Wyszukiwarka wiadomości

1
2
3
4
5
6
[7]
8
9
10
11
12

Wiadomości Powsińskie - lipiec/sierpień 2004

Powsińska nekropolia żołnierzy Armii Krajowej - Zygmunt Karaszewski
Kartka z mojego pamiętnika - Romana Komorowska-Filipiak
Złote gospodynie z Bielawy - Teodozja Placzke
Kogo parafia wysłała do Europy - Tomasz Gutt
Filharmonia wraca do Powsina latem - Tomasz Gutt
Sześć lat w koronie - Tomasz Gutt





Powsińska nekropolia żołnierzy Armii Krajowej

       W bieżącym roku przypada 60. rocznica Powstania Warszawskiego, będąca okazją do szczególnie uroczystych obchodów w Powsinie, tym bardziej że staraniem burmistrza gminy Konstancin – Jeziorna, Pana Marka Skowrońskiego, nasza Nekropolia poddawana jest kapitalnemu remontowi i pracom konserwatorskim. Dlatego też przybliżenie czytelnikom, szczególnie młodym, tej części historii naszej „małej ojczyzny” pozwoli być nie tylko widzami ale i świadomymi uczestnikami uroczystości.
       Na terenie naszym walki powstańcze ustały w pierwszych dniach września, wojska rosyjskie stały na prawym brzegu Wisły, Powsin, Jeziorna i wioski nadwiślańskie opustoszały, mieszkańcy zostali wysiedleni. Funkcję Kościoła parafialnego pełniła w tym czasie kaplica w domu dzisiejszego Ośrodka Wczasów a duszpasterstwo prowadził ks. R. Gawlik. Proboszcz parafii powsińskiej, ks. J.Garwoliński (był proboszczem w latach 1928-1947), przebywał w Piasecznie.
       W drugiej połowie stycznia 1945 r. ucichły walki, front przesunął się na zachód, ludzie zaczęli wracać do swych domów. Rodziny liczyły straty, szukały bliskich i ich grobów – był to czas powojennego chaosu, zamętu i biedy. Mimo tego znaleźli się ludzie – patrioci, oddani sprawie w każdym czasie i sytuacji, których nurtowała myśl, by zebrać i godnie pochować poległych. Miejscem pochówku stała się działka ziemi ofiarowana na ten cel przez hr. Beatę Branicką (ostatnia  na Wilanowie), położona na wprost cmentarza parafialnego i blisko miejsca gdzie 13 marca 1944 r. oddział Dywersji Bojowej V Rejonu "Obroża", dowodzonego przez S.Ł. Milczyńskiego– „Gryfa” wykonał wyrok na kata powiatu warszawskiego - Bujnisa.  
       Bliski koniec zimy zmuszał do szybkiego działania. Już w pierwszych dniach marca w Jeziornie Pan Piotr Szczur – nauczyciel - tworzy „Komitet Ekshumacji i Budowy Pomnika Powstańców”. Członkami Komitetu zostają przedstawiciele rodzin poległych, sekretarz gminy Lucjan Lipień, nauczyciele oraz ks. Bronisław Krasowski – wikariusz w Powsinie i kapelan Domu Sierot w Klarysewie. Dnia 28 marca 1945 r. rozpoczęły się w okolicach Powsina pierwsze ekshumacje  – kto dziś pamięta ten niekończący się a posępny kondukt wozów konnych z trumnami poległych - lecz niepokonanych, ciągnący się od Jeziorny. Nie grały im wtedy surmy bojowe ani nie biły dzwony żałobne, tylko płacz matek i najbliższych i smutek ....
       Zadaniem AK było wyparcie Niemców z rejonu Jeziorna- Konstancin oraz zapewnienie łączności Lasu Kabackiego i Chojnowskiego z walczącą Warszawą. Tu chcę przywrócić pamięć o mniej znanych powstańcach i ich losie.
       2. sierpnia w Kabatach padł Józef Karaszewski, pseudonim Wicher, przy próbie zdobycia stanowiska reflektorów – postrzelony, zmarł na rękach swego kolegi Józka Janka z Powsina. Pochowany w pośpiechu w grobie rodzinnym na cmentarzu parafialnym z niewiadomych przyczyn nie został przeniesiony na cmentarz powstańczy.  Natomiast bracia Stanisław (lat 18) i Tadeusz (lat 19) Kulińscy - podchorążacy, odbywali ze swym oddziałem „Zośka”  ćwiczenia. Złapani i wydani Niemcom przez polską rodzinę (niegodnego wspomnienia nazwiska) ze wsi Latoszki - zostali rozstrzelani 9 maja 1943 r.  i spoczywają razem z powstańcami. Ich śmierć została w krótkim czasie pomszczona.
       Wanda Krystyna Kurelska ps. ”Lala”, sanitariuszka z Warszawskiej Starówki, odznaczona Krzyżem Walecznych miała 21 lat gdy zmarła 6 lipca 1945 r. w Jeziornie Fabrycznej  na skutek odniesionych w powstaniu ran. Ona również została godnie pochowana.
       Stanisław Latoszek syn Stanisława, ps. „Kamień” z Powsina był jednym z czterech Akowców, którzy uratowali w 1941 r. przed konfiskatą dzwon z naszego kościoła – zginął 17 listopada 1945 r. od bratobójczej kuli żołnierza LWP  i pochowany został we wspólnej mogile wraz z powstańcami. Uratowany dzwon stał obok jego trumny w kościele parafialnym w czasie pogrzebu. Był to ostatni pogrzeb na powstańczym cmentarzu.
 Początkowo nad grobami poległych stał, polskim zwyczajem, brzozowy krzyż. Jednakże wielka determinacja Komitetu i niezwykła ofiarność społeczeństwa sprawiły, że już w połowie 1946 r. zgromadzono 750 tys. zł na urządzenie cmentarza – nekropolii godnej bohaterów. Projekt architektoniczny wraz z zadrzewieniem opracowali dwaj inżynierowie - Giertych i Wróblewski z Fabryki Papieru,. Wykonawstwo powierzono inż. Kosińskiemu, Wolskiemu i braciom Książkom z Klarysewa. Prace postępowały szybko przy wydatnej pomocy mieszkańców w formie robocizny.  
       Powstałe dzieło zachwyca pięknem stylu i wymową stylistyki. Prosty, z czarnego granitu Krzyż, białe zwycięskie skrzydła husarskie, u podstawy: Bóg – Honor – Ojczyzna – słowa, hasło, a raczej idea, której byli wierni do końca chłopcy i dziewczęta tamtych lat .....  i dwie bratnie mogiły, całość dopełniają tablice z nazwiskami i datami życia.
       Rok 1947 to początek gromadzenia się czarnych chmur na polskim niebie dla powstańców z opaską AK na ręku. W środę 30 lipca 1947 r. UB aresztowało cały Komitet (w tym ks. Krasowskiego - wikarego) wraz z księdzem Proboszczem z Powsina, razem 22 osoby. Przewiezieni zostali do Głównego Urzędu Bezpieczeństwa pod zarzutem nielegalnych zebrań – spotkań bez zgody  Związku Walczących Polaków (poprzednik ZBOWiD-u). Po 5 godzinach przesłuchań wszystkich odwieziono do domów zaś ks. Krasowskiemu polecono opuścić parafię powsińską.
       3 sierpnia 1947 r. już bez przeszkód pomnik został odsłonięty przez matki, które straciły trzech synów tj. panie Komorowską i Nerkową, w obecności Komendanta Okręgu Warszawskiego AK płk. Radosława. Poświecenia dokonał ks. Konstanty Kostrzewski – proboszcz w Powsinie (w latach 1947-1963) przy udziale księży Krasowskiego i Paciorkowskiego z Jeziorny Fabrycznej. Była to największa powojenna manifestacja o charakterze religijno-patriotycznym. Wzięło w niej udział kilka tysięcy ludzi, dwie orkiestry, liczne poczty sztandarowe wtedy jeszcze działających organizacji prawicowych oraz około 100 harcerzy.
       Ten skrawek powsińskiej ziemi to swoisty relikwiarz historii naszej ojczyzny, obok którego nie można przechodzić obojętnie:
Polski, Polsko
Kto Ciebie chciał?....
Nie pytaj, czy chcących było wielu –
Żołnierskie policz groby
od Powsina poprzez Warszawę aż po Wawel.

Zygmunt Karaszewski




Kartka z mojego pamiętnika

       Sześćdziesiąt lat temu wydarzyła się wielka tragedia, która dotknęła wielu Polaków. Nadzieja i upadek powstania warszawskiego. Mimo upływu lat nadal jest obecna wśród nas.
       Wiele jest pięknych kart w historii Polski, bo Polacy cenili honor, kochali ojczyznę i wiązali swe losy z Bogiem. Piękny powsiński pomnik jest tego dowodem. Społeczność docenia ludzi, dla których te ideały były i są ważniejsze niż życie.
       Zawsze 1 sierpnia o godz. 17 jestem z rodziną w Powsinie, by jako Polka oddać cześć patriotom, których ciała złożono w tych mogiłach, i jednocześnie jako córka Tadeusza Komorowskiego uszanować wysiłek i poświęcenie życia mojego ojca, jego dwóch braci i kolegów.
       Tu w Powsinie historia naszej ojczyzny tak weszła w moje życie, że nie potrafię natrzeć zimnym okiem historyka na Powstanie Warszawskie. Patrzę oczami córki, która nie pamięta swojego ojca, oczami wnuczki wychowanej w domu żałoby. Należę do pokolenia dzieci widzących ból i rozpacz swoich najbliższych. Przeżycia mojej rodziny wydają się niemal nierzeczywiste dla ludzi żyjących w czasach pokoju. Jednak to prawdziwa historia, która miała miejsce na terenie dzisiejszego Konstancina-Jeziorny dnia 1. sierpnia 1944 r.
       W tym dniu mój ojciec Tadeusz i jego bracia - Kazimierz i Stanisław - wykonali rozkaz. O godz. "W" stawili się do dyspozycji.
       W przededniu, w domu moich Dziadków przy ul. Stawowej, odbyło się spotkanie, w którym uczestniczyła też moja Babcia. Usłyszała wtedy dyspozycję: jeżeli przyjdzie rozkaz, mają na dowódcę czekać pół godzi¬ny. Po tym czasie mój ojciec przejmuje dowództwo i ruszają.
       Rozkaz przyszedł 1 sierpnia 1944 r. o godz. 15:00. W ogrodzie Dziadków pełnym kwiatów zebrał się kwiat okolicznej młodzieży. Znali rozkaz. Czekali. Nerwowo patrzyli na zegar. Jednak dowódca nie przyszedł. W takiej sytuacji wyruszyli. Nikt chyba bardziej nie przeżywał tej chwili niż moi Dziadkowie, którzy stali się rodzicami wszystkich, żegnali, błogosławili i pła¬kali. Wiedzieli, jakie zadanie mają wykonać ci młodzi ludzie.
V rejon "Obroży" miał zablokować trasę Jeziorna - Warszawa i Jeziorna - Góra Kalwaria. Tak zapisano w "Rejestrze obiektów wyznaczonych do opanowania w czasie powstania" pod nr 56. Mieli rozkaz odwrócić uwagę Niemców od centrum Warszawy i dołączyć do zgrupowania.
       Oni wykonali rozkaz. Mój ojciec miał świadomość niedostatków w uzbrojeniu i konsekwencji wykonania rozkazu. Wiedział o śmiertelnym niebezpieczeństwie, ale czuł się żołnierzem. A żołnierz nie analizuje rozkazów. Byli to ludzie wychowani w poszanowaniu tradycji niepodległościowych, dla których istniały sprawy warte poświęcenia życia. Przysięgali przecież:
" W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny (...) na Święty Krzyż (...) być wiernym Ojczyźnie mej (...) stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie z niewoli walczyć ze wszystkich sił aż do ofiary mego życia ..."
       Szesnastoletniego Stasia moi Dziadkowie zamknęli w pokoju. Gdy wrócili z ogrodu zastali otwarte okno. Babcia wyjrzała, a Staś pomachał z daleka i krzyknął: - "Mamusiu, muszę ... ale wrócę!" - i to był ostatni widok syna. 1. sierpnia 1944 r. zginęli wszyscy.
       Tu w opowiadaniach Dziadków następowała cisza. Raz tylko usłyszałam od Babci, co było później. Któż może wyobrazić sobie ból i rozpacz po stracie dzieci. O śmierci swoich synów dowiedziała się jednego dnia. Rano o Stasiu, w południe o Kazimierzu, a wieczorem o Tadeuszu.
       Dziadkowie nigdy nie umieli pogodzić się ze stratą dobrze zapowiadających się dzieci. Studiowali, uczyli się. Byli ich radością i nadzieją. Jednak rozumieli ich tragiczny los związany z obowiązkiem.
W domu moich Dziadków, a dziś także u mnie jest zdjęcie trzech chłopców przepasane biało - czerwoną szarfą. Dla Mojej rodziny to wzór, to bohaterowie.
       Coroczny udział w uroczystościach powstańczych pozwalał mi widzieć historię niespaczoną. Śmierć bliskich zmusza do refleksji. Pod krzyżem z husarskimi skrzydłami w Powsinie są mogiły tych, którzy przez pewien czas należeli do pokolenia przegranych, przegranych w czasie okupacji i przegranych po wojnie. Jeden z nich, Krzysztof Kamil Baczyński pisał, iż "przemierzyli najwstydliwsze z ludzkich dróg" - wojnę i "powycinali łzami ścieżki swego życia". A inny poeta dodaje, że ich życie to : "garść strachu / wiór niedokończonych marzeń / skrzynia złotych serc"
       I do tych brylantów okupacyjnego społeczeństwa należeli uczestnicy Powstania Warszawskiego. I mój ojciec i jego bracia.
       Dla uczestników Powstania piekło wojny nie skończyło się wraz z wiwatami kończącymi II wojnę światową w 1945  r. Dziś wiemy, że można człowieka zabić, ale to nie wystarczyło. Chciano skazać swoich przeciwników na zapomnienie. Jednak pomnik stał, a oni w tych mogiłach stali na straży. Przypominali o prawdzie i o hierarchii wartości. Było to miejsce spotkań ludzi, którzy się nie poddali. Pomnik stał się niemą lekcją historii prawdziwej. Bez słów i salw. Fakty musiały wystarczyć. Później każda uroczystość sierpniowa to nadzieja i przykład niepogodzenia się z niewolą, krzyk o polskość, nasze tradycje oparte od wieków na wartościach chrześcijańskich.
       Jestem dumna z mojego ojca i jego braci. Cenię swoich Dziadków, Salomeę i Romana Komorowskich za to, że przyczynili się do budowy pomnika. Ze wzruszeniem wspominam ich opiekę nad zielenią.
Są obrazy, które jak kadr filmu są ciągle żywe. Oto ja - mała dziewczynka - siedzę na kolanach Babci w powsińskim kościele. Babcia płacze, a Dziadek milczy. Pośrodku kościoła czarnym całunem nakryta trumna.
Pamiętam wilgotny, ale ciepły dzień w lipcu. Ja, jeszcze dziecko, nakryta pelerynką, patrzyłam jak Babcia wytycza kształt zielonego "krzyża walecznych" na środku mogił. A potem razem z paniami-matkami sadzą krzewy bukszpanu. Dziś, patrząc na zielony krzyż, zawsze widzę moich Dziadków i słyszę tę ciszę, bo na mogiłach w Powsinie nigdy nie rozmawialiśmy. A ja wtedy nie rozumiałam, dlaczego Dziadkowie płaczą.
Zawsze chcieli, by godnie uczcić rocznicę śmierci synów i ich kolegów. Najpierw msza, a potem w pochodzie z kwiatami do mogił. Babcia przez wiele lat organizowała to święto, później przejęła ten obowiązek pani Barbara Kulińska i koledzy kombatanci.
       Wybuch powstania brzmiał w uszach świata. Mimo osamotnienia i nie¬chęci nie można wymazać z pamięci faktów. Ich śmierć - to niemy krzyk do nas, żyjących, który umacniał nas w nadziei, dawał: wiarę i przypominał.
       Z roku na rok na uroczystość sierpniową przychodziło coraz więcej ludzi. Ten udział rozumiem jako szacunek dla tych, którzy zapłacili najwyższą cenę za swoje ideały.
       Swoją kartkę z pamiętnika poświęcić chcę swoim Dziadkom, Salomei i Romanowi Komorowskim, którzy nie wahając się oddali swoje Dzieci na służbę Ojczyźnie.

Romana Komorowska-Filipiak

powrót na górę strony



Złote gospodynie z Bielawy
       „Członkiniom Koła Gospodyń Wiejskich w Bielawie świętującym złoty jubileusz działalności, udzielam pasterskiego błogosławieństwa i ofiaruję pamiątkowy medal papieski. Z całego serca życzę, by praca podejmowana dla dobra lokalnej społeczności służyła także budowaniu wspólnoty parafialnej w duchu jedności Chrystusowej”
Józef Kardynał Glemp
Prymas Polski


       List tej treści, skierowany do obecnych członkiń Koła Gospodyń Wiejskich w Bielawie wraz z pamiątkowym medalem, został wręczony podczas uroczystości VI rocznicy  koronacji Obrazu Matki Bożej Tęskniącej w dniu 28 czerwca 2004.
       Koło, liczące początkowo 30 kobiet, powstało 25 czerwca1954 r. z inicjatywy Pani Marii Pyzel, która została wybrana pierwszą przewodniczącą.
        W okresie kilku dziesięcioleci młode, aktywne gospodynie organizowały coroczne dożynki i częste zabawy ludowe, z których dochód przeznaczano na różne inicjatywy społeczne, w szczególności na budowę Domu Ludowego, który służy mieszkańcom do dziś.
       W Bielawie działał Klub Rolnika, organizowano wycieczki krajoznawcze, prelekcje lekarzy, kursy gotowania i szycia. Powstał zespół śpiewaczy, który występował z ludowym repertuarem i w oryginalnych strojach „wilanowskich”, nie tylko na miejscowych  uroczystościach, ale również w Warszawie i okolicznych miejscowościach.
       Koło Gospodyń, ale i pozostali mieszkańcy Bielawy, w szczególny sposób działają w rożnej formie na rzecz naszego kościoła i parafii. Sądzę, że przede wszystkim dla uznania tej  wrażliwości mieszkańców Bielawy na sprawy wspólnoty parafialnej, a w szczególności za czynny udział w przygotowywaniu uroczystości kościelnych oraz obchodów kolejnych rocznic koronacji Obrazu Matki Bożej Tęskniącej, ks. Proboszcz rekomendował Koło Gospodyń z Bielawy do wyróżnienia przez ks. Prymasa.
        Członkiniom Koła, na ręce obecnej przewodniczącej Pani Hanny Kiełbiewskiej, składamy gratulacje mając nadzieję, że skoro przetrwały razem w tak burzliwych czasach przez pół wieku, umocnione obecnie błogosławieństwem ks. Prymasa znajdą sposób i płaszczyznę działania w zmieniającej się rzeczywistości.
       Świat integruje się w wymiarze gospodarczym i politycznym, natomiast same społeczeństwa przechodzą proces atomizacji. Znany socjolog prof. Edmund Wnuk-Lipiński stwierdza: „Większość ludzi żyje w tradycyjnym otoczeniu, a swoje poczucie tożsamości czerpie właśnie ze sposobu pojmowania spraw duchowych i z religii. W odpowiedzi na unifikujący się świat, tworzą się środowiska lokalne, wynikające z potrzeby osobistych więzi z otoczeniem” (Dialog cywilizacji – 2.VI.2004 ). To budzi nadzieję, że ludzie zawsze będą się organizowali dla dobra wspólnego, wszak nie od dziś wiadomo, że w jedności siła.

Teodozja Placzke




Kogo parafia wysłała do Europy

       Klaus Bachman, korespondent "Stuttgarter Zeitung" w Warszawie, usprawiedliwiał niską frekwencję w wyborach do Parlamentu Europejskiego tym, że "w ustabilizowanych demokracjach obywatele nie angażują się w sprawy pragmatyczne, techniczne, mało widowiskowe i o małym znaczeniu symbolicznym". To prawda, że Parlament Europejski nie ma kompetencji, które moglibyśmy odczuć dotkliwie lub zbawiennie w naszym codziennym życiu. Ale zakwestionować symbolicznego wymiaru tych pierwszych w historii Polski demokratycznych wyborów do wspólnego europejskiego parlamentu chyba nie można. A jednak.
       Wskazuje na to liczba mieszkańców z terenu naszej parafii, którzy w dniu wyborów nie znaleźli czasu na pójście do lokali wyborczych. Urny były dwie, jedna w Bielawie, jedna w Powsinie. Jeśli przypomnimy sobie frekwencję z referendum w ubiegłym roku, to tegoroczne wybory pokazują dość trwałą tendencję. Sceptyczna Bielawa - 25 procent frekwencji, aktywny Powsin - 41 procent. W obu lokalizacjach zdecydowanie zwyciężyło Prawo i Sprawiedliwość, na drugim miejscu była Unia Wolności, na trzecim Platforma Obywatelska. Dopiero na czwartym miejscu zaczęło się różnicowanie - Powsin bardziej "wrażliwy społecznie" (SdPL) a Bielawa  tradycyjna i religijna (LPR). Samoobrona i inne ugrupowania oraz listy wyborcze nie odegrały istotnej roli.
       Patrząc na nazwiska kandydatów, którzy otrzymali największą liczbę głosów, można jednak odnieść wrażenie, że wyborcy często nie stosowali kryteriów partyjnych, ale starali się wyobrazić sobie kandydata w jego przyszłej roli i wybrać takiego, który do tej roli pasuje. Stąd odpadły z konkurencji listy z anonimowymi osobami bez nazwisk i osobowości, a niespodziewanie lista UW została wypromowana tak wysoko. Każdy z łatwością potrafił sobie wyobrazić lidera tej listy za mównicą w Strassburgu. Czy lubił go, czy nie. Przeciwny efekt zanotowała PO, której lider był przez ostatni rok skutecznie zohydzany publiczności przez media i konkurencyjne ugrupowania polityczne. To chyba błąd PO, który zemścił się na niej, przynajmniej w Powsinie i Bielawie.
       Na szczęście te wybory mamy już za sobą. Co dalej?

Wyniki wyborów w lokalach na terenie parafii powsińskiej

  Razem Powsin Bielawa
Liczba uprawnionych 2590 1269 1321
Liczba głosujących 855 522 333
SdPl 100 70 30
UW 153 102 51
Samoobrona 46 24 22
SLD-UP 23 13 10
PSL 25 10 15
UPR 29 18 11
PO 140 95 45
PiS 216 118 98
LPR 88 55 33
Głosów ważnych 820 505 315
Frekwencja 33,0% 41,1% 25,2%

            
  Powsin Bielawa Razem kandydaci
Rosati 69 29 98
Geremek 97 46 143
Piskorski 56 21 77
Kamiński 84 70 154
Wierzejski 34 19 53

Tomasz Gutt

powrót na górę strony



Filharmonia wraca do Powsina latem

       Latem ubiegłego roku, dzięki staraniom władz dzielnicy Wilanów, mieszkańcy i goście Powsina mieli okazję wysłuchać w naszym kościele szeregu koncertów muzyki klasycznej w wykonaniu najlepszych instrumentalistów i wokalistów, wychowanków i kadry dydaktycznej Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Jesienią działalność koncertowa zapadła w zimowy sen, ale oto z początkiem lata "Filharmonia Powsińska" znowu otwiera swoje podwoje. W gościnnym dla artystów Sanktuarium Matki Bożej Tęskniącej zaplanowano cztery koncerty, które na pewno przypadną wszystkim do gustu. Program zamieszczamy poniżej.
       Pierwszy koncert, w niedzielę 11 lipca, poświęcony będzie klarnetowi, instrumentowi dętemu drewnianemu, stroikowemu, o pięknej, gardłowej, uwodzącej barwie. Nic dziwnego, że głosowi klarnecisty nie oprze się serce żadnej muzykalnej kobiety. Wystąpi kwartet klarnetowy "Claribet", założony przez czterech lubelskich muzyków, którzy po ukończeniu Akademii Muzycznych w Gdańsku, Wrocławiu, Bydgoszczy i Warszawie powrócili do swojego miasta. Obecnie prowadzą działalność koncertową jako muzycy Filharmonii Lubelskiej oraz pedagogiczną w szkołach muzycznych Lublina.
       Repertuar zespołu obejmuje zarówno kompozycje pisane specjalnie na kwartet klarnetowy np. A. Wakefielda - Cassing Around, P. Harveya ¬Quartet, J. Wilsona - Four Ebony, E.Cartera - Canonic Suite, J.Absila -Quatuor, jak i aranżacje utworów kompozytorów muzyki poważnej np. G.F.Haendla, J.S.Bacha, W.A.Mozarta, L.van Beethovena, A.Dworzaka, C.Debussy'ego, P.Czajkowskiego, S.Prokofiewa, N.Paganiniego, F. Farkas'a, J.Straussa, G.Bizeta, E.Griega, L.Bersteina i in.
       Oddzielną grupę wykonywanych kompozycji stanowią opracowania utworów muzyki rozrywkowej takich kompozytorów jak D.Ellington, G.Gershwin, I.Berlin, C.Jobim, S.Joplin, A.Piazzola, W.C.Handy,  H.Mancini, G.Jenkins, L McCarty czy P.Nagle.
       Zespół brał udział m. in. w prezentacji Województwa Lubelskiego podczas "Tygodnia Polskiego 200l" w Meklemburgii - koncert inauguracyjny na Zamku w Schwerinie (Niemcy), VI Międzynarodowym Festiwalu Organowym -    Lublin 2002, XV Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej Radom - Orońsko Lato 2002, oraz VIII Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej - Jędrzejów (Opactwo Cystersów). Uczestniczył w XIX Festiwalu "Muzyka w Zamkach i Miastach Śląska - Moszna 2003, Letnich Wieczorach Muzycznych w Kazimierzu nad Wisłą 2003, w Letnich Koncertach Kameralnych w Puławach oraz w cyklu koncertowym "Niedziela z muzyką u św. Mateusza" w Łodzi ¬2003. Brał udział w prezentacji kultury polskiej w Szwecji (Falun 2003). Koncertował na Zamku Królewskim w Warszawie. Dokonał również kilku nagrań dla TV Lublin. Regularnie występuje w Pałacu Małachowskich w Nałęczowie.
       Organizatorzy i sponsorzy Filharmonii Powsińskiej serdecznie zapraszają i życzą niezapomnianych wrażeń.

Tomasz Gutt

powrót na górę strony


Sześć lat w koronie

       Jak co roku, ten dzień traktujemy jako wielkie święto parafii. 28 czerwca, rocznica koronacji cudownego obrazu Maryi Tęskniącej. W tym roku święto było nieco skromniejsze, nie przyjechał tym razem ks. Prymas, ale było równie udane jak poprzednie.
       Na wstępie strażacy i Koło Gospodyń  z Bielawy, niezawodne Bractwo Trójcy Przenajświętszej oraz Przedstawiciele Kółek Różańcowych przeszli procesją z Cudownym Obrazem z kościoła do ołtarza polowego na zewnątrz kościoła. Uroczystej Mszy Św. dziękczynnej za koronację przewodniczył ks. Jan Sobótka CM z kościoła Św. Krzyża w Warszawie, a homilię wygłosił ks. Piotr Pawlukiewicz, wykładowca w Seminarium Duchownym.        Podczas mszy zabrzmiały śpiewy na góralską nutę. Przez chwilę poczułem się jak na mszy w słynnym kościele na Toporowej Cyrhli pod Zakopanem, gdzie odprawia się msze w góralskich ornatach przy wtórze góralskiej muzyki. Właśnie zaczynają się wakacje, więc jeśli ktoś jedzie w tym roku do Zakopanego, to szczerze polecam wizytę w tamtej świątyni. Ale całość oprawy, jak zwykle, zawdzięczamy chórowi parafialnemu pod dyrekcją p. Tadeusza Zwierzchowskiego.
       Gospodynie z Bielawy odebrały medal przyznany im przez ks. Prymasa z okazji pięćdziesiątej rocznicy działalności ich koła, o czym mieliśmy okazję pisać szerzej w tym numerze Wiadomości.
       A po mszy górale z zespołu "Ślebodni" czyli "wolni, swobodni" przenieśli nas na Podhale swoim żywiołowym, pięknym śpiewaniem i tańcami prawdziwie "ślebodnimi".
       Na zakończenie, tradycyjnie, różaniec i Apel Jasnogórski, po którym nastąpił powrót z obrazem do kościoła. Pogoda dopisała, pielgrzymi też, więc w przyszłym roku znowu spotkamy się w tym miejscu, aby świętować następną rocznicę.

Tomasz Gutt