Marzec 2024 ISSN 1731-5069 nr 3 (271)
Pismo rzymskokatolickiej parafii p.w. św. Elżbiety w Warszawie-Powsinie
Okres Wielkiego Postu służy wiernym do dobrego przeżycia Świąt Wielkiej Nocy. Wielki Post trwa od Środy Popielcowej do Mszy Wieczerzy Pańskiej. W środę popielcową chrześcijanie na znak pokuty przyjmują posypanie głów popiołem. Kapłan wypowiada słowa „pamiętaj człowieku prochem jesteś i w proch się obrócisz” lub „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. W tym czasie wszyscy jesteśmy wezwani, aby poprzez modlitwę, post i jałmużnę przemienić swoje życie.
Chrystus zachęca, aby nasze uczynki wielkopostne pozostały w „ukryciu”, ponieważ składamy je dla Boga a nie dla poklasku drugiego człowieka. One wszystkie są wyrazem wiary i miłości do Boga i bliźniego. W okresie wielkopostnym kościół zachęca do głębszego przeżywania pokuty poprzez odprawianie nabożeństwa drogi krzyżowej i gorzkich żali. Rozważając mękę Jezusa możemy zrozumieć wielką miłość Boga do grzeszników. Bóg Ojciec godzi się, aby Jego Jednorodzony Syn doświadczył cierpienia biczowania, cierniem koronowania, drogi krzyżowej i haniebnej śmierci na krzyżu.
Jest to cena naszego odkupienia, dlatego Św. Piotr napisze „zostaliście nabyci Bogu nie za cenę złota lub srebra, lecz drogocennej krwi Chrystusa”. Zanurzamy się w tajemnicę pokuty, którą przyjął Pan Jezus w czasie czterdziestodniowego postu na pustyni. Chrystus poucza nas jak mamy zwyciężać szatana kuszącego do pychy, chciwości i zaspakajania namiętności. Lekarstwem na ludzkie grzechy staje się jałmużna, komunia święta, spowiedź, czytanie i wypełnianie słowa Bożego. Św. Paweł poucza:” co człowiek sieje to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim jako plon ciała zbierze zagładę, kto sieje w duchu jako plon ducha zbierze życie wieczne”.
Post to czas walki z diabłem, aby razem z Chrystusem wypełnić wolę Ojca. Misterium Paschalne Jezusa to zapowiedź zmartwychwstania naszego ciała i życie wieczne w domu Ojca. Trwajmy w pokucie, aby nasza radość na święta Wielkanocne była pełna.
Ks. Proboszcz Lech Sitek
Agata Krupińska (AK): Czy mógłby Ksiądz powiedzieć nam kilka słów o sobie?
Ks. Markos Płoński (Ks. MP): Jestem młodym księdzem z niewielkim doświadczeniem, od niedawna, bo od sześciu miesięcy, pracującym w powsińskiej parafii. Mam więc nadzieję, że dacie mi Państwo pewien kredyt zaufania i szansę na odnalezienie się w specyfice pracy w kościele sanktuaryjnym i powsińsko-wilanowskim środowisku. Jestem też otwarty na konstruktywną krytykę, chociaż jeszcze chętniej przyjmuję serdeczne sugestie zmian i popraw.
Jestem introwertykiem, miłośnikiem muzyki (również tej nieco żywszej i cięższej), filozofii (z której pisałem pracę magisterską), technologii informatycznych i szeroko pojętej popkultury. Zawsze chętnie porozmawiam na temat algorytmów sztucznej inteligencji, wartościowych filmów czy poszukiwaniu wartości chrześcijańskich w muzyce niezależnie od jej gatunku. Ponadto moją wielką pasją jest liturgia i to głównie dla niej postanowiłem kiedyś zostać księdzem. O tym temacie może lepiej przy mnie nie zaczynać rozmowy, bo rozwinę się tak, że minie północ, a ja nawet się nie zorientuję.
AK: Jak pojawiło się Księdza powołanie?
Ks. MP: Moja pierwsza myśl, by zostać księdzem narodziła się w pierwszych klasach szkoły podstawowej, gdy w moim kościele było takie tajemniczo wyglądające wejście do zakrystii. Myślałem jako mały chłopiec, że tylko księża mogą tam wejść i wtedy moim planem na życie było właśnie zostać jednym z nich. Potem jednak, już chyba przy okazji Pierwszej Komunii Świętej, gdy zobaczyłem, że zakrystia to całkiem zwyczajne miejsce i w dodatku ogólnie dostępne, to plan z kapłaństwem porzuciłem na wiele lat.
Jak więc ostatecznie zostałem księdzem? Cóż, szczerze mówiąc to wydaje mi się, że nie ma w tej historii niczego nadzwyczajnego. Nie miałem żadnego pojedynczego przełomowego momentu, w którym postanowiłem zmienić swoje życie. Do kapłaństwa doprowadziła mnie raczej seria setek, jeśli nie tysięcy, pozornie zwyczajnych spotkań, rozmów i wydarzeń, które pojedynczo nie znaczyłyby wiele. Gdy się jednak oceni je z perspektywy czasu to układają się w pewien logiczny ciąg. Gdybym miał wybrać ledwie kilka punktów, byłyby to:
- jedno z kazań podczas przygotowania do bierzmowania, na którym usłyszałem symbolikę kilku gestów liturgicznych (i dzięki temu zacząłem interesować się liturgią),
- Msza, na której widziałem kilku kandydatów pierwszy raz otrzymujących swoje komże na znak pełnego włączenia w grono ministrantów (to wydarzenie dotknęło mnie mocniej niż bym się spodziewał),
- doświadczenie spotkania w kościele rówieśników dających przykład, że można być człowiekiem żywym, energicznym, ciekawym i pełnym pasji, a jednocześnie gorliwie wierzącym i praktykującym (kiedyś wydawało mi się, że ciężko to połączyć),
- przykład bardzo dobrych księży, w tym jednego z moich proboszczów i mojego pierwszego opiekuna, gdy już sam zostałem ministrantem.
AK: Dlaczego wstąpił Ksiądz do seminarium diecezjalnego, a nie został zakonnikiem?
Ks. MP: To też chyba dość zwyczajne powody. Po pierwsze: nie miałem przed zgłoszeniem się do seminarium kontaktu z zakonnikami, więc nigdy nie myślałem poważnie o pójściu do zakonu – żadnego nie znałem osobiście. Po drugie: zawsze wydawało mi się, że się po prostu nie nadaję na zakonnika. To inny styl życia – niekoniecznie trudniejszy czy łatwiejszy, ale po prostu inny. To trochę tak, jakby elektryka zapytać czy nie chciałby być informatykiem – obaj się niby zajmują pracą przy sprzętach napędzanych prądem, ale tu kończą się podobieństwa. Nie wiem czy to trafiony przykład, ale wydaje mi się, że podobnie z kapłaństwem diecezjalnym i zakonnym – niby oba napędzane są wiarą, ale różnice w organizacji pracy i sposobach modlitwy, uczestniczeniu w życiu wspólnotowym, czy nawet logistyce, są na tyle duże, że ciężko zestawić ze sobą te dwa powołania. Ostatecznie rozeznałem, że moim powołaniem jest kapłaństwo diecezjalne i przełożeni w seminarium temu nie zaprzeczyli, dlatego mogę pisać do Państwa te właśnie słowa jako powsiński wikariusz.
AK: Jak wyglądała praca Księdza po otrzymaniu święceń?
Ks. MP: No niestety początek mojego kapłaństwa przypadł na czas początku pandemii i największych obostrzeń z nią związanych. Moje pierwsze lata pracy – w Tarczynie koło Grójca – były więc mocno ograniczone pod względem duszpasterskim czy katechetycznym. Limit osób w kościele i (często uzasadniony) strach wielu wiernych sprawiały, że ciężko było myśleć o prowadzeniu jakichś grup, organizowaniu wyjazdów czy nawet ćwiczeniu się w przemawianiu przed większą publiką. W szkole podobnie – forma on-line lekcji była uciążliwą koniecznością, ponieważ utrudniała wzajemne poznanie się uczniów i nauczyciela, a dodatkowo nie pozwalała na tak samo „wydajne” opracowywanie materiału z klasami. To był czas, w którym różni księża próbowali czegokolwiek, żeby podtrzymać więzi z parafianami. Ja na tamtym etapie nie miałem jednak jeszcze zbyt wielu relacji, zwłaszcza bardziej zażyłych i siłą rzeczy nie dało się nawiązać nowych w czasie obostrzeń, ani utrzymywać istniejących. Nawet na Mszach z udziałem dzieci trzeba było zrezygnować z dialogowanych homilii – co akurat chyba wpłynęło na to, że mogłem się ćwiczyć bardziej w „klasycznych” kazaniach i właśnie tę formę, ku mojemu zdziwieniu, bardzo pozytywnie przyjmowała pewna grupa wiernych. Ogólnie jednak bardzo przykro wspominam ten czas – mniej więcej dwa pierwsze lata mojego kapłaństwa – ponieważ nawet mimo chęci nie dało się zrobić zbyt dużo, a nie ma nic gorszego niż zapał konsekwentnie gaszony przez różnorakie okoliczności.
Stopniowo zmieniało się to w drugiej połowie mojego pobytu w Tarczynie. W kościele i poza nim życie powoli, ale sukcesywnie, wracało do normy. Udało się nawiązać bliższe relacje z wieloma ludźmi, w tym także z uczniami i nauczycielami mojej poprzedniej szkoły. Próbowałem reaktywować po pandemii koło biblijne i założyłem nowe – liturgiczne. Utworzyłem małą, ale zgraną grupę młodzieżową. Bardzo zżyłem się ze środowiskiem szkolnym, do tego stopnia, że uczniowie na dwa ostatnie lata mojego pobytu w parafii wybrali opiekunem samorządu uczniowskiego, a w wakacje potrafili – również ku mojemu zdziwieniu – przyjść do szkoły, by na przykład pograć z księdzem w planszówki.
Rozstanie się z poprzednią parafią było trudne, nie będę ukrywał. Msza św. pożegnalna była bardzo wzruszająca i miło było zobaczyć, że pomimo różnych błędów i ciągłego uczenia się okazało się, że byłem dla kogoś ważny, albo przynajmniej nie na tyle uciążliwy, by chciano się mnie jak najszybciej pozbyć. Przejście na nową parafię – gdy te wszystkie rzeczy, o których wspomniałem, są bardziej lub mniej drastycznie urywane – nie było łatwe, ale bardzo pomaga mi w odnalezieniu się w nowym miejscu i otoczeniu serdeczność i otwartość mieszkańców parafii Powsin.
Bardzo dobrą okazją na zapoznanie się z wieloma parafianami była kolęda, która dopiero co się zakończyła, i którą wspominam bardzo pozytywnie. Początkowo zaskoczyła mnie rozległość parafii, która jak się okazało obejmuje nawet kawałek Kabat. Kolejnym miłym zaskoczeniem było pozytywne nastawienie wielu ludzi.
Okazało się, że nawet ci, którzy z różnych powodów odmawiali przyjęcia mnie po kolędzie (bo przecież nie ma ta kiego obowiązku, zwłaszcza gdy ktoś jest niewierzący lub wyznaje inną wiarę), robili to w sposób bardzo kulturalny. Tym bardziej serdecznie było w wielu domach, w których zostałem przyjęty i bardzo miło było mi poznać zarówno tych, których kojarzyłem z kościoła, ale nie znałem bliżej, jak i tych, których do tej pory nie widziałem zbyt często, ponieważ uczęszczają do kościołów w sąsiednich parafiach (najczęściej bł. Władysława z Gielniowa na Ursynowie i Opatrzności Bożej w Wilanowie). Bardzo budująca jest szczególnie duża „przyjmowalność” w tych starszych częściach Powsina oraz w Bielawie i Okrzeszynie. W tym miejscu bardzo dziękuję za wszystkie miłe rozmowy (zarówno w domach, jak i w drodze), pyszne ciasta (od których coraz trudniej zmieścić się w sutannie), oraz rozgrzewające herbaty i kawy (zbawienne zwłaszcza w chłodniejsze dni).
Zakończenie kolędy i wejście w okres Wielkiego Postu to ważny moment w mojej posłudze w Powsinie – a przynajmniej tak mi się wydaje – i to nie tylko dlatego, że minęło równe pół roku mojego pobytu tutaj. Najważniejsze jest wzajemne zapoznanie się. Z jednej strony ja wiem już lepiej do kogo zostałem posłany i jakie oczekiwania mają tutejsi wierni. Z drugiej strony, parafianie – mam nadzieję – lepiej mogli się przekonać o tym, że jestem - z braku lepszego określenia – stosunkowo normalny. Że zdarza mi się jak każdemu człowiekowi popełnić błąd czy ulec emocjom, ale później przyjmę uwagę i zaplanuję poprawę. Że mam jak każdy człowiek swoje pasje i zainteresowania, więc można ze mną pogadać i o filmach Disneya, i o stosunku Kościoła do cywilizacji pozaziemskich (to autentyczne przykłady z rozmów podczas kolęd). Że da się mnie zapytać o różne rzeczy, nawet jeśli nie na każde pytanie znam odpowiedź (np. dlaczego księża tak często muszą zmieniać parafie). Że można ze mną porozmawiać również o tych trudnych rzeczach (jak sytuacja Kościoła – zarówno ta wewnętrzna, jak i światowa czy krajowa).
Mam nadzieję, że po Wielkanocy, która jest początkiem nowego życia, uda mi się założyć nowe grupy czy utworzyć nowe inicjatywy. Do tej pory bowiem zajmuję się przede wszystkim uczeniem w szkole podstawowej, prowadzeniem ministrantów, przygotowywaniem młodzieży do bierzmowania i towarzyszeniem małżeństwom z Domowego Kościoła. Jak wspomniałem – wciąż się uczę i proszę o wyrozumiałość, przynajmniej przez ten pierwszy rok, który można potraktować jako okres gwarancji.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za miłe przyjęcie mnie w parafii i cierpliwość, a także życzę sobie i wszystkim Państwu owocnej współpracy i wzajemnego wspierania się na drodze do niebieskiej ojczyzny. Szczęść Boże!
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę, aby Księdza posługiwanie w naszym powsińskim Sanktuarium było owocne zarówno dla Księdza, jak i dla naszych parafian.
Rozmowę przeprowadziła
Agata Krupińska
Coraz mniej już żołnierzy Armii Krajowej, odeszli na wieczny odpoczynek, a nam pozostanie tylko przywoływać ich podczas apelu poległych, wspominając tamte, coraz bardziej odległe dni, które po latach obrastają w mity, przechodząc do legendy. W tym tygodniu znowu zawyją syreny, skłaniając niektórych do refleksji…
Artykuł Jacka Latoszka o zamachu na Bunjesa zainteresował wiele osób, więc jeszcze kilka słów w temacie, uzupełniająco, bowiem z powodu konieczności skupienia się na przebiegu zamachu, pominięto opis przyczyn zamachu na hitlerowskiego funkcjonariusza. O Bunjesie dowódca akcji, “Gryf” pisał po latach następująco:“(…) z żandarmami wyjeżdżał w teren samochodem na różne aresztowania, strzelał sobie. To był Oberleutnant; pochodzenia łotewskiego, fanatyk strzelania, zboczeniec. W Powsinie wystrzelał wszystkie psy i koty, strzelał nawet do pustych garnków. Jak jechał samochodem na szosie i szedł Polak, to zatrzymywał i kazał mu uciekać w pole. Powiedział, że jak uciekniesz, będziesz żył. Puszczał na odległość do stu metrów i z karabinu z lunetką strzałem w tył głowy trafiał. To był doskonały strzelec, miał karabin Remingtona z lunetką. W ciągu trzech tygodni urzędowania czterdziestu siedmiu Polaków zastrzelił. Też dostałem rozkaz natychmiast zlikwidować, musiałem się spieszyć. Trudno było mi wybrać miejsce. (…) Najlepszym miejscem był Powsin, cmentarz w Powsinie. Tam 13 marca o godzinie trzynastej trzydzieści dwie, bardzo dla mnie szczęśliwa cyfra, został zlikwidowany i czterech żandarmów, którzy z nim jechali.”
Przez lata w PRL zamach ten wraz z Armią Krajową skazany był na zapomnienie, dopiero lata siedemdziesiąte przyniosły pierwszy artykuł na ten temat, autorstwa żołnierza AK, Stefana Cendrowskiego (po latach w roku 1996 opublikowany ze zmianami w książce “Na przedpolu Warszawy”). Dzisiaj ten artykuł przypominamy, bowiem jest on mało znany, a zawiera wiele ciekawych szczegółów, które uzupełnią artykuł Jacka Latoszka. Dostępny jest on także w formie skanu w dziale “Dokumenty” na portalu, ale w tej postaci jest nieco łatwiejszy do czytania. Uważny czytelnik dostrzeże zapewne kilka różnic pomiędzy oboma artykułami, ale należy je złożyć na upływ czasu jaki minął nim spisano relacje uczestników zamachu, stąd też w szczegółach zazwyczaj się one nieco różnią. Celem zachowania zgodności z artykułem zmieniono jedynie pisownię nazwiska na prawidłową – Bunjes.
Stolica nr 36 z 8 września 1974 r, s. 6
WYROK NA BUNJESA
Początek 1944 r. nie był dla okupanta okresem pomyślnym i uzyskiwane wiadomości z przebiegu walk frontowych, nie wróżyły Niemcom niczego dobrego. Armia Czerwona odnosząc zwycięstwa przesunęła front walk w przedwrześniowe granice Polski. Opór wojsk hitlerowskich na froncie wschodnim słabł. Walki na froncie zachodnim również nie były dla Niemców pomyślne. Opór społeczeństwa polskiego, chociaż dławiony przez okupanta ze zwierzęcą brutalnością przybierał na sile.
Wprowadzony przez gubernatora Franka dekret upoważniał każdego funkcjonariusza policji i żandarmerii do stosowania najostrzejszych form represji za „przeszkadzanie władzom okupacyjnym w utrzymywaniu porządku. Szczególnie gorliwym wykonawcą dekretu był dowódca żandarmem na dystrykt warszawski Oberleutnant Bunjes, który w od-dziale żandarmerii przy ul. Dworkowej w Warszawie pełnił funkcje zastępcy dowódcy na powiat warszawski. (Dowódcą powiatowego oddziału żandarmerii był Hauptmann Karl Lipscher). Bunjes został do Warszawy przeniesiony służbowo z Sokołowa Podlaskiego w końcu 1941 r. Chciano uchronić go przed wyrokiem śmierci wydanym przez Sąd Polski Podziemnej za zabójstwa i znęcanie się nad Polakami. Po objęciu urzędowania na nowej placówce w Warszawie, Bunjes nie tylko nie zmniejszył represji w stosunku do ludności polskiej, ale stał się jeszcze bardziej okrutny. Po kilku tygodniach „urzędowania” liczba ofiar zamordowanych przez Bunjesa na terenie Rejonu V wyniosła 46 osób. Wśród pomordowanych znajdowali się ludzie zatłuczeni przez niego kijami jak to np. miało miejsce w wypadku Szczepana Smaderka pracownika papierni w Mirkowie. Terror zastosowany przez Bunjesa wywołał niepokój wśród ludności na tym terenie. Kierownictwo Walki Cywilnej poleciło wykonać wyrok śmierci na Bunjesie, Oddziałowi Dywersji Bojowej Rejonu V Armii Krajowej, dowodzonemu przez Stanisława Milczyńskiego, pseud. — „Gryf”. Zastosowano ścisłą obserwację trybu „urzędowania” Bunjesa. Stwierdzono, że w asyście 4—5 żandarmów, wyjeżdża często w teren, na „inspekcję”, używając na zmianę dwóch samochodów — żółtej „budy” lub osobowego mercedesa. Ponadto ustalono, że w Jeziornie, gdzie zatrzymywał się w restauracji lub w Piasecznie — po wizytacji posterunków policji granatowej przesiadał się do drugiego samochodu. Trasa jaką jeździł, prowadziła albo przez Wilanów, Powsin, Klarysew do Jeziorny a dalej przez Skolimów, Chylice, Piaseczno, Dąbrówkę, Pyry i Służewiec do Warszawy na ul. Dworkową, albo w odwrotnym kierunku przez te miejscowości z tym, że co drugi dzień zmieniał kierunek jazdy zachowując wszelkie środki, ostrożności.
Przy opracowywaniu planu likwidacji Bunjesa, brano pod uwagę obie trasy tj. Warszawa — Pyry
Po dokładnym rozpoznaniu obu tras, dowódca Oddziału D. B. ppor. — „Gryf’ — uznał, że najlepszym miejscem na zasadzkę jest cmentarz w Powsinie, znajdujący się poza budynkami osiedla Powsin, ogrodzony od strony szosy murem, dającym doskonałą zasłonę. Obrane miejsce dawało także dobre pole widzenia i ostrzału na szosę.
Powodzenie akcji wymagało specjalnego przygotowania i doboru ludzi. Wybrano wypróbowanych w walkach żołnierzy, którzy ukończyli konspiracyjną podchorążówkę [w Słomczynie – PK] oraz przeszli odpowiednie przeszkolenie bojowe, mających za sobą wiele udanych akcji.
Wspomniany dowódca Dywersji Bojowej ppor. „Gryf” — był doskonałym strzelcem zaopatrzonym w bardzo dobry i celny karabin mauser, zaś swoich ludzi wyposażył w pistolety maszynowe — steny oraz granaty. Skład oddziału bojowego przedstawiał się następująco: dowódca — ppor. „Gryf” Stanisław Milczyński, sierż. podchorąży „Wilczek” — Józef Jabłoński, kaprale — „Kiejstut” — Ksawery Frank, „Cichy” — Janusz Radomyski, „Adolf’ — Michał Sokolnicki. „Radwan” — Bogdan Łączyński, „Dąb
Dom Stanisława Czubka, za S. Milczyński, Dziennik por. „Gryfa” 1939-1945, Toronto 2005 |
Oddział bojowy zajął 13 marca 1944 roku o godzinie 7 rano w Powsinie domek w zagrodzie Stanisława Czubka. Domek położony był najbliżej cmentarza od północnej strony Powsina. W czasie pobytu tam członkowie oddziału udawali skoczków z Anglii prowadząc między sobą rozmowy w języku angielskim, choć znali zaledwie kilka słów w tym języku. Udawali, że nie rozumieli po polsku. Ten wybieg jak również rozkaz dowódcy „Gryfa” używania w czasie akcji tylko amunicji zrzutowej „Remington” miał na celu zmylenie Niemców, że to nie Polacy strzelali w Powsinie, co miało zapobiec represjom w stosunku do miejscowej ludności.
Cała trasa została obstawiona czujkami, którymi dowodził „Ekonom” kpr. pchor. Stefan Krzystosiak, znający doskonale ten teren. W czasie oczekiwania, około godziny 10, nadeszła wiadomość, że Bunjes wyjechał mercedesem z ul. Dworkowej w kierunku Piaseczna. W tym czasie z pobliskiego kościoła w Powsinie wyruszył kondukt pogrzebowy na pobliski cmentarz, przechodząc obok domu, w którym kwaterował oddział bojowy. Wykorzystując to, zamachowcy przyłączyli się do konduktu i tak doszli na cmentarz. Tam oczekiwali dalszych meldunków. Wkrótce nadjechał goniec z wiadomością, że Bunjes odesłał mercedesa w stronę Piaseczna, a zatrzymał „budę” w Jeziornie. Wszystko zatem wskazywało, że będzie on wracał do Warszawy przez Powsin „budą” w asyście czterech żandarmów’ oraz kierowcy. W takiej sytuacji oddział zajął stanowiska bojowe. Murek cmentarza oraz zadrzewienie terenu decydowały, że stanowiska były dobrze chronione. „Gryf” ustalił, że sygnałem otwarcia ognia będzie jego strzał z karabinu.
O godzinie 13.00 żołnierz czujki zameldował, że „buda” z żandarmami wyjechała z Jeziorny w kierunku Powsina. W kilka minut potem na szosie ukazał się samochód z żandarmami. Pierwszy strzał do kierowcy samochodu oddał ppor. „Gryf — strzał był celny i spowodował, że samochód raptownie skręcił w stronę cmentarza i zatrzymał się w odległości kilku metrów od stanowisk oddziału. Zamachowcy otworzyli wówczas ogień z pistoletów maszynowych i obrzucili budę granatami. Zaskoczeni żandarmi odpowiadali chaotycznie. Po kilku minutach walka była skończona — wszyscy Niemcy polegli. Zabrano broń i amunicję, a samochód podpalono. Oddział DB nie poniósł żadnych strat. W teczce Bunjesa znaleziono listę osób, zamieszkałych na terenie Rejonu V. które miały być następnej nocy aresztowane. Bunjesa, któremu kilka razy udawało się uniknąć wyroku Polski Podziemnej dosięgła zasłużona kara. Po zamachu jedna grupa wycofała się polami do Słomczyna. zaś druga z bronią własną i zdobyczną, furmanką rolnika z Powsina, dotarła do lasu Kabackiego a stamtąd zarekwirowanym samochodem ciężarowym do swych kwatery. Trzeba nadmienić, że najbliższy garnizon niemiecki znajdował się w Klarysewie około 2 kilometrów od miejsca akcji, a garnizon wojska i żandarmerii w Wilanowie.
Wiadomość o likwidacji Bunjesa rozeszła się szybko. Mężczyźni w obawie represji ze strony Niemców uciekli z Powsina i okolic do pobliskiego lasu Kabackiego i na tereny nadwiślańskie. Wkrótce po zamachu przyjechał do Powsina dowódca żandarmerii z ulicy Dworkowej Hauptmann Lipscher w asyście dużej grupy żandarmów i gestapo. Po zabraniu zabitych, polecił natychmiast rozebrać murowane ogrodzenie cmentarza oraz ogrodzenie przy kościele.
Żadnych represji w stosunku do mieszkańców Powsina i okolic nie zastosowano. Władze niemieckie obawiały się po prostu odwetu ze strony Polski Podziemnej — jak to miało miejsce w Kępie Latoszkowej na terenie gminy Wilanów, kiedy to koloniści niemieccy tam zamieszkali osaczyli czterech żołnierzy AK ze zgrupowania „Baszta” i rozstrzelali ich zanim jeszcze przybyła żandarmeria. W odwet za to żołnierze AK w dniu 26 września 1943 roku dokonali nocą wypadu na tę miejscowość, podczas którego zastrzelonych zostało kilku kolonistów a zabudowania ich spalone. Akcję wypadową rozpoczęto w Wilanowie, gdzie zlikwidowano posterunek żandarmerii oraz rozbito oddział lotników, kwaterujący w Pałacu Wilanowskim. Zaraz po akcji powsińskiej nastąpiła interwencja volksdeutschów z pobliskich miejscowości, z Kępy Zawadowskiej i Latoszkowej. Z sołtysem Augustem Kernerem na czele u Kreishauptmanna na powiat warszawski Rupprechta o niestosowanie represji w stosunku do Polaków w obawie odwetu. Tego rodzaju obawy dotyczyły również pozostałych volksdeutschów. zamieszkałych na terenach Pyr. Dąbrówki i Wilanowa. Był już marzec 1944 roku. Armia Radziecka wraz z Wojskiem Polskim dochodziły już do linii Bugu niosąc wyzwolenie.
Szkic powyższy opracował na podstawie relacji ppor. „Gryfa”, b. dowódcy oddziału Dywersji Bojowej i uczestników zamachu STEFAN CENDROWSKI „PROM”. Zdjęcia ze zbiorów Jacka Latoszka.
Artykuł przedrukowany za zgodą autora ze strony https://okolicekonstancina.pl
Druga połowa XVIII wieku to czas, w którym nasila się osadnictwo w okolicach Warszawy na zasadach i prawach powszechnie zwanych „olęderskimi”. Pierwszą miejscowością na terenie dzisiejszej Polski, gdzie sprowadzeni zostali na tych prawach osadnicy był Pasłęk położony na ziemi pruskiego plemienia Pogezanów, podbitego przez krzyżaków w XIII wieku. Olędrzy, pierwotnie byli osadnikami przybyłymi przeważnie z Fryzji i Niderlandów (Holandii), najczęściej wyznania menonickiego, którzy w XVI i XVII wieku w wyniku prześladowań religijnych w swojej ojczyźnie, zaczęli osiedlać się w północnej Polsce. W czasach późniejszych mianem olędrów określano osadników różnych narodowości, najczęściej Niemców, ale też i Polaków.
Spośród rejonów, gdzie osiedli olędrzy na południe od Warszawy, były nieużytki Urzecza, położone po obu stronach Wisły. Jednym z pierwszych miejsc w rejonie Wilanowa, gdzie w XVIII wieku założyli swoją osadę była Kępa Oborska.
W początkowym okresie osadnicy nie posiadali swych księży ani kościołów, toteż już w 1773 roku chrzty, małżeństwa i zgony zapisywane były w księgach metrykalnych parafii w Wilanowie, Powsinie, Karczewie i Słomczynie. Księża katoliccy nie odmawiali sakramentów ewangelikom, ale pamiętać trzeba, że wśród olędrów wielu było wyznania rzymsko-katolickiego. 26 lutego 1798 roku pruski landrat (urzędnik administrujący powiatem, reprezentujący interesy króla pruskiego) z Czerska wysłał pismo do dworu w Oborach „aby nakazać Holędrom, iż co który umrze czy stary czy młody, podawali proboszczowi Słomczyńskiemu do zapisu w xięgi kościelne” - mając na myśli mieszkańców Kępy Oborskiej.
Po wytyczeniu gruntów pod swe gospodarstwa, olędrzy wydzielili też miejsce pod cmentarz. Znajdował się on nad brzegiem Wisły, stąd też liczne wylewy tej kapryśnej, dzikiej rzeki powodowały niszczenie miejsca pochówków. W latach czterdziestych XIX wieku nazywano go już „dawny”, zatem można przyjąć, że nie był już używany od dłuższego czasu. Ostatecznie zniszczono go wówczas, kiedy w połowie XIX wieku sypano „części wału ochronnego od dawnego cmentarza przez Kępę Oborską do granicy falenickiej”. Czyli fragmenty cmentarza znalazły się pod wybudowanym wałem. Pracami, z ramienia Komitetu Budowy Wałów Niziny Moczydłowskiej kierował dziedzic Bielawy Henryk Rossman. Zdarzały się też przypadki, że tereny cmentarzy w niektórych wsiach zabierała Wisła.
Kępa Zawadowska leżała w pobliżu folwarku Zawady i podobnie jak on, należała do Dóbr Wilanowskich, których właścicielką w II połowie XVIII wieku była Izabela Lubomirska, a od 1799 roku jej córka Aleksandra z Lubomirskich z małżonkiem Stanisławem Kostką Potockim. W wielu publikacjach, między innymi Jana Kazimierczuka i na stronach Wikipedii, możemy przeczytać, że historia Kępy Zawadowskiej zaczyna się w roku 1819. Jednak jak się okazuje jest to niewłaściwa data, bowiem z zachowanych dokumentów wynika, że założono ją w 1777 roku. W pruskich aktach sądowych z lat 1795-1806 (lewobrzeżne Urzecze po trzecim rozbiorze Polski znalazło się pod panowaniem Prus) zachował się odpis kontraktu zawartego w 1777 roku przez pełnomocników Izabeli Lubomirskiej z osadnikami z Kępy Zawadowskiej. Miał obowiązywać przez czterdzieści lat.
Kircha na Kępie Zawadowskiej |
W artykule 18 kontraktu urzędowego z 1834 roku ustalono ostatecznie nazwę wsi dotychczas zwanej różnie - „Kolonia Holendrów”, „Holendry na Kępie”, „Kolonia dawnych Holendrów”, „osada kolonii w przedmiocie będącej mieć będzie nazwisko Kępy Zawadowskiej”. Wówczas wytyczono główną drogę biegnącą przez środek wsi, czyli (w przybliżeniu) dzisiejszą ulicę Bruzdową i drugą przy Wiśle, obecną ulicę Wał Zawadowski. Ustalono również teren pod karczmę, która miała stanąć nad brzegiem Wisły w miejscu zwanym Sucha Trawa przy starej bindudze. W czasie podpisywania kontraktu urzędowego we wsi był już kantor-nauczyciel, który mieszkał w budynku mieszczącym szkołę i salę modlitwy, jednak powódź wiosenna w 1842 roku dom ten zniosła. Nowy budynek zboru, mieszczący także salę lekcyjną i mieszkanie nauczyciela, z drewna ofiarowanego przez hrabiów Potockich, wystawiono wiosną 1852 roku. Jego resztki przetrwały około 100 lat. Ponieważ Niemcy w czasie II wojny światowej z bardzo wielu polskich, katolickich kościołów pokradli dzwony, w tym dzwony z kościoła św. Anny w Wilanowie, po jej zakończeniu kilkunastu okolicznych mieszkańców ściągnęli dzwon ze zboru na Kępie Zawadowskiej i zawiesili na jednej z wież wilanowskiej świątyni, gdzie wisi do dziś.
Na planie z 1831 roku jest widoczny również cmentarz. Teren przeznaczony pod jego założenie stanowiła prostokątna działka nr 29 o powierzchni 3 mórg i 151 prętów położona na nieużytkach, co wyraźnie zapisano na planie. Graniczyła z działkami-gospodarstwami nr 16 należącym do Jana Gabriela i nr 17 Fridricha Witta. Cmentarz ten, zapewne nowy, usytuowano w dużej odległości od Wisły, znając losy tych, które wcześniej wytyczono w pobliżu jej brzegów. Być może miało to miejsce właśnie w 1819 roku podczas spisywania nowej umowy, czterdzieści lat po pierwszym kontrakcie. (Istnieje także możliwość, że jest to ten sam, który wytyczono w latach siedemdziesiątych XVIII wieku). Dokładnej daty jego powstania niestety nie można obecnie ustalić. Co ciekawe, ani jednego olęderskiego cmentarza, mimo że istniał, nie ma na żadnych mapach z XIX wieku, nawet tych szczegółowych. Jednak osoby wymienione w aktach zgonów wystawionych przed rokiem 1831 przez „Nauczyciela Szkoły Elementarney Willanowskiey sprawującego obowiązki Urzędnika Cywilnego Gminy Willanowskiey w Powiecie i Departamencie Warszawskim Stanisława Pawłowskiego”, były zapewne grzebane właśnie na cmentarzu ewangelickim na Kępie Zawadowskiej. W opisie wykonanym na wspomnianym planie z 1831 roku, wszystkie działki-gospodarstwa, a było ich 26, zmieniły pierwotnych właścicieli, czy to drogą kupna-sprzedaży czy dziedziczenia. Zatem musiało upłynąć już wiele dziesiątków lat, gdy ten pierwotny podział był przeprowadzony, podczas którego wytyczono teren pod cmentarz. Cmentarz ten, którego nową bramę i ogrodzenie wykonano 1931 roku w tym samym miejscu przetrwał do naszych czasów. Był użytkowany przez kolonistów, mieszkańców wsi Kępy Zawadowskiej i mieszkańców, graniczącej z nią od zachodu przez rzekę Wilanówkę, wsi Kępa Latoszkowa.
W czasie II wojny światowej praktycznie wszyscy niemieccy koloniści z tych wsi podpisali volkslistę, czynnie zwalczając polskie dążenia niepodległościowe oraz prześladując i mordując Polaków. Ze wspomnień pana Józefa Bogdana z Kabat, po wojnie mieszkańca Powsinka: „Na podwórku u Jobsa (Piotra, folksdojcza zwanego „Krwawy Pietrek”, mieszkańca Kępy Latoszkowej), tak nas bili, że trzy razy traciłem przytomność i cucili mnie kubłem zimnej wody. Gdy już przestali bić, zaprowadzili mnie i Karasia do pobliskiego zagajnika. Głośno wrzeszcząc kazali nam uklęknąć i odmawiać pacierz. W pewnej chwili usłyszałem strzał, ale bałem się spojrzeć w bok. Zaraz potem huknął drugi strzał i teraz byłem pewien, że kolejny będzie już na pewno we mnie. Gdy byłem gotowy na śmierć stało się inaczej. Okazało się, że chcieli nas przestraszyć i po chwili kazali wstać i zaprowadzili do pobliskiej piwnicy, gdzie nas zamknęli”.
Ofiarami folksdojczów, cytowanego powyżej Józefa Bogdana i sześciu innych mieszkańców okolicznych wsi, którzy trafili do obozu śmierci w Auschwitz, padli także żołnierze Armii Krajowej. Ze wspomnień Polaków, mieszkańców Kępy Zawadowskiej, dowiadujemy się, że już we wrześniu 1939 roku, gdy wojska niemieckie zajęły te tereny, a Warszawa broniła się jeszcze, miejscowi Niemcy przyczynili się do śmierci żołnierzy Wojska Polskiego. Grupa około 8-9 żołnierzy trafiła w te strony, chroniąc się w niewielkim zagonie kukurydzy. Zobaczył to „niemczak” (tak nazywano w tych stronach chłopców narodowości niemieckiej) i powiadomił swego ojca, a ten zameldował o tym żołnierzom niemieckim, którzy po przybyciu ostrzelali pole kukurydzy z karabinu maszynowego. Dwóch rannych, pozostałych przy życiu żołnierzy WP dobito na miejscu. Niemcy kazali pochować zabitych Polaków pod murem ewangelickiego cmentarza, ale od zewnętrznej strony. Po miesiącu lub dwóch okoliczni mieszkańcy potajemnie ekshumowali ich i na wozie przewieźli na cmentarz parafialny do Wilanowa, grzebiąc we wspólnej mogile.
Za dokonane zbrodnie sądy Polskiego Państwa Podziemnego skazały winnych m.in. braci Borau (zwanych Boruchami), Piotra Jobsa na kary śmierci. Wyrok wykonano 26 września 1943 roku podczas operacji zbrojnej zwanej Akcją „Wilanów”. Folksdojcze, na których wykonano wyroki śmierci, zostali pochowani na cmentarzu ewangelickim na Kępie Zawadowskiej. Miejscowi Niemcy-ewangelicy chowali na nim swoich zmarłych do lipca 1944 roku, kiedy to uciekli do Rzeszy przed nacierającymi ze wschodu wojskami sowieckimi. Gospodarstwa po nich przejął skarb państwa, a następnie niektóre z nich przekazał rolnikom z Wilanowa, których wywłaszczono z ziemi, na której stanęła elektrociepłownia „Siekierki”.
W 1947 roku, gdy stawiano pomnik i grodzono cmentarz Powstańców Warszawy w Powsinie, ktoś rzucił propozycję, żeby wykorzystać do jego budowy kamień z okolicznych cmentarzy ewangelickich, jednak rodziny poległych Powstańców i miejscowa ludność się na to nie zgodziła. Teren cmentarza był porządkowany ze środków publicznych Gminy Warszawa – Wilanów, a obecnie robi to Urząd Dzielnicy Wilanów m.st. Warszawy. Wszystkich osadników, którzy zamieszkiwali te tereny od XVIII wieku upamiętniono, nadając jednej z ulic znajdującej się nieopodal od cmentarza ewangelickiego nazwę – Olęderska.
Krzysztof Kanabus
Źródła:
Obok pałacu królów i zwycięstw pomników,
Wznoszą się niżkie domki szczęśliwych rolników
„Pańszczyznę” - znakomitą książki Kamila Janickiego o naszych chłopskich przodkach, omawialiśmy w poprzednim numerze. Teraz temat kolejny a jest ku temu stosowna okazja -160. rocznica uwłaszczenie chłopów w Królestwie Polskim.
Przypomnijmy. 9 marca 1864 roku, była to środa, godzina 9 z rana, do wsi Willanów przybyły Wysokie Dostojne Osoby ze świtą i ogłosiły Włościanom Najwyższy Ukaz. Na miejsce ceremonii, „wcześniej przygotowane i odpowiednio urządzone”, wybrano dziedziniec przed pałacem. Zgromadzili się tu włościanie z okolicznych wiosek, należących do dóbr wilanowskich, a także wójtowie z sąsiednich gmin. W tym miejscu i w tym czasie osobiście znajdować się raczyli Hrabia August Potocki wraz z małżonką oraz W. Pancera pełnomocnik Dóbr Wilanowskich. Treść Ukazu znamy, bo na szczęście, tego samego dnia, w dniu 9 marca 1864 roku zamieściła go Gazeta Warszawska w numerze 56.
Rodzina chłopska z okolic Wilanowa |
Ukazem w dniu dzisiejszym przez nas podpisanym ustala się ostatecznie byt licznej klasy włościan, którzy jednocześnie stają się właścicielami gruntów, dotąd w posiadaniu ich zostających, dziedzicom zaś, za przejście gruntów tych na własność włościan i zniesienie w skutku tego powinności włościańskich postanawia wyznaczyć ze skarbu Królestwa odpowiednie wynagrodzenie.” Cytuję niewielki fragment całości i wspomnę, iż dalej Ukaz Najwyższy traktował o urządzeniu gmin wiejskich, sądów gminnych, urządzeniu włościan i Komissyi Likwidacyjnej. Znosił wszelkie formy uzależnienia chłopa od dworu. Szlachta została pozbawiona nie tylko darmowej pracy chłopa, ale utraciła także władzę administracyjną wobec wsi oraz sądowniczą.
„W następstwie przejścia gruntów na własność, nie zachodziła już żadna poważna przyczyna zachowania nadal dziedzicom patrymonialnej jurysdykcji połączonej z urzędem wójta gminy.” W gminach i gromadach wioskowych, administrację interesów gminnych i gromadzkich Ukaz powierzał zebraniom gminnym i gromadzkim oraz osobom przez takowe zebranie wybranym. Po ogłoszeniu Ukazu przystąpiono do sporządzania Tabel likwidacyjnych. Tabele zawierały wykaz wszystkich osad (zagród) przechodzących na własność włościan i ilości gruntów przynależnych każdej osadzie (zagrodzie). Ponadto ustanawiały „ścisłe wskazanie praw włościan do służebności i użytków”, czyli do drzewa budowlanego, opałowego, pastwisk, łąk oraz wynagrodzenie dziedzica za zniesienie powinności włościan.
I kolejny cytat: „Dziedzic lub jego pełnomocnik, jak i cala gromada wioskowa i każdy z pojedynczych gospodarzy, gdyby kto nie był zadowolony, może po odczytaniu Tabeli, lub zaraz podać na piśmie swoje zarzuty, lub zapowiedzieć tylko, ustnie lub na piśmie, że zarzuty we właściwym poda terminie. Komissyja Spraw Włościańskich złożone zarzuty rozpatrywać miała obowiązek.” Oryginalne, ostatecznie zatwierdzone Tabele likwidacyjne przesyłane były do zatwierdzenia właściwym Komissyom Spraw Włościańskich.
Na swoim zagonie i pod własną strzechą
Przede mną kopia oryginału” Likwidacyjnej Tabeli” w języku rosyjskim, poświadczona przez Archiwum Państwowe m.st. Warszawy oraz kopia tekstu Tabeli likwidacyjnej we wsi Wilanów, tłumaczenie z języka rosyjskiego przez Stanisława Ranow, tłumacza przysięgłego przy Sądzie Wojewódzkim dla m.st. Warszawy, opatrzona stosownymi pieczęciami. Tekst został przyjęty do Archiwum Skarbowego w 1938 roku. Oto zagrody oddane na zupełną własność włościanom.
Zagroda porządkowy nr 1, wg projektu Tabeli likwidacyjnej Wojciech Michrowski otrzymał: grunty pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub ogrodu 780 s., pod ornym polem 7d.2264 s., pod łąkami 4d.626s., pod pastwiskiem 324 s., nieużytki 320s., razem gruntu 12 d.1914 s.
W roku 1877 do Tabeli likwidacyjnej wsi Wilanów został wpisany zagroda porządkowy pod Nr 2właściciel 36 prętów gruntu ogrodowego (226 s) opuszczony w tej tabeli Stanisław Garnuch, przy czym został zmniejszony o takiż sam obszar przydział zagrody Nr 1, w skład której omyłkowo była włączona omawiana działka, a także została poprawiona w tablicy numeracja następna zagród)
Zagroda porządkowy Nr 3/ wg projektu tabeli likwidacyjnej Nr 2/. Gruntu pod budynkiem mieszkalnym= 586 s., z ogrodem lub bez ogrodu, pod ornym polem=8d.2222s., pod łąkami=2d.12s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=132s., razem gruntu=11d.876s. Właściciel zagrody KLIMEK Jakub(Jakow).
Zagroda porządkowy Nr.4. w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr. 3/. KOTAŃSKI Józef (Iosif). Gruntu pod budynkiem mieszkalnym=z ogrodem lub bez ogrodu=1240s., pod polem ornym=8d.844s., pod łąkami=1d.1990s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=112s., razem gruntu=10 d.2110s.
Zagroda porządkowy Nr. 5. w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr 4. LENARCZYK Michał. Gruntu pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez ogrodu=1134s., pod polem ornym=8d.1146s., pod łąkami=2d.736., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=126s., razem gruntu=11d.1066s.
Zagroda porządkowy Nr.6. w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr 5. OSIŃSKI Stanisław. Gruntu pod budynkiem mieszkalnym, z ogrodem lub bez ogrodu=992s., pod polem ornym=8d.794s., pod łąkami=2d.1748s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=132s., razem gruntu=11d.1590s.,
Zagroda porządkowy nr.7. w/g tabeli likwidacyjnej Nr 6. CZAJKOWSKI Kacper. Gruntu pod budynkiem mieszkalnym, z ogrodem lub bez ogrodu=1130s., pod polem ornym=8d.530s., pod łąkami=2d.330s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=132s., razem gruntu=11d.46s.
Zagroda porządkowy Nr.8, w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr 7 RYBARCZYK Michał. Gruntu pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez ogrodu=778s., pod polem ornym=9d.198s., pod łąkami=1d.2034s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=112s. razem gruntu=11d.1096s.
Zagroda porządkowy Nr.9 RYBARCZYK Agnieszka i Zagroda porządkowy Nr.10, w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr 8. RYBARCZYK Szczepan. Gruntu pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez ogrodu=1134s., pod polem ornym=8d.2160s., pod łąkami=1d.2080s., pod pastwiskiem=324 s., nieużytki=110s. razem gruntu=11d.1308s.
Zagroda porządkowy Nr.11, w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr 9. Gruntu pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez=684s., gruntu ornego:8d.1842s., pod łąkami=1d.1522s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=142s., razem gruntu=10d2114s. Właściciel zagrody Nr.11 – OMYŁKA Mikołaj.
Zagroda porządkowy Nr.12. w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr.10. RYBARCZYK Marcin. Grunty: pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez= 942s., gruntu ornego=8d.1516s., pod łąkami=1d.1846s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=312s., razem gruntu=11d.140s.
Zagroda porządkowy Nr.13. w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr.11. OŻENSKI Mateusz. Gruntu pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez=936s., gruntu ornego=9d.538s., pod łąkami=1d.822s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=274s., razem gruntu=11d.494s.
Nr14 RYBARCZYK Walenty i Zagroda porządkowy. Nr.15. w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr 12. RYBARCZYK Andrzej. Gruntu pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez=700s., grunty orne=8d.1118s., pod łąkami=2d160s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=282s., razem gruntu=11d.184s.
Zagroda porządk.Nr.16. w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr 13. PYRKA Grzegorz. Grunty pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez=846s., grunty orne=9d.1618s., pod łąkami=1d.930s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=96s., razem gruntu=12d.14s.
Zagroda porządkowy Nr.17. w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr 14. KRULAK Kacper. Grunty pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez=1200s., grunty orne=10d,2330s., pod łąkami=1d.1128s., pod pastwiskiem=924s., nieużytki=74s., razem gruntu=13d.256s. (Mój dopisek: na kopii dokumentu w nazwisku Królak widać wyraźnie U przerobione na Ó)
Zagroda porządkowy Nr.18. w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr 15. SZYDŁOWSKI Antoni. Grunty pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez=986s., grunty orne=9d.688s., pod łąkami=1d.1158s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=134s., razem gruntu 11 d.890 s.
II. ZAGRODY, PODPADAJĄCE POD DZIAŁANIE „UKAZU” Z DNIA 19.II. (2.III.) 1864 roku.
Zagroda porządkowy Nr.19, w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr.16. GRZELEWSKI Józef (Iosif). Grunty pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez=774s., grunty orne=8d.564s., pod łąkami=1d.2354s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=216s., razem gruntu=10d.1832s.
Zagroda porządkowy Nr.20, w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr.17. WIŚNIEWSKI Jan. Gruntu pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez=1040s., grunty orne=9d.1126s. pod łąkami=1d.578s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=108s., razem gruntu=11d.778s.
Zagroda porządkowy Nr. 21, w/g projektu tabeli likwidacyjnej Nr.18 ŻEBROWSKI Andrzej. Gruntu pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez=1088s., grunty orne=9d.888s., pod łąkami=1d.544s., pod pastwiskiem=324s., nieużytki=116s., razem gruntu=11d.560s.,
Zagrody: porządkowy Nr.22. MICHALSKI Józef (Iosif), porządkowy Nr 23 WiśniewskiWojciech, porządkowy Nr 24 Żygański Wojciech, porządkowy Nr 25 Szerszeń Jan, wszystkiewymienione zagrody (Nr Nr.22,23,24,25) wg tabeli likwidacyjnej projektowano Nr.19.gruntu pod budynkiem mieszkalnym z ogrodem lub bez 594 s., grunty orne-9d.794s., pod łąkami 1 d. 974 s. pod pastwiskiem 328 s. nieużytki 98s, razem gruntu 11d.388s.
Zagroda porządkowy numer 26, według projektu tabeli likwidacyjnej nr 20. Pyrka Józef Gruntu pod budynkiem mieszkalnym- grunty orne 1d.920s., razem gruntu 1d.920s.
Ukaz wydzielał także grunty społeczne, ziemię dla sołtysa i szkoły wiejskiej grunta pastwiskowe i nieużytki. Wszystkie zagrody objęte ukazem uzyskały prawo do wypasania na ogólnym pastwisku bydła rogatego oraz koni. Włościanie ponadto otrzymywali corocznie 11 furmanek zbieraniny (furmanki jednokonne) i po 1 furmance kołków z Lasów Chojnowskich. Na korzyść byłego właściciela wioski Wilanów zatwierdzono kapitał likwidacyjny w wysokości osiem tysięcy 448 rubli 67 kopiejek.
Dziesięć lat później, czyli w 1874 roku
Wieś Willanów, w której było całorolnych osad 19 i tak zwanych dwudniaków osad 5, obecnie, po zniesieniu pańszczyzny, sposób życia drobnych właścicieli tak pod względem moralnym, jak i materialnym, widocznie się poprawia. Góruje przede wszystkim u nich myśl o zapewnieniu bytu, tj. zasobów pieniężnych a potem i wygód domowych. Grunta lepiej uprawiane, budowle porządkowane, zaprowadzane przy takowych ogrodzenia parkanowe, w ogródku sadzone drzewa owocowe.
Opr. Barbara Olak
Wg mojej najlepszej wiedzy 1 dziesięcina równa się 1 ha 0925 m kw. a 1 sążeń kw. = 4,5 m kw.
Pewne fakty z historii, które należy tu przypomnieć.
Od początku XIX wieku hasło uwłaszczenia chłopów wysuwali przedstawiciele wielu nurtów polskiego ruchu wyzwoleńczego, w praktyce jednak realizowały je rządy zaborcze.
W zaborze pruskim realizacja uwłaszczenia rozpoczęta w 1811 roku trwała blisko pół wieku. W Galicji (w wyniku ruchów rewolucyjnych 1846r. i 1848r.) uwłaszczenie ogłoszono w 1848 roku, a przeprowadzono w ciągu 10 lat.
W Królestwie Polskim uwłaszczenie chłopów ogłosił w 1863 roku powstańczy Rząd Narodowy (dekrety uwłaszczeniowe). Manifest Tymczasowego Rządu Narodowego, wydany 22 stycznia 1863 r., ogłaszał „wolnymi i równymi wszystkich synów Polski, bez względu na wiarę, pochodzenie czy stan”. Chłopi otrzymali na własność dzierżawioną ziemię, a bezrolni mieli ją uzyskać dopiero po przyłączeniu się do walki w powstaniu. Wczesną wiosną 1863 r. dekrety uwłaszczeniowe wchodziły w życie. Niestety, powstańczy manifest nie dotarł do szerszego kręgu mas chłopskich. Ostatecznie Dekret Rządu Narodowego wydany 22 stycznia 1863 r. nie został zrealizowany. (Za Encyklopedią PWN).
Za to car Aleksander II, bacznie obserwując co dzieje się na ziemiach polskich 2 marca 1864 roku ogłosił ukaz, który „zapewniał chłopom wszystkie korzyści powstańczych dekretów uwłaszczeniowych”. Ukaz carski miał na celu odciągnięcie chłopów od udziału w Powstaniu. Tak jednak nie stało się. Działające w polu chłopskie oddziały partyzanckie nie zrezygnowały z walki. Najdłużej, aż do grudnia 1864 roku był w walce złożony głównie z chłopów, oddział legendarnego ks. Stanisława Brzóski.
Udział chłopów w Powstaniu Styczniowym czeka na swego autora. Podamy tylko, że na 462 powstańców powieszonych lub rozstrzelanych na podstawie sądów rosyjskich w latach 1862-1866 chłopów było -71.
Dzień 16 stycznia 2006 r. to ważna data dla nas i naszej społeczności. Właśnie tego dnia grupa entuzjastów miejscowej kultury, tradycji i wszystkiego co dotyczy powsińskiej i zarazem urzeczańskiej Ojcowizny z radością przyjęła propozycję ówczesnego Proboszcza ks. Jana Świstaka i Roberta Woźniaka, dyrektora Centrum Kultury Wilanów (CKW). Dotyczyła ona utworzenia Klubu Kultury – Domu Pracy Twórczej w prawie 100-letnim budynku byłej plebani przy ul. Ptysiowej 3.
…Na plebanię przyszli w mroźny dzień,
pomagać i tworzyć choć nadziei cień.
W ten to sposób nadszedł wreszcie czas.
by nasz Klub tu się otworzył.
Ref. Cicha woda brzegi rwie… (słowa Teresa Gałczyńska - fragment piosenki „Powsińska cicha woda” na melodię: „Cicha woda…”)
Aktywna grupa Powsinian, nie tylko ta od pokoleń przywiązana do swojego miejsca urodzenia, ale też i mieszkańcy „napływowi” identyfikujący się z ich nową Małą Ojczyzną, spontanicznie włączyła się w tworzenie tej kulturalnej placówki przy jednoczesnym poszukiwaniu sposobu na własny w niej rozwój i realizację.
I tak w ramach utworzonej Pracowni etnograficznej powstał Zespół śpiewaczy „Powsinianie”, którego członkowie – pod kierunkiem artystycznym utalentowanego muzyka Grzegorza Toporowskiego i przy akompaniamencie Kameralnego Zespołu Folklorystycznego CKW, którego członkami są doborowi absolwenci Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie - nie poddając się upływowi czasu, m.in. często śpiewają: Wiwat seniorzy, wiwat powsińska Wiara. Ty umiesz się modlić zaśpiewać, zatańczyć. Ty nigdy nie będziesz stara!
Historia powstania Zespołu i przebiegu naszej 18-letniej działalności, została przypomniana przez dyrektora Roberta Woźniaka w dniu 12 lutego 2024 roku. Odbyło się to podczas jubileuszowego, uroczystego wieczoru. Zaproszeni goście w tym: nasze dzieci i wnuczęta, ksiądz proboszcz i siostry zakonne, byli członkowie naszego Zespołu, sąsiedzi, wspomagający nas przez te lata pracownicy CKW wraz z byłą wicedyrektor Iwoną Maciąg oraz przedstawiciele Rady Dzielnicy Wilanów, mogli wysłuchać naszego okazjonalnego koncertu i obejrzeć pamiątkowe zdjęcia z niezliczonych występów oraz wydarzeń religijnych, historycznych i kulturowych.
Słuchając tych wspomnień, sami byliśmy zdziwieni, jak to było możliwe? A jednak udało się połączyć pasję z obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi. Udało się, bo nie brakowało ludzi dobrej woli i troskliwych Opiekunów, którzy nie szczędzili sił i środków dla krzewienia i utrwalania tradycji i kultury, świadczącej o naszej tożsamości i jakże cennym dziedzictwie narodowym. Jest to bowiem taki nasz swoisty „Powsiński fenomen”, godny kontynuowania i naśladowania. Utrwalają to skrzętnie artykuły zamieszczane w „Wiadomościach Powsińskich” oraz wydawnictwa i strona internetowa CKW.
Na zakończenie, oprócz wzajemnych serdecznych podziękowań, zostaliśmy mile zaskoczeni wniesionym na scenę „płonącym tortem” zdobionym haftem wilanowskim, symbolicznym kieliszkiem szampana, wręczanymi bukietami kwiatów oraz „słodkich koszy” podarunkowych. Ale te całe owocne lata, odświeżyły się „łezką w oku”, kiedy pan Robert każdemu z nas, wręczył jubileuszowy album pt. „18 lat ZESPOŁU POWSINIANIE”. Zamieszczone w nim zdjęcia utrwaliły naszą wspólną mozolną pracę, naukę, wydarzenia religijne, patriotyczne i obrzędowe, przygody i prestiżowe trofea artystyczne, wojaże turystyczne, … wzbudzając na przemian: radość, nostalgiczne wspomnienie Tych, którzy odeszli, tęsknotę za tym co minęło i stało się przeszłością.
Właśnie dlatego te minione 18. lat ośmielam się nazwać, naszą wspólną, dumną przeszłością!
Jubileuszowy album zawiera także okazjonalny wstęp, napisany przez Dyrektora Centrum Kultury Wilanów. Oto wybrane fragmenty:
„Kochani Powsinianie!
Każdy jubileusz niesie ze sobą wiele wspomnień. Przytacza na myśl chwile radosne, piękne, ale i te trudniejsze czy wręcz smutne… Ale jubileusz, to także otwarcie nowej karty, nowego rozdziału i mimo wszystko odważne spojrzenie w przyszłość…Jestem Wam ogromnie wdzięczny za to, że jesteście. Za Wasz zapał i pracę. Za wszystkie spotkania, śmiech i wspólną zabawę. Za powsińskie pączki ziemniaczane, bigos i pazibrodę. Za niezliczone wspólne kilometry i przygody. Jesteście dla mnie osobiście niezwykle ważni w mojej przygodzie życia, jaką jest praca w Wilanowie. W tej przygodzie Powsin stanowi niezwykłe miejsce, w którym skupiają się przeróżne tęsknoty…
Kochani!
Niech ta przygoda trwa i daje nam wszystkim radość. Niech sprawia także przyjemność tym, którzy Was podziwiają na scenie. Wielu sukcesów i kolejnych jubileuszy! Dbajcie o „tradycję i rozwój wszechstronny. Nie tylko dla siebie, lecz i dla potomnych”.
Myśląc o dalszym tak ambitnym działaniu w żadnej mierze nie możemy ulec pokusie, która mogłaby zachwiać naszą jednością, solidarnością i gościnnością. Są one bowiem tarczami zapewniającymi ciągłość realizacji planowanych zadań.
Są też ku temu i inne bardzo ważkie przyczyny, które wyrażone są w jednej z naszych jubileuszowych pieśni:
Powsiński fenomen – 18 lat za nami
Słowa: Teresa Gałczyńska, na melodię „Kiedy słoneczko za las zaszło…”
Gdy spoglądamy na te lata,
duma i radość serca oplata.
„Powsinian” działania, to trafiony nomen omen, (bis) taki nasz swoisty feno(o)men!
Kiedy co obce, „modne” nęci,
my nie tracimy swojej pamięci.
Tej religijnej, historycznej, kulturowej (bis) dbamy o dziedzictwo narodowe!
I tak owocnie życie płynie,
w naszej Powsińskiej Wielkiej Rodzinie.
Tu pokolenia zawsze mile wspominają (bis)komu swą tożsamość zawdzięczają!
Choć osiemnaście lat za nami,
to my w przyszłości wspólnej myślami.
Dla takich celów, nie ma co tu biernym być, (bis)chce się pracować, chce się też żyć!
Wszystkich do działań zachęcamy,
zawsze serdecznie u nas witamy.
Bo są ku temu bardzo ważkie przyczyny (bis) miłość do Boga, naszej Ojczyzny i Rodziny!
Teresa Gałczyńska członkini Zespołu śpiewaczego
„Powsinianie”
POGRZEBY
01.02. – Włodzimierz Stanisław TKACZYK
02.02. – Wiesława Maria SOKÓLSKA
06.02. – Jadwiga KOMOSA
08.02. – Wanda Sabina PILAREK
13.02. – Hanna SZYMAŃSKA
15.02. – Jerzy LEWANDOWSKI
16.02. – Jan Czesław OSTROWSKI
19.02. – Leokadia GLEGOŁA
20.02. – Paweł KRUPIŃSKI
21.02. – Barbara Wanda PŁOCIŃSKA-WILAMOWSKA
22.02. – Krzysztof Piotr TALAREK
23.02. – Tadeusz BORKOWSKI
27.02. – Zenaida ZALEWSKA
28.02. – Krzysztof KAPUŚCIŃSKI
Dobry Jezu, a nasz Panie, daj im wieczne spoczywanie.
Za współczesnych męczenników – Módlmy się, aby osoby, które w różnych częściach świata ryzykują życie dla Ewangelii, dawały Kościołowi przykład odwagi i misyjnego zapału. |
3 III – TRZECIA NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, PIERWSZA NIEDZIELA MIESIĄCA
4 III – Święto św. Kazimierza, Królewicza
7 III – Pierwszy czwartek miesiąca
10 III – CZWARTA NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
13 III – ŚRODA
17 III – PIĄTA NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
18 III – PONIEDZIAŁEK
19 III WTOREK – Uroczystość św. Józefa, Oblubieńca NMP
20 III - ŚRODA
22 III - PIĄTEK
24 III – NIEDZIELA PALMOWA, POCZĄTEK WIELKIEGO TYGODNIA
25 III – WIELKI PONIEDZIAŁEK
26 III – WIELKI WTOREK
27 III – WIELKA ŚRODA
28 III – WIELKI CZWARTEK
29 III – WIELKI PIĄTEK MĘKI PAŃSKIEJ
30 III – WIELKA SOBOTA
30-31 III - UROCZYSTOŚĆ ZMARTWYCHWSTANIA PAŃSKIEGO
1 IV - PONIEDZIAŁEK WIELKANOCNY
Kalendarium przygotowali księża Lech Sitek i Markos Płoński z wykorzystaniem schematów przygotowanych przez ks. Jana Świstaka
Przeznacz je dla potrzebujących z parafii w Powsinie Jak co roku możesz sprawić, że 1,5% Twojego podatku dochodowego trafi nie do wspólnego worka podatkowego, a bezpośrednio do ludzi potrzebujących pomocy. Zaufaj nam! Zrobimy dobry użytek z Twoich pieniędzy. Przekaż swój 1,5% na Caritas w Powsinie (za pośrednictwem Caritas Archidiecezji Warszawskiej).
3. W następnej części formularza PIT, zatytułowanej „Informacje uzupełniające”, w rubryce „Cel szczegółowy 1,5%” podaj: Zespół Caritas przy Parafii Św. Elżbiety w Powsinie W imieniu potrzebujących dziękujemy! |
Msze Św. w naszej świątyni.
- w dni powszednie. 7.00 i 18.00
- w niedziele. 7.00, 9.00, 10.30 dla dzieci, 12.00 i 18.00
Spowiedź. w dni powszednie o godz. 6.45 oraz 17.30, a w niedziele pół godziny przed każdą Mszą świętą
Kancelaria czynna. poniedziałek od 16 - 17, wtorek, środa, czwartek od 8 - 9 i od 16 - 17, w piątek od 8.00 - 9.00
Telefon. (0-22) 648 38 46
nr konta bankowego Parafii. 89 1240 2135 1111 0000 3870 8501
Parafialny Zespół Caritas. magazyn czynny w drugą i czwartą sobotę miesiąca 10.00-11.00 w Domu Parafialnym, ul. Przyczółkowa 56,
nr konta bankowego. 93 1240 2135 1111 0010 0924 9010
e-mail. [email protected]
e-mail Wiadomości Powsińskich. [email protected]
http. parafia-powsin.pl
TELEFON KS. DYŻURNEGO - 785 593 335
Bóg zapłać za ofiary na pokrycie kosztów druku gazetki!
"Redakcja WP działa pod opieką ks. Lecha Sitka. Sprawy dotyczące parafii Powsin opracowuje ks. Markos Płoński. Redaktor Naczelny. Agata Krupińska. Redaktor honorowy i twórca formatu Wiadomości Powsińskich. ks. Jan Świstak. Redakcja. Maria Zadrużna, Teresa Gałczyńska, Aleksandra Kupisz-Dynowska, Krzysztof Kanabus, Robert Krupiński."
Nakład. 200 egz.