Wyszukiwarka wiadomości

1
[2]
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12

Wiadomości Powsińskie - luty 2004

Zapłocie pod lupą - ks. Jan Świstak
Po co ci Kościół? - Maria Zadrużna
Bracia - ale odłączeni- Zygmunt Karaszewski
Chóralne kolędowanie w Wilanowie - Agata Krupińska
Powsińskie Rodziny Sprzymierzone- Jolanta Bartosik
AMLO czeka na gimnazjalistów - Tomasz Gutt i ks. Krzysztof Jarosz





Zapłocie pod lupą

       Kończymy tradycyjną wizytację duszpasterską parafian. W lutowym numerze miesięcznika "Wiadomości Powsińskie" postanowiłem skoncentrować się na jednym, nowym osiedlu, znajdującym się przy ul. Zapłocie. Przeglądając rodzinną kartotekę parafian mieszkających na tym osiedlu przypomniałem sobie, że po raz pierwszy wizytację duszpasterską przeprowadziłem tam w 1996 r. Wówczas zasiedlonych było zaledwie kilka domów. Obecnie mieszkają tam 132 rodziny.
       Podczas tegorocznej "kolędy" przyjęto nas w 73 domach. W 59 - nie przyjęto, w tym 44 były zamknięte, a odmówiono przyjęcia, mówiąc wprost "nie chcemy"  -  w 15 rodzinach. Niektóre z zamkniętych domów (około 13) są wynajmowane przez cudzoziemców, którzy nie są związani z naszą parafią.
       Gdy chodzi o małżeństwa zamieszkałe na osiedlu Zapłocie, to 83 z nich mają złączenie sakramentalne, małżonkowie brali ślub w kościele. Małżeństw tylko cywilnych jest 20, a bez jakiegokolwiek złączenia (ślub kościelny czy kontrakt cywilny)  -  4 pary.  Są też 3 matki samotnie mieszkające, które są po rozwodzie cywilnym.
Z tej statystyki wynika, że znakomita większość małżeństw na osiedlu Zapłocie żyje z związkach sakramentalnych i to jest budujące, chociaż rodziny te nie zawsze są praktykującymi katolikami. Spośród osób rozwiedzionych i  złączonych związkiem cywilnym, to choć rzadko, jednak spotykamy osoby starające się praktykować, mimo zaistniałej sytuacji, często uczestnicząc we Mszy św. i dzieci wychowując po katolicku. Te rodziny, które w poprzednim miejscu zamieszkania były praktykującymi, po przeprowadzeniu się do naszej parafii od razu zaczęły tutaj uczęszczać na Mszę św., a nawet włączać się aktywnie w życie nowej wspólnoty (tu chrzczą swoje dzieci, posyłają do I Komunii św., a młodzież u nas przygotowuje się do Sakramentu Bierzmowania). Niektórzy rodzice posyłają swoje dzieci do szkoły w Powsinie, a więc w miejscu zamieszkania, gdzie dziecko ma najbliżej i tu poznaje rówieśników, którzy mieszkają na tym terenie od pokoleń.
       Wizytując osiedle Zapłocie zauważyliśmy pewną prawidłowość. Mieszkańcy tych domów, które były zasiedlone najwcześniej, w latach 1996-98, zazwyczaj chętnie przyjmują nas "po kolędzie". Chciałbym przypomnieć, że gdy zbliżało się 600-lecie budowy pierwszego kościoła w Powsinie i koronacja wizerunku Matki Bożej Tęskniącej w dniu 28 VI 1998 r., grupa parafian z Zapłocia zgłosiła się do mnie z propozycją włączenia się w powyższe uroczystości. Rodziny te ufundowały z zebranych na Zapłociu składek dar ofiarny. Ich przedstawiciele podczas Mszy św. koronacyjnej ponieśli ten dar do ołtarza i złożyli go na ręce Księdza Prymasa. Był to spontaniczny, piękny gest nowych parafian.
       Ci, którzy przyjęli nas podczas tegorocznej "kolędy", na ogół chodzą do naszego kościoła. Niektórych z nich widzimy każdej niedzieli, zwłaszcza na Mszy św. o godz. 11.30 i 18.00. Inni rzadziej uczęszczają do naszej świątyni, tłumacząc się tym, że mają starszych rodziców, których odwiedzają w niedzielę i tam są w kościele. Jeszcze inni twierdzą, że chodzą na Mszę św. gdzie indziej, a więc Powsin omijają. Szkoda, że mimo upływu kilku lat, odkąd tu mieszkają, nie czują się członkami naszej wspólnoty parafialnej. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że proces asymilacji, czyli wtopienia się w środowisko miejsca zamieszkania, to kwestia czasu, dojrzewania, zmiany postaw. Czy jest więc nadzieja?
       Na zakończenie, również w imieniu księży współpracujących ze mną, pragnę serdecznie podziękować naszym "nowym parafianom" ("nowym" w odróżnieniu od tych, którzy są tu od wielu pokoleń) z osiedla Zapłocie za miłe przyjęcie podczas tegorocznej "kolędy" oraz za ofiary złożone na potrzeby naszej parafii: Bóg, zapłać!

ks. Jan Świstak




Po co ci Kościół?

       Czy w XXI wieku Kościół może być ciekawą propozycją dla ludzi świeckich? Zdominowanych przez konieczność zdobycia jak najwyższego, atrakcyjnego wykształcenia, strach przed utratą pracy zarobkowej, pragnienie sukcesu, dostatku materialnego, osobistej satysfakcji za wszelką cenę? Zmęczonych szalonym tempem życia, natłokiem informacji, hałasem, nieustanną rywalizacją? Wciąż zdecydowana większość ludzi deklaruje się  jako wierzący, wśród nich miliard należących oficjalnie do Kościoła rzymsko-katolickiego.  Jak to się ma do danych odnoszących się do praktykowania wiary, i to zarówno w wymiarze osobistym, moralnym, jak i w zakresie zorganizowanego kultu w ramach wspólnoty wyznaniowej. Jak to w życiu najczęściej bywa, praktyka rozmija się z teorią i tylko niewielka część wiernych jest odbierana przez otoczenie jako prawdziwi świadkowie Chrystusa. Pewna część stara się o to, choć z różnym skutkiem, a istnieje też znacząca grupa ochrzczonych, ale praktycznie obojętnych religijnie, sprowadzających wiarę tylko do kilku obrzędów obyczajowych (choinka, opłatek, koszyczek pokarmów do święcenia, itp.). Jednak wobec wszystkich Kościół stawia do dyspozycji te same dobra: Sakramenty, świątynie, posługę kapłańską. Każdy, nawet najbardziej odległy od praktyk kultowych, a nawet wróg Kościoła, może wejść do świątyni, powrócić do życia sakramentalnego w dowolnym momencie życia, czasem dopiero na łożu śmierci. Można zmienić swój światopogląd i zdecydować się na chrześcijaństwo. Pan Bóg czeka, a Kościół jest otwarty....
       Dopóki człowiek jest młody, zdrowy, zdolny do realizacji swoich celów, często uważa Kościół za niepotrzebny. Jedni całkowicie go ignorują, inni traktują jak żmudny obowiązek. Ale przychodzi taki moment, że nawet najbardziej zadowolony z siebie i życia człowiek staje wobec faktu nieuleczalnej choroby własnej lub kogoś z najbliższych, śmierci, nieuchronnego przemijania. Niestety, ani sukcesy życiowe, ani dostatek materialny nie uchronią wtedy od cierpienia i strachu. Czy w takiej chwili można się zabezpieczyć przed rozpaczą? Sceptycy i materialiści odpowiedzą, że nie. Natomiast Kościół ma w tym względzie ofertę: ochronić przed rozpaczą może tylko n a d z i e j a, a Kościół ją właśnie głosi i daje. Oczywiście, trzeba najpierw uwierzyć w Boga, następnie Mu zaufać, bo bez tego czerpanie nadziei z religii nie jest możliwe. Zawsze jednak istnieją szanse, że człowiek otrzyma ten dar łaski. Trzeba tylko zechcieć je wykorzystać. Dla pomnożenia tych szans Bóg stawia do dyspozycji Kościół - wspólnotę i sprawdzone przez wieki praktyki duchowe. O wiele łatwiej jest pokonywać różnorodne trudności w grupie, niż samemu. A przecież człowiek w ciągu życia ma walczyć o swoje najważniejsze dobro - życie wieczne i powinien wykorzystać wszystko dla osiągnięcia tego celu. Kościół jest właśnie po to, żeby go "wykorzystać" dla własnego dobrze pojętego interesu - przedłużenia życia w nieskończoność.
       Na moje pytanie, postawione na początku artykułu, odpowiadam: tak - uważam, że Kościół ma świetną ofertę dla współczesnego człowieka - nadzieję. Nie kupi się jej w żadnym supermarkecie, nie ściągnie z internetu, nie nagra na video. Trzeba o nią walczyć, a poza wspólnotą wiary jest to bardzo trudne.
       Oczywiście, można tę ofertę zlekceważyć, odrzucić. Chrystusowe: "Jeśli chcesz..." (Mt 19,21) obowiązuje zawsze. Każda z decyzji jest obarczona kosztem i ryzykiem. Porównując jednak ryzyko obu wyborów stwierdzam, że mniejsze wiąże się z wyborem opcji pierwszej. Błażej Pascal, francuski filozof, proponował przyjęcie zakładu, że Bóg istnieje. Perspektywa, że dobrowolnie odrzuciliśmy to, co m o ż e okazać się Prawdą (śmierć nie kończy wszystkiego) jest przerażająca. Zdecydowanie lepiej, wręcz z prostego egoizmu, dać sobie szansę.
       W naszej parafii każdy może znaleźć coś dla siebie interesującego. Przed tymi, którzy w centrum swojego życia stawiają niedzielną Mszę Św. i Pismo Św., Kościół otwiera posługę lektoratu. W naszej świątyni funkcję tę pełni ponad dziesięcioosobowa grupa kobiet i mężczyzn. Wśród urzędów służebnych dostępnych osobom świeckim jest to posługa najważniejsza i najstarsza. Lektorzy czytają fragmenty Pisma Św. na zgromadzeniach liturgicznych, oprócz Ewangelii. Tę może głosić tylko kapłan (prezbiter, diakon) na mocy otrzymanych święceń. Bowiem w Ewangelii, tak jak i w Sakramentach, Chrystus staje się obecnym, posługując się osobą kapłana, jego głosem, gestem. Świeccy mogą również uczestniczyć w przygotowaniu i odczytaniu próśb zanoszonych do Boga w tzw. modlitwie powszechnej. Ktoś porównał rytuał Mszy Św. do partytury muzycznej, w której są rozpisane precyzyjnie zadania dla poszczególnych instrumentów- wykonawców, w celu osiągnięcia pełni harmonii. Nie ma osób ważniejszych i mniej ważnych podczas Mszy Św. Kapłan przewodniczy zgromadzeniu i wypełnia swoje specyficzne zadania, a każdy z nas, świeckich, jest powołany do aktywnego uczestnictwa jako ten niezbędny instrument w akcie dziękczynienia Bogu. Z partyturą kojarzy się naturalnie śpiew sakralny i działające w naszej parafii zespoły muzyczne: chór parafialny, schola (chórek młodzieżowy) oraz grupka kantorów (śpiewających psalm podczas Msz Św.). Chór, prowadzony przez organistę parafialnego, Pana Tadeusza Zwierzchowskiego, liczy 22 osoby. Próby odbywają się raz w tygodniu, a przed głównymi świętami jeszcze w dni dodatkowe. W starannie przygotowanej oprawie muzycznej łatwiej jest osiągnąć stan skupienia, niezbędny do spotkania z Bogiem. Ponadto - jak to ktoś powiedział - dwa razy modli się ten, to modli się śpiewem. A poza tym powiedzmy sobie szczerze - dla każdego, kto naprawdę lubi muzykę, to duża frajda zajmować się nią osobiście, czynnie, a nie skazywać się tylko na bierny odbiór. Zwłaszcza dla młodzieży muzyka jest ważną stroną życia. Dla tych, którzy mają odpowiedni słuch i głos, polecamy naszą scholę, śpiewającą odmienny repertuar od chóru, adresowany specjalnie do młodych. Dziewczęta i chłopcy, którzy swoje ambicje życiowe wiążą z muzyką i śpiewem, powinni pamiętać, że wiele karier piosenkarskich, zaczęło się właśnie od śpiewania w zespołach kościelnych. W Polsce - Justyny Steczkowskiej czy Mietka Szcześniaka, a w świecie choćby samej Whitney Houston.
       Kolejną propozycją odnalezienia swojego miejsca w parafii jest zespół ministrantów. Ministranci zajmują uprzywilejowane miejsce podczas zgromadzeń liturgicznych. Pozostając najbliżej ołtarza, są szczególnie powołani do przyjaźni z Panem Jezusem. Często taka przyjaźń pozostaje na całe życie i pomaga w najtrudniejszych momentach. Znam przypadki, że tylko sentyment do chłopięcych lat przy ołtarzu pozwolił na powrót do Kościoła i odnowienie więzi z Bogiem po wielu latach błędów życiowych. Bywa też, że w ministranturze bierze początek kapłaństwo. Ministrantem był Lolek Wojtyła, dziś następca Św. Piotra, Chrystusowy namiestnik na ziemi.
       Dojrzałych, dorosłych parafian, którzy pragną pogłębić swoją jedność z Kościołem, zapraszamy do Koła Przyjaciół Radia Maryja, Żywego Różańca, Bractwa Trójcy Przenajświętszej. Wspólnota Radia Maryja oraz kółka różańcowe mają charyzmat przede wszystkim modlitewny. Bardzo atrakcyjna propozycja dla typów kontemplacyjnych, niechętnych zgiełkowi i gorączkowej krzątaninie wokół materii.
       Kończąc, chcę również zareklamować Gazetkę Parafialną. Do grona współpracowników zapraszamy każdego, kto chciałby aktywnym słowem przyczyniać się do apostolstwa nadziei i jednoczenia wspólnoty parafii, naszej "małej ojczyzny".

Maria Zadrużna

powrót na górę strony



Bracia - ale odłączeni

       Dość często słyszymy lub czytamy, że ktoś jest protestantem, ewangelikiem, kalwinem, albo że są kraje protestanckie. Starsze pokolenie jeszcze pamięta, że na terenie naszej parafii, w Kępie Okrzeskiej,  mieszkali koloniści ewangelicy. I tak na prawdę niewiele wiemy, czym różnią się te wyznania od naszego, rzymsko-katolickiego. Odpowiedź jest prosta i bardzo złożona. Na pewno są to chrześcijanie, nasi bracia odłączeni, lub mówiąc obrazowo, odłamane gałęzie od Kościoła Powszechnego, czyli Katolickiego. Jak doszło do tego, wielkiego, a drugiego w historii chrześcijaństwa dramatu wiary (bo pierwszym było powstanie prawosławia)?
       Na przełomie XV i XVI w. w krajach cesarstwa niemieckiego oraz we Francji, w życiu Kościoła dał o sobie znać w sposób dotkliwy upadek ducha ewangelicznego, zeświecczenie i niski poziom wiedzy religijnej wśród kleru wszystkich stopni. Stan duchowy Kościoła był nie najlepszy. Prawdziwa pobożność ustępowała miejsca sensacjom, oczekiwaniom na cudowne wydarzenia, zaczęła się szerzyć magia i wróżbiarstwo. Ludzi ogarnęło szaleństwo kupowania sobie zbawienia jak towaru. Powszechnym stało się kupowanie relikwii i odpustów, bez obowiązku spełniania wymaganych warunków. Samo posiadanie relikwii świętych, miało zapewniać protekcję w drodze do nieba. Katolicy związani z władzą świecką wykorzystywali naiwność i ciemnotę rzesz, by osiągać wymierne korzyści materialne.
W tej ciemnej nocy Kościoła europejskiego zaczęły zapalać się światełka dla koniecznych zmian i reform. Jednym z takich światełek był zakonnik augustiański Marcin Luter. On to tak bardzo przejął się stanem Kościoła, że sformułował 95 tez  -  postulatów, mających być podstawą do dalszej dyskusji. Jednakże tak się nie stało. Protest przerodził się w bunt rewolucyjny, nad którym sam Luter nie mógł zapanować. Z reformatora Kościoła, za sprawą wpływowych osób świeckich, stał się jego wrogiem. Przyczynę całego zła zaczął widzieć w urzędzie Następcy Św. Piotra czyli papieża. Wydarzenia potoczyły się szybko, a obok Lutra zaczęli wyrastać nowi przywódcy protestu. Sprawa, z płaszczyzny religijnej, stała się społeczną i polityczną. Aby zjednać możnych, ukuto tezę, by to oni, a nie Następca Piotra, piastowali władzę nad "odnowionym" Kościołem. Ówcześni władcy poczuli, że wybiła dla nich godzina szansy, by stać się władcami sumień i bogatszymi niż dotąd byli.
       W Polsce, wielki mistrz zakonu krzyżackiego, za radą Lutra, przeistoczył ziemie należące do zakonu, w świeckie księstwo. Część polskiej ziemi była pierwszą, gdzie zaczęła obowiązywać reformacja i jej prawo (czyja władza, tego religia). Ludność polska, buntująca się, musiała emigrować. Ruch protestancki, zapoczątkowany przez Lutra, nie jest jednolity. Na jego bazie powstało najpierw kilka, a później setki nowych wspólnot (m.in. kalwini, baptyści, metodyści, anglikanie itd.). Z odłamanej gałęzi odłamały się gałązki i dziś mamy ogromne trudności w powrocie do jedności.
       Powstałe na bazie protestantyzmu wspólnoty religijne, dość znacznie różnią się od Kościoła Rzymskokatolickiego. Najważniejsze różnice: prymat Papieża jako Następcy Św. Piotra, Sakramenty św. z wyjątkiem Chrztu i wiary w rzeczywistą obecność Pana Jezusa w Komunii św., kult Matki Bożej, Świętych, obrazów, figur i sanktuariów. Łączy nas Słowo Boże, czyli Pismo św., Pan Jezus jako Założyciel i Głowa Kościoła, wzajemna życzliwość i współdziałanie na niwie charytatywnej (Caritas i Diakonia), wspólne modlitwy o jedność wiary. Czy możliwy jest powrót do pierwotnej jedności?  -  Tylko Pan Bóg może to sprawić. Warto więc modlić się o cud jedności.
       Pierwsi protestanci na ziemie polskie zaczęli napływać w większej ilości  za panowania Sasów. Pod koniec I Rzeczypospolitej stanowili znaczną grupę wyznaniową, zwłaszcza wśród magnaterii i szlachty. Polska była krajem wyjątkowej tolerancji i znalazło tu azyl wielu przedstawicieli nauki, kultury i rzemiosła.
       Emigracja chłopska pojawiła się dość późno, bo dopiero na początku XIX w., gdy za sprawą zaborców zaczęto parcelować dobra królewskie i majątki odebrane właścicielom za postawę patriotyczną. Władze motywowały to oficjalnie potrzebą dostosowania polskiej wsi do poziomu zachodnioeuropejskiego. Dla nowych osadników zaczęto więc urządzać tzw. "kolonie" na bardzo korzystnych warunkach, przydzielając grunty za symboliczne opłaty.  Pierwsi koloniści, to tzw. "olędrzy". Na terenie naszej parafii powstała w 1807 r. Kępa "Olęderska", przyjmując później spolszczoną nazwę Okrzeska. W pobliżu powstała Kępa Zawadowska, a dalej, pod Piasecznem, już duże wsie: Stara Iwiczna, Julianów i Józefosław. Koloniści  -  osadnicy, pochodzili z Nadrenii-Westfalii i Szwabii. Część z nich później wyemigrowała do Besarabii w głąb Rosji, zachęcona bardziej korzystnymi warunkami. Do dziś istnieją ich duże skupiska, tzw. Niemców nadwołżańskich. Koloniści w Kępie Okrzeskiej już w 1808 r. posiadali dom modlitwy, szkołę i cmentarz. Obowiązki duszpasterskie pełnił kantor  -  nauczyciel, nie będący pastorem. Organizacyjnie należeli do parafii ewangelickiej w Pilicy koło Warki. Tak duża odległość utrudniała im życie religijne, dlatego też w połowie XIX w. zaczęli korzystać z "gościny" kościoła Św. Anny w Piasecznie, gdzie raz w miesiącu pastor z Żyrardowa odprawiał nabożeństwo. W 1898 r. powstała parafia ewangelicka Stara Iwiczna. Obejmowała ona obszar od Falenicy aż po Pilicę. Liczyła w 1939 r. 3 tysiące wiernych. Językiem nabożeństw był niemiecki, bardzo rzadko polski.         Koloniści stanowili zwartą grupę narodowościową i wyznaniową. Małżeństwa mieszane należały do rzadkości. Znamiennym jest fakt, że wśród kolonistów nie było analfabetów. Mieli własne szkoły, a w domach czytano Pismo św. w języku niemieckim. W Kępie Okrzeskiej istniał chór i orkiestra puzonistów.
       Postawa kolonistów w stosunku do władz niemieckich w czasie okupacji była różna, w większości byli bardzo lojalni. Ostatni pastor-proboszcz, na polecenie władz niemieckich, wezwał wiernych do wyjazdu i dopilnował, aby wszyscy koloniści-osadnicy opuścili te ziemie przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Opustoszał zbór jak i dom modlitwy w Kępie Okrzeskiej. Pozbawiony opieki cmentarz zarósł gęstwiną krzaków i drzew, a nieliczne tylko nagrobki przypominały przez lata, że to miejsce wiecznego spoczynku. Stan ten niepokoił wielu. W końcu wspólnym wysiłkiem naszej parafii, gminy Konstancin-Jeziorna i obecnych mieszkańców, cmentarz ten został w miarę uporządkowany. Postawiono krzyż z bardzo wymownym napisem na tabliczce: "Braciom ewangelikom parafia św. Elżbiety w Powsinie". Krzyż uroczyście poświęcono 7 XII 2000 r. Udział wzięli duszpasterze naszej parafii oraz pastor ewangelicki ze Skolimowa. Nasi parafianie w Dzień Zaduszny zapalają tam światła, dając dowód, że jesteśmy dziećmi tego samego Boga.

Zygmunt Karaszewski




Chóralne kolędowanie w Wilanowie

       Chór naszej Parafii został po raz drugi zaproszony przez ks. Bogusława Bijaka do wspólnego kolędowania z innymi chórami w kościele w Wilanowie. Spotkanie odbyło się 11 stycznia 2004 r. To miłe zaproszenie spowodowało sporo zamieszania - trzeba było zdecydować co będziemy śpiewać, doszlifować wykonanie nowych kolęd. Pan T. Zwierzchowski, nasz organista, wraz z innymi osobami grającymi musiał opracować akompaniament do poszczególnych utworów, trzeba było napisać krótką historię chóru, która miała być przedstawiona publiczności przed naszym występem. Trzeba było również zdecydować, jak będziemy ubrani, bo z naszych doświadczeń wynikało, że wszystkie chóry mają jakiś element, który je wyróżnia, również pod względem wizualnym, choć oczywiście najważniejszy jest śpiew. Dzięki inicjatywie i zakupom dokonanym przez kilka prężnie działających i operatywnych chórzystek (Anna Kłos, Monika Przygocka, Bożena Karaś, Małgorzta Gładecka  ) udało się nas wyposażyć w odpowiednie dodatki - kremowe szale dla pań i czarne muchy dla panów. Tak więc chór prezentował się całkiem, całkiem - pozostawał jedynie niepokój  i trema, jak poradzimy sobie z samym występem.
       Dzień kolędowania okazał się dość mroźny i krótkie rozśpiewywanie nie na wiele się zdało. Na szczęście mogliśmy sobie pośpiewać podczas wspólnej Mszy Św., w której brali udział wszyscy członkowie zaproszonych do przeglądu chórów. Powiem szczerze, że to bardzo miłe uczucie uczestniczyć w Eucharystii, gdy prawie drżą mury świątyni za sprawą wspaniale wspólnie śpiewanych kolęd. Po Mszy Św. każdy z przybyłych zespołów chóralnych wykonał po 3-4 kolędy. W przeglądzie uczestniczyło 6 chórów: chór z parafii św. Tadeusza Judy, chór z parafii oo. Barnabitów, chór "Sancta Maria" z parafii Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży, chór z parafii Bożej Rodzicielki w Klarysewie, chór "Con Brio" z parafii św. Elżbiety w Powsinie i chór Kolegiaty Wilanowskiej. Każdy z chórów otrzymał po zakończeniu koncertu pamiątkowy dyplom.
       Mogę chyba bez zbytecznej skromności stwierdzić, że występ naszego Chóru został dobrze przyjęty i pozytywnie oceniony tak przez publiczność jak i przez inne chóry, co szczególnie cieszy, bo to opinia - jak by nie było - konkurentów. Zaśpiewaliśmy dwie raczej znane kolędy - "Bóg zawitał" i "Bóg się z Panny narodził", oraz mniej popularną kolędę "Witaj gwiazdko złota". Jako jeden z nielicznych chórów zaśpiewaliśmy kolędy z akompaniamentem muzycznym, co najwyraźniej budziło zainteresowanie.
       Po zakończeniu przeglądu wszyscy chórzyści zostali zaproszeni na wspólny poczęstunek do domu parafialnego w Wilanowie, gdzie dzięki uprzejmości gospodarzy mogliśmy w miłej atmosferze nieco się ogrzać i posilić, a także porozmawiać. Był to dla wszystkich bardzo miły wieczór. To spotkanie sprawiło że wpadł nam do głowy pomysł, by wiosną lub latem, najlepiej w okresie bliskim rocznicy koronacji obrazu Matki Bożej Tęskniącej, zorganizować taki przegląd chórów w Powsinie. Oczywiście inny byłby repertuar takiego przeglądu, np. pieśni maryjne. Wydaje się, że można by spróbować, jeśli nie w tym to może w przyszłym roku, żeby zdążyć się do tego odpowiednio przygotować i zaprosić chóry z okolicznych parafii.

Agata Krupińska

powrót na górę strony



Powsińskie Rodziny Sprzymierzone

       Dnia 22 stycznia o godzinie 19:00 w sali  parafialnej odbyło się spotkanie osób zainteresowanych organizacją parafialnego ośrodka "Przymierza Rodzin". Przyszło dziesięć osób, w tym jedna rodzina z dziećmi, dwoje nastolatków oraz przedstawiciele  "Przymierza" - pan Adam Pietrzak i pani Teresa Krynicka.
       "Przymierze Rodzin" jest stowarzyszeniem uznanym i popieranym przez Episkopat Polski. Organizacja ta istnieje od dwudziestu jeden lat. Kieruje nią zarząd, wybierany przez przedstawicieli ośrodków parafialnych. Celem "Przymierza" jest, jak głosi statut, pomaganie rodzinom w wychowywaniu dzieci w duchu umiłowania Boga, bliźniego i Ojczyzny. Do "Przymierza" mogą należeć także osoby niewierzące, które chcą wychować potomstwo w zgodzie ze wskazaniami wiary. Podstawową jednostką organizacyjną są ośrodki parafialne "Przymierza", działające we współpracy z proboszczem. "Przymierze" zakłada też i prowadzi szkoły podstawowe, gimnazja i licea. Jedna z najbliższych takich szkół znajduje się na Ursynowie.
       "Przymierze" kształci wychowawców, którzy prowadzą pracę z dziećmi. Spotkania odbywają się dwa razy w miesiącu, w soboty. Dzieci - pod opieką wychowawców - chodzą na spacery, uprawiają sporty, aktywnie spędzają razem czas. Podczas ferii zimowych i wakacji letnich wyjeżdżają na obozy. 
       Spotkania dla dorosłych odbywają się raz w miesiącu. "Przymierze" uczestniczy w realizacji programu, którego celem jest wszechstronne rozwijanie świadomości religijnej. Co roku, w drugą niedzielę czerwca, "Przymierze" udaje się na pieszą pielgrzymkę do sanktuarium w Miedniewicach pod Warszawą.
       Najwspanialszą rzeczą, którą "Przymierze" oferuje, jest pomoc w tworzeniu ciepłej, rodzinnej atmosfery. Budującym przykładem może być n.p. sytuacja, która zdarzyła się w parafii św. Andrzeja Boboli w Warszawie. Otóż pewna pani razem z córką przez szereg lat uczestniczyła w spotkaniach "Przymierza". Kiedy dzieci dorosły, grupa przestała formalnie istnieć. Mimo to, kiedy pani ta ciężko zachorowała, więzy przyjaźni okazały się tak silne, że byli członkowie grupy przez trzy miesiące na zmianę dyżurowali przy chorej w szpitalu.
       Grupa "Przymierza Rodzin" w naszej parafii będzie mogła powstać, jeśli zechce w niej brać udział co najmniej pięć rodzin. Oprócz osób uczestniczących w spotkaniu, inicjatywę poparło przez swego delegata kilka rodzin z Bielawy. Umówiliśmy się zatem na następne spotkanie w dniu 18 lutego (środa) o godzinie 19:00 w sali parafialnej. Serdecznie zapraszamy na spotkanie wszystkich chętnych, a szczególnie rodziny, które mają dzieci w szkołach podstawowych lub gimnazjach.

Jolanta Bartosik

powrót na górę strony


AMLO czeka na gimnazjalistów

       W jedną z listopadowych niedziel  zbierane były ofiary na stypendia dla uczniów Archidiecezjalnego Męskiego Liceum Ogólnokształcącego na Bielanach w Warszawie. Kazania i informacje o działalności szkoły wygłaszał ksiądz prefekt Krzysztof Jarosz. W najbliższym miesiącu rozpoczyna się akcja rekrutacyjna do Liceum, warto więc dowiedzieć się więcej o tej placówce.
       Archidiecezjalne Męskie Liceum Ogólnokształcące im. bł. ks. Romana Archutowskiego (AMLO, ul. Dewajtis 3, 01-815 Warszawa, tel. 839 08 40, fax 839 08 70), powołane w 1997 roku przez J.E. Józefa Kardynała Glempa, posiada uprawnienia szkoły publicznej. Jego dyrektorem jest ks. dr Jarosław Piłat. W roku szkolnym 2003/2004 szkoła miała 3 klasy pierwsze o profilu ogólnym. Od klasy II możliwe jest profilowanie kształcenia poprzez wybór przez uczniów szerokiej gamy przedmiotów fakultatywnych.
Liceum oferuje, m.in.:
  • integralny program wychowawczy i edukacyjny;
  • szkolne rekolekcje i dni skupienia;
  • języki: angielski i do wyboru: niemiecki, francuski, hiszpański, rosyjski - zajęcia odbywają się w grupach międzyklasowych, dostosowanych do poziomu uczniów;
  • kompetentną kadrę pedagogiczną;
  • dobre warunki lokalowe i położenie w Lesie Bielańskim;
  • pracownie: komputerowa, chemiczno-fizyczna, biologiczna, plastyczna, muzyczna, sala gimnastyczna, boiska: dwa do koszykówki, siatkówki, trawiaste do piłki nożnej, tartanowa bieżnia sprinterska, tartanowy rozbieg do skoczni w dal, sezonowe odkryte lodowisko, zielony teren rekreacyjny, sala ćwiczeń gimnastycznych, siłownia;
  • koła zainteresowań: m. in. ornitologiczne, teatralne, muzyczne, plastyczne, klub sportowy historyczne, architektoniczne, koło życia wewnętrznego;
  • przygotowanie do olimpiad przedmiotowych;
  • dodatkowe bezpłatne zajęcia warsztatowe z różnych dziedzin wiedzy;
  • zajęcia wyrównawcze w klasie I;
  • debaty uczniowskie i spotkania z uczestnikami życia publicznego;
  • edukację kulturalną;
  • wyjazdy integracyjne;
  • zagraniczne wyjazdy językowe i turystyczne;
  • stypendia socjalne i internat
       Absolwenci liceum nie mają kłopotu z dostaniem się na interesujące studia. Między innymi, wychowankowie szkoły studiują w: Akademii Medycznej, Akademii Wychowania Fizycznego, Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, na Politechnice Warszawskiej, w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, Szkole Głównej Handlowej, Uniwersytecie Adama Mickiewicza, Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Wiedeńskim, Wyższym Seminarium Duchownym.
       Kilka słów warto poświęcić patronowi Szkoły, bł. ks. Archutowskiemu. Urodził się on w 1882 r. Do Seminarium Duchownego wstąpił w Warszawie i święcenia kapłańskie otrzymał w r. 1904. Dalsze studia odbył w Petersburskiej Akademii Duchownej, gdzie uzyskał stopień magistra św. Teologii. Po powrocie do kraju został prefektem gimnazjum realnego i w szkole pod wezwaniem św. Stanisława Kostki był długoletnim dyrektorem. Dla młodzieży gimnazjalnej opracował i wydał drukiem podręcznik Historii Kościoła. Podręcznik ten ceniony był jako ważna pomoc w pracy prefektowskiej i przedrukowywany w dalszych wydaniach. Arcybiskup Gall powierzył mu  trudne stanowisko regensa Seminarium. W okresie okupacji niemieckiej ks. Archutowski borykał się z licznymi trudnościami, nie pozwalano mu przyjmować alumnów na kurs pierwszy, więc niezwykle troskliwą opiekę roztoczył nad pozostałą gromadką swoich alumnów. W r. 1943 umarł zamęczony przez niemieckich okupantów w obozie na Majdanku. Nie dotarła już doń wiadomość o nominacji na kanonika Kapituły Metropolitalnej. Ks. Archutowski posiadał bogaty i starannie dobrany księgozbiór, który wraz z biblioteką Gimnazjum św. Stanisława Kostki został wcielony do Biblioteki Metropolitalnego Seminarium Duchownego.
       A co o swojej szkole mówią obecni uczniowie? Oto wypowiedzi przedrukowane ze szkolnej gazetki AMLO - "Dryf", nr 4/2003:
- "Patrząc z perspektywy czterech lat dostrzegam, że ta szkoła umożliwiła mi w pewnym sensie ułożenie własnego życia. Było to możliwe ze względu na atmosferę, jaka tutaj panuje. Swojskość, naturalność relacji z innymi chłopakami, ale też duża dbałość o sferę duchowa ze strony kadry. Myślę, że brak dziewczyn pozwolił mi się skupić bardziej na nauce i tym, co mnie interesuje. Nie ma tu tego swego rodzaju napięcia, które zazwyczaj towarzyszy relacjom damsko- męskim w innych liceach. Ów brak dał możliwość głębszej integracji między nami: nie ma podziału na "babiarzy" i "twardzieli", którzy "gardzą drugą płcią" - stanowimy jedną grupę chłopaków i tyle. Nie oznacza to, że wszystko się pięknie między nami układało -wiadomo, zawsze kogoś lubi się więcej, a kogoś mniej. AMLO stwarza mnóstwo okazji do podejmowania własnej inicjatywy. Wystarczy mieć pomysł i mnóstwo zapału. Wyrabia to "zmysł organizatorski" i uczy odpowiedzialności za podjęte dzieło."
- "Ta szkoła na pewno mnie rozwinęła. Uświadomiła mi jakie talenty posiadam."
- "Patrząc na moich kumpli, na ich szkoły, dostrzegam pewną inność AMLO. Ta szkoła stwarza możliwość zachowania swojej indywidualności. Bo tam, jak wszyscy wyjdą ze szkoły zachowują się w ten sam sposób, każdy stara się być, nie wiem, skejtem, czy kimś takim. Uświadomił mi to jeden kolega, który odchodzi już z tej szkoły. Powiedział mi: "patrz na ten korytarz - sami idioci" i zaczął krytykować ich wygląd i zachowanie. On jest z takiego właśnie środowiska, o którym mówiłem, gdzie wszyscy słuchają tej samej muzyki, ubierają się w ten sam sposób, mają te same zainteresowania itd. I właśnie on uświadomił mi, że tu u nas każdy jest sobą, może być sobą - bo nie ma takiej presji otoczenia. I to mi się bardzo podoba."

Tomasz Gutt i ks. Krzysztof Jarosz