Wyszukiwarka wiadomości

1
2
3
4
5
6
7
8
[9]
10
11
12

Wiadomości Powsińskie - wrzesień 2004

Łzy siostry Leokadii - Teodozja Placzke
Co mówimy o naszej wierze? - Maria Zadrużna
Byliśmy w królestwie duńskim - Agata Krupińska
Młodzieżowy obóz nad morzem - Paulina Osuch i Agata Przygodzka
O wdmuchiwaniu powietrza - Tomasz Gutt
Z życia parafii





Łzy siostry Leokadii


       W ostatnich dniach sierpnia zakończyła pracę w naszej parafii Siostra Leokadia Papierz. Była zakrystianką od 12 sierpnia 1992 r , a w ostatnich trzech latach również przełożoną domu sióstr Zgromadzenia Córek Bożej Miłości przy naszym Sanktuarium. Stare polskie przysłowie mówi, że przyzwyczajenie jest drugą naturą. Przyzwyczailiśmy się do Siostry Leokadii, a ona do nas, wydawało się, że jej obecność w świątyni jest czymś oczywistym i niezmiennym.
       Tak jest zawsze kiedy ktoś cicho i ofiarnie pełni swoje powołanie. Dopiero, kiedy go zabraknie przychodzi refleksja - "... kochamy wciąż za mało i stale za późno." (" Spieszmy się" ks. J. Twardowski ).
       Zasługi Siostry Leokadii dla naszej świątyni przedstawialiśmy już w marcu 1999 r. z okazji wręczenia jej prymasowskiego orderu "Wyróżniającemu się w posłudze dla Kościoła i Narodu". Dziś poprosiłam Siostrę, aby podzieliła się z nami swoimi osobistymi odczuciami związanymi z pobytem w Powsinie:
TP: Jak wspomina Siostra pierwsze lata pobytu w naszej parafii?
SL: Do pracy w kościele przystąpiłam od razu z wielkim zapałem i poświęceniem. Mam dużo życzliwości dla każdego, więc sama także spotykałam się z sympatią i przyjaźnią ludzi, z którymi przyszło mi współpracować. Nie pamiętam żadnych przykrości, chociaż pracy było dużo, szczególnie w ostatnich latach z powodu remontu świątyni, uroczystości koronacyjnych i tworzącego się ruchu pielgrzymkowego do Sanktuarium Matki Bożej Tęskniącej.
TP: Ks. Proboszcz podkreśla przy każdej okazji, że jest Siostra osobą niezwykle pracowitą i staranną, ale nawet takim osobom zdarzają się różne nieprzewidziane sytuacje. Czy pamięta Siostra jakieś zabawne zdarzenia w czasie posługi w naszej parafii?
SL: Zdarzyło mi się zadzwonić rano na Mszę św., nawet przyszły siostry do kościoła, tymczasem okazało się, że w tym dniu rano Eucharystia nie była przewidziana. Dopiero ks. Jaworek uświadomił mi pomyłkę. Innych zdarzeń odbiegających od ustalonych reguł chyba nie było.
TP: Czy chciałaby Siostra coś przekazać mieszkańcom naszej parafii? A może są konkretne osoby, które chciałaby Siostra szczególnie wyróżnić i dlaczego?
SL: Wyrażam wdzięczność ks. Proboszczowi i ks. Kanonikowi. Dziękuję za pomoc Pani Chodzeniowej, Pani Królakowej i wszystkim paniom, które zawsze i chętnie przychodziły mi z pomocą. Mieszkańców Powsina polecam opiece Matki Bożej Tęskniącej.
TP: Dokąd i do jakiej pracy Siostrę przeniesiono?
SL:Będę zakrystianką w kościele w Krakowie, a dokładniej w Woli Justowskiej.
TP:Chciałam zapytać jeszcze czy osobie zakonnej łatwiej przychodzi pokonać naturalną potrzebę pewnej stabilizacji wśród znanych i życzliwych ludzi, ale ukradkiem ocierane łzy same w sobie były najpełniejszą odpowiedzią - wszyscy tak samo potrzebujemy uznania i życzliwości.
SL:Rozstania z reguły postrzegamy jako coś przykrego, to ludzkie i naturalne. A jednak, jeśli osoby zakonne uznaje się za pewien znak dla świata, to ich przykład posłuszeństwa i dyspozycyjności w Kościele powinien przypominać, że jesteśmy tylko pielgrzymami. Wszelkie zaś radykalne zmiany życiowe, chociaż często bolesne, mają głęboki sens - budzą człowieka z uśpienia, zapobiegają rutynie, są szansą na rozwój.
TP:Dziękuję Siostrze Leokadii za rozmowę, dziękujemy wszyscy za dwanaście lat służby pełnionej z miłością i oddaniem Bogu i ludziom. Na następne lata w Krakowie życzymy dużo zdrowia, ludzkiej serdeczności i wiele łask Bożych.

Teodozja Placzke




Co mówimy o naszej wierze?

       Od lat w naszej parafii przygotowaniu dzieci do I Komunii Świętej towarzyszą spotkania formacyjne ich rodziców. Jest to zazwyczaj jedyna systematyczna katecheza wieku dorosłego. Oczywiście, zorganizowany kult w Kościele zawiera również elementy permanentnej edukacji religijnej. Ale, przyznajmy, nie wymaga to osobistej aktywności statystycznego wiernego. Natomiast podczas spotkań formacyjnych aktywność jest niejako sprowokowana. Chcąc, nie chcąc, rodzice przyprowadzając swoje dzieci na przygotowania do Sakramentu, poświęcają jednocześnie czas na myślenie i rozmowę o sprawach ważnych dla ich religijności. Pośród obowiązków dnia codziennego trudno znaleźć dłuższą chwilę na modlitwę, a co dopiero na głębszą refleksję i dyskusję o wierze i moralności. Dlatego każda okazja, aby choć trochę zająć się tak ważnymi tematami (bo decydującymi o naszym życiu wiecznym) powinna być traktowana jako dobrodziejstwo, a nie jak żmudny obowiązek lub "fanaberie księżowskie" .
       Ważnym elementem omawianych spotkań są ankiety, w których uczestnicy anonimowo odpowiadają na konkretne, zadysponowane pytanie. Problematyka tych pytań jest różnorodna, od tematów teologicznych, po dziedziny życia rodzinnego, małżeńskiego, społecznego, np.: "Co przemawia za istnieniem Pana Boga?", "Czy uważam siebie za człowieka wierzącego i dlaczego?", " Czy człowiek wierzący w Boga może jednocześnie nie chodzić do kościoła, nie modlić się i nie przestrzegać przykazań?", " Czy ksiądz ma prawo odmówić chrztu dziecka lub pogrzebu?", " Czy rozwód może być lekarstwem na problemy małżeńskie ludzi wierzących? ", " Czy Kościół ma prawo oceniać sposób pożycia małżeńskiego?". Oto najbardziej charakterystyczne przykłady z poszczególnych dziedzin.
       Po przeczytaniu ponad setki wypowiedzi uczestników spotkań z różnych lat zorientowałam się, że można je sklasyfikować w trzech podstawowych grupach:
  1. najliczniejsza - wypowiedzi poprawne, zgodne z nauczaniem Kościoła, niektóre głębokie i naprawdę piękne. Niestety, oprócz nich trafiają się wypowiedzi schematyczne, bez osobistej refleksji, tzw. podręcznikowe;
  2. przeciwieństwo tej pierwszej - głosy wątpiące, zbuntowane lub wręcz negujące nauczanie Kościoła, ale - uwaga! - zadziwiająco szczere, autentyczne i świadczące jednak o elementarnej wiedzy religijnej, a często też osobistym doświadczeniu w wierze,
  3. najbardziej bolesna, bo zdradzająca bezmiar niewiedzy i całkowitą obojętność wobec religii czyli własnego zbawienia.
       Spośród wszystkich pytań i odpowiedzi wybrałam najciekawsze i starałam się zastanowić nad ich źródłami i konsekwencjami. Będę omawiała je w kolejnych numerach "Wiadomości Powsińskich", zaczynając od problemu uczestniczenia we Mszy świętej. Na pytanie "Czy uczestniczysz we Mszy świętej" wcale nie wszyscy ankietowani odpowiadają twierdząco, a przyczyny, dla których rodzice dzieci posyłanych do pierwszej Komunii nie chodzą do kościoła bywają niekiedy ciekawe i "odkrywcze". To dziwi. O ile bowiem mogę zrozumieć ludzkie dylematy (za którymi często stoją osobiste tragedie) w kwestiach rozwodów, chrztów dzieci, trudności ze spowiedzią uszną, zakazów i nakazów Kościoła w sferze intymnego pożycia małżeńskiego, o tyle brak potrzeby uczestniczenia we Mszy świętej ze strony ludzi deklarujących się jako wierzący - jest dla mnie nie do pojęcia.
       Mam nadzieję, że zainteresuje Państwa ten i pozostałe tematy z cyklu "Co mówimy o naszej wierze" będąc rodzicami pragnącymi, by nasze dzieci przystąpiły do sakramentów i by były wychowane w Kościele katolickim. Najbliższy artykuł ukaże się w październiku.

Maria Zadrużna

powrót na górę strony



Byliśmy w królestwie duńskim

       Wybrzeże Bałtyku zawsze kojarzy mi się z pewną nostalgią - szumiące morze, spienione fale, bielutki  piasek, mnóstwo wypoczywających ludzi – tak samo było w Kołobrzegu, Mielnie. Mimo że Bałtyk to nie najcieplejsze morze świata, to po raz kolejny upewniłam się, że polskie plaże z pewnością są najładniejsze. Napięty program wycieczki powodował jednak, że nie dane było nam nacieszyć się błogim odpoczynkiem na plaży. Mimo to, a może właśnie dlatego, mogliśmy zobaczyć wiele ciekawych miejsc na wybrzeżu a także popłynąć na duńską wyspę Bornholm, na której życie płynie znacznie spokojniej niż w zabieganej Warszawie.
       Wyspa ta sprawia wrażenie nieco bajkowe - wszędzie malutkie, kolorowe (pomarańczowe, ceglane, żółte) domki schowane wśród zieleni. W oknach domków brak firanek, bo jak nam mówiono, Dunki a może Duńczycy (na wyspie podobno głos decydujący w rodzinie mają kobiety a mężczyźni często zajmują się domem) są zbyt leniwi by je prać, prasować a potem jeszcze ponownie wieszać. Wśród domków od czasu do czasu widać pomalowane na biało kościoły protestanckie – jedyny na wyspie kościół katolicki jest z czerwonej cegły. Życie na wyspie toczy się raczej spokojnie i dostatnio – zarobki znacząco przekraczają nasze np. pielęgniarka może tam zarabiać ponad 25 tys. zł. Na wyspie potrzebują personelu medycznego i jak się okazuje chętnie na wyspę emigrują polscy lekarze wraz z całymi rodzinami, bowiem otrzymują tam nie tylko wysokie zarobki ale wszelkie inne udogodnienia pozwalające im wygodnie funkcjonować.  Na wyspie wysokie są nie tylko zarobki ale również podatki (od 40 % do 70%). Podatki pozwalają na zapewnienie bardzo dobrej opieki dla ludzi starszych, dobrego szkolnictwa dla dzieci, opieki nad cmentarzami i poszczególnymi grobami (osoby prywatne nie sprzątają grobów swoich bliskich, jest to obowiązek gminy lub państwa), dopłat dla rolników – raz na kilka lat rolnik zobowiązany jest do całkowitego zaprzestania uprawiania swojej ziemi, w zamian za to otrzymuje wynagrodzenie w takiej wysokości, jaką uzyskałby w przypadku sprzedaży swoich plonów. Na wyspie w zasadzie nie znają przestępczości, normalną sytuacją jest pozostawienie otwartego samochodu z kluczykami w stacyjce na ulicy. Mieszkańcy nie zamykają swoich domów, a jedyne morderstwa jakie w okresie ostatnich kilkudziesięciu lat się tam zdarzyły, to dwa morderstwa mężów popełnione przez żony (czyżby w związku z firankami?). Jedynym problemem, który się pojawia na wyspie w czasie sezonu turystycznego, są piraci drogowi (głównie Niemcy), mimo iż za drobne przestępstwo drogowe można nawet stracić prawo jazdy  – na ten okres na wyspę trafiają lotne brygady policyjne z Kopenhagi.
       To zupełnie inny świat, daleko nam jeszcze do takiego spokojnego życia, choć przecież u nas również jest wiele urokliwych miejsc, choćby Słowiński Park Narodowy, w którym, jak twierdził nasz przewodnik, ćwiczyły wojska niemieckie przed walkami w Afryce, na Saharze - ze względu na zbliżone warunki naturalne.  W naszej krótkiej wędrówce mieliśmy również okazję zobaczyć dwa skanseny: Skansen Słowińców, dawnych mieszkańców okolic obecnego Parku Słowińskiego, oraz Skansen Wsi Mazowieckiej w Sierpcu. Zwłaszcza ten ostatni wzbudził duże zainteresowanie  części uczestników wycieczki, bowiem znajduje się tam wiele sprzętów użytku domowego jak i gospodarskiego, które jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu były w użytku codziennym w gospodarstwach naszych rodziców czy dziadków, a obecnie coraz trudniej je spotkać. Miejsce to jest o tyle ciekawe, że tętni życiem, bowiem w starych zagrodach hodowane są konie, krowy, kozy, kaczki, gęsi, a nawet króliki. W pobliżu zagród leżą poletka z kapustą, marchewką, a także poletka do niedawna obsiane żytem – żniwa miały miejsce na początku sierpnia, wtedy to można było zobaczyć jak działają wszystkie stare maszyny.

Agata Krupińska



Młodzieżowy obóz nad morzem

       Dnia 17 lipca, wczesnym rankiem, z Dworca Centralnego wyruszyliśmy w pełnym składzie na obóz do Jastarni, rybacko-letniskowej wioski malowniczo położonej nad pięknym Bałtykiem. Podróż była długa i wyczerpująca, lecz bardzo przyjemna ze względu na towarzystwo.
       Po dotarciu na miejsce reakcje uczestników obozu były zróżnicowane. Nasze wyobrażenia o ośrodku były troszkę inne, więc niektórzy początkowo czuli się rozczarowani. Ale wspaniała atmosfera miedzy nami łagodziła wszelkie niewygody. Pogoda była kapryśna tego lata, lecz nie mogliśmy narzekać, bo nasi opiekunowie: Konrad Gałczyński, brat Marcin, Monika Gładecka, oraz Michał Sadoch, zapewniali nam atrakcyjną i godną rozrywkę. Kiedy pogoda dopisywała, cały dzień spędzaliśmy na plaży, opalając się. Odwiedziliśmy też port, molo i fokarium na Helu, wesołe miasteczko we Władysławowie, wspaniałe zabytki Gdańska i słoneczne molo w Juracie. Pomimo tak wielu zajęć każdy z nas znalazł czas na codzienną wspólna modlitwę, którą  wspaniale prowadził ojciec Konkol.
       Podróż powrotna, wbrew obawom, minęła nam bardzo szybko. Wszyscy wróciliśmy zadowoleni i wciąż utrzymujemy ze sobą kontakty.

Paulina Osuch i Agata Przygodzka

powrót na górę strony



O wdmuchiwaniu powietrza

       "Filharmonia Powsińska" goszcząca latem w Sanktuarium Matki Bożej "Tęskniącej" zamyka sezon. Miał on nieco inny charakter niż w zeszłym roku. Tylko cztery koncerty, ale ukierunkowane na pokazanie rozmaitych nurtów w muzyce oraz różnych konfiguracji instrumentalnych. Mówiąc żartem, w tym roku prezentowano nam rozmaite sposoby wydobywania dźwięku przez wdmuchiwanie powietrza do rurki (rozmaite układy instrumentów dętych), podczas gdy w roku ubiegłym używano strun, które głaskano, szarpano lub uderzano (dla przypomnienie - harfa, skrzypce, fortepian).
       Gościliśmy niewątpliwe gwiazdy - Tytus Wojnowicz i Piotr Wilczyński. Wystąpili niezawodni pedagodzy i artyści z Akademii Muzycznej im. Fr. Chopina - Ewa Kuryłowicz, Katarzyna Zimak, Zdzisław Kordyjalik i Sławomir Jurczak, oraz interesujące zespoły instrumentalne - Claribel i Quintessence.
       Jak wspomniałem, konfiguracje instrumentalne były podstawową cechą tegorocznych koncertów. Zespół Claribel to czterej klarneciści wykonujący ciekawie zaaranżowane transkrypcje utworów muzyki klasycznej. Quintessence to z kolei kwintet instrumentów dętych. Tak jak instrumenty smyczkowe mają swój kwartet (skrzypce, altówka, wiolonczela, kontrabas), to instrumenty dęte w orkiestrze symfonicznej tworzą kwintet (flet, obój, klarnet, waltornia, fagot). Kwintet Quintessence z Akademii Muzycznej w Warszawie popisał się dobrym zgraniem i wyczuciem instrumentów, oraz ciekawym repertuarem - z mozartowskim diwertimentem, utworami Wojciecha Kilara i Paula Hindemitha.
       Zaskakująco pięknie zabrzmieli Tytus Wojnowicz z organistą Piotrem Wilczyńskim. Obój, w którym specjalizuje się Wojnowicz, jest instrumentem dętym drewnianym, stroikowym, o ciepłym, łagodnym głosie. Organy kojarzą nam się zazwyczaj z potęgą dźwięku, nieco ostrego, suchego, uwznioślającego. Razem grali Bacha, Mozarta, Pachlebela, Ravela i Piazzolę, poważnie i lirycznie zarazem, wzajemnie szanując swoją specyfikę brzmieniową. 
       Wyjątkową pozycją był koncert pieśni polskiej, który odbył się w chyba najbardziej polskim dniu świątecznym, 15 sierpnia. Wokaliści Akademii Muzycznej zaśpiewali wybór najpiękniejszych pieśni polskich kompozytorów, od Chopina i Moniuszki, przez Karłowicza, Paderewskiego, Niewiadomskiego, do Grażyny Bacewicz. Nie zabrakło również popularnych pieśni wojskowych i patriotycznych. Był to koncert wyjątkowej urody, nagrodzony więc został długimi brawami. A autorom tego programu należą się specjalne podziękowania, bo nieczęsto mamy okazję przypomnieć sobie, jak bogaty i piękny jest repertuar pieśni polskiej.
       Nadchodzi jesień, zima, a my będziemy niecierpliwie czekać na następny sezon naszej "filharmonii", bo wierzę, że organizatorzy znajdą chęci i fundusze, by w lecie 2005 roku "filharmonia" wróciła do Powsina po raz kolejny.

Tomasz Gutt

powrót na górę strony



Z życia parafii


ZMIANY WŚRÓD SIÓSTR

       Nastąpiła zmiana na stanowisku zakrystianki. Decyzją przełożonej Polskiej Prowincji Córek Bożej Miłości, S.Leokadia Papierz została przeniesiona z Powsina do Krakowa, do kościoła na Woli Justowskiej, gdzie w dalszym ciągu będzie zakrystianką. Siostra Leokadia przez 12 lat wiernie służyła naszej świątyni, a przez ostatnie 3 lata była też przełożoną domu sióstr w Powsinie.
       Pragnę S.Leokadii serdecznie podziękować za jej poświęcenie i umiłowanie całym sercem pracy w naszym kościele. Wraz z Ks. Bogdanem Jaworkiem, rezydentem oraz wspólnotą parafian bardzo, a bardzo dziękujemy za wszelkie dobro i postawę pełnej gorliwości i dbałości o najmniejszy szczegół w naszej świątyni. Szczęść Boże, Siostro Leokadio, na nowej placówce w Krakowie!
       W zakrystii S.Leokadię zastąpiła Siostra Anna Barth, Ślązaczka od urodzenia. Rodzice mieszkają w Zabrzu. Do klasztoru wstąpiła w 1978 r., mając 19 lat, po ukończeniu szkoły średniej. Śluby zakonne w Zgromadzeniu Córek Bożej Miłości złożyła 26 sierpnia 1980 r. Od tej pory pracowała w Domach Opieki Społecznej, m.in. w Bielsku-Białej i Krakowie. Przez krótki okres czasu była też na Ukrainie i pełniła różne funkcje w klasztorze w Gródku Jagiellońskim k. Lwowa. Jej marzeniem była jednak praca w zakrystii. Siostrze Annie życzymy Bożego błogosławieństwa na stanowisku zakrystianki w kościele w Powsinie.
       Przybyła też S.Wojciecha Głuszak, która zajmie się pracami domowymi w domu sióstr w Powsinie.
       Ponadto S.Ewarysta Głuszak, oprócz pracy katechetycznej w szkole, przejmuje obowiązki przełożonej domu sióstr w Powsinie.
Siostrom życzymy: Szczęść Boże!

60 ROCZNICA WYBUCHU POWSTANIA WARSZAWSKIEGO

       W Powsinie, naprzeciwko parafialnego cmentarza, znajduje się miejsce pochówku 63 żołnierzy Armii Krajowej z pobliskich miejscowości, którzy polegli podczas Powstania Warszawskiego w 1944 r. Cmentarz ten został urządzony w 1947 r. Znajdują się na nim dwie zbiorowe mogiły Powstańców.
       Ze względu na okrągłą, 60 rocznicę wybuchu Powstania, burmistrz gminy Konstancin¬-Jeziorna, p. Marek Skowroński oraz Rada Gminy, przeznaczyli znaczną kwotę pieniędzy na renowację tej powsińskiej nekropolii. Prace restauracyjne powierzono Pracowni Konserwacji Zabytków, mieszczącej się w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Nad całością robót czuwali: Wiesław Winkler i Sylwester Papiński. Urząd Dzielnicy Warszawa-Wilanów zajął się zielenią na Cmentarzu Powstańców.
       Jednak najważniejsi są ludzie, zarówno ci, co polegli w Powstaniu i tu spoczywają, jak i ci, którzy przeżyli wydarzenia sprzed 60 lat. Ksiądz Prymas Kardynał Józef Glemp uhonorował Koło Kombatantów "Mączyński" , odznaczając Panią Barbarę Kulińską, która od 1994 r. pełni funkcję prezesa tego Koła.
       Oto pełny tekst pisma Księdza Prymasa:
"W 60 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, Pani Barbarze Kulińskiej, w podziękowaniu za ofiarność w służbie Ojczyźnie i Kościołowi, a zwłaszcza za szerzenie ideałów Armii Krajowej i pielęgnowanie pamięci o bohaterach narodowych, ofiaruję Medal Błogosławionego Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, i z serca błogosławię. /-/Józef Kardynał Glemp, Prymas Polski. Warszawa, dnia 1 sierpnia 2004 r."
       Podczas Mszy św. rocznicowej w kościele w Powsinie, w imieniu Księdza Prymasa medal wręczył Ks. Biskup Marian Duś. Wierni zgotowali Pani Barbarze Kulińskiej długotrwałą owację. Druga część uroczystości miała miejsce na Cmentarzu Powstańców w Powsinie.
       Po modlitwach Ks. Biskupa nad mogiłami żołnierzy i po Apelu Poległych, wystąpił znany aktor scen warszawskich, p. Janusz Zakrzeński, który wzruszył nas do łez recytacją poezji powstańczej.
       Podtrzymując tradycję ubiegłych lat, po skończonych uroczystościach przedstawiciele władz samorządowych, ks. Biskup Marian Duś, obecni kapłani i zaproszone osoby, spotkali się w refektarzu nowej plebanii, by porozmawiać o potrzebach i przyszłości powsińskiego cmentarza powstańczego.

OBÓZ DLA MLODZIEŻY W JASTARNI NA PÓŁWYSPIE HELSKIM

       Obóz trwał od 17 do 31 lipca 2004 r. Wzięło w nim udział 31 osób. W większości była to młodzież gimnazjalna (14 uczniów) i licealna (15 uczniów), ale były też dwie osoby z szóstej klasy szkoły podstawowej. Niewątpliwie tak duży przedział wiekowy nastręczał szereg problemów wychowawczych i utrudniał prowadzenie obozu. Toteż w przyszłości celowe będzie organizowanie grup bardziej jednolitych wiekowo. 
       Kierownikiem obozu był Konrad Gałczyński, żonaty, wykładowca na wyższej uczelni, pracownik MSZ. Rodzice Pana Konrada mieszkają w Powsinie i stąd jego udział w obozie. Za stronę duchową odpowiedzialny był kleryk V roku Seminarium Duchownego Księży Pallotynów w Ołtarzewie, Marcin Motyka, lat 26, wychowawca na wielu obozach harcerskich. Tak zwaną "kadrę" obozu stanowili nasi parafianie z Powsina: Monika Gładecka, studentka, lat 20 i Michał Sadoch, lat 20, absolwent technikum. Wszystkie wyżej wymienione osoby ukończyły odpowiednie kursy kwalifikacyjne dla wychowawców i otrzymały państwowy certyfikat.
       O obozie można też przeczytać w bieżącym numerze "Wiadomości" w korespondencji napisanej przez jego uczestniczki: Paulinę Osuch i Agatę Przygocką. Warto dodać, że na spotkaniu poobozowym 29 sierpnia uczestnicy zgodnie stwierdzili, że było fantastycznie i że chcieliby razem pojechać jeszcze na inne obozy, na przykład w góry!