt erekcyjny pomnika. Po złożeniu kwiatów nastąpił jeden z najbardziej wzruszających momentów tej uroczystości: trzymany na rękach przez matkę Agnieszkę Żwirko, dwuletni Henio synek nieodżałowanego kapitana Franciszka Żwirki, ofiarował prof. Wittigowi wiązankę róż jako symboliczny dar w imieniu rodzin poległych lotników.
Na zakończenie, tego jakże uroczystego dnia, odbyła się, zorganizowana przez Komitet Budowy Pomnika w sali Rady Miejskiej, akademia z udziałem przedstawicieli Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Belgii i Stanów Zjednoczonych, to jest państw, z których ochotnicy wspomagali polskich lotników w czasie wojen lat 1918 – 1920. Uroczystości związane z odsłonięciem pomnika trwały jeszcze przez sobotę 12 listopada oraz 26 listopada, kiedy to w podstawę pomnika zamurowano w szczelnie zamkniętym szklanym pojemniku umieszczonym w miedzianej tubie, następujące dokumenty i przedmioty:
Jednym z upamiętnionych przez „Pomnik” jest plutonowy - pilot Stanisław Zawadzki*, który 23 lutego 1931 r. zmarł wskutek ran, odniesionych w wypadku lotniczym. Ś.+ p. Stanisław urodził się dnia 24 marca 1900 r. w Wilanowie. Do wojska został wcielony na początku1921 r. i przydzielony do 29-go Pułku Strzelców Konnych, gdzie zostaje mianowany kolejno st. strzelcem i kapralem. W dniu 2 listopada 1926 r. rozpoczyna naukę w Centralnej Szkole Podoficerów Pilotów Lotnictwa w Bydgoszczy, którą kończy 26 kwietnia 1928 r. Po ukończeniu szkoły zostaje przydzielony do 11-go pułku lotniczego w Lidzie. Po reorganizacji pułku i przemianowaniu na 5- ty pułk lotniczy, pozostaje w tym pułku do ostatniej chwili. Ś. + p. plutonowy- pilot Zawadzki wyróżniał się jako karny podoficer i dobry pilot. Mgła, którą napotkał w ostatnim swym locie, była powodem wypadku, który wyrwał go z szeregów pilotów Wojska Polskiego. Pozostawił po sobie głęboki żal, zarówno u przełożonych jak i kolegów pilotów.
Niestety, na terenie naszej dzielnicy, również miały miejsce katastrofy lotnicze, w których zginęli młodzi, dobrze zapowiadający się piloci. Jednym z nich był porucznik – pilot Jan Poteć*. Urodził się dnia 26 maja 1892 r. w Sędziszowie, powiecie Ropczyckim, z ojca Andrzeja i matki Antoniny z domu Kania. Gimnazjum ukończył w Dubicy, po czym studiował na Politechnice Wiedeńskiej. Jako poddany Cesarstwa Austro-Węgierskiego został powołany do armii austriackiej dnia 14 sierpnia 1914 r., przydzielono go do pułku telegraficznego, w którym służył do końca wojny jako telegrafista i radiomonter. Do armii gen. Józefa Hallera wstąpił dnia 3 stycznia 1919 r. w stopniu starszego sierżanta, otrzymując przydział do francuskiej szkoły piechoty w Quintin. Kończy również szkoły lotnicze w Istres i Avord, po czym w październiku 1919 r. jako pilot 59 eskadry, wraz z Błękitną Armią gen. Hallera przyjeżdża do Polski. Dnia 4 kwietnia 1920 r. przydzielony do 3-ej eskadry odchodzi na front bolszewicki, gdzie m.in. wykonuje loty bojowe w okolice Kijowa. W kwietniu tego roku zostaje przeniesiony do 16- ej eskadry lotniczej. Po zawieszeniu broni wraca do 3- ej eskadry. W roku 1921 awansuje na podporucznika. W roku 1922 przechodzi wraz z eskadrą z Wilna do Warszawy do 1-pułku lotniczego.
Jego kariera wojskowa się rozwija, w roku 1923 zostaje porucznikiem. W dniu 3 lipca 1924 r. został odkomenderowany z 1- go pułku lotniczego do Centralnych Zakładów Lotniczych w Warszawie na stanowisko pilota oblatywacza. Dnia 8 listopada 1924 r. razem z mechanikiem starszym sierżantem Wirgiliuszem Muchą, wystartował do lotu z Dęblina do Warszawy na samolocie włoskiej konstrukcji Ansaldo - A 300. Niestety, był to ostatni ich lot. Gdy samolot znalazł się nad Wilanowem, urwały się skrzydła, a kadłub wraz z załogą runął jak kamień na ziemię. Jak wspomina pani Dorota Kaleta, jej ojciec Kazimierz Borkowski mieszkający wówczas na Powsinku, który widział ten rozbity samolot, mówił, że miało to miejsce na powsinkowych łąkach w miejscu, gdzie dziś znajduje się sklep Bricoman i węzeł komunikacyjny południowej obwodnicy Warszawy. Porucznik – pilot J. Poteć i st. sierżant W. Mucha ponieśli śmierć na miejscu. Zgon por. Potecia odbił się smutnym echem w sercach przyjaciół i kolegów pilotów. Pozostawił po sobie pamięć bardzo dobrego, spokojnego pilota, uczynnego kolegi i niezawodnego towarzysza podniebnych lotów. Pochowany został na cmentarzu w Warszawie.
Porucznik – obserwator Tadeusz Kulbicki*. Urodził się dnia 11 grudnia 1897 r. w Łukowie, z rodziców Waleriana i Apolonii z Machczyńskich. Szkołę średnią ukończył w Warszawie. W czasie okupacji niemieckiej, podczas I wojny światowej, brał czynny udział w wystąpieniach Polskiej Organizacji Wojskowej, pozostając w jej szeregach od chwili utworzenia do listopada 1918 r. Po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu przez Polskę Niepodległości, wstąpił do 2- go pułku ułanów i służąc w 4- tym szwadronie, uczestniczył w licznych walkach przeciwko Ukraińcom i bolszewikom. Z chwilą zawieszenia broni zostaje zdemobilizowany i wstępuje na wydział prawa i nauk politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Bierze żywy udział w rodzącym się polskim sporcie, m.in. zdobywa mistrzostwo Polski w wioślarstwie. W roku 1923 powraca do czynnej służby. Awansuje do stopnia porucznika i kończy chlubnie Szkołę Obserwatorów Lotniczych w Toruniu, zdradzając wielkie zamiłowanie i zdolności w przyswajaniu sobie wiedzy fachowej. Przydzielony do 1- go pułku lotniczego w Warszawie, dowodzi kolejno kompanią baonu rekruckiego i podoficerską szkołą rezerwy. Jednocześnie odbywa wielką ilość lotów ćwiczebnych i stale pogłębia znajomość służby obserwatorskiej. W czasie manewrów w roku 1925 na Wołyniu otrzymuje pochwałę od Szefa Departamentu Lotnictwa za wykazanie wszechstronnych i wyczerpujących wiadomości lotniczych. Zawsze pogodny, uśmiechnięty, zjednał sobie nieskazitelną służbą i wielkimi walorami osobistymi ogólne poważanie i sympatię. Zginął śmiercią lotnika dnia 28 stycznia 1926 r. w Powsinie pod Warszawą. W tym roku przypada 95 rocznica tego tragicznego wydarzenia. Pochowany na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Pamiętajmy o tych młodych ludziach tworzących także historię naszej małej ojczyzny.
Krzysztof Kanabus
Źródło:
Wspomnienia pani Doroty Kalety z Powsinka
Praca zbiorowa pod naczelną redakcją mjr. dypl. Pilota Mariana Romeyki – „Ku czci poległych lotników. Księga pamiątkowa, Wydawnictwo Komitetu Budowy Pomnika „Ku czci poległych lotników”, Warszawa 1933.
* - zdjęcia i życiorysy z Księgi Pamiątkowej …
Piszę ten tekst z racji opublikowanego - w dniu św. Franciszka Salezego, patrona pisarzy tj. 24 stycznia 2021 r. - Orędzia Ojca Świętego Franciszka na 55 Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, który obchodzony jest w Polsce w III niedzielę września (w 2021 roku będzie to 19 września). Orędzie na rok 2021 jest zatytułowane: "«Chodź i zobacz» (J 1,42). „Komunikowanie jako spotkanie ludzi takimi jacy są i gdzie są".
W sytuacji zachodzącej epokowej zmiany oraz w czasie, który zmusza nas do społecznego dystansu z powodu pandemii tylko szczera i rzetelna komunikacja może umożliwić bliskość niezbędną do rozpoznania tego, co jest istotne oraz do prawdziwego zrozumienia siebie i innych. Na przykładzie pierwszych uczniów, gdy Jezus, który poszedł ich spotkać i zaprosić, by poszli za Nim, widzimy również zaproszenie do wykorzystywania wszelkich środków przekazu we wszystkich ich formach, aby dotrzeć do ludzi takimi, jakimi są i gdzie żyją. Bowiem nie znamy prawdy, jeśli jej nie doświadczamy, nie spotykamy ludzi, nie uczestniczymy w ich radościach i smutkach. A przecież to znane powiedzenie: „Bóg spotyka cię tam, gdzie jesteś” może być przewodnikiem dla tych, którzy zajmują się mediami lub komunikacją w Kościele.
Taką niezwykłą, ewangelizacyjną rolę pełni już od prawie 30. lat Radio Maryja, które wchodzi w przestrzeń publiczną związaną z kulturą, życiem gospodarczym, polityką, czy przede wszystkim z rodziną. Wprowadza ono w życie człowieka „Tego, który jest” – Boga. Ukazuje wartości jakimi są normy moralne, etyczne i przykazania. Ojciec Tadeusz Rydzyk, twórca i założyciel tego Radia twierdzi, że rozwija się ono dzięki Panu Bogu i ofiarnym ludziom – Apostolskiej Rodzinie Radia Maryja w naszej Ojczyźnie i poza jej granicami. Można uznać, że to owocne działanie realizowane jest pod natchnieniem Ducha Świętego, choć nie brakuje chwil trudnych, gdy nieprzyjazne siły uderzają w Radio Maryja i Telewizję Trwam oraz ich założyciela.
Skąd biorą się tak liczne ataki? Otóż Radio Maryja od lat stoi na straży rodziny, broniąc jej normalnego modelu. „Bez Radia Maryja tego ataku na pewno byśmy nie powstrzymali. Walec laicyzacji przejechałby nas bardziej niż inne kraje Europy zachodniej, jestem co do tego absolutnie przekonany” – podkreśla Poseł, Minister Edukacji i Nauki prof. Przemysław Czarnek.
„Wielki Polak św. Jan Paweł II apelował, abyśmy byli wierni Polsce i wartościom, na których została zbudowana. (…) Możemy mieć tę siłę i to przekonanie, że obronimy to, co piękne tylko dlatego, że są i byli ludzie, którzy przez lata tworzyli tak piękne dzieła, jak Radio Maryja” – powiedział podczas 29. rocznicy powstania Radia Maryja Minister Sprawiedliwości, Prokurator Generalny, Zbigniew Ziobro.
Ośmielam się twierdzić, że Powsińskie Koło Przyjaciół Radia Maryja wraz ze swoim opiekunem śp. ks. Kanonikiem Bogdanem Jaworkiem oraz licznymi parafianami, przychylnymi mediom katolickim, czynnie wspierało te powstające dzieła oraz pielęgnowało wartości, od wieków związane z naszą wiarą, kulturą, tradycją i tożsamością.
Po odejściu śp. ks. Bogdana do Domu Pana, opiekę duchową w naszym Kole będzie sprawował Proboszcz naszej parafii, ks. Prałat Lech Sitek. Ufamy, że przy obserwowanym zderzaniu wartości z antywartościami nie zabraknie nam wszystkim sił i przekonania, że te wartości, które reprezentuje Radio Maryja, zdaniem prof. Jerzego Jastrzębskiego, można streścić w triadzie „Bóg, Honor, Ojczyzna”. To właśnie te słowa – W służbie Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie – wypisane są przy ulicy Żwirki i Wigury 80 w Toruniu, gdzie mieści się siedziba Radia Maryja.
Dziękując Panu Bogu i Matce Najświętszej za ten dar dla Kościoła, Ojczyzny i naszego Narodu prosimy, jeżeli jest taka Państwa wola, o przekazanie 1% podatku dochodowego na rzecz Fundacji Nasza Przyszłość, wpisując w rozliczeniu podatkowym numer KRS: 0000091141.
„Uwierzmy na nowo, że każdy z nas mający swoje imię, własną historię i drogę życia, ma określony planem Boga czas życia na ziemi, wbrew zagrożeniom SARS-CoV-2, i określoną misję do spełnienia w międzyludzkiej komunikacji i odpowiedzialności za prawdę” – napisał m.in. Metropolita Częstochowski ks. abp Wacław Depo, przewodniczący Rady ds. Środków Społecznego Przekazu Konferencji Episkopatu Polski, w słowie na dzień 24 stycznia 2021r.
Na zakończenie przypomnę fragment Ewangelii św. Łukasza (Łk 10,1-9): Jezus wyznacza siedemdziesięciu dwóch swoich uczniów, wysyła ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości mówiąc: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, aby wyprawił robotników na żniwo swoje. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki” …
W tej trudnej dla nas wszystkich sytuacji, pomimo i na przekór, zapraszamy do aktywności ewangelizacyjnej w parafialnych wspólnotach (w tym np. do Koła Przyjaciół Radia Maryja, do Bractwa Jana Pawła II czy do Kół Różańcowych…), a zwłaszcza w naszych rodzinach. Jezus wiedział, że nie będzie łatwo i czasy te wcale nie zmieniły się, a wręcz przeciwnie! Święty Jan Paweł II już na początku swojego pontyfikatu kierował do wiernych te słowa: „Bracia i Siostry, nie bójcie się przygarnąć Chrystusa i przyjąć Jego władzę, pomóżcie Papieżowi i wszystkim tym, którzy pragną służyć Chrystusowi, służyć człowiekowi i całej ludzkości. Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi.Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie!”
Teresa Gałczyńska
STYCZEŃ 2021
CHRZTY: - w tym miesiącu nie było chrztów
ŚLUBY:
23 I – Karol Gawda i Małgorzata Kosycarz
Nowożeńców polecamy opiece Matki Bożej Tęskniącej.
POGRZEBY:
28 XII – Jadwiga Danuta Garszczal, l. 75 z Warszawy
29 XII – Marian Czesław Korzan, l. 61 z Konstancina – Jeziornej
30 XII – Leokadia Eudokia Solska, l. 78 z Otwocka
31 XII – Teresa Alina Suchewicz, l. 83 z Powsina z ul. Kremowej
5 I – Barbara Teresa Głowacka, l. 71 z Warszawy
7 I – Wiesława Wrzosek, l. 86 z Warszawy
8 I – Stanisław Konstanty Czuba, l. 86 z Konstancina-Jeziornej
13 I – Józef Mrówka, l. 62 z Powsina z ul. Rosochatej
22 I – Leszek Jacek Bucki, l. 81 z Warszawy
25 I – Kazimierz Dąbrowski, l. 86 z Powsina z ul. Zakamarek
26 I – Mirosław Piotr Maziarek, l. 73 z Warszawy
27 I – Marek Bednarczyk, l. 64 z Chmielewa
28 I – Henryka Teresa Wiedyńska, l. 90 z Warszawy
Dobry Jezu, a nasz Panie, daj im wieczne spoczywanie
Kronikę opracował ks. Stanisław Podgórski
NA LUTY 2021
INTENCJA MODLITW NA LUTY: Intencja powszechna papieska: Przemoc w stosunku do kobiet Módlmy się w intencji kobiet — ofiar przemocy, aby były chronione przez społeczeństwo, a ich cierpienia były dostrzegane i wysłuchiwane. Intencja parafialna: o rozwój i umocnienie grupy młodzieżowej |
7 II PIĄTA NIEDZIELA ZWYKŁA
10 II ŚRODA. WSPOMNIENIE ŚW. SCHOLASTYKI
11 II CZWARTEK WSPOMNIENIE NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY Z LOURDES
14 II SZÓSTA NIEDZIELA ZWYKŁA.
17 II ŚRODA POPIELCOWA
Po każdej Mszy św., po homilii odbywa się błogosławieństwo popiołu z gałązek poświęconych w ubiegłoroczną Niedziele Palmową. Posypanie głów popiołem ma nam przypomnieć znikomość ziemskiego życia. „Nawracajcie się i wierzcie Ewangelii”. „Pamiętaj że jesteś prochem i w proch się obrócisz”.
21 II PIERWSZA NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU.
22 II PONIEDZIAŁEK, ŚWIĘTO KATEDRY ŚW. PIOTRA APOSTOŁA
26 II PIĄTEK.
27 II SOBOTA
28 II DRUGA NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU. DZIEŃ WDZIĘCZNOŚCI ZA KORONACJĘ OBRAZU MATKI BOŻEJ TĘSKNIĄCEJ
3 III ŚRODA
4 III PIERWSZY CZWARTEK MIESIĄCA. ŚWIĘTO ŚW. KAZIMIERZA KRÓLEWICZA
5 III PIERWSZY PIĄTEK MIESIĄCA
6 III PIERWSZA SOBOTA MIESIĄCA
Kalendarium bieżące przygotował ks. Stanisław Podgórski.
W redakcji Kalendarium zostały wykorzystane częściowo materiały i schematy przygotowane przez ks. Jana Świstaka
W naszym Sanktuarium codziennie o godzinie 17.30, na pół godziny przed wieczorną Mszą św. odmawiany jest różaniec. Zapraszamy do uczestnictwa. |
Przeznacz je dla potrzebujących z parafii w Powsinie Jak co roku możesz sprawić, że 1% Twojego podatku dochodowego trafi nie do wspólnego worka podatkowego, a bezpośrednio do ludzi potrzebujących pomocy. Zaufaj nam! Zrobimy dobry użytek z Twoich pieniędzy. Przekaż swój 1% na Caritas w Powsinie (za pośrednictwem Caritas Archidiecezji Warszawskiej).
3. W następnej części formularza PIT, zatytułowanej „Informacje uzupełniające”, w rubryce „Cel szczegółowy 1%” podaj: Zespół Caritas przy Parafii Św. Elżbiety w Powsinie W imieniu potrzebujących dziękujemy! |
Msze Św. w naszej świątyni:
- w dni powszednie: 7.00 i 18.00
- w niedziele: 7.00, 9.00, 10.30 dla dzieci, 12.00 i 18.00
Spowiedź: na pół godziny przed Mszą Świętą i podczas Mszy
Kancelaria czynna: od poniedziałku do piątku w godz. 8.00-9.00 i 16.00-17.00
Telefon: (0-22) 648 38 46
nr konta bankowego Parafii: 89 1240 2135 1111 0000 3870 8501
Parafialny Zespół Caritas: magazyn czynny w drugą i czwartą sobotę miesiąca 10.00-11.00 w Domu Parafialnym, ul. Przyczółkowa 56,
nr konta bankowego: 93 1240 2135 1111 0010 0924 9010
e-mail: [email protected]
e-mail Wiadomości Powsińskich: [email protected]
http: parafia-powsin.pl
Bóg zapłać za ofiary na pokrycie kosztów druku gazetki!
"Redakcja WP działa pod opieką ks. Lecha Sitka. Sprawy dotyczące parafii Powsin opracowuje Stanisław Podgórski. Redaktor Naczelny: Agata Krupińska. Redaktor honorowy i twórca formatu Wiadomości Powsińskich: ks. Jan Świstak. Redakcja: Maria Zadrużna, Teresa Gałczyńska, Aleksandra Kupisz-Dynowska, Krzysztof Kanabus, Robert Krupiński."
Nakład: 200 egz.